[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Helen Brooks
Święta w rezydencji
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Imponujące, pomyślała Kay, stąpając po puszys
tym dywanie w recepcji. Utrzymane w pastelowych
odcieniach żółci i czerwieni wnętrza urządzono
z dyskretnym przepychem. Każdy, najdrobniejszy
nawet detal idealnie harmonizował z ogólnym wy
strojem.
Przeszklona winda zabrała Kay na górę do biura
samego „wielkiego szefa".
Przemierzywszy holl, zapukała do drzwi z napi
sem: „Jenna Wright, asystentka Mitchella Greya".
Nim weszła do środka, zaczekała, aż kobieta za
szybą podniesie głowę znad ekranu komputera. Se
kretarka nie raczyła odwzajemnić powitalnego
uśmiechu. Zimne oczy obrzuciły przybyłą niechęt
nym spojrzeniem.
- Mam pilną przesyłkę dla pana Greya - ode
zwała się Kay, dostosowując ton do oschłego po
witania.
Damulka zza biurka ograniczyła się do wyciąg
nięcia dłoni. Zrobiła to z wyższością, której nie
powstydziłby się zarządca na plantacji bawełny,
poganiający niewolników.
6
HELEN BROOKS
Panna Wright sądziła zapewne, że zniżanie się
do rozmowy ze zwykłym posłańcem urągałoby
jej godności. Kay skrzywiła się z niesmakiem i wsu
nęła kopertę do zakończonej czerwonymi szponami
dłoni, która zawisła wyczekująco w powietrzu. Po
kryte szkarłatną szminką wąskie usta, o dziwo,
przemówiły:
- Niech pani zaczeka na zewnątrz. Pan Grey
musi sprawdzić, co to jest.
Urocze. Wprost czarujące. Dziewczyna odwróci
ła się na pięcie i bez słowa wyszła na korytarz.
Czuła, że jej policzki płoną. Lepiej będzie, jeśli
trochę ochłonie, zanim wróci do tej jędzy. Usiadła
na kanapie dla gości, odruchowo sięgając po koloro
we czasopismo. Szanowna asystentka będzie mu
siała się tu po nią pofatygować!
Rozdrażniona Kay zagłębiła się w lekturze. Zain
teresował ją artykuł o kobiecie, która po latach walki
z otyłością zdecydowała się na częściową resekcję
żołądka. Bohaterce udało się wrócić do rozmiaru M.
Nosiła go, zanim po tragicznej śmierci dwójki dzieci
opuścił ją mąż. Po zabiegu znalazła nowego męż
czyznę i odzyskała dawną pewność siebie. Kay
uśmiechnęła się z satysfakcją, czytając zakończe
nie, gdy nagle uświadomiła sobie, że nie jest sama.
Uniosła głowę i... zamarła. Spodziewała się zo
baczyć „wytapetowane" oblicze asystentki.
- Ciekawe? - usłyszała rozbawiony męski głos.
Mężczyzna był wysoki i zabójczo przystojny,
ŚWIĘTA W REZYDENCJI
7
dojrzały. Miał czarne włosy i przenikliwe szaro-
niebieskie oczy, które zdradzały pewność siebie.
Jego szczupła wysportowana sylwetka przykuwała
wzrok. Kay poczuła się onieśmielona samą obec
nością tego mężczyzny. Dosłownie ją zamurowało.
- Sss... słucham? - zdołała wydukać, rumieniąc
się jak pensjonarka.
- Pytałem o gazetę - zniecierpliwił się, jakby
rozmawiał z mało rozgarniętym dzieckiem. - Za
stanawiam się, co panią tak wciągnęło. Jakiś ostatni
- krzyk mody? A może kącik porad?
Protekcjonalny uśmieszek i pobłażliwy ton po
działały na Kay jak zastrzyk adrenaliny. Poderwaw
szy się na równe nogi, odrzuciła na bok pasmo
gęstych kasztanowobrązowych loków.
Dawno zrezygnowała z prób zapanowania nad
niesforną fryzurą. Jej włosy nie poddawały się żad
nym zabiegom. Ilekroć usiłowała je uładzić, wymy
kały się spod kontroli, pozostawiając wrażenie
kompletnego nieładu.
- Rozczaruję pana - odparowała lodowato. -
Ani jedno, ani drugie. Ot, po prostu kolejny artykuł
utwierdził mnie w przekonaniu, że mężczyźni to
skończone świnie. Chociaż... Po namyśle dochodzę
do wniosku, że to porównanie jest wyjątkowo krzyw
dzące dla świń. Znacznie lepsze byłoby określenie
- kanalie.
Zszokowała go. Odnotowała z satysfakcją, że
zanim przemówił, musiał dwa razy zamrugać.
8
HELEN BROOKS
- Taaak. - W jego głosie nie było już słychać
rozbawienia. - Rozumiem, że to pani jest doręczy
cielem przesyłek?
- Tak, to ja - potwierdziła chłodno, uprzytam
niając sobie, że ma do czynienia z prezesem we
własnej osobie.
Serce zaczęło jej mocniej bić.
Nie odzywał się chwilę. Wszystko wyczytała
w jego spojrzeniu. Zdawała sobie sprawę, że przy
filigranowej figurze i niskim wzroście nie wyglą
da na typowego gońca. Na szczęście zajmowała
się wyłącznie dostarczaniem dokumentów, listów
oraz paczek o niewielkich gabarytach. Nie po
trzebowała muskułów atlety. Za narzędzie pracy
wystarczał jej stary, lecz niezawodny motocykl,
dzięki któremu udawało się omijać największe
korki.
- Jak długo pracuje pani dla firmy Sherwood
Delivery?
- Od trzech lat, czyli od czasu, gdy ją założyłam
- powiedziała dobitnie, próbując ukryć nutkę zado
wolenia w głosie.
Tym razem nie drgnęła mu nawet powieka, co
- przyznała niechętnie - świadczyło o dużym opa
nowaniu. Mimo wszystko była pewna, że znowu go
zaskoczyła. Wpatrywał się w Kay intensywnie spod
przymrużonych powiek, po czym podszedł zdecy
dowanym krokiem do miejsca, w którym stała.
Natychmiast poczuła się malutka. Nie było to
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl jajeczko.pev.pl
Helen Brooks
Święta w rezydencji
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Imponujące, pomyślała Kay, stąpając po puszys
tym dywanie w recepcji. Utrzymane w pastelowych
odcieniach żółci i czerwieni wnętrza urządzono
z dyskretnym przepychem. Każdy, najdrobniejszy
nawet detal idealnie harmonizował z ogólnym wy
strojem.
Przeszklona winda zabrała Kay na górę do biura
samego „wielkiego szefa".
Przemierzywszy holl, zapukała do drzwi z napi
sem: „Jenna Wright, asystentka Mitchella Greya".
Nim weszła do środka, zaczekała, aż kobieta za
szybą podniesie głowę znad ekranu komputera. Se
kretarka nie raczyła odwzajemnić powitalnego
uśmiechu. Zimne oczy obrzuciły przybyłą niechęt
nym spojrzeniem.
- Mam pilną przesyłkę dla pana Greya - ode
zwała się Kay, dostosowując ton do oschłego po
witania.
Damulka zza biurka ograniczyła się do wyciąg
nięcia dłoni. Zrobiła to z wyższością, której nie
powstydziłby się zarządca na plantacji bawełny,
poganiający niewolników.
6
HELEN BROOKS
Panna Wright sądziła zapewne, że zniżanie się
do rozmowy ze zwykłym posłańcem urągałoby
jej godności. Kay skrzywiła się z niesmakiem i wsu
nęła kopertę do zakończonej czerwonymi szponami
dłoni, która zawisła wyczekująco w powietrzu. Po
kryte szkarłatną szminką wąskie usta, o dziwo,
przemówiły:
- Niech pani zaczeka na zewnątrz. Pan Grey
musi sprawdzić, co to jest.
Urocze. Wprost czarujące. Dziewczyna odwróci
ła się na pięcie i bez słowa wyszła na korytarz.
Czuła, że jej policzki płoną. Lepiej będzie, jeśli
trochę ochłonie, zanim wróci do tej jędzy. Usiadła
na kanapie dla gości, odruchowo sięgając po koloro
we czasopismo. Szanowna asystentka będzie mu
siała się tu po nią pofatygować!
Rozdrażniona Kay zagłębiła się w lekturze. Zain
teresował ją artykuł o kobiecie, która po latach walki
z otyłością zdecydowała się na częściową resekcję
żołądka. Bohaterce udało się wrócić do rozmiaru M.
Nosiła go, zanim po tragicznej śmierci dwójki dzieci
opuścił ją mąż. Po zabiegu znalazła nowego męż
czyznę i odzyskała dawną pewność siebie. Kay
uśmiechnęła się z satysfakcją, czytając zakończe
nie, gdy nagle uświadomiła sobie, że nie jest sama.
Uniosła głowę i... zamarła. Spodziewała się zo
baczyć „wytapetowane" oblicze asystentki.
- Ciekawe? - usłyszała rozbawiony męski głos.
Mężczyzna był wysoki i zabójczo przystojny,
ŚWIĘTA W REZYDENCJI
7
dojrzały. Miał czarne włosy i przenikliwe szaro-
niebieskie oczy, które zdradzały pewność siebie.
Jego szczupła wysportowana sylwetka przykuwała
wzrok. Kay poczuła się onieśmielona samą obec
nością tego mężczyzny. Dosłownie ją zamurowało.
- Sss... słucham? - zdołała wydukać, rumieniąc
się jak pensjonarka.
- Pytałem o gazetę - zniecierpliwił się, jakby
rozmawiał z mało rozgarniętym dzieckiem. - Za
stanawiam się, co panią tak wciągnęło. Jakiś ostatni
- krzyk mody? A może kącik porad?
Protekcjonalny uśmieszek i pobłażliwy ton po
działały na Kay jak zastrzyk adrenaliny. Poderwaw
szy się na równe nogi, odrzuciła na bok pasmo
gęstych kasztanowobrązowych loków.
Dawno zrezygnowała z prób zapanowania nad
niesforną fryzurą. Jej włosy nie poddawały się żad
nym zabiegom. Ilekroć usiłowała je uładzić, wymy
kały się spod kontroli, pozostawiając wrażenie
kompletnego nieładu.
- Rozczaruję pana - odparowała lodowato. -
Ani jedno, ani drugie. Ot, po prostu kolejny artykuł
utwierdził mnie w przekonaniu, że mężczyźni to
skończone świnie. Chociaż... Po namyśle dochodzę
do wniosku, że to porównanie jest wyjątkowo krzyw
dzące dla świń. Znacznie lepsze byłoby określenie
- kanalie.
Zszokowała go. Odnotowała z satysfakcją, że
zanim przemówił, musiał dwa razy zamrugać.
8
HELEN BROOKS
- Taaak. - W jego głosie nie było już słychać
rozbawienia. - Rozumiem, że to pani jest doręczy
cielem przesyłek?
- Tak, to ja - potwierdziła chłodno, uprzytam
niając sobie, że ma do czynienia z prezesem we
własnej osobie.
Serce zaczęło jej mocniej bić.
Nie odzywał się chwilę. Wszystko wyczytała
w jego spojrzeniu. Zdawała sobie sprawę, że przy
filigranowej figurze i niskim wzroście nie wyglą
da na typowego gońca. Na szczęście zajmowała
się wyłącznie dostarczaniem dokumentów, listów
oraz paczek o niewielkich gabarytach. Nie po
trzebowała muskułów atlety. Za narzędzie pracy
wystarczał jej stary, lecz niezawodny motocykl,
dzięki któremu udawało się omijać największe
korki.
- Jak długo pracuje pani dla firmy Sherwood
Delivery?
- Od trzech lat, czyli od czasu, gdy ją założyłam
- powiedziała dobitnie, próbując ukryć nutkę zado
wolenia w głosie.
Tym razem nie drgnęła mu nawet powieka, co
- przyznała niechętnie - świadczyło o dużym opa
nowaniu. Mimo wszystko była pewna, że znowu go
zaskoczyła. Wpatrywał się w Kay intensywnie spod
przymrużonych powiek, po czym podszedł zdecy
dowanym krokiem do miejsca, w którym stała.
Natychmiast poczuła się malutka. Nie było to
[ Pobierz całość w formacie PDF ]