[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Mar
y
Lynn
Baxter
Idealna para
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Gdy Grant Wilcox wysiadł ze swojej ciężarówki, natknął
się na Harveya Triptona, kierownika poczty, wychodzącego
z kawiarni „Przekąś i popij". Harvey powitał go uśmiechem.
- No, czas na pierwszą wizytę, co? A może już kolejną?
Grant spojrzał niepewnie.
- O czym ty mówisz?
- Nowa laska w miasteczku.
- Rozumiem, że chodzi ci o nową kobietę?
- Właśnie - odparł Harvey, kiwając głową z uśmiechem.
Najwyraźniej nie widział nic niestosownego w swojej termi
nologii. - Prowadzi ten interes zamiast Ruth.
Że też musiał trafić akurat na Harveya, największego plot
karza, westchnął Grant. Wzruszył ramionami.
- To rzeczywiście coś nowego, bo nie byłem tu na kawie
przez jakiś czas.
- Nie pożałujesz, gdy ją zobaczysz.
- Wątpię - odpowiedział Grant cierpko.
- No, chyba jeszcze nie umarłeś, Wilcox?
- Daj mi spokój, okej? - Grant był już poirytowany.
- Jest super - nie dawał za wygraną Harvey. - O niebo lep
sza niż te wszystkie tutejsze.
- Po co mi to opowiadasz? - spytał znudzony Grant.
Harvey mrugnął porozumiewawczo i klepnął go po plecach.
-Myślałem, że może się zainteresujesz, bo ty jedyny
w okolicy nie masz żony ani stałej dziewczyny. Wiesz, co
mam na myśli.
Przez moment Grant miał ochotę dać mu w nos. Harvey
nie był jedynym, który go chciał swatać. Pewnie, że miał cza
sem ochotę na jakąś gorącą kobietę w łóżku, ale wszelka myśl
o trwałym związku przyprawiała go o ciarki. Po raz pierw
szy życie wydało mu się dobre, zwłaszcza w miasteczku Lane
w Teksasie. Robił to, co kochał: kręcił się po lasach, ścinając
drzewa, co miało mu przynieść sporo pieniędzy.
Poza tym nie był gotów na to, żeby się ustatkować. Miał
naturę wędrowca. Nigdy nie wiedział, kiedy znowu najdzie
go ochota, żeby się gdzieś przenieść, a wtedy co? Uziemiony.
Nie, to nie dla niego, przynajmniej na razie.
- Chcesz, żebym z tobą wszedł i cię przedstawił?
Grant zacisnął zęby i odparował:
- Dzięki, ale jeśli idzie o kobiety, sam sobie radzę. - Spoj
rzał wymownie na zegarek. - Jestem pewny, że czekają na
ciebie klienci.
Harvey mrugnął.
- Mam cię.
Gdy tylko zniknął z pola widzenia, Grant przyspieszył
kroku, zmierzając do „Przekąś i popij".
Kelly Baker wyszorowała ręce w gorącej wodzie, przygry
zając wargę. Wystawiała ciastka do frontowej witryny i była
pewna, że ubrudziła się kremem po łokcie.
Odkąd trzy tygodnie temu znalazła się w tym małym
miasteczku Lane, wciąż zadawała sobie pytanie, czy przy
padkiem nie upadła na głowę. Znała jednak odpowiedź, któ
ra brzmiała: nie. Jej kuzynka, Ruth Perry, potrzebowała po-
mocy, więc Kelly przyjechała, podobnie jak Ruth przyszła jej
z pomocą po tragicznym wypadku, który na zawsze zmienił
życie Kelly.
Kelly spojrzała na swoje ręce, jeszcze niedawno gładziut-
kie, z pięknie pomalowanymi paznokciami, a teraz pomar
szczone jak wymoczone śliwki. Westchnęła, przypominając
sobie, jak tu będzie za chwilę, kiedy lokalik wypełni się tłu
mem ludzi, co dziwnie brzmiało, zważywszy na to, jak małe
było to miasteczko.
Ruth, niewiele inwestując, stworzyła w tym dwutysięcz
nym miasteczku lokalik, w którym podawano różne rodza
je kawy, ciasta, zupy i kanapki. Szybko stał się popularny
i już przynosił niewielki zysk. „Przekąś i popij" zyskał opi
nię miejsca, w którym należało być, więc cieszyła się, że jest
w miejscu, gdzie coś się dzieje. Nie lubiła samotnych wie
czorów, gdy wracała do domku Ruth po zamknięciu lokalu.
Mimo że była potwornie zmęczona, nie mogła zasnąć. Na
szczęście niedługo, kiedy już spłaci dług wdzięczności wobec
Ruth i kuzynka wróci, Kelly będzie mogła z powrotem za
mieszkać w swoim domu w Houston, gdzie było jej miejsce.
Niestety jej życie tam nie było w niczym lepsze. W prze
ciwnym razie nie dałaby się namówić na przyjazd tutaj.
- Telefon do ciebie, Kelly.
Podniosła słuchawkę i usłyszała radosny głos Ruth.
- Cześć, kotku, jak leci?
- Jakoś leci.
- Nie chcę cię zamęczać telefonami, ale nie mogę wytrzy
mać, żeby nie być na bieżąco. Poznałaś go już?
Kelly zrobiła wielkie oczy.
- Kogo?
Ruth zachichotała.
- Miejscowego przystojniaka, jedynego kawalera w okoli
cy, na którego warto zwrócić uwagę.
- Jeżeli poznałam, to nic mi o tym nie wiadomo.
- Uwierz mi, wiedziałabyś na pewno.
- Ruth, tracisz czas na zabawy w swatkę.
Kuzynka westchnęła.
- Czas, żebyś zaczęła zwracać uwagę na innych mężczyzn.
- A kto mówi, że nie zwracam?
- Wiesz, o co mi chodzi.
Kelly się roześmiała.
- Hej, nie przejmuj się mną. Jeżeli mam kogoś znaleźć, to
znajdę.
- Jasne. - W głosie Ruth brzmiało niedowierzanie. - Po
prostu mówisz to, co chciałabym usłyszeć.
Kelly znów się zaśmiała.
- Muszę lecieć, bo słyszę, że ktoś wchodzi.
Nim Ruth zdołała odpowiedzieć, Kelly odłożyła słuchaw-
kę.
Przywołała na twarz służbowy uśmiech i wyszła zza ba
ru. Stanęła i zaczęła się gapić. Zastanawiała się później, dla
czego się tak zachowała. Może dlatego, że był taki wysoki
i przystojny?
A może dlatego, że on na nią tak patrzył? Czy to był ten
przystojniak, o którym mówiła Ruth?
Ciemnoniebieskie oczy nieznajomego powędrowały od jej
stóp powoli w górę. Przyjrzał się sterczącym piersiom, potem
włosom. Ucieszyła się w duchu, że w ciemnoblond włosach
zrobiła niedawno jaśniejsze pasemka. Kiedy te niezwykłe
ciemne oczy napotkały jej spojrzenie, zaiskrzyło w powie
trzu. Kelly uświadomiła sobie, że wstrzymała oddech.
- No i co, podoba się? - spytała, zanim pomyślała. Bo-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl jajeczko.pev.pl
Mar
y
Lynn
Baxter
Idealna para
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Gdy Grant Wilcox wysiadł ze swojej ciężarówki, natknął
się na Harveya Triptona, kierownika poczty, wychodzącego
z kawiarni „Przekąś i popij". Harvey powitał go uśmiechem.
- No, czas na pierwszą wizytę, co? A może już kolejną?
Grant spojrzał niepewnie.
- O czym ty mówisz?
- Nowa laska w miasteczku.
- Rozumiem, że chodzi ci o nową kobietę?
- Właśnie - odparł Harvey, kiwając głową z uśmiechem.
Najwyraźniej nie widział nic niestosownego w swojej termi
nologii. - Prowadzi ten interes zamiast Ruth.
Że też musiał trafić akurat na Harveya, największego plot
karza, westchnął Grant. Wzruszył ramionami.
- To rzeczywiście coś nowego, bo nie byłem tu na kawie
przez jakiś czas.
- Nie pożałujesz, gdy ją zobaczysz.
- Wątpię - odpowiedział Grant cierpko.
- No, chyba jeszcze nie umarłeś, Wilcox?
- Daj mi spokój, okej? - Grant był już poirytowany.
- Jest super - nie dawał za wygraną Harvey. - O niebo lep
sza niż te wszystkie tutejsze.
- Po co mi to opowiadasz? - spytał znudzony Grant.
Harvey mrugnął porozumiewawczo i klepnął go po plecach.
-Myślałem, że może się zainteresujesz, bo ty jedyny
w okolicy nie masz żony ani stałej dziewczyny. Wiesz, co
mam na myśli.
Przez moment Grant miał ochotę dać mu w nos. Harvey
nie był jedynym, który go chciał swatać. Pewnie, że miał cza
sem ochotę na jakąś gorącą kobietę w łóżku, ale wszelka myśl
o trwałym związku przyprawiała go o ciarki. Po raz pierw
szy życie wydało mu się dobre, zwłaszcza w miasteczku Lane
w Teksasie. Robił to, co kochał: kręcił się po lasach, ścinając
drzewa, co miało mu przynieść sporo pieniędzy.
Poza tym nie był gotów na to, żeby się ustatkować. Miał
naturę wędrowca. Nigdy nie wiedział, kiedy znowu najdzie
go ochota, żeby się gdzieś przenieść, a wtedy co? Uziemiony.
Nie, to nie dla niego, przynajmniej na razie.
- Chcesz, żebym z tobą wszedł i cię przedstawił?
Grant zacisnął zęby i odparował:
- Dzięki, ale jeśli idzie o kobiety, sam sobie radzę. - Spoj
rzał wymownie na zegarek. - Jestem pewny, że czekają na
ciebie klienci.
Harvey mrugnął.
- Mam cię.
Gdy tylko zniknął z pola widzenia, Grant przyspieszył
kroku, zmierzając do „Przekąś i popij".
Kelly Baker wyszorowała ręce w gorącej wodzie, przygry
zając wargę. Wystawiała ciastka do frontowej witryny i była
pewna, że ubrudziła się kremem po łokcie.
Odkąd trzy tygodnie temu znalazła się w tym małym
miasteczku Lane, wciąż zadawała sobie pytanie, czy przy
padkiem nie upadła na głowę. Znała jednak odpowiedź, któ
ra brzmiała: nie. Jej kuzynka, Ruth Perry, potrzebowała po-
mocy, więc Kelly przyjechała, podobnie jak Ruth przyszła jej
z pomocą po tragicznym wypadku, który na zawsze zmienił
życie Kelly.
Kelly spojrzała na swoje ręce, jeszcze niedawno gładziut-
kie, z pięknie pomalowanymi paznokciami, a teraz pomar
szczone jak wymoczone śliwki. Westchnęła, przypominając
sobie, jak tu będzie za chwilę, kiedy lokalik wypełni się tłu
mem ludzi, co dziwnie brzmiało, zważywszy na to, jak małe
było to miasteczko.
Ruth, niewiele inwestując, stworzyła w tym dwutysięcz
nym miasteczku lokalik, w którym podawano różne rodza
je kawy, ciasta, zupy i kanapki. Szybko stał się popularny
i już przynosił niewielki zysk. „Przekąś i popij" zyskał opi
nię miejsca, w którym należało być, więc cieszyła się, że jest
w miejscu, gdzie coś się dzieje. Nie lubiła samotnych wie
czorów, gdy wracała do domku Ruth po zamknięciu lokalu.
Mimo że była potwornie zmęczona, nie mogła zasnąć. Na
szczęście niedługo, kiedy już spłaci dług wdzięczności wobec
Ruth i kuzynka wróci, Kelly będzie mogła z powrotem za
mieszkać w swoim domu w Houston, gdzie było jej miejsce.
Niestety jej życie tam nie było w niczym lepsze. W prze
ciwnym razie nie dałaby się namówić na przyjazd tutaj.
- Telefon do ciebie, Kelly.
Podniosła słuchawkę i usłyszała radosny głos Ruth.
- Cześć, kotku, jak leci?
- Jakoś leci.
- Nie chcę cię zamęczać telefonami, ale nie mogę wytrzy
mać, żeby nie być na bieżąco. Poznałaś go już?
Kelly zrobiła wielkie oczy.
- Kogo?
Ruth zachichotała.
- Miejscowego przystojniaka, jedynego kawalera w okoli
cy, na którego warto zwrócić uwagę.
- Jeżeli poznałam, to nic mi o tym nie wiadomo.
- Uwierz mi, wiedziałabyś na pewno.
- Ruth, tracisz czas na zabawy w swatkę.
Kuzynka westchnęła.
- Czas, żebyś zaczęła zwracać uwagę na innych mężczyzn.
- A kto mówi, że nie zwracam?
- Wiesz, o co mi chodzi.
Kelly się roześmiała.
- Hej, nie przejmuj się mną. Jeżeli mam kogoś znaleźć, to
znajdę.
- Jasne. - W głosie Ruth brzmiało niedowierzanie. - Po
prostu mówisz to, co chciałabym usłyszeć.
Kelly znów się zaśmiała.
- Muszę lecieć, bo słyszę, że ktoś wchodzi.
Nim Ruth zdołała odpowiedzieć, Kelly odłożyła słuchaw-
kę.
Przywołała na twarz służbowy uśmiech i wyszła zza ba
ru. Stanęła i zaczęła się gapić. Zastanawiała się później, dla
czego się tak zachowała. Może dlatego, że był taki wysoki
i przystojny?
A może dlatego, że on na nią tak patrzył? Czy to był ten
przystojniak, o którym mówiła Ruth?
Ciemnoniebieskie oczy nieznajomego powędrowały od jej
stóp powoli w górę. Przyjrzał się sterczącym piersiom, potem
włosom. Ucieszyła się w duchu, że w ciemnoblond włosach
zrobiła niedawno jaśniejsze pasemka. Kiedy te niezwykłe
ciemne oczy napotkały jej spojrzenie, zaiskrzyło w powie
trzu. Kelly uświadomiła sobie, że wstrzymała oddech.
- No i co, podoba się? - spytała, zanim pomyślała. Bo-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]