[ Pobierz całość w formacie PDF ]
MADELINE HARPER
UPOMINEK
DLA KAŻDEGO
ROZDZIAŁ
1
W pokoju rozbrzmiewały kobiece głosy.
Nora Chase siedziała za stołem z epoki Ludwika
XIV służącym jej za biurko i mówiła do słuchawki
telefonu opanowanym, stanowczym tonem. Jedynie
ktoś bardzo uważny wychwyciłby w jej głosie ślad
południowego akcentu.
Jej pomocnica, Janice Lavette, mówiła z silnym
akcentem nowojorskim. Właśnie teraz czuła się w swo
im żywiole, ostro przywołując do porządku jednego
z dostawców.
- Tak, tak. Wiem, że dzisiaj jest piątek po południu
i że masz jeszcze całą listę zamówień - skrzywiła się
zniecierpliwiona i machnęła ołówkiem, jakby odpędzała
uprzykrzoną muchę. - Ale chyba możesz podrzucić ten
drobiazg, no nie, Dan? Nie opowiadaj mi, że to ci nie po
drodze. Przecież to tylko parę kroków od ciebie!
Poślij tam kogoś. Nie musi nawet brać samo
chodu - ciągnęła dalej, nie dając sobie przerwać.
- Możesz to chyba zrobić dla mnie? Bądź co bądź
masz wobec mnie dług wdzięczności, nie? Jak to
jaki?! Jeszcze się pytasz? W końcu to ja załatwiłam ci
dwóch poważnych odbiorców! Nie powiesz mi chy
ba, że na tym nie zarobiłeś? No... Widzisz... To
cieszę się, że doszliśmy do porozumienia. Wiedzia
łam, że mogę na ciebie liczyć! Aha, i przyślij tu ko
goś przed piątą, dobrze?
Nie przerywając swojej rozmowy, cały czas ze
słuchawką telefonu przy uchu, Nora z rozbawie
niem przypatrywała się Janice, która zapisywała te
raz coś w rozłożonym na kolanie notesie. Zawsze
powtarzała, że najlepiej załatwia jej się telefony, kie
dy siedzi sobie na podłodze, tak jak teraz właśnie,
ze skrzyżowanymi po turecku nogami, obłożona no
tatnikami, książkami telefonicznymi, zapisanymi
karteczkami, które tylko ona jedna potrafiła odcyf-
rować. Nora nie miała nic przeciwko temu, pod
warunkiem że w biurze nie było akurat klientów.
Janice taka właśnie była: zawsze na luzie i zawsze
w dobrym humorze.
Nora spróbowała na powrót się skoncentrować
i dokończyć rozpoczętą rozmowę. Przez moment
słuchała jeszcze klienta, a potem wpadła mu w słowo,
zaczynając tłumaczyć cierpliwie spokojnym, melodyj
nym głosem.
- Tak, oczywiście doceniam pokładane w nas za
ufanie - powiedziała miękko. - Tak, jesteśmy zobo
wiązani, ale raz jeszcze powtarzam, że nasza firma nie
świadczy takich usług. - Zsunęła okulary na czubek
nosa i wzniosła oczy do nieba, wykrzywiając się przy
tym zabawnie. - Nie, niestety, bardzo mi przykro, nie
zajmujemy się świadczeniem usług tego rodzaju. Po
prostu nie ma takiej możliwości!
Przez dłuższą chwilę wysłuchiwała tego, co ktoś po
drugiej stronie miał jej do powiedzenia, aż wreszcie
odetchnęła z widoczną ulgą.
- Tak, myślę, że to świetny pomysł! Tak, Australia
będzie chyba najlepszym miejscem... No właśnie, naj
lepiej tam po prostu zadzwonić. A zatem kończę, żeby
nie blokować panu telefonu.
Położyła słuchawkę i parsknęła śmiechem.
- Słowo daję, czasami myślę sobie, że powinnyśmy
to zapisywać i potem wysyłać do księgi rekordów
Guinnessa. Facet żądał, żebym znalazła mu misia ko
ala i dostarczyła jego małej siostrzenicy w prezencie
urodzinowym!
- Nieźle! - Janice skinęła głową. - Ale mnie trafiło
się dziś rano coś lepszego. Zadzwoniła kobieta i chcia
ła, żebym jej doradziła, co jej tropikalna ryba, którą
trzyma w akwarium, mogłaby dostać na swoje uro
dziny.
Nora pokręciła głową z uznaniem.
- Wyjaśniłaś jej chyba, że najpierw musiałybyśmy
bliżej zaznajomić się z jej ulubienicą? Może by ją do nas
przyniosła? Wtedy zobaczymy, kto ma na co apetyt
- uśmiechnęła się porozumiewawczo, robiąc przy tym
zabawny grymas.
Była to mina zarezerwowana dla bliskich przyjaciół,
takich jak Janice. Nora nie wyglądała z nią na swoje
trzydzieści jeden lat ani na uosobienie elegancji oraz
dobrych manier, to znaczy zalet, z których właścicielka
firmy „Upominek dla każdego" znana była swoim
zamożnym i szacownym klientom.
- No widzisz, Janice - pokiwała głową. - Mówi
łam ci, że tutaj nie będziesz się nudzić.
Dziewczyna wstała z podłogi i położyła notes na
stole. W chwilę potem znowu siedziała w swojej
ulubionej pozycji.
- Fakt - przyznała. - Jestem tu od trzech lat i nie
nudziłam się ani minuty. Co prawda, nie mogę pojąć
jak radziłaś sobie przez pierwszy rok bez kogoś takiego
jak ja! - uśmiechnęła się zadziornie.
- No wiesz - Nora wzruszyła ramionami - przez
ten pierwszy rok nie mogłam nawet marzyć o kimś
takim jak ty. Już sam pomysł, by porzucić posadę
w sklepie i założyć własną firmę, był wariacki. Kiedy
wprowadziłam się tutaj i zapronowałam ci pracę,
ciągle jeszcze nie miałam pewności, czy interes się
rozwinie. Ale rozumiesz, lokal w dobrej dzielnicy
i asystentka - to ma znaczenie psychologiczne. Firma
od razu zaczyna wyglądać poważniej. W każdym razie
jedno na pewno mogę ci powiedzieć. Sprowadzając do
tego biura antyki, nie spodziewałam się, że moja
asystentka będzie siedziała na podłodze - westchnęła
z udanym zgorszeniem.
- Ale i klienci zachowują się dziwnie. Pchają się
tu teraz drzwiami i oknami - zachichotała Janice.
- Choć trzeba przyznać, że niektórzy z nich to kom
pletne szajbusy. Gdybyś jeszcze włożyła trochę forsy
w reklamę albo wystąpiła na przykład w jakimś
programie telewizyjnym o zwariowanych kolekcjo
nerach, to byśmy chyba tu miały prawdziwe ob
lężenie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl jajeczko.pev.pl
MADELINE HARPER
UPOMINEK
DLA KAŻDEGO
ROZDZIAŁ
1
W pokoju rozbrzmiewały kobiece głosy.
Nora Chase siedziała za stołem z epoki Ludwika
XIV służącym jej za biurko i mówiła do słuchawki
telefonu opanowanym, stanowczym tonem. Jedynie
ktoś bardzo uważny wychwyciłby w jej głosie ślad
południowego akcentu.
Jej pomocnica, Janice Lavette, mówiła z silnym
akcentem nowojorskim. Właśnie teraz czuła się w swo
im żywiole, ostro przywołując do porządku jednego
z dostawców.
- Tak, tak. Wiem, że dzisiaj jest piątek po południu
i że masz jeszcze całą listę zamówień - skrzywiła się
zniecierpliwiona i machnęła ołówkiem, jakby odpędzała
uprzykrzoną muchę. - Ale chyba możesz podrzucić ten
drobiazg, no nie, Dan? Nie opowiadaj mi, że to ci nie po
drodze. Przecież to tylko parę kroków od ciebie!
Poślij tam kogoś. Nie musi nawet brać samo
chodu - ciągnęła dalej, nie dając sobie przerwać.
- Możesz to chyba zrobić dla mnie? Bądź co bądź
masz wobec mnie dług wdzięczności, nie? Jak to
jaki?! Jeszcze się pytasz? W końcu to ja załatwiłam ci
dwóch poważnych odbiorców! Nie powiesz mi chy
ba, że na tym nie zarobiłeś? No... Widzisz... To
cieszę się, że doszliśmy do porozumienia. Wiedzia
łam, że mogę na ciebie liczyć! Aha, i przyślij tu ko
goś przed piątą, dobrze?
Nie przerywając swojej rozmowy, cały czas ze
słuchawką telefonu przy uchu, Nora z rozbawie
niem przypatrywała się Janice, która zapisywała te
raz coś w rozłożonym na kolanie notesie. Zawsze
powtarzała, że najlepiej załatwia jej się telefony, kie
dy siedzi sobie na podłodze, tak jak teraz właśnie,
ze skrzyżowanymi po turecku nogami, obłożona no
tatnikami, książkami telefonicznymi, zapisanymi
karteczkami, które tylko ona jedna potrafiła odcyf-
rować. Nora nie miała nic przeciwko temu, pod
warunkiem że w biurze nie było akurat klientów.
Janice taka właśnie była: zawsze na luzie i zawsze
w dobrym humorze.
Nora spróbowała na powrót się skoncentrować
i dokończyć rozpoczętą rozmowę. Przez moment
słuchała jeszcze klienta, a potem wpadła mu w słowo,
zaczynając tłumaczyć cierpliwie spokojnym, melodyj
nym głosem.
- Tak, oczywiście doceniam pokładane w nas za
ufanie - powiedziała miękko. - Tak, jesteśmy zobo
wiązani, ale raz jeszcze powtarzam, że nasza firma nie
świadczy takich usług. - Zsunęła okulary na czubek
nosa i wzniosła oczy do nieba, wykrzywiając się przy
tym zabawnie. - Nie, niestety, bardzo mi przykro, nie
zajmujemy się świadczeniem usług tego rodzaju. Po
prostu nie ma takiej możliwości!
Przez dłuższą chwilę wysłuchiwała tego, co ktoś po
drugiej stronie miał jej do powiedzenia, aż wreszcie
odetchnęła z widoczną ulgą.
- Tak, myślę, że to świetny pomysł! Tak, Australia
będzie chyba najlepszym miejscem... No właśnie, naj
lepiej tam po prostu zadzwonić. A zatem kończę, żeby
nie blokować panu telefonu.
Położyła słuchawkę i parsknęła śmiechem.
- Słowo daję, czasami myślę sobie, że powinnyśmy
to zapisywać i potem wysyłać do księgi rekordów
Guinnessa. Facet żądał, żebym znalazła mu misia ko
ala i dostarczyła jego małej siostrzenicy w prezencie
urodzinowym!
- Nieźle! - Janice skinęła głową. - Ale mnie trafiło
się dziś rano coś lepszego. Zadzwoniła kobieta i chcia
ła, żebym jej doradziła, co jej tropikalna ryba, którą
trzyma w akwarium, mogłaby dostać na swoje uro
dziny.
Nora pokręciła głową z uznaniem.
- Wyjaśniłaś jej chyba, że najpierw musiałybyśmy
bliżej zaznajomić się z jej ulubienicą? Może by ją do nas
przyniosła? Wtedy zobaczymy, kto ma na co apetyt
- uśmiechnęła się porozumiewawczo, robiąc przy tym
zabawny grymas.
Była to mina zarezerwowana dla bliskich przyjaciół,
takich jak Janice. Nora nie wyglądała z nią na swoje
trzydzieści jeden lat ani na uosobienie elegancji oraz
dobrych manier, to znaczy zalet, z których właścicielka
firmy „Upominek dla każdego" znana była swoim
zamożnym i szacownym klientom.
- No widzisz, Janice - pokiwała głową. - Mówi
łam ci, że tutaj nie będziesz się nudzić.
Dziewczyna wstała z podłogi i położyła notes na
stole. W chwilę potem znowu siedziała w swojej
ulubionej pozycji.
- Fakt - przyznała. - Jestem tu od trzech lat i nie
nudziłam się ani minuty. Co prawda, nie mogę pojąć
jak radziłaś sobie przez pierwszy rok bez kogoś takiego
jak ja! - uśmiechnęła się zadziornie.
- No wiesz - Nora wzruszyła ramionami - przez
ten pierwszy rok nie mogłam nawet marzyć o kimś
takim jak ty. Już sam pomysł, by porzucić posadę
w sklepie i założyć własną firmę, był wariacki. Kiedy
wprowadziłam się tutaj i zapronowałam ci pracę,
ciągle jeszcze nie miałam pewności, czy interes się
rozwinie. Ale rozumiesz, lokal w dobrej dzielnicy
i asystentka - to ma znaczenie psychologiczne. Firma
od razu zaczyna wyglądać poważniej. W każdym razie
jedno na pewno mogę ci powiedzieć. Sprowadzając do
tego biura antyki, nie spodziewałam się, że moja
asystentka będzie siedziała na podłodze - westchnęła
z udanym zgorszeniem.
- Ale i klienci zachowują się dziwnie. Pchają się
tu teraz drzwiami i oknami - zachichotała Janice.
- Choć trzeba przyznać, że niektórzy z nich to kom
pletne szajbusy. Gdybyś jeszcze włożyła trochę forsy
w reklamę albo wystąpiła na przykład w jakimś
programie telewizyjnym o zwariowanych kolekcjo
nerach, to byśmy chyba tu miały prawdziwe ob
lężenie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]