[ Pobierz całość w formacie PDF ]

WIDMO PRZESZŁOŚCI

 

 

Przekład

JAROSŁAW KOTARSKI

 

 

 

 

 

Tytuł oryginału

SPECTER OF THE PAST

 

 

 

 

 

 

 

Ilustracja na okładce

DREW STRUZAN

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Copyright © 1997 by Lucasfilm Ltd. & ™

All rights reserved.

 

 

Used Under Authorization.

Published originally under the title Dark Force Rising

by Bantam Books.

 

 

For the Polish edition

Copyright © 1999 by Wydawnictwo Amber Sp. z o.o.

 

ROZDZIAŁ1

Powoli i bezgłośnie „Chimera", niszczyciel klasy Imperiał, przesuwał się przez pustkę i ciemność przestrzeni o wiele lat świetl­nych od najbliższego systemu planetarnego. Jedynie jego światła pokładowe rozjaśniały mroki obszaru stanowiącego granicę mię­dzy Zewnętrznymi Odległymi Rubieżami a Niepoznaną Przestrze­nią. Inaczej mówiąc, niszczyciel znajdował się na samym skraju terenów Imperium.

Albo raczej na samym skraju resztek terenów, które niegdyś tworzyły Imperium.

Głównodowodzący Sił Zbrojnych Imperium, admirał Pellaeon, stał przy jednym z bocznych okien na mostku niszczyciela i przy­glądał się tej pustce, czując przygniatający go ciężar zbyt wielu lat, bitew i porażek. Pełniący służbę na mostku też musieli być przy­gnębieni albo pod wrażeniem miejsca, w którym okręt się znajdo­wał, ponieważ zachowywali się znacznie ciszej niż zwykle. A prze­bywali naprawdę daleko od czegokolwiek.

Załogę wybrano z najlepszego personelu, jakim dysponowała imperialna flota, która jeszcze sienie poddała. A teoria głosiła, że Imperium nie podda się nigdy.

Dalsze rozmyślania przerwały admirałowi ciche kroki i głos kapitana Ardiffa:

- Jesteśmy gotowi, sir.

Przez moment Pellaeon miał nieodparte wrażenie, że czas cof­nął się o dziesięć lat. Wtedy na tym samym mostku wielki admirał Thrawn i on obserwowali ostateczny test prototypu urządzenia zapewniającego niewidzialność, które to urządzenie znaleziono w pry­watnym magazynie Imperatora pod górą Tantiss. Doskonale pa­miętał swoje podniecenie i poirytowanie wywołane zachowania­mi szalonego klona Mistrza Jedi Joruusa Cbaotha. Było to wówczas, gdy praktycznie Thrawn w pojedynkę dowodził Impe­rium. Szkoda, że nie do końca...

Cóż, magazyn Imperatora już nie istniał, podobnie jak więk­szość góry - zniszczyło je szaleństwo Joruusa i ekspedycja Nowej Republiki. A wielki admirał Thrawn zakończył życie.

Co więcej: umierało Imperium.

Pellaeon z wyraźnym wysiłkiem otrząsnął się z ponurych wspo­mnień: był oficerem Imperium, a to zobowiązywało.

- Dziękuję, kapitanie - powiedział spokojnie. - Proszę zaczy­nać według własnego uznania.

- Tak, sir! - Ardiff dał znak kontrolerowi myśliwców i pole­cił: - Rozpocząć atak!

Oficer pochylił się nad umieszczoną przy lewej burcie konso­letą i wydał odpowiednie rozkazy, a Pellaeon ponownie wpatrzył się w mrok za oknem.

Osiem myśliwców SoroSuub typu Preybird wypadło zza nisz­czyciela, przemknęło w ciasnej formacji koło nadbudówki, ostrze­lało śródokręcie i rozprysnęło się na wszystkie strony w unikach. Dopóki nie minęły całej długości kadłuba, prowadziły ostrzał z róż­nych kierunków, po czym zgrabnym manewrem oderwały się i prze­grupowały.

- Sir? - spytał Ardiff.

- Niech przelecą jeszcze raz - zdecydował Pellaeon. - Im wię­cej danych otrzyma Predictor, tym skuteczniejszy powinien się okazać. Jakie straty?

- Jeden zestaw sensorów obsługujący pięć baterii turbolaserów, sir.

- Doskonale.

Były to naturalnie zniszczenia teoretyczne, czyli takie, jakie wywołałby atak, gdyby myśliwce prowadziły ostrzał z broni po­kładowej, a nie ze specjalnie zamontowanych laserów celowni­czych. Pellaeon zawsze lubił ćwiczenia pozorujące walkę, w któ­rych mógł się przekonać, ile naprawdę jest wart nowy sprzęt bez ryzyka związanego z prawdziwą walką. Tylko przez te wszystkie lata zniknęła gdzieś radość, którą odczuwał w takich chwilach jako młody oficer.

- Ster, dwadzieścia stopni na prawą burtę - polecił. - Przy na­stępnym przelocie prawoburtowe turbolasery postawią zaporę ogniową. Wykonać!

Myśliwce nadleciały ponownie, utrzymując zwarty szyk umoż­liwiający częściowe zachodzenie na siebie tarcz dziobowych, co znacznie zwiększało ich wspólną wytrzymałość. Przez kilkanaście sekund myśliwce i lasery celownicze zamontowane na wieżach ba­terii turbolaserowych ostrzeliwały się nawzajem, po czym myśliwce rozprysnęły się niczym palce energicznie otwartej dłoni i w gwał­townych unikach przemknęły nad i pod niszczycielem, niknąc w oddali.

- Jakie uszkodzenia? - zainteresował się Pellaeon.

- Trzy prawoburtowe baterie turbolaserów, dwa działa jono­we i emiter promienia ściągającego zniszczone, sir - zameldował oficer dyżurny.

- Przeciwnik?

- Jeden myśliwiec stracił tarcze, dwa mają uszkodzone uzbrojenie, sir.

- Czyli właściwie wyszły bez szwanku - skonstatował Ardiff. - Naturalnie to jedynie teoria i w dodatku o nieuczciwych za­łożeniach: w praktyce tak małe jednostki nie mogłyby dyspono­wać równie potężnym uzbrojeniem czy generatorami pól, w jakie teoretycznie je wyposażyliśmy.

- Uczciwość i wojna wzajemnie się wykluczają - oznajmił kwaśno Pellaeon. - Jeśli chce pan uczciwej rozgrywki, kapitanie, radzę zająć się zawodami sportowymi!

- Przepraszam, sir.

Pellaeon westchnął - najlepsze załogi imperialnej floty, ech...

- Kapitanie, proszę przygotować znikacz - polecił, krzywiąc się w duchu: określenie było upiorne, ale nikt, jak dotąd, nie wy­myślił lepszego. - Uruchomienie na mój rozkaz.

- Tak, sir!

Myśliwce ponownie sformowały szyk zwarty i nagły blask, jaki się za nimi pojawił, świadczył, iż włączyły dopalacze. Pellaeon obserwował je spokojnie, a gdy pojedynczy punkt przekształcał się w osiem, polecił:

- Przełączyć sterowanie ogniem na Predictora i przygotować generator niewidzialności.

- Predictor w sieci, generator gotów, sir - potwierdził Ardiff.

Pellaeon skinął głową, nie spuszczając wzroku z nadlatujących myśliwców: Preybirdy prawie osiągnęły odległość, z której po­przednio rozpoczęły atak...

- Włączyć znikacz!

Światła na mostku mrugnęły, a na zewnątrz gwiazdy, myśliw­ce i w ogóle wszystko zniknęło - pozostała jedynie totalna ciem­ność.

- Generator niewidzialności włączony, pole znikające stabil­ne, sir - zameldował Ardiff.

- Ster lewo na burt, kurs trzydzieści na osiem, prędkość pierw­sza - polecił admirał. - Turbolasery ognia!

- Jest, turbolasery ognia! - potwierdził oficer ogniowy.

Pellaeon podszedł do okna i spojrzał w dół, na klinowaty ka­dłub niszczyciela - z obu burt widać było słabe migotanie lase­rów celowniczych. Efektów ostrzału naturalnie nie dało się zo­baczyć, gdyż pole otaczające okręt, które z zewnątrz zapewniało mu niewidzialność, a od wewnątrz niwelowało wszelkie odczyty zarówno sensorów, jak i wzroku, dawało efekt równy oślepieniu. Działa strzelały w zasadzie na oślep, a raczej nie tyle na oślep, ile według wskazań Predictora. Jeśli test dowiedzie, że jego kon­struktorzy mieli rację, to Imperium zyska jeszcze szansę w tej wojnie.

Turbolasery, a właściwie udające je urządzenia, zamilkły po znacznie dłuższym czasie, niż się spodziewał, więc na wszelki wy­padek spytał kapitana:

- Próba skończona?

- Tak, sir. Pięćset strzałów, tak jak zaprogramowaliśmy - po­twierdził Ardiff.

- Wyłączyć generator niewidzialności. Zobaczymy, co nam się udało osiągnąć.

Światełka mrugnęły i na zewnątrz znów było widać gwiazdy. I przez chwilę nic więcej. A po tej chwili siedem przesuwających się powoli poświat przesłoniętych ciemnymi kształtami.

- Meldunek od dowódcy eskadry, sir - odezwał się oficer łącz­nościowy. - Cel numer trzy został trafiony i ma wyłączone silniki, reszta doznała jedynie drobnych uszkodzeń. Oczekują dalszych rozkazów.

Pellaeon tylko się skrzywił - jedno trafienie przy ośmiu ce­lach i pięciuset strzałach z ciężkiej artylerii. To załatwiało sprawę. Definitywnie i negatywnie. Cud techniki zwany Komputerowym

Systemem Przewidującym opracowanym specjalnie do wykorzy­stania w warunkach bojowych przy użyciu generatora niewidzialności, a w skrócie zwany Predictorem, właśnie dowiódł swej bezużyteczności. Fakt, spisał się lepiej, niż gdyby działa strzelały zupełnie na oślep, ale nie wystarczająco dobrze, by miało to jakie­kolwiek znaczenie praktyczne.

- Proszę poinformować dowódcę eskadry o zakończeniu ćwi­czeń - polecił Pellaeon. - i uruchomić napęd celu numer trzy. Niech wszystkie maszyny wracają na „Chimerę", a za dwie godziny ocze­kuję pełnych raportów od pilotów.

- Rozkaz, sir!

- Panie admirale, jestem pewien, że można usprawnić Predictora - odezwał się cicho Ardiff . - To przecież pierwszy test w wa­runkach polowych. Na pewno można go poprawić...

- Jak?! Ratuje nas wyłącznie urządzenie nieomylne albo po­trafiące czytać w myślach przeciwnika. Inaczej, jak widać, jego skuteczność jest zerowa.

- Zezwolił pan na zaledwie dwa przeloty przed uruchomie­niem. To za mało, żeby skutecznie przewidzieć manewry tak ma­łych i zwrotnych celów jak myśliwce, sir.

- Miła teoria, która w pewnych ściśle określonych warun­kach mogłaby się okazać skuteczna - parsknął Pellaeon. - Tylko że walka rzadko bywa sytuacją o ściśle określonych warunkach, a zazwyczaj wręcz przeciwnie. Tutaj mieliśmy do czynienia z jed­nym typem myśliwców i pilotowanymi tylko przez ludzi, co znacznie ułatwia rozpoznanie charakterystyki pilotażu. Nowa Rebelia ma na wyposażeniu wiele typów myśliwców, a piloci re­krutują się z setek ras inteligentnych. Daje to nieobliczalną ilość kombinacji, szkół pilotażu, przyzwyczajeń i stylów walki, z któ­rymi możemy się spotkać. Od początku nie wierzyłem, że kom­puter zdołałby sobie poradzić z podobnym problemem, ale mu­sieliśmy spróbować.

- Zatem wróciliśmy do punktu wyjścia - ocenił Ardiff. - Trze­ba wymyślić coś innego. Muszą istnieć jakieś praktyczne zastoso­wania dla urządzenia zapewniającego niewidzialność!

- Wiadomo, że są: wielki admirał Thrawn sam znalazł trzy. Tylko że w całym Imperium nie pozostał nikt, kto mógłby się z nim równać znajomością strategii czy taktyki - westchnął ciężko Pel­laeon. - Nie, kapitanie, to koniec. Walka się skończyła, a my prze­graliśmy.

Przez długą chwilę na mostku panowała cisza, zakłócona je­dynie przez odgłosy pracy dyżurnej wachty. Milczenie przerwał wreszcie Ardiff.

- Przepraszam, panie admirale, ale głównodowodzący Sił Zbrojnych Imperium nie powinien mówić takich rzeczy.

- A niby dlaczego? Przecież to oczywiste dla wszystkich.

- Z pewnością nie, sir. Nadal zajmujemy osiem sektorów, czyli ponad tysiąc zamieszkanych układów planetarnych - przypomniał Ardiff. - Mamy prawie dwieście niszczycieli, głównie klasy Im­periał. W dalszym ciągu stanowimy siłę, z którą należy się liczyć.

- Doprawdy?

- Oczywiście! Jakże inaczej moglibyśmy dotąd skutecznie bro­nić się przed siłami Nowej Republiki?

- Bo od dłuższego czasu mają ważniejsze zmartwienia niż po­ważny atak na nasze sektory, a ostatnio całą ich uwagę pochłaniają tarcia i konflikty wewnętrzne.

- Co działa na naszą korzyść, sir. Daje nam czas na reorgani­zację i dozbrojenie.

- W co? - Pellaeon nawet nie próbował ukryć niesmaku. - Nie zauważył pan, na czym zmuszeni są latać nasi piloci myśliwscy? To niech pan się przyjrzy: to Preybirdy SoroSuub!

- A co złego jest w Preybirdach? - zdziwił się Ardiff. - To cał­kiem dobre myśliwce średniego zasięgu, sir.

- Problem nie w tym, jakie mają osiągi, tylko jakiej są pro­dukcji. Nie buduje ich Imperium, są „załatwiane" nie wiadomo skąd, pewnie od piratów czy innego najemnego śmiecia. A powód jest prosty: pozostała nam jedna stocznia, która nie może nadążyć z budową jednostek liniowych, toteż o drobnicy takiej jak myśliw­ce nawet nie ma co mówić. Proszę mi więc powiedzieć, jak pan sobie wyobraża to dozbrojenie.

- Mimo wszystko wojna się jeszcze nie skończyła, sir - po­wiedział Ardiff z uporem.

Pellaeon wiedział, że się skończyła i był pewien, iż Ardiff także to wie. Tysiąc systemów z Imperium obejmującego niegdyś milion. Dwieście niszczycieli z floty liczącej dwadzieścia pięć tysięcy takich okrętów. Ale najdobitniej przekonywały, że to ko­niec, setki układów planetarnych, które dotychczas starannie kul­tywowały przynajmniej teoretyczną neutralność, a ostatnio ma­sowo zaczęły występować z petycjami o przyjęcie w poczet członków Nowej Republiki. Nie mogli się oszukiwać: wszyscy znali ostateczny wynik tego starcia i wiedzieli, że długo już ono nie potrwa.

Ktoś taki jak wielki admirał Thrawn mógłby może jeszcze zmienić wynik konfliktu i obrócić klęskę w zwycięstwo, ale Thrawn był martwy, a nikt podobny do niego się nie pojawił.

- Proszę wziąć kurs na system Bastion i przesłać wiadomość do wszystkich moffów, żeby zjawili się niezwłocznie w pałacu moffa Disry. Ruszamy, gdy tylko myśliwce znajdą się na pokładzie - polecił, zdecydowany już, co musi zrobić.

- Tak jest, sir! Mogę znać powód spotkania? Moffowie na pew­no będą o to pytać.

- Proszę im powiedzieć, że chodzi o wysłanie emisariusza do Nowej Republiki - powiedział cicho Pellaeon, spoglądając na gwiazdy, które jakoś przeciekły Imperium między palcami. - Uda się on tam, by przedyskutować warunki naszej kapitulacji.

ROZDZIAŁ2

Dźwięk alarmu popiskującego na konsoli „Sokoła Millenium" wyrwał Hana Solo z drzemki.

- Obudź się, Chewie - ziewnął Han, przeciągając się, i trącił drzemiącego obok kudłacza. - Prawie jesteśmy na miejscu.

Chewbacca wymamrotał krótkie pytanie i przetarł oczy.

- Nic się nie stało, tylko dolecieliśmy - oznajmił Han. Ujął dźwignię hipernapędu i obserwował odliczający ostatnie sekundy zegar. - O właśnie!

Gdy na zegarze pojawiło się zero, przesunął dźwignię i smugi na zewnątrz zmieniły się w gwiazdy, a przed dziobem frachtowca zobaczyli błękitno-czerwony dysk planety.

Chewbacca warknął pytająco.

- Koło Iphiginu zawsze jest tłoczno - wyjaśnił Han, przyglą­dając się dobrej setce błyszczących punktów, z których każdy ozna­czał napęd podświetlny jakiejś jednostki: wszystkie kręciły się wokół planety niby rój zwariowanych świetlików. - To główny punkt transferowy dla całego sektora i co najmniej dwóch sąsied­nich. Pewnie dlatego Purchawa tu ustalił miejsce spotkania: raczej nie strzela się na oślep, gdy wokoło kręcą się własne statki.

Chewbacca warknął zwięźle i z irytacją.

- A, to przepraszam uprzejmie. Nie wiedziałem, że jesteś jego gorącym zwolennikiem. Niech będzie prezyde...

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jajeczko.pev.pl