[ Pobierz całość w formacie PDF ]
1
Michael P. Kube-McDowell
Tarcza Kłamstw
2
PRZED BURZĄ
Tom I trylogii KRYZYS CZARNEJ FLOTY
MICHAEL P. KUBE-McDOWELL
Przekład
RADOSŁAW KOT
3
Michael P. Kube-McDowell
Tarcza Kłamstw
4
Tytuł oryginału
SHIELD OF LIES
Redaktor serii
ZBIGNIEW FONIOK
Redakcja stylistyczna
MARCIN ADAMSKI
Redakcja techniczna
ANDRZEJ WITKOWSKI
Korekta
JOANNA CIERKOWSKA
GRAŻYNA NAWROCKA
Ilustracja na okładce
DREW STRUZAN
Skład
WYDAWNICTWO AMBER
Wydawnictwo Amber zaprasza na stronę Internetu
http://www.amber.sm.pl
http://www.wydawnictwoamber.pl
Dla Matta, Amandy i Gwen
w podzięce
za ich miłość, wsparcie i zrozumienie.
Copyright © 1996 by Lucasfilm, Ltd. & TM.
Ali rights reserved. Used under authorization.
Published originally under the title
Shield of Lies by Bantam Books
I dla wszystkich dwunastolatków
którzy kiedyś, gdzieś,
podobnie jak ja,
uwierzyli, iż pewnego dnia polecą w kosmos.
A szczególnie dla tych, którzy naprawdę polecieli,
i tych, którzy wciąż ufają, że to jeszcze nastąpi.
5
Michael P. Kube-McDowell
Tarcza Kłamstw
6
I
ROZDZIAŁ
1
Teljkoński wagabunda ponownie skoczył w nadprzestrzeń. Tyle że tym razem z
autostopowiczami na pokładzie.
- Nadprzestrzeń? - powtórzył niedowierzającym tonem See-Threepio, próbując się
uwolnić. Kończynami splątał się z Lobotem, Artoo-Detoo i stelażem. Całe towarzystwo
tkwiło w narożniku śluzy wagabundy, pomieszczenia, które nagle zmieniło się w celę
samobieżnego, kosmicznego więzienia. - Myli się pan niechybnie, panie Lobot.
- Ani trochę - odparł Lobot, zsuwając złocistą metalową nogę ze swojej twarzy. -
Wszystkie moje łącza informatyczne zostały odcięte w jednej chwili. Dokładnie tak, jak
zdarza się to przy skokach nadprzestrzennych.
- Ponadto mieliśmy jeszcze związaną z przeciążeniem zmianę kursu - dodał Lando
z drugiego końca śluzy. Gimnastykował pozbawioną rękawicy i ciężko zmarzniętą
dłoń.
L A N D O
- Panie Lando! - zawołał nagle natarczywie See-Threepio. - Czy może pan
przestać?
- To nie moja sprawka, Threepio - warknął Lando.
- Z całym szacunkiem, panie Lando, na pewno pańska - burknął Threepio. - Teraz
proszę sięgnąć do tej dziury i zrobić to samo, co wcześniej, ale odwrotnie i o wiele
szybciej. Pułkownik Pakkpekatt będzie nad wyraz niezadowolony, że uciekliśmy mu z
tym statkiem.
- Pułkownik Pakkpekatt wynajduje teraz nowe słowa w języku Horteków -
mruknął Lando. - Ale przynajmniej wciąż rządzi na własnym statku. My, niestety, nie.
Jakieś szkody? Lobot? Artoo-Detoo?
Mały astromech wygramolił się spod plątaniny ciał i pisnął raz a dobitnie.
- Artoo-Detoo melduje, że wszystkie jego systemy pozostają sprawne - powiedział
Threepio.
- Nic mi nie jest, Lando - stwierdził Lobot. - Skafander zamortyzował uderzenie
stelaża. Ale łącza ciągle milczą. Trochę mnie to dezorientuje.
Lando skinął głową ze zrozumieniem.
- Artoo, możesz wspomóc Lobota?
7
Michael P. Kube-McDowell
Tarcza Kłamstw
8
pięćdziesiąt czy pięćset. A zwykła taktyka ucieczkowa przewiduje wyjście zmianę
kursu i następny skok. Starczy jeden taki manewr i już. To zupełnie jakby bawić się w
chowanego z Ewokami na Endorze.
- Ależ panie Lando, musi być jakiś sposób, żeby mogli nas uratować. Przecież nas
nie porzucą. Jeśli zrobiliby to, to przepadniemy jako więźniowie gdzieś w dalekim
kosmosie...
- Threepio, nie stać nas na taki luksus, by bezczynnie na nich czekać. - Lando
stuknął się w wizjer swojego hełmu, by przypomnieć androidowi, czemu jest tak, a nie
inaczej. - Czas płynie. My z Lobotem możemy nie doczekać nawet wyjścia statku z
nadprzestrzeni. I dlatego musimy działać. Teraz, zaraz. Nie możemy liczyć na pomoc
armady, chyba że sami znajdziemy sposób, jak ułatwić im robotę. Póki co, jesteśmy
zdani na własne siły.
Threepio uniósł ręce.
- Przepraszamy - zawołał pod adresem wagabundy. - Proszę, uwierzcie mi, nie
chcieliśmy nikogo skrzywdzić...
- Zamknij się, Threepio.
- Tak, proszę pana.
- Lando - odezwał się Lobot.
- Co?
- Może jednak warto. A jeśli ktoś nas słucha.
Lando zmarszczył brwi.
- Dla statku jesteśmy zwykłymi piratami, złodziejaszkami, rabusiami grobów albo
nawet i gorzej. Wątpię, by nagłe okazanie dobrych manier wystarczyło, szczególnie po
wyłamaniu frontowych drzwi.
- Owszem, prawdopodobieństwo powodzenia jest niewielkie - przyznał Lobot. -
Jednak co jak co, ale przemawiać dyplomatycznie to Threepio potrafi. Może właśnie
uprzejme przeprosiny otworzą nam następne drzwi.
Lando westchnął i machnął dłonią w rękawicy do androida.
- Dobra, Threepio, byle z godnością, jeśli łaska.
- Oczywiście, panie Lando - odparł See-Threepio nieco obrażonym tonem. -
Jestem tak zaprogramowany, by nigdy nie tracić stosownej dozy godności osobistej.
Ostatecznie to jedna z podstaw protokołu i etykiety...
- Dobra - uciął Lando. - Po prostu zrób, co trzeba. Nie mam pojęcia, ile czasu nam
zostało. Wykorzystaj drugi kanał, byśmy mogli wciąż słyszeć się z Lobotem.
- Tak jest, panie Lando - powiedział Threepio i pozornie umilkł.
- Lobot, masz dostęp do zapisów Artoo?
- Tak, Lando.
- Sprawdź, czy żyro i miernik przyspieszeń pozwoliłyby określić kierunek
obecnego skoku. Może to, wraz z astrograficznymi danymi Artoo, pozwoli określić, na
ile możemy jeszcze liczyć...
Obracający się powoli z pomocą silniczków manewrowych robot zapiszczał
protestująco.
- Nie bądź nieuprzejmy - zganił go Threepio.
- O co chodzi?
- Panie Lando, Artoo mówi, że wolałby nie dopuszczać nikogo do swoich
osobistych systemów.
- Cóż, ja też nie przepadam za telepatami, Artoo - powiedział Lando. - Chociaż
teraz gotów byłbym nawet myślą porozumieć się z pułkownikiem. Daj Lobotowi łącze
do twojego rejestru wydarzeń. Może znajdzie się tam coś przydatnego do rozplatania tej
zagadki. Czy ktoś widział moją prawą rękawicę?
- Wydaje mi się, że wyleciała przez śluzę podczas dekompresji - stwierdził
uczepiony jedną ręką stelaża Lobot.
- Wspaniale - Lando spojrzał na swą purpurową dłoń i na ściągacz rękawa, który
utrzymywał szczelność reszty skafandra. - Jakie tu mamy ciśnienie?
- Sześćset czterdzieści milibarów - powiedział Lobot. - Ciśnienie zaczęło wracać
do normy zaraz po zniknięciu przejścia.
- A to ciekawe. Wracać do normy? Skąd? - Lando rozejrzał się po gładkich
ścianach. - Artoo, widzisz jakieś dysze napływowe?
Mały robot zapikał z cicha i zaczął krążyć tuż pod ścianami.
- Dobra. Co do całej sprawy, to widzę ją tak: - stwierdził Lando. - Nie jesteśmy
już mile widzianymi gośćmi. Wagabunda strząsnął z siebie „Ślicznotkę”, nas próbował
wyrzucić w próżnię. I pewnie by mu się udało, gdyby nie zaczął równocześnie uciekać
przed zespołem floty.
- Z czego wynika następne pytanie - powiedział Lobot. - Czemu wagabunda
popełnił aż tak poważny błąd?
- Nastawiam uszu.
- Wygląda na to, że źle ocenił sytuację. Uruchomił równocześnie dwie procedury
obronne, nie zwracając uwagi na efekt mogący wyniknąć z ich nałożenia. Przywrócenie
ciśnienia w tym pomieszczeniu to jakby kolejna niekonsekwencja.
- Masz jakieś wyjaśnienie?
- Taki a nie inny ciąg wydarzeń sugeruje, że statkiem zawiaduje albo system o
ograniczonej inteligencji, albo jakieś niezbyt rozgarnięte istoty. W tej chwili nie
orzekniemy, która wersja jest prawdziwa - dodał, widząc krzywą minę Landa.
- Ale gdy rzecz rozstrzygniemy, to może znajdziemy i sposób, żeby się stąd
wydostać stwierdził Calrissian. - Jednego jestem pewien: śluza zamknęła się ze
względu na skok, a nie z miłosierdzia wobec naszych skromnych osób. Nie chcą nas
tutaj. Jeśli nie opuścimy tego pomieszczenia do czasu, gdy wagabunda wyjdzie z
nadprzestrzeni, to chyba nie uniesiemy cało skóry.
- Panie Lando, pewien jestem, ze pułkownik Pakkpekatt i go armada ruszyli już
naszym tropem - powiedział Threepio. - Im szybciej wyjdziemy z nadprzestrzeni, tym
szybciej nas uratują.
- To owszem, na pewno będą nas szukać - przyznał Lando. - Ale czy znajdą?..
Równie dobrze możemy wylądować pięć łat świetlnych od punktu wyjścia, jak
Noworepublikański szperacz „IX-26” wyszedł z nadprzestrzeni dość blisko celu,
by tarcza planety zajęła większość czołowego ekranu.
9
Michael P. Kube-McDowell
Tarcza Kłamstw
10
- Nie jest aż tak źle - mruknął w zamyśleniu Stopa. - Mamy zdobyć nieco próbek.
Lód dobrze przechowuje okazy.
- Chyba że zmiana klimatu została wywołana nienaturalnie. Jakaś wojna z
wypalaniem czy niwelowaniem powierzchni...
- Atmosfery nie zostało za wiele, ale mogę opuścić próbnik, niech trochę poniucha
- powiedział pilot. - Powinniśmy szybko rzecz ustalić.
- Nie - zaprotestował Stopa. - Wejdź na orbitę obserwacyjną. Tak jak wtedy, gdy
sporządza się mapy. Obadamy drugą stronę. Starczy jedno lądowanie i parę gramów
materiałów. Może trafimy na jakieś pole geotermiczne albo inne gorące miejsce, na
przykład źródło głębinowe. Czy fragment gołego brzegu morza. Byle znaleźć kawałek
wolnej od lodu gleby. Jeśli takie miejsca istnieją, to tam właśnie niechybnie chronili się
ostatni Quelli przed samym końcem.
- Nikogo żywego chyba się nie spodziewacie? Popatrzcie tylko na odczyty
temperatury na powierzchni.
- Żywego nie - przyznał Stopa. - Ale gdyby tak choć jedno ciało leżące płyciej niż
pod trzystoma metrami lodu...
- Jesteśmy na żądanej orbicie - oznajmił pilot, sięgając do kontrolek. - Maltha
Obex, do dyspozycji.
- Quelli - mruknęła Josala. - Jeśli nic nie zachowało się po nich na planecie, to
parę osób nie zdoła ukryć wielkiego rozczarowania.
- Sprawdzić współrzędne - rozkazał Kroddok Stopa, marszcząc brwi. - Według
siatki uniwersalnej.
- Astrogator podaje czterdzieści cztery, jeden dziewięć sześć, dwa jeden zero. -
Pilot obrócił dłonią krąg wskazujący logu. - Dokładnie to, co wcześniej dostałem.
- Dane pochodzą jeszcze z czasów Trzeciej Galaktycznej Wyprawy Badawczej. -
Stopa pokazał na wyświetlacz astrogatora. - Jeśli jednak dobrze rzecz odczytuję, to
planeta nazywa się Maltha Obex. To nazwa tobekańska.
Pilot przechylił głowę ku astrogatorowi.
- Zgadza się, Maltha Obex.
Stopa, dowódca quelleńskiej wyprawy Instytutu Obroańskiego, odczytał dane
napływające z czujników i pokręcił głową. - Wielkie nieba. Co tu się zdarzyło?
Pilot spojrzał na ekran.
- A co się miało zdarzyć? Takich kul lodowych w kosmosie na pęczki.
Josala Krenn, pozostała uczestniczka ekspedycji, przysunęła się od swojego
stanowiska.
- Tyle że zwiad Trzeciej podał, że to planeta o umiarkowanym klimacie.
Zamieszkana, populacja około siedmiu milionów. Złożoność ekosystemu na poziomie
drugim.
Pilot potrząsnął głową.
- Wygląda na to, że lato dawno już tu minęło - rzucił sucho.
- Należało tego oczekiwać - powiedział Stopa. - Gdy zjawiła się tutaj misja
kontaktowa Trzeciej, jedną trzecią kontynentów znaleźli pod lodem.
Nie dopowiedział już, że ekipa nie spotkała na planecie nikogo żywego. Po
cywilizacji Quellich zostały tylko ruiny.
- Gdy Tobekowie tu przylecieli, musieli uznać ją za świat niczyj, taki do wzięcia,
to i nadali mu nową nazwę - zasugerowała Josala.
- A co to za różnica, jak to się nazywa? Dotarliśmy, gdzie trzeba, prawda? O co
jeszcze chodzi?
- Misja Trzeciej była tu sto pięćdziesiąt osiem lat temu - wyjaśnił Stopa. - Od
tamtego czasu planeta powinna wrócić już nieco do równowagi.
- Nie wróciła. I co z tego?
- To, co dobrze widać - powiedziała Josala. - Lód.
- Po literce poproszę.
Josala westchnęła.
- Skąd nas zabrałeś?
- Z Babali - mruknął pilot. - Chwilę, chcesz powiedzieć, że nie macie wyposażenia
polarnego? Żadnych ciepłych namiotów ani ubrań?
- Babali to tropik. Wyposażenia polarnego jakoś nie było na liście. Nie wiem,
czemu - warknęła Josala. - Nasz łazik nie da sobie rady w takich warunkach.
Pilot gwizdnął ze współczuciem.
- Teraz rozumiem. W takim razie dlaczego wysłali właśnie was?
- Bo tak się złożyło. Byliśmy najbliższą ekipą bioarcheologów, mieliśmy
najszybszy dostępny środek transportu.
Obserwacja z niskiej orbity nie wniosła wiele do sprawy. Kontynenty spowijała
kilometrowa warstwa lodu, oceany zaś wprawdzie skurczone mocno i zbyt słone, by
zamarznąć pełne były masywnej kry i gór lodowych.
- Mam pomysł - powiedział Stopa, przeglądając dane - Niektórzy Quelli mogli
próbować przez jakiś czas żyć na lodzie. Przy odrobinie szczęścia znaleźlibyśmy ich
szczątki na głębokości ledwie pięćdziesięciu czy stu metrów. Akurat, by zająć się takim
stanowiskiem do czasu przybycia posiłków. Musimy się jednak liczyć z najgorszym,
dlatego dobrze będzie poprosić o pomoc.
- Może dałoby się ściągnąć zespół doktora Eckelsa - powiedziała Josala. - Powinni
byli skończyć już wykopaliska na Hoth.
- Spróbujemy. Otwórz hiperłącze z instytutem - polecił Stopa.
- Gotowe - oznajmił pilot.
- Mówi doktor Kruddok Stopa, kod sprawdzający alfa-pilne-cztery-cztery-dwa.
Wiadomość również dla działu zaopatrzenia i przydziałów.
- Na linii. Słuchamy, doktorze.
- Potrzebuję pilnie dodatkowego sprzętu i personelu. - Stopa szybko wyłożył
detale i przedstawił listę. Macie to wszystko?
- Materiały tak. Już je pakujemy.
- Potrzebny nam zespół wprawiony w klimacie polarnym. Co z ekipą doktora
Eckelsa na Hoth?
- Wczoraj zameldowali powrót. Nie znam ich obecnej sytuacji - odpowiedział
dyspozytor. - Zaraz wyślę waszą prośbę do komitetu, odpowiedź przekażę natychmiast.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl jajeczko.pev.pl
1
Michael P. Kube-McDowell
Tarcza Kłamstw
2
PRZED BURZĄ
Tom I trylogii KRYZYS CZARNEJ FLOTY
MICHAEL P. KUBE-McDOWELL
Przekład
RADOSŁAW KOT
3
Michael P. Kube-McDowell
Tarcza Kłamstw
4
Tytuł oryginału
SHIELD OF LIES
Redaktor serii
ZBIGNIEW FONIOK
Redakcja stylistyczna
MARCIN ADAMSKI
Redakcja techniczna
ANDRZEJ WITKOWSKI
Korekta
JOANNA CIERKOWSKA
GRAŻYNA NAWROCKA
Ilustracja na okładce
DREW STRUZAN
Skład
WYDAWNICTWO AMBER
Wydawnictwo Amber zaprasza na stronę Internetu
http://www.amber.sm.pl
http://www.wydawnictwoamber.pl
Dla Matta, Amandy i Gwen
w podzięce
za ich miłość, wsparcie i zrozumienie.
Copyright © 1996 by Lucasfilm, Ltd. & TM.
Ali rights reserved. Used under authorization.
Published originally under the title
Shield of Lies by Bantam Books
I dla wszystkich dwunastolatków
którzy kiedyś, gdzieś,
podobnie jak ja,
uwierzyli, iż pewnego dnia polecą w kosmos.
A szczególnie dla tych, którzy naprawdę polecieli,
i tych, którzy wciąż ufają, że to jeszcze nastąpi.
5
Michael P. Kube-McDowell
Tarcza Kłamstw
6
I
ROZDZIAŁ
1
Teljkoński wagabunda ponownie skoczył w nadprzestrzeń. Tyle że tym razem z
autostopowiczami na pokładzie.
- Nadprzestrzeń? - powtórzył niedowierzającym tonem See-Threepio, próbując się
uwolnić. Kończynami splątał się z Lobotem, Artoo-Detoo i stelażem. Całe towarzystwo
tkwiło w narożniku śluzy wagabundy, pomieszczenia, które nagle zmieniło się w celę
samobieżnego, kosmicznego więzienia. - Myli się pan niechybnie, panie Lobot.
- Ani trochę - odparł Lobot, zsuwając złocistą metalową nogę ze swojej twarzy. -
Wszystkie moje łącza informatyczne zostały odcięte w jednej chwili. Dokładnie tak, jak
zdarza się to przy skokach nadprzestrzennych.
- Ponadto mieliśmy jeszcze związaną z przeciążeniem zmianę kursu - dodał Lando
z drugiego końca śluzy. Gimnastykował pozbawioną rękawicy i ciężko zmarzniętą
dłoń.
L A N D O
- Panie Lando! - zawołał nagle natarczywie See-Threepio. - Czy może pan
przestać?
- To nie moja sprawka, Threepio - warknął Lando.
- Z całym szacunkiem, panie Lando, na pewno pańska - burknął Threepio. - Teraz
proszę sięgnąć do tej dziury i zrobić to samo, co wcześniej, ale odwrotnie i o wiele
szybciej. Pułkownik Pakkpekatt będzie nad wyraz niezadowolony, że uciekliśmy mu z
tym statkiem.
- Pułkownik Pakkpekatt wynajduje teraz nowe słowa w języku Horteków -
mruknął Lando. - Ale przynajmniej wciąż rządzi na własnym statku. My, niestety, nie.
Jakieś szkody? Lobot? Artoo-Detoo?
Mały astromech wygramolił się spod plątaniny ciał i pisnął raz a dobitnie.
- Artoo-Detoo melduje, że wszystkie jego systemy pozostają sprawne - powiedział
Threepio.
- Nic mi nie jest, Lando - stwierdził Lobot. - Skafander zamortyzował uderzenie
stelaża. Ale łącza ciągle milczą. Trochę mnie to dezorientuje.
Lando skinął głową ze zrozumieniem.
- Artoo, możesz wspomóc Lobota?
7
Michael P. Kube-McDowell
Tarcza Kłamstw
8
pięćdziesiąt czy pięćset. A zwykła taktyka ucieczkowa przewiduje wyjście zmianę
kursu i następny skok. Starczy jeden taki manewr i już. To zupełnie jakby bawić się w
chowanego z Ewokami na Endorze.
- Ależ panie Lando, musi być jakiś sposób, żeby mogli nas uratować. Przecież nas
nie porzucą. Jeśli zrobiliby to, to przepadniemy jako więźniowie gdzieś w dalekim
kosmosie...
- Threepio, nie stać nas na taki luksus, by bezczynnie na nich czekać. - Lando
stuknął się w wizjer swojego hełmu, by przypomnieć androidowi, czemu jest tak, a nie
inaczej. - Czas płynie. My z Lobotem możemy nie doczekać nawet wyjścia statku z
nadprzestrzeni. I dlatego musimy działać. Teraz, zaraz. Nie możemy liczyć na pomoc
armady, chyba że sami znajdziemy sposób, jak ułatwić im robotę. Póki co, jesteśmy
zdani na własne siły.
Threepio uniósł ręce.
- Przepraszamy - zawołał pod adresem wagabundy. - Proszę, uwierzcie mi, nie
chcieliśmy nikogo skrzywdzić...
- Zamknij się, Threepio.
- Tak, proszę pana.
- Lando - odezwał się Lobot.
- Co?
- Może jednak warto. A jeśli ktoś nas słucha.
Lando zmarszczył brwi.
- Dla statku jesteśmy zwykłymi piratami, złodziejaszkami, rabusiami grobów albo
nawet i gorzej. Wątpię, by nagłe okazanie dobrych manier wystarczyło, szczególnie po
wyłamaniu frontowych drzwi.
- Owszem, prawdopodobieństwo powodzenia jest niewielkie - przyznał Lobot. -
Jednak co jak co, ale przemawiać dyplomatycznie to Threepio potrafi. Może właśnie
uprzejme przeprosiny otworzą nam następne drzwi.
Lando westchnął i machnął dłonią w rękawicy do androida.
- Dobra, Threepio, byle z godnością, jeśli łaska.
- Oczywiście, panie Lando - odparł See-Threepio nieco obrażonym tonem. -
Jestem tak zaprogramowany, by nigdy nie tracić stosownej dozy godności osobistej.
Ostatecznie to jedna z podstaw protokołu i etykiety...
- Dobra - uciął Lando. - Po prostu zrób, co trzeba. Nie mam pojęcia, ile czasu nam
zostało. Wykorzystaj drugi kanał, byśmy mogli wciąż słyszeć się z Lobotem.
- Tak jest, panie Lando - powiedział Threepio i pozornie umilkł.
- Lobot, masz dostęp do zapisów Artoo?
- Tak, Lando.
- Sprawdź, czy żyro i miernik przyspieszeń pozwoliłyby określić kierunek
obecnego skoku. Może to, wraz z astrograficznymi danymi Artoo, pozwoli określić, na
ile możemy jeszcze liczyć...
Obracający się powoli z pomocą silniczków manewrowych robot zapiszczał
protestująco.
- Nie bądź nieuprzejmy - zganił go Threepio.
- O co chodzi?
- Panie Lando, Artoo mówi, że wolałby nie dopuszczać nikogo do swoich
osobistych systemów.
- Cóż, ja też nie przepadam za telepatami, Artoo - powiedział Lando. - Chociaż
teraz gotów byłbym nawet myślą porozumieć się z pułkownikiem. Daj Lobotowi łącze
do twojego rejestru wydarzeń. Może znajdzie się tam coś przydatnego do rozplatania tej
zagadki. Czy ktoś widział moją prawą rękawicę?
- Wydaje mi się, że wyleciała przez śluzę podczas dekompresji - stwierdził
uczepiony jedną ręką stelaża Lobot.
- Wspaniale - Lando spojrzał na swą purpurową dłoń i na ściągacz rękawa, który
utrzymywał szczelność reszty skafandra. - Jakie tu mamy ciśnienie?
- Sześćset czterdzieści milibarów - powiedział Lobot. - Ciśnienie zaczęło wracać
do normy zaraz po zniknięciu przejścia.
- A to ciekawe. Wracać do normy? Skąd? - Lando rozejrzał się po gładkich
ścianach. - Artoo, widzisz jakieś dysze napływowe?
Mały robot zapikał z cicha i zaczął krążyć tuż pod ścianami.
- Dobra. Co do całej sprawy, to widzę ją tak: - stwierdził Lando. - Nie jesteśmy
już mile widzianymi gośćmi. Wagabunda strząsnął z siebie „Ślicznotkę”, nas próbował
wyrzucić w próżnię. I pewnie by mu się udało, gdyby nie zaczął równocześnie uciekać
przed zespołem floty.
- Z czego wynika następne pytanie - powiedział Lobot. - Czemu wagabunda
popełnił aż tak poważny błąd?
- Nastawiam uszu.
- Wygląda na to, że źle ocenił sytuację. Uruchomił równocześnie dwie procedury
obronne, nie zwracając uwagi na efekt mogący wyniknąć z ich nałożenia. Przywrócenie
ciśnienia w tym pomieszczeniu to jakby kolejna niekonsekwencja.
- Masz jakieś wyjaśnienie?
- Taki a nie inny ciąg wydarzeń sugeruje, że statkiem zawiaduje albo system o
ograniczonej inteligencji, albo jakieś niezbyt rozgarnięte istoty. W tej chwili nie
orzekniemy, która wersja jest prawdziwa - dodał, widząc krzywą minę Landa.
- Ale gdy rzecz rozstrzygniemy, to może znajdziemy i sposób, żeby się stąd
wydostać stwierdził Calrissian. - Jednego jestem pewien: śluza zamknęła się ze
względu na skok, a nie z miłosierdzia wobec naszych skromnych osób. Nie chcą nas
tutaj. Jeśli nie opuścimy tego pomieszczenia do czasu, gdy wagabunda wyjdzie z
nadprzestrzeni, to chyba nie uniesiemy cało skóry.
- Panie Lando, pewien jestem, ze pułkownik Pakkpekatt i go armada ruszyli już
naszym tropem - powiedział Threepio. - Im szybciej wyjdziemy z nadprzestrzeni, tym
szybciej nas uratują.
- To owszem, na pewno będą nas szukać - przyznał Lando. - Ale czy znajdą?..
Równie dobrze możemy wylądować pięć łat świetlnych od punktu wyjścia, jak
Noworepublikański szperacz „IX-26” wyszedł z nadprzestrzeni dość blisko celu,
by tarcza planety zajęła większość czołowego ekranu.
9
Michael P. Kube-McDowell
Tarcza Kłamstw
10
- Nie jest aż tak źle - mruknął w zamyśleniu Stopa. - Mamy zdobyć nieco próbek.
Lód dobrze przechowuje okazy.
- Chyba że zmiana klimatu została wywołana nienaturalnie. Jakaś wojna z
wypalaniem czy niwelowaniem powierzchni...
- Atmosfery nie zostało za wiele, ale mogę opuścić próbnik, niech trochę poniucha
- powiedział pilot. - Powinniśmy szybko rzecz ustalić.
- Nie - zaprotestował Stopa. - Wejdź na orbitę obserwacyjną. Tak jak wtedy, gdy
sporządza się mapy. Obadamy drugą stronę. Starczy jedno lądowanie i parę gramów
materiałów. Może trafimy na jakieś pole geotermiczne albo inne gorące miejsce, na
przykład źródło głębinowe. Czy fragment gołego brzegu morza. Byle znaleźć kawałek
wolnej od lodu gleby. Jeśli takie miejsca istnieją, to tam właśnie niechybnie chronili się
ostatni Quelli przed samym końcem.
- Nikogo żywego chyba się nie spodziewacie? Popatrzcie tylko na odczyty
temperatury na powierzchni.
- Żywego nie - przyznał Stopa. - Ale gdyby tak choć jedno ciało leżące płyciej niż
pod trzystoma metrami lodu...
- Jesteśmy na żądanej orbicie - oznajmił pilot, sięgając do kontrolek. - Maltha
Obex, do dyspozycji.
- Quelli - mruknęła Josala. - Jeśli nic nie zachowało się po nich na planecie, to
parę osób nie zdoła ukryć wielkiego rozczarowania.
- Sprawdzić współrzędne - rozkazał Kroddok Stopa, marszcząc brwi. - Według
siatki uniwersalnej.
- Astrogator podaje czterdzieści cztery, jeden dziewięć sześć, dwa jeden zero. -
Pilot obrócił dłonią krąg wskazujący logu. - Dokładnie to, co wcześniej dostałem.
- Dane pochodzą jeszcze z czasów Trzeciej Galaktycznej Wyprawy Badawczej. -
Stopa pokazał na wyświetlacz astrogatora. - Jeśli jednak dobrze rzecz odczytuję, to
planeta nazywa się Maltha Obex. To nazwa tobekańska.
Pilot przechylił głowę ku astrogatorowi.
- Zgadza się, Maltha Obex.
Stopa, dowódca quelleńskiej wyprawy Instytutu Obroańskiego, odczytał dane
napływające z czujników i pokręcił głową. - Wielkie nieba. Co tu się zdarzyło?
Pilot spojrzał na ekran.
- A co się miało zdarzyć? Takich kul lodowych w kosmosie na pęczki.
Josala Krenn, pozostała uczestniczka ekspedycji, przysunęła się od swojego
stanowiska.
- Tyle że zwiad Trzeciej podał, że to planeta o umiarkowanym klimacie.
Zamieszkana, populacja około siedmiu milionów. Złożoność ekosystemu na poziomie
drugim.
Pilot potrząsnął głową.
- Wygląda na to, że lato dawno już tu minęło - rzucił sucho.
- Należało tego oczekiwać - powiedział Stopa. - Gdy zjawiła się tutaj misja
kontaktowa Trzeciej, jedną trzecią kontynentów znaleźli pod lodem.
Nie dopowiedział już, że ekipa nie spotkała na planecie nikogo żywego. Po
cywilizacji Quellich zostały tylko ruiny.
- Gdy Tobekowie tu przylecieli, musieli uznać ją za świat niczyj, taki do wzięcia,
to i nadali mu nową nazwę - zasugerowała Josala.
- A co to za różnica, jak to się nazywa? Dotarliśmy, gdzie trzeba, prawda? O co
jeszcze chodzi?
- Misja Trzeciej była tu sto pięćdziesiąt osiem lat temu - wyjaśnił Stopa. - Od
tamtego czasu planeta powinna wrócić już nieco do równowagi.
- Nie wróciła. I co z tego?
- To, co dobrze widać - powiedziała Josala. - Lód.
- Po literce poproszę.
Josala westchnęła.
- Skąd nas zabrałeś?
- Z Babali - mruknął pilot. - Chwilę, chcesz powiedzieć, że nie macie wyposażenia
polarnego? Żadnych ciepłych namiotów ani ubrań?
- Babali to tropik. Wyposażenia polarnego jakoś nie było na liście. Nie wiem,
czemu - warknęła Josala. - Nasz łazik nie da sobie rady w takich warunkach.
Pilot gwizdnął ze współczuciem.
- Teraz rozumiem. W takim razie dlaczego wysłali właśnie was?
- Bo tak się złożyło. Byliśmy najbliższą ekipą bioarcheologów, mieliśmy
najszybszy dostępny środek transportu.
Obserwacja z niskiej orbity nie wniosła wiele do sprawy. Kontynenty spowijała
kilometrowa warstwa lodu, oceany zaś wprawdzie skurczone mocno i zbyt słone, by
zamarznąć pełne były masywnej kry i gór lodowych.
- Mam pomysł - powiedział Stopa, przeglądając dane - Niektórzy Quelli mogli
próbować przez jakiś czas żyć na lodzie. Przy odrobinie szczęścia znaleźlibyśmy ich
szczątki na głębokości ledwie pięćdziesięciu czy stu metrów. Akurat, by zająć się takim
stanowiskiem do czasu przybycia posiłków. Musimy się jednak liczyć z najgorszym,
dlatego dobrze będzie poprosić o pomoc.
- Może dałoby się ściągnąć zespół doktora Eckelsa - powiedziała Josala. - Powinni
byli skończyć już wykopaliska na Hoth.
- Spróbujemy. Otwórz hiperłącze z instytutem - polecił Stopa.
- Gotowe - oznajmił pilot.
- Mówi doktor Kruddok Stopa, kod sprawdzający alfa-pilne-cztery-cztery-dwa.
Wiadomość również dla działu zaopatrzenia i przydziałów.
- Na linii. Słuchamy, doktorze.
- Potrzebuję pilnie dodatkowego sprzętu i personelu. - Stopa szybko wyłożył
detale i przedstawił listę. Macie to wszystko?
- Materiały tak. Już je pakujemy.
- Potrzebny nam zespół wprawiony w klimacie polarnym. Co z ekipą doktora
Eckelsa na Hoth?
- Wczoraj zameldowali powrót. Nie znam ich obecnej sytuacji - odpowiedział
dyspozytor. - Zaraz wyślę waszą prośbę do komitetu, odpowiedź przekażę natychmiast.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]