[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Sebastian Miernicki
PAN SAMOCHODZIK
I…
SZTOLNIA
„HEXE”
Projekt graficzny
Andrzej Mierzyński
Skład komputerowy
Krzysztof Nowak
Zdjęcie na czwartej stronie okładki
Sebastian Mierzyński
Zdjęcia
Sebastian Mierzyński
Ilustracje
Mieczysław Sarna
ISBN 83-85875-88-3
© Copyright by Oficyna Wydawnicza „WARMIA" s.c. w Olsztynie
Oficyna Wydawnicza „WARMIA" s.c. z siedzibą w Olsztynie
Druk i oprawa: Zakład Poligraficzno-Wydawniczy „POZKAL"
88-100 Inowrocław, ul. Cegielna 10/12
tel. (052) 35 42 700, fax (052) 35 42 705
WSTĘP
Było ich dwóch. Znali się jeszcze z dzieciństwa, kiedy razem biegali pomiędzy starymi
kamienicami w Osnabrück. Znali tam kaŜdy kamień, wszystkie legendy i opowieści.
Najbardziej lubili okolice bramy, na której złotymi literami napisano o bohaterskim batalionie z
tego miasta, który brał udział w bitwie pod Waterloo.
Obaj chcieli iść do wojska, ale Niemcy przegrali Wielką Wojnę i dawnej, silnej i duŜej
armii nie mogło być. Oficer Reichswehry, znajomy ich ojców, powiedział, Ŝeby studiowali, bo
nowa armia będzie potrzebowała wykształconych oficerów.
Pierwszy, Walther, wybrał historię sztuki. Drugi, Andreas, studiował fizykę, zwłaszcza
interesowała go teoria Einsteina. Spotykali się w rodzinnym mieście tylko na krótko, w czasie
wakacji.
Kiedy w latach trzydziestych naziści doszli do władzy, obaj znaleźli swoje miejsce w
wojsku, obaj w pionie naukowym.
W chwili wybuchu wojny walczyli na froncie w dywizji piechoty. Walther był ranny w
walkach o polskie bunkry pod Mławą. Andreas dotrwał do końca, do spotkania z Rosjanami w
Brześciu nad Bugiem.
Potem Walther nie walczył na pierwszej linii frontu. Był odpowiedzialny za
„zabezpieczanie" dzieł sztuki na terenach okupowanych. Wierzył, Ŝe ratuje je przed utratą, aby
nie trafiły do rąk fanatyków z SS, którzy niszczyli wszystko co było „niegermańskie". Miał
nadzieję, Ŝe kiedyś będzie świat bez wojen, a mieszkańcy Wielkich Niemiec będą zwiedzać
gigantyczne galerie, gdzie obejrzą przekrój sztuki wszystkich kultur.
Andreas od swojego zwierzchnika, profesora, którego syn jakimś cudem uniknął wysłania
na front wschodni, dowiedział się, Ŝe front walki naukowej jest równie waŜny jak przelewanie
krwi w okopach. Tak Andreas tułał się po instytutach naukowych, dopingował pracujących tam
ludzi, wierząc, Ŝe moŜe kiedyś jednym ruchem uda się zakończyć wszystkie wojny, bo wszyscy
będą się bali „Wiedźmy". To ona miała dać energię nowym wynalazkom. Działo strzelające
promieniami, bomba o straszliwej sile, zwana „Pięścią" lub „Młotem", projekt „Niewidoczna
Fala" mogły powstać tylko dzięki „Wiedźmie". Jej dom budowano od połowy wojny w górach
w pobliŜu miejsca, gdzie miał zamieszkać Hitler. Andreas często wizytował budowę. Patrzył na
brudne, wymęczone cienie ludzkie z trudem wkuwające się w skały, po to tylko, by „Wiedźma"
miała przytulne gniazdko.
Nieuchronnie zbliŜał się koniec. Śmierć tysięcy robotników, energiczna praca najlepszych
inŜynierów i profesorów, poświęcenie Ŝołnierzy na froncie nie pomogły i klęska była
nieuchronna. Wtedy Walther i Andreas spotkali się na zrujnowanej ulicy Berlina. Był marzec
1945 roku. Mieli razem wykonać zadanie dla SS. Obaj wiedzieli, kim byli ci ludzie mieniący
się „gwardzistami Adolfa Hitlera", ale władza tych potworów wciąŜ była duŜa. Mogli jedynie
przygotować zagadkę, którą tylko oni - chłopcy z uliczek Osnabrück - byli w stanie rozwiązać.
Zrządzenie losu sprawiło, Ŝe Walther nie doŜył końca wojny - zginął podczas nalotu.
Andreasa poszukiwali alianci, oficjalnie za zbrodnie na jeńcach obozu koncentracyjnego, a tak
naprawdę interesowało ich, co Andreas wiedział o pracy niemieckich naukowców i gdzie jest
„Wiedźma". Andreas musiał się ukrywać i wtedy pomoc okazali mu ludzie z SS, jedyni, którzy
nie chcieli go wydać - oczywiście pod pewnym warunkiem.
ROZDZIAŁ PIERWSZY
SPOTKANIE Z PIRANIĄ • PRZESŁUCHANIE „FRANCUZA" • KOGO
POTRZEBUJE KUSY? • KOLACJA W „SZAROTCE" • PRZYGOTOWANIA DO
AKCJI • MARLONI JEGO TOWARZYSZKI
Skończyło się trochę ponure lato. Powoli zapominałem o deszczowych dniach, o
tygodniowym urlopie spędzonym pod parasolem w małym domku nad brzegiem Bałtyku. Był
piękny wrzesień, gdy promienie słoneczne wydobywały z otaczającego nas świata setki odcieni
złota, czerwieni i zieleni. Nawet szare lub ponurostalowe budynki Warszawy w jesiennej szacie
wydawały się piękniejsze. Wszedłem do sekretariatu Tomasza N.N., mojego szefa, zwanego
teŜ Panem Samochodzikiem. To on przez długie lata prowadził poszukiwania zaginionych w
czasie ostatniej wojny dzieł sztuki i walczył z handlarzami i przemytnikami dóbr kultury. Miał
wehikuł - powód, dla którego zyskał taki właśnie przydomek - pokracznego stwora na czterech
kołach. Jego karoseria przypominała wyrzuconą do kosza puszkę po konserwie, ale pod tą
nieciekawą maską znajdował się wspaniały silnik ferrari. Tamten wehikuł uległ zniszczeniu i
teraz pan Tomasz miał drugi, podobny charakterem do poprzedniego. Oba te pojazdy bardzo
pasowały do osoby mojego szefa.
- Paweł Daniec - Monika zameldowała mnie przez telefon.
Sekretarka szefa była uroczą blondynką, kompetentną, uśmiechniętą, pracowitą. Nie
pasował do niej Ŝaden dowcip o blondynkach i sekretarkach. Do tego była kobietą, co w
naszym męskim zespole - obaj z szefem byliśmy kawalerami - było bardzo waŜne. Tylko dzięki
niej wszystkie dokumenty Departamentu Ochrony Zabytków Ministerstwa Kultury i Sztuki
były w absolutnym porządku. Gdyby pozostawiono nas samym sobie, rzucilibyśmy się w teren,
do pracy, a na koniec roku nasze sprawozdania zostałyby zakwestionowane przez jakiegoś
gryzipiórka. Od kilku lat pracowałem z szefem i wiele się od niego nauczyłem, ale wciąŜ
pozostawał dla mnie niedoścignionym mistrzem.
- MoŜesz wejść - panna Monika wskazała mi na drzwi gabinetu szefa. Pomieszczenie, w
którym pracował, przypominało wyglądem skrzyŜowanie składnicy starych mebli z archiwum
przeróŜnych akt. Gdzieś między tym wszystkim mieścił się monitor komputera, półeczka na
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl jajeczko.pev.pl
Sebastian Miernicki
PAN SAMOCHODZIK
I…
SZTOLNIA
„HEXE”
Projekt graficzny
Andrzej Mierzyński
Skład komputerowy
Krzysztof Nowak
Zdjęcie na czwartej stronie okładki
Sebastian Mierzyński
Zdjęcia
Sebastian Mierzyński
Ilustracje
Mieczysław Sarna
ISBN 83-85875-88-3
© Copyright by Oficyna Wydawnicza „WARMIA" s.c. w Olsztynie
Oficyna Wydawnicza „WARMIA" s.c. z siedzibą w Olsztynie
Druk i oprawa: Zakład Poligraficzno-Wydawniczy „POZKAL"
88-100 Inowrocław, ul. Cegielna 10/12
tel. (052) 35 42 700, fax (052) 35 42 705
WSTĘP
Było ich dwóch. Znali się jeszcze z dzieciństwa, kiedy razem biegali pomiędzy starymi
kamienicami w Osnabrück. Znali tam kaŜdy kamień, wszystkie legendy i opowieści.
Najbardziej lubili okolice bramy, na której złotymi literami napisano o bohaterskim batalionie z
tego miasta, który brał udział w bitwie pod Waterloo.
Obaj chcieli iść do wojska, ale Niemcy przegrali Wielką Wojnę i dawnej, silnej i duŜej
armii nie mogło być. Oficer Reichswehry, znajomy ich ojców, powiedział, Ŝeby studiowali, bo
nowa armia będzie potrzebowała wykształconych oficerów.
Pierwszy, Walther, wybrał historię sztuki. Drugi, Andreas, studiował fizykę, zwłaszcza
interesowała go teoria Einsteina. Spotykali się w rodzinnym mieście tylko na krótko, w czasie
wakacji.
Kiedy w latach trzydziestych naziści doszli do władzy, obaj znaleźli swoje miejsce w
wojsku, obaj w pionie naukowym.
W chwili wybuchu wojny walczyli na froncie w dywizji piechoty. Walther był ranny w
walkach o polskie bunkry pod Mławą. Andreas dotrwał do końca, do spotkania z Rosjanami w
Brześciu nad Bugiem.
Potem Walther nie walczył na pierwszej linii frontu. Był odpowiedzialny za
„zabezpieczanie" dzieł sztuki na terenach okupowanych. Wierzył, Ŝe ratuje je przed utratą, aby
nie trafiły do rąk fanatyków z SS, którzy niszczyli wszystko co było „niegermańskie". Miał
nadzieję, Ŝe kiedyś będzie świat bez wojen, a mieszkańcy Wielkich Niemiec będą zwiedzać
gigantyczne galerie, gdzie obejrzą przekrój sztuki wszystkich kultur.
Andreas od swojego zwierzchnika, profesora, którego syn jakimś cudem uniknął wysłania
na front wschodni, dowiedział się, Ŝe front walki naukowej jest równie waŜny jak przelewanie
krwi w okopach. Tak Andreas tułał się po instytutach naukowych, dopingował pracujących tam
ludzi, wierząc, Ŝe moŜe kiedyś jednym ruchem uda się zakończyć wszystkie wojny, bo wszyscy
będą się bali „Wiedźmy". To ona miała dać energię nowym wynalazkom. Działo strzelające
promieniami, bomba o straszliwej sile, zwana „Pięścią" lub „Młotem", projekt „Niewidoczna
Fala" mogły powstać tylko dzięki „Wiedźmie". Jej dom budowano od połowy wojny w górach
w pobliŜu miejsca, gdzie miał zamieszkać Hitler. Andreas często wizytował budowę. Patrzył na
brudne, wymęczone cienie ludzkie z trudem wkuwające się w skały, po to tylko, by „Wiedźma"
miała przytulne gniazdko.
Nieuchronnie zbliŜał się koniec. Śmierć tysięcy robotników, energiczna praca najlepszych
inŜynierów i profesorów, poświęcenie Ŝołnierzy na froncie nie pomogły i klęska była
nieuchronna. Wtedy Walther i Andreas spotkali się na zrujnowanej ulicy Berlina. Był marzec
1945 roku. Mieli razem wykonać zadanie dla SS. Obaj wiedzieli, kim byli ci ludzie mieniący
się „gwardzistami Adolfa Hitlera", ale władza tych potworów wciąŜ była duŜa. Mogli jedynie
przygotować zagadkę, którą tylko oni - chłopcy z uliczek Osnabrück - byli w stanie rozwiązać.
Zrządzenie losu sprawiło, Ŝe Walther nie doŜył końca wojny - zginął podczas nalotu.
Andreasa poszukiwali alianci, oficjalnie za zbrodnie na jeńcach obozu koncentracyjnego, a tak
naprawdę interesowało ich, co Andreas wiedział o pracy niemieckich naukowców i gdzie jest
„Wiedźma". Andreas musiał się ukrywać i wtedy pomoc okazali mu ludzie z SS, jedyni, którzy
nie chcieli go wydać - oczywiście pod pewnym warunkiem.
ROZDZIAŁ PIERWSZY
SPOTKANIE Z PIRANIĄ • PRZESŁUCHANIE „FRANCUZA" • KOGO
POTRZEBUJE KUSY? • KOLACJA W „SZAROTCE" • PRZYGOTOWANIA DO
AKCJI • MARLONI JEGO TOWARZYSZKI
Skończyło się trochę ponure lato. Powoli zapominałem o deszczowych dniach, o
tygodniowym urlopie spędzonym pod parasolem w małym domku nad brzegiem Bałtyku. Był
piękny wrzesień, gdy promienie słoneczne wydobywały z otaczającego nas świata setki odcieni
złota, czerwieni i zieleni. Nawet szare lub ponurostalowe budynki Warszawy w jesiennej szacie
wydawały się piękniejsze. Wszedłem do sekretariatu Tomasza N.N., mojego szefa, zwanego
teŜ Panem Samochodzikiem. To on przez długie lata prowadził poszukiwania zaginionych w
czasie ostatniej wojny dzieł sztuki i walczył z handlarzami i przemytnikami dóbr kultury. Miał
wehikuł - powód, dla którego zyskał taki właśnie przydomek - pokracznego stwora na czterech
kołach. Jego karoseria przypominała wyrzuconą do kosza puszkę po konserwie, ale pod tą
nieciekawą maską znajdował się wspaniały silnik ferrari. Tamten wehikuł uległ zniszczeniu i
teraz pan Tomasz miał drugi, podobny charakterem do poprzedniego. Oba te pojazdy bardzo
pasowały do osoby mojego szefa.
- Paweł Daniec - Monika zameldowała mnie przez telefon.
Sekretarka szefa była uroczą blondynką, kompetentną, uśmiechniętą, pracowitą. Nie
pasował do niej Ŝaden dowcip o blondynkach i sekretarkach. Do tego była kobietą, co w
naszym męskim zespole - obaj z szefem byliśmy kawalerami - było bardzo waŜne. Tylko dzięki
niej wszystkie dokumenty Departamentu Ochrony Zabytków Ministerstwa Kultury i Sztuki
były w absolutnym porządku. Gdyby pozostawiono nas samym sobie, rzucilibyśmy się w teren,
do pracy, a na koniec roku nasze sprawozdania zostałyby zakwestionowane przez jakiegoś
gryzipiórka. Od kilku lat pracowałem z szefem i wiele się od niego nauczyłem, ale wciąŜ
pozostawał dla mnie niedoścignionym mistrzem.
- MoŜesz wejść - panna Monika wskazała mi na drzwi gabinetu szefa. Pomieszczenie, w
którym pracował, przypominało wyglądem skrzyŜowanie składnicy starych mebli z archiwum
przeróŜnych akt. Gdzieś między tym wszystkim mieścił się monitor komputera, półeczka na
[ Pobierz całość w formacie PDF ]