[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Annette Broadrick
Szczęśliwy traf
PROLOG
Był środek sierpnia. W posiadłości Crenshawów odby­
wało się wielkie przyjęcie. Jake, najstarszy syn Joego i Gail,
wziął tego ranka ślub z Ashley - jedynaczką Kennetha Sul-
livana, brygadzisty na ranczo.
Zjechali się goście z najdalszej okolicy. Wśród obwie­
szonych lampionami drzew, wokół wielkiego domostwa,
kłębił się radosny tłum. Choć wieczory w Teksasie o tej po­
rze roku bywają już chłodne.
Na patio miejscowa orkiestra przygrywała do tańca. Tań­
czyli starzy i młodzi.
A wśród gości szalała Heather - czteroletnia córeczka
Jake'a z pierwszego małżeństwa - w towarzystwie psa
i gromadki innych dzieci.
Joe i Gail z uśmiechami przyglądali się tym figlom. Zy­
cie zmieniło się w ciągu ostatnich kilku miesięcy. Odkąd
Jake dowiedział się, że ma córkę. Odkąd Gail dowiedziała
się, że jest babcią. Nic nie mogło sprawić jej większej ra­
dości.
- Taka jestem szczęśliwa, kiedy patrzę na Heather - po­
wiedziała. - Trzy tygodnie temu, na swoich urodzinach,
przez cały wieczór trzymała Jake'a za rękę. A teraz, proszę,
bawi się z innymi dziećmi.
160
ANNETTE BROADRICK
- Myślę, że bardzo jej pomogło, kiedy dostała tego
szczeniaka. - Joe uśmiechnął się. Rozejrzał się wokoło. -
Chyba wszyscy bawią się świetnie. Dobrze, że pogoda do­
pisała.
- Na twoich przyjęciach zawsze jest dobra pogoda. -
Gail zachichotała. - Nie zauważyłeś?
- Chciałem sprawić ci przyjemność.
Prychnęła. I cmoknęła go.
- Czasami zastanawiam się, jak wytrzymałam z tobą ty­
le lat.
Przytulił ją i szepnął do ucha:
- Mam ci przypomnieć?
- Dobrze, że Jake i Ashley zgodzili się na krótkie na-
rzeczeństwo - szybko zmieniła temat. - Heather nie mogła
się doczekać, kiedy zamieszkają wszyscy razem. - Odszu­
kała wzrokiem młodą parę wśród tańczących. - Po tylu la­
tach Jake znów jest szczęśliwy.
- Mam nadzieję, że pozostali pójdą w jego ślady i ustat­
kują się niedługo. - Joe kochał wszystkich czterech swoich
synów. Chociaż zawsze byli wyjątkowo niesforni.
Był z nich naprawdę dumny.
Oboje z Gail byli uradowani, gdy rano niespodziewanie
przyjechał Jason, ich najmłodszy syn, który robił karierę
w armii. Wykonywał tajne misje specjalne.
Jude, trzeci w kolejności, od trzech lat pracował
w Agencji Bezpieczeństwa Narodowego. Aktualnie miał ja­
kieś tajne zadanie w San Antonio.
Rodzice już dawno nauczyli się nie interesować pracą
obu synów.
Najwięcej niepokojów przysparzał Joemu Jared. Inży-
SZCZĘŚLIWY TRAF
161
nier, specjalista od ropy naftowej, pracował dla jednej z naj­
większych firm naftowych i nieustannie jeździł po całym
świecie. Właśnie wrócił z Arabii Saudyjskiej.
Praca, choć niebezpieczna, odpowiadała mu. Była jego
pasją.
Tak więc była to naprawdę wyjątkowa chwila, kiedy
wszyscy czterej synowie znaleźli się w domu jednocześnie.
- Dobrze widzieć ich wszystkich razem - powiedział
Joe.
- Tak, to prawdziwy cud - przyznała Gail.
- Wspaniałe przyjęcie. Jak zwykle. - Jeden z sąsiadów
usiadł obok. - Przysięgam, trudno uwierzyć, że macie czte­
rech tak dorodnych, dorosłych synów.
Joe spojrzał na Gail z uśmiechem.
- Muszę zgodzić się z tobą, Stu - odpowiedział.
- Hej, Jared, znasz ich? - Jason wskazał przybyłych
właśnie nowych gości. - Co za laska!
Jared zerknął przez ramię i pokiwał głową.
- Znam.
- Kto to? - spytał Jude.
- Senator Russell.
- Coś takiego! - zdziwił się Jason. - Co senator robi
na naszym przyjęciu?
- Dobre pytanie. - Jared pociągnął długi łyk piwa z bu­
telki. - Wszyscy wiemy, że nasza rodzina od dawna walczy
o dostęp do wody. A nasz dobry senator przewodniczy ko­
misji, od której zależy, kiedy projekt ustawy trafi pod ob­
rady. Może ojczulek uznał, że zaproszenie Russella będzie
przydatne?
162
ANNETTE BROADRICK
Przyglądali się w milczeniu powitaniu. Senator był męż­
czyzną postawnym i wysokim. Gęste siwe włosy zaczesy-
wał do tyłu. Przemawiał głosem donośnym. Uśmiechał się
z wyższością.
- To jego żona? - spytał po chwili Jason.
- Nie. - Jared nie mógł oderwać oczu od młodej ko­
biety. - On od lat jest wdowcem. Myślę, że to jego córka.
Kobieta była wyjątkowo przystojna. Miała ciemne włosy
ułożone w niezwykle wymyślny węzeł. Z królewską wy­
niosłością podawała rękę na powitanie.
Księżniczka, pomyślał Jared z przekąsem. Zerknął na
braci i uśmiechnął się.
- Jeśli nie pogniewacie się, zostawię was i dotrzymam
jej towarzystwa.
- Zdobądź chociaż numer jej telefonu. Jeśli da ci kosza,
może Jude albo ja spróbujemy - powiedział Jason.
Jared ruszył przed siebie, odprowadzany rubasznym chi­
chotem.
Lindsey Russell większość życia spędziła z ojcem
w Waszyngtonie. Takie zabawy były dla niej zupełną no­
wością. Przyglądała się wszystkiemu z zaciekawieniem. Od
lat nie była w Teksasie. Nawet kiedy ojciec jeździł tam na
spotkania z wyborcami, ona uczyła się w najlepszych szko­
łach. Tego czerwca skończyła studia na Uniwersytecie Geor­
getown.
Wtedy też zrozumiała, że ojciec postanowił zatrzymać
ją przy sobie, żeby mogła występować jako gospodyni jego
wielu przyjęć i obiadów.
Z rozbawieniem przyjął jej decyzję studiowania historii
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jajeczko.pev.pl