[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Tomasz Olszakowski

 

PAN SAMOCHODZIK

I Relikwiarz Św. Olafa

 

lub

 

OKO JELENIA

 

PROLOG

GDAŃSK, ROK 1788

 

Katedra pod wezwaniem Najświętszej Marii Panny wypełniona była po brzegi. W ławkach zasiedli wszyscy gdańscy kupcy oraz przedstawiciele najważniejszych cechów. Zgromadzeni wpatrywali się z uwagą w niepozornego człowieka ubranego w szary, podróżny płaszcz. Okrycie mężczyzny przywodziło na myśl zamierzchłe czasy. Tego typu peleryny wyszły z mody przed dziesiątkami lat.

Przybysz miał pod szyją, bardzo już niemodną, szeroką, białą kryzę. Jasna broda i błękitne oczy świadczyły, że przybył z północy. Stanął na ambonie i wzrokiem poprosił o ciszę. Rozmowy umilkły.

- Panowie - odezwał się przybysz. - Nazywam się Peter Hansvaritson. Poprosiłem was dziś o spotkanie... Powinniśmy zejść się w Dworze Artusa, ale nie pomieściłby nas wszystkich... - mówił po niemiecku z lekkim, norweskim akcentem.

Spojrzenia ludzi ześrodkowały się na mówcy.

- Przynoszę wam pozdrowienia od patrycjatu Lubeki i Bergen. Przynoszę wam pozdrowienia od ludzi, którzy podobnie jak wy, marzą o wolności.

Szpieg pruski, ukryty w cieniu pomiędzy kolumnami, nastawił pilniej ucha.

- Przynoszę wam przesłanie od tych, którzy wskrzesić chcą czasy, gdy zarobek zależał od pomysłowości, pracowitości...

- Jaki jest cel naszych przyjaciół? - zapytał jeden z kupców.

- Nasi bracia wysłali mnie z misją. Proponują wam odnowienie świętego związku hanzeatyckiego. Proponują wam zjednoczenie. Wspólną pracą przywrócimy nasze czasy. Czasy, gdy kupcy będą równi królom. Nadchodzi kres imperiów. Znowu pomiędzy wolnymi miastami będą śmigały statki. Zniesiemy cła.

Zgromadzeni milczeli, ale na większości twarzy odmalowało się zaciekawienie.

- Zlikwidujemy bariery celne. Zniesiemy wszystkie przepisy ograniczające rozwój wolnego handlu. Zmusimy władców, by odblokowali wszelkie drogi wodne. Już raz w historii udało nam się opanować cieśniny duńskie. Zażądamy zniesienia ceł na granicach. Swobodny przepływ towarów da pracę rzemieślnikom. Przyniesie pieniądze szlachcie... Pamiętacie, jak było jeszcze sto lat temu? Pamiętacie, jak do Gdańska docierały rocznie tysiące barek załadowanych złocistą pszenicą, jak wartką rzeką sypały się do waszych mieszków holenderskie dukaty...

- Pamiętamy, pamiętamy! - zakrzyknęli kupcy.

Oczywiście nie mogli pamiętać tak odległych czasów, lecz przekazane im przez dziadów wspomnienia złotego wieku gdańskiego handlu ciągle były żywe. Przybysz odczekał, aż wszystko się uspokoi. A potem podjął opowieść.

- Świat jest teraz większy niż ten znany naszym przodkom. Wyeliminujemy z rynku Hiszpanię i Anglię. Przejmiemy szlaki handlowe na Daleki Wschód i do obu Ameryk... Za dwadzieścia lat ekonomia całego kontynentu zależeć będzie tylko i wyłącznie od związku hanzeatyckiego. Pomyślcie. Duszą was podatki nakładane bez umiaru przez waszego władcę. Tak samo jest wszędzie w Europie, od Gibraltaru do Murmańska. Chcecie przewozić towary, a tu okazuje się, że zyski pochłaniają cła. Wyobraźcie sobie, jak tanie i powszechnie dostępne mogą być kawa, herbata, cukier, wanilia, cynamon...

- Jedwab! - krzyknął ktoś siedzący w połowie nawy. - Jedwab może być o połowę tańszy.

- Porcelana. Chińska porcelana...! - rozległo się z drugiego końca.

- Srebro z gór Potosi! - krzyknął jubiler. - I złoto z nowego świata.

Kupiec uśmiechnął się lekko. Całe zgromadzenie, wszyscy obecni dali się porwać idei. Znowu gestem poprosił o cisze.

- Co najważniejsze, zyski, ogromne zyski przeznaczyć będziemy mogli na rozbudowę floty. Odbudujemy wzajemne ubezpieczenia. Zaginięcie statku nie może stanowić katastrofy dla kupca. Będziemy sprzedawali akcje na frachty, i gotówka na towary będzie z góry. Patrycjat miejski podżyruje budowę okrętów... Potrzebujemy floty. Gdy kupcy zrzeszeni w naszym związku posiądą na własność pięć tysięcy statków, co jak sądzę nastąpi za nie więcej niż dwadzieścia lat, będziemy dysponowali potęgą, której już nie zdołają opanować nasi wrogowie. Wyeliminujemy z rynku angielskich złodziei. Skończymy raz na zawsze z korsarzami na żołdzie Brytyjczyków. A jeśli zechcemy, wprowadzimy blokadę dowolnego kraju. Jutro będziemy potęgą!

- Będziemy mogli wsadzić do pieca wszelkie traktaty, dające Hiszpanii i Anglii wyłączność na zakładanie kolonii w Ameryce! - krzyknął jeden z kupców. - To my będziemy mieli kolonie!

Przybysz uśmiechnął się. W powietrzu krzyżowały się okrzyki, lecz gdy skinął dłonią, znowu zapadła cisza.

- Mam tu listę piętnastu miast, które zainteresowane są odbudową związku hanzeatyckiego. Gdy będę opuszczał Gdańsk, chce, aby ta lista była o jedną linię dłuższa.

- Precz z podatkami! - wrzasnął ktoś z rogu sali.

- Precz z cłem na sól! - krzyknął ktoś inny.

- Niech żyje handel i wolność! - huknął mówca z góry.

Wszyscy zerwali się z miejsc i zaczęli wiwatować. Po chwili dopiero entuzjazm opadł i wszyscy ponownie usidli w ławkach.

- Proponuje zatem, abyście panowie wyłonili pięcioosobową delegacje, która przybędzie w przyszłym roku na pierwszy od 150 lat zjazd hanzeatycki, w Lubece...

- A jeśli poprosimy o potwierdzenie kompetencji? - zagadnął cechmistrz bursztyniarzy.

Gość uśmiechnął się lekko. Sięgnął ręką za pazuchę i wydobył wiszący na grubym, stalowym łańcuchu zielony kamień. Uniósł go w górę. Odblask świec zapalił szmaragdowe ogniki w zielonych głębinach.

- Oto Oko Jelenia - powiedział.

W tej chwili przez świątynie przetoczył się ponury łoskot. To, jednocześnie we wszystkie bramy, zaczęto walić okutymi kolbami muszkietów. Kupcy porwali się z miejsc, ale już było za późno.

Na salę wkroczyli żołnierze. Stanęli rzędem i wycelowali broń w przerażonych mieszczan. Wówczas do świątyni wszedł burmistrz.

- Ha, bracia kupcy - powiedział zjadliwie po niemiecku. - Podatków wam się odechciewa płacić Posiedzicie w lochach, to może zmądrzejecie...

- Gdańsk jest wolnym miastem! - krzyknął ktoś. - Rada miejska ma prawo...

W krzykacza wycelowano muszkiety. Umilkł. Burmistrz uniósł ostrzegawczo dłoń. Jeszcze chwila i pod wysokim sklepieniem padnie salwa... Kapitan podbiegł do niego i raportował mu pospiesznie na ucho. Kupcy rozejrzeli się. Norweg zniknął. Rozwiał się jak dym. Jeszcze przed minutą stał na ambonie, a zielony kamień na łańcuchu lśnił jak gwiazda w jego ręce. Teraz nie pozostał po nim żaden ślad.

- Szukać go! - krzyknął burmistrz. - Za schwytanie sto dukatów nagrody.

Ukryty na chórze sługa kupca nałożył bełt na prowadnice kuszy.

- Zawsze to samo - mruknął i pociągnął za spust.

Bełt przeciął sznur, na którym wisiał kandelabr rozświetlony prawie setką świec. Świecznik runął na ziemie i w świątyni zapadła ciemność.

Kilku kupców, którzy od dobrej już chwili przekradali się na boki, nieoczekiwanie nakryło pozostałe świece kapeluszami.

- Zum Teufel! - zaklął burmistrz.

W mroku rozległ się tupot, odgłosy walki i jęki. Tu i ówdzie błysnęły ogniem lufy kupieckich krócic. Także kilka żołnierskich muszkietów huknęło w sufit. Echo przetoczyło się pod wysokim stropem. Potem wszystko ucichło. Gdy żołnierze zapalili na powrót świece, kościół był pusty... Tylko tu i ówdzie oderwana poła płaszcza lub zgubiony kapelusz świadczyły, że nie obyło się bez walki. Wszystkie wejścia poprzednio obstawione przez żołnierzy były szeroko otwarte. Uczestnicy narady uciekli.

- Szukać go - powtórzył burmistrz z nienawiścią. - Dwieście dukatów.

Żołnierze wybiegli w mrok.

Rozdział pierwszy

 

Tajemniczy list * Oko Jelenia * Misja Petera Hansvaritsona * Czy nadal istnieje Hanza? * Bergen * Lekcja geografii * Zwiedzamy miasto

 

Siedziałem w fotelu i kartkowałem opasłe dzieło o sztuce okresu art deco. Zastanawiałem się, na ile prawdziwe jest twierdzenie autora, że ogromny wpływ na rozwój tego stylu miało odkrycie grobowca Tutanhamona. Liście palmy kute w brązie, prostota stylu. Kolorystyka... Sięgnąłem ręką i wyciągnąłem z regału kolejną książkę. Dla porównania. Przejrzałem sobie albumik prezentujący przedmioty z grobu. Faktycznie, sztuka art deco nawiązywała w pewien sposób do wzorów egipskich, jednak pokrewieństwo było, jak mi się wydawało, dalekie. Szef studiował w zadumie dość długi list, który przyszedł poranną pocztą.

- Pawle - odezwał się wreszcie.

- Słucham, szefie.

- Czy mamy na oku jakąś...

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jajeczko.pev.pl