[ Pobierz całość w formacie PDF ]
SEBASTIAN MIERNICKI
PAN SAMOCHODZIK
I…
KRÓLEWSKA BALETNICA
WSTĘP
Był rok 1743. W Europie, na salonach, jako oddech między sprawami polityki
traktowano sprawę kontraktu włoskiej tancerki Barberiny Campanini z dworem
pruskim. Król pruski Fryderyk II zaoferował jej gażę siedmiu tysięcy talarów rocznie z
pięciomiesięcznym urlopem, który mogła przeznaczyć na podróże, odpoczynek lub po
prostu występy w innych krajach. Ministrowie rządu pruskiego byli skonsternowani i
oburzeni, bo tancerka miała zarabiać trzy razy więcej niż oni!
Podobno król na ich protesty odpowiedział: „Spróbujcie tylko zatańczyć tak jak ona,
to pogadamy; także o pieniądzach”. Śmiano się z tego powiedzenia traktując to jako
dobry omen, że nowy król pruski będzie władcą łaskawym dla sztuki. Przecież kończył
w tym roku budowę opery, pisywał recenzje teatralne publikowane w pruskich
czasopismach.
Po podpisaniu kontraktu władze Prus nie zabiegały o jego realizację, a wtedy u boku
tancerki zjawił się lord Stuart Mackenzie. Piękna Włoszka w Paryżu odrzuciła zaloty
księcia Carignana, ale z angielskim arystokratą szybko znalazła wspólny język i
wkrótce kochankowie wyjechali do Wenecji. Anglik wciąż nękał Barberinę
opowieściami o wojskowym drylu dominującym na pruskim dworze. Romans
szlachcica i artystki stał się głośny w Europie, tancerka nie chciała przyjechać do
Berlina i wtedy, 4 kwietnia 1743 roku, Fryderyk II, wystawił rozkaz dla hrabiego
Dohny, swojego ambasadora przy dworze wiedeńskim: „Hrabia Dohna powinien
przedsięwziąć właściwe środki, by to urocze stworzenie szczęśliwie sprowadzić do
miejsca przeznaczenia”. Król napisał to osobiście, kreśląc słowa nerwowo i
pospiesznie. Polecenie przesłano do posła pruskiego Cataneo w Wenecji. On to
zorganizował porwanie, opłacił konwersatora Meyera, którego zadaniem było zabawiać
tancerkę opowieściami o świetnościach dworu pruskiego.
Koła karety turkotały po wyboistej, kamienistej drodze. Włoszka utkwiła smutny i
zmęczony wzrok w zasłonie zakrywającej okno w drzwiach. Meyer siedzący na
kanapie przed nią przysypiał.
Z pochylonej głowy zsuwała się upudrowana peruka. Na zewnątrz słychać było
stukot końskich kopyt. Pojazdowi towarzyszył niewielki oddział rajtarów. Tancerka nie
wierzyła ani jednemu słowu Meyera. Lord Mackenzie, człowiek bywały w świecie, we
właściwym świetle odmalował jej nastrój pruskiego dworu, ale przecież została
uprowadzona z rozkazu królewskiego! Która artystka doznała takiego zaszczytu? Na
ogół bez większych ceregieli poddawały się kaprysom arystokratów. Może król pruski
miał w sobie krztynę fantazji? Jakaż to będzie rozkosz wprowadzić zamieszanie w
ponure i sztywne obyczaje rodem z koszar, które podobno były domeną dworu
pruskiego. Włoszka aż uśmiechnęła się do własnych myśli. Westchnęła i postanowiła,
że nadeszła pora, by podrażnić kapitana Steiffa.
Tancerka ostrożnie odsunęła zasłonę. Ujrzała mroczny krajobraz lasu, a w słabym
świetle zmierzchu dojrzała bladą twarz oficera.
- Nie wolno wyglądać! - krzyczał na nią po niemiecku i po francusku.
- Nie rozumiem pana - Włoszka promiennie uśmiechnęła się do jeźdźca. Tych trzech
słów po niemiecku nauczyła się już pierwszego dnia podróży. Teraz spoglądała na
2
Steiffa swymi pięknymi, ciemnymi oczyma, niepozornie odsłaniając odrobinę dekoltu
tak, by żołnierz zobaczył tę gładką skórę o lekko miedzianym odcieniu.
Oficer był młodym mężczyzną, któremu jak dotąd obce były uciechy życia
towarzyskiego, bo całe życie oddał służbie u królewskich dragonów, lekcjom
fechtunku, ucztom z kolegami, wspomnieniom z pól bitewnych. Teraz doskonale
widział piękną Włoszkę i pierwszy raz w życiu czuł, że zazdrości królowi. Dotąd
wydawało mu się, że jest w stanie tylko się poświęcać, teraz pierwszy raz poczuł coś,
czego nie potrafił opisać. Wiedział, że milę za nimi podąża trzech konnych. Był to
angielski lord, jego sługa i hrabia Salenberg - jak i Anglik zakochany we Włoszce.
Steiff postanowił ostudzić zamiary adoratorów, już wkrótce, na najbliższym postoju.
Na razie podjechał do karety i brutalnie zasłonił okno. Wiedział, że nie chodzi tu już
tylko o przestrzeganie rozkazu, ale i o krótkie muśnięcie dłoni Włoszki, o to, by z
bliska spojrzeć w jej oczy.
Dojeżdżali do karczmy. Żołnierze Steiffa wiedzieli, co mają robić. Czterech z
dowódcą weszło do środka, a ośmiu pilnowało karety.
- Dwa pokoje! - Steiff krzyknął do gospodarza, drobnego Żyda stojącego za
kontuarem. - Dobre, bez pluskiew!
- Jasne, że bez pluskiew - Żyd pokornie kiwał głową i zaprowadził oficera na piętro,
żeby pokazać pokoje. Nieliczni goście ukradkiem spoglądali na przybyszy. Jedno
spojrzenie Steiffa wystarczyło, by natychmiast w jadalni zapanowała cisza, a wszyscy
odwrócili się od Prusaków.
Steiff wybrał dwa pokoje na końcu korytarza. Wydał polecenia gospodarzowi i
poszedł po Włoszkę i Meyera. Ta dworska kreatura przyprawiała go o mdłości, nie
rozumiał, jak kobieta może wytrzymać w towarzystwie człowieka, którego jedynym
atutem były piękne słówka? Barberina przeszła do swojego pokoju okryta szalem
zasłaniającym jej twarz. Przy drzwiach jej pokoju stanęło dwóch rajtarów. Córka
gospodarza miała służyć tancerce we wszystkim. Na razie żołnierze zasiedli do stołu
nakazując stangretom zajęcie się także ich końmi.
Po kolacji Steiff poszedł do pokoju Barberiny. Ostrożnie zastukał w drzwi.
- Tak?! - odezwała się Barberina.
- Niczego pani nie brakuje? - zapytał Steiff.
- Nie - odparła Barberina przyciskając do piersi list. Napisał go lord Mackenzie
donosząc, że pojechał do Wiednia prosić ambasadora hrabiego Dohnę o
wstawiennictwo u Fryderyka II, i że w pobliżu gospody został hrabia Salenberg. Miał
strzec Barberiny. Włoszka jeszcze trochę kochała lorda, ale bardziej fascynowała ją
nieokreślona siła otaczająca Prusaków. Była ciekawa, na jak wielką ofiarę zdobędzie
się zakochany Anglik, nim poniesie klęskę.
Na dole Prusacy szykowali się do wyjścia. Steiff zabrał czterech wypróbowanych
ludzi, sznury i jakiś stary płaszcz. Wyszli z gospody i skręcili na wschód. Jakieś trzysta
metrów od budynku ujrzeli niewielkie ognisko koło małej pasterskiej chatki. W blasku
ognia widzieli skuloną z zimna postać szlachcica. Żołnierze otoczyli go, ostatnie metry
pokonując biegiem. Zarzucili mu płaszcz na głowę i skrępowali go sznurami. Potem
zdobycz zanieśli do karczmy. Koło stajni znaleźli beczkę dziegciu. Umoczyli w niej
hrabiego Salenberga, a potem wysypali na niego zawartość poduszki skradzionej z
3
jednego z pokoi. Tak spreparowanego hrabiego trzymali w stajni do rana. Przed
wyjazdem karety przywiązali go do drzewa przy szlaku.
Barberina roześmiała się widząc z okna powozu sponiewieranego adoratora, potem
poczuła lęk przed nieznanym krajem żołdaków. Steiff z dumą spoglądał na efekt
swojego dowcipu. Wiedział, że będzie miał co opowiadać kolegom z pułku.
Obawy Włoszki potwierdziły się, gdy 13 maja otrzymała rozkaz królewski: „Ma
natychmiast wystąpić w antraktach podczas przedstawień komedii francuskiej”.
4
ROZDZIAŁ PIERWSZY
LOSY LWOWSKIEJ GALERII MIEJSKIEJ * SKRYTKA Z PAŁACU W CZERNEJ *
SPOTKANIE Z BRODACZEM I KEFIREM * PIĘKNOŚĆ I DWAJ PANOWIE *
ULUBIONE ARIE OPEROWE * SŁAWNA ŚPIEWACZKA
Wrzesień to taki miesiąc, gdy minione lato wciąż przypomina się ciepłymi dniami, a
jednocześnie odświętne stroje uczniów przypominają, że rozpoczął się nowy rok
szkolny. To także czas, gdy w sklepach warzywnych można kupić najsmaczniejszą
paprykę. Pamiętałem o tej papryce, bo właśnie gdy robiłem zakupy w sklepie
osiedlowym, zadzwonił do mnie mój szef - Pan Samochodzik.
Nazywam się Paweł Daniec i pracuję w Ministerstwie Kultury i Sztuki w
samodzielnym referacie zajmującym się poszukiwaniem i odzyskiwaniem zaginionych
dzieł sztuki. Moim przełożonym jest Tomasz N.N. zwany Panem Samochodzikiem z
racji wehikułu, jakiego był posiadaczem.
- Pawle, poszukaj w domu czegoś o zbiorach Lwowskiej Galerii Sztuki i przyjdź do
mnie wieczorem - poprosił mnie Pan Samochodzik.
Teraz trzymając się jedną ręką poręczy w tramwaju, w drugiej trzymałem książkę i
jeszcze doczytywałem wiadomości na temat zbiorów malarstwa we Lwowie. Już w
1823 roku Henryk książę Lubomirski postanowił przekazać swoje zbiory do Zakładu
Narodowego imienia Ossolińskich.
Jeszcze za życia przekazał kolekcję medali i monet. Po jego śmierci Jerzy książę
Lubomirski oddał resztę zbiorów: militaria, akwarele, rysunki, miniatury i ryciny. W
1874 roku we Lwowie powstało Muzeum Przemysłu Artystycznego. W 1906 roku
radni Lwowa zadecydowali o zakupie zbiorów z kolekcji w Sitkowcu na Ukrainie,
zawierającej obrazy, brązy, porcelanę, sprzęty, zegary, emalie, srebra, tkaniny, zbroje i
wykopaliska. Nabytki kosztowały 225 tysięcy koron.
Wystawę nowych nabytków otwarto 14 lutego 1907 roku w Muzeum Przemysłowym
we Lwowie i natychmiast wybuchł skandal, bo orzeczono, że część zbioru to kopie i
falsyfikaty.
W 1914 roku Walery Łoziński, brat i spadkobierca Władysława - pisarza, historyka i
publicysty, odsprzedał miastu budynek, w którym znajdowała się kolekcja zapisana w
testamencie miastu i tam swoją siedzibę miała Galeria Miejska. W czasie ostatniej
wojny najpierw władze sowieckie umieściły tam dzieła sztuki zarekwirowane w
domach szlachty i inteligencji polskiej, a potem niemieccy oficerowie częściowo
rozszabrowali zbiór. Po wojnie do polskich muzeów przekazano dwieście dzieł sztuki
polskiej, a wśród nich prace Bacciarelliego, Canaletta, Grassiego, Gersona, Grottgera,
Brandta, Matejki, Malczewskiego, Wyspiańskiego, Godebskiego, Dunikowskiego.
Z racji skomplikowanych losów kolekcji lwowskiej podejrzewałem, że pan Tomasz
wpadł na trop dzieł zrabowanych przez oficerów niemieckich podczas drugiej wojny
światowej. Cieszyłem się na myśl o wyjeździe w teren, póki jest jeszcze ciepło.
Wysiadłem na przystanku w pobliżu warszawskiej Starówki i powędrowałem do
kawalerki szefa. Mieszkał samotnie w kamienicy kilka przecznic od Rynku. Był starym
kawalerem z przekonania, chociaż kilka razy jak mi opowiadał, był o krok od
5
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jajeczko.pev.pl