[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Yvonne Lindsay
Ścieżki losu
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Pogardzał nią i nienawidził jej z całego serca.
Stała tam, obca i wyniosła. Wdowa, a nie rozwódka, którą
powinna być.
Wysoka, elegancka, pozornie opanowana. Czy
kiedykolwiek kochała swojego zmarłego męża? Wątpił w to.
Gdyby tak było, pozwoliłaby mu odejść i być z Marią, zamiast
go więzić w nieudanym związku.
Raffaele Rossellini, nieczuły na ostry wiatr i chłostające
go bezlitośnie po twarzy krople deszczu, trzymał się na
uboczu, z dala od otaczających grób krewnych i znajomych
zmarłego, podsycając w sobie narastającą od dawna
nienawiść, jakby dokładał wysuszoną podpałkę do płonącego
już ogniska. Czy jego ukochana siostra leżałaby teraz w
szpitalnym łóżku utrzymywana sztucznie przy życiu, gdyby ta
zimna blondynka w czerni uległa prośbom męża i dała mu
rozwód, zanim przyjdzie na świat dziecko, które nigdy nie
pozna ani ojca, ani matki? Nowy spazm bólu rozdarł mu serce
i z jego piersi wydobył się bezwiednie żałosny jęk.
Zrobił to, co do niego należało: przyszedł pożegnać
mężczyznę, którego kochała jego siostra. Człowieka, z którym
prowadził interesy i którego uważał za przyjaciela. Zaraz po
pogrzebie Raffaele wróci do siostry. Nieważne, że nie jest
świadoma jego obecności.
Maria po przyjściu na świat dziecka zostanie odłączona od
aparatury podtrzymującej życie. Nim to nastąpi, położnicy
będą się starali jak najdłużej utrzymać ciążę, żeby maleństwo
urodziło się silniejsze. Raffaele, zmuszony do dokonania
nieludzkiego wyboru, czuł się rozdarty wewnętrznie i dręczyły
go wyrzuty sumienia, że ratując nowe życie, pozwala, aby
jego pełna wdzięku, zawsze tryskająca energią młodsza
siostra, trwała w stanie zawieszenia, aż do porodu. Starał się
wmówić sobie, że ona by tego chciała. Tak bardzo kochała to
dziecko i tak się nie mogła go doczekać. Jednak nawet
świadomość, że Maria bez wahania oddałaby swoje życie za
dziecko, nie pomagała mu się pogodzić z faktem, że jego
siostra odeszła, choć jej ciało nadal żyło.
Raffaele zmrużył oczy, chroniąc je przed deszczem, i
skoncentrował spojrzenie na złotowłosej kobiecie, którą znał
jedynie z opowieści. Wdowie po mężczyźnie, którego ciało
właśnie zostało złożone w czarnej czeluści grobu. Stała w
bezruchu, samotnie, z kamienną twarzą. Na bladych, gładkich
policzkach nie zagościła ani jedna łza. Nawet teraz, kiedy
wszyscy odeszli i została sama, nie miała w sobie odrobiny
przyzwoitości, aby okazać żal po stracie męża.
Serce Raffaele'a wypełniła gorycz pomieszana ze złością.
Zawiódł matkę. Złamał obietnicę, którą jej złożył na łożu
śmierci, że zrobi wszystko, aby chronić swoją młodszą siostrę.
Teraz już za późno, żeby naprawić szkody, jakie wyrządził,
pobłażając wszelkim kaprysom Marii. Tragedia się dokonała.
Kiedy odkrył jej romans z żonatym mężczyzną, trzeba
było od razu interweniować, choć niewątpliwie i tak nie
udałoby mu się wpłynąć na upartą siostrę. Z drugiej strony
powinien jej był przynajmniej pomóc spełnić marzenie o
poślubieniu ojca dziecka. Spotkać się z Laną Whittaker i
używając swych wpływów, zmusić ją do udzielenia mężowi
zgody na rozwód.
Wszystko za późno.
Żywy obraz bezwładnie leżącego w szpitalnym łóżku ciała
Marii, w której rosło nowe życie, rozdzierał mu serce. Nie
ochronił siostry, za to na pewno nie zawiedzie jej dziecka.
Raffaele Rossellini nigdy nie popełnia dwa razy tego
samego błędu.
Wychowa dziecko jak własne, przysiągł w duchu siostrze.
Bez względu na to, czy będzie to córka, czy syn, otrzyma od
niego miłość, na jaką zasługuje, i kiedy dorośnie, dowie się
wszystkiego o matce, która nie zostanie zapomniana.
Wpatrując się w plecy stojącej przed grobem kobiety, pod
powiekami poczuł piekące łzy.
Zdławił w sobie płynący z głębi duszy ból. Lana
Whittaker dowie się, co znaczy gniew Rossellinich. Zapłaci
mu za wszystko. Za cierpienia Marii, za jej udrękę. Za jej
rozpacz, gdy się dowiedziała, że jest w ciąży i że Kyle nie
poślubi jej przed urodzeniem dziecka.
Pani Whittaker pozna smak cierpienia, podobnie jak on je
poznał. Odczuje, czym jest strata.
Lana zadrżała pod przemoczonym wełnianym płaszczem,
świadoma obecności nieznajomego wysokiego szatyna,
trzymającego się przez całą ceremonię na uboczu. Mężczyzna
stał tam nadal, wrośnięty w ziemię, wypalając wzrokiem
dziurę z tyłu jej głowy.
Kto to jest?
Nie śmiała się odwrócić i spojrzeć na niego. Jeśli to
paparazzi, ostatnią rzeczą, jakiej teraz potrzebowała, były jej
zdjęcia z pogrzebu na pierwszych stronach wszystkich
brukowców. Okoliczności śmierci jej męża i tak wkrótce
wyjdą na jaw.
Jak Kyle mógł im to zrobić? Jak mógł jej to zrobić? Jak to
możliwe, że nie zauważyła, nie domyśliła się, że miał romans?
Przez ostatnie czterdzieści osiem godzin rozpaczliwie starała
się odnaleźć w pamięci jakiekolwiek szczegóły, wskazówki,
które mogłyby świadczyć o tym, że nie był z nią szczęśliwy.
Niczego takiego nie mogła sobie przypomnieć. Był czuły i
kochający, również tamtego dnia, kiedy odwoziła go na
lotnisko, gdy wyjeżdżał do Wellington w kilkudniową podróż,
którą odbywał regularnie co dwa tygodnie od trzech lat.
Po to, żeby być ze swoją kochanką.
Lana miała ochotę krzyczeć, zwymyślać go, wytargać za
włosy, wyrwać serce, zedrzeć z siebie ubranie. Wylać z siebie
dziką złość i lęki, które odbierały jej wewnętrzny spokój. Nie
tak miało być. Stanowili oddaną sobie, idealną parę. Wszyscy
tak uważali.
Przed oczami zawirowały jej czarne punkciki. Oddychaj,
nakazała sobie, oddychaj. Nie poddawaj się. Trzymaj się. Nie
pozwól, by cię opanowało poczucie pustki. Wciągnęła
zachłannie wilgotne powietrze do ściśniętych płuc, panicznie
szukając oczyszczenia. Nic jednak nie było w tej chwili w
stanie załatać wielkiej czarnej wyrwy, która powstała w jej
sercu.
- Pani Whittaker, powinniśmy już iść. Przed chwilą
telefonowano z firmy cateringowej, informując, że do pani
apartamentu przybyli już pierwsi krewni. - Spokojny głos
przedsiębiorcy pogrzebowego przyprawił ją o dreszcz. Jak to
możliwe, że tacy ludzie zawsze mówią tak zrównoważonym
tonem? Czyżby nie mieli żadnych uczuć?
- Pani Whittaker?
Lana zrobiła jeszcze jeden głęboki wdech i przymknęła
oczy. Zarys i cień trumny Kyle'a zapisały jej się w formie
obrazu pod powiekami.
- Jestem gotowa. - Tylko na co? Jaka przyszłość ją czeka?
Jej życie, marzenia, wielka miłość legły w grobie wraz z
ciałem męża.
Drogę do mieszkania w centrum Auckland przebyła jak w
odurzeniu. Czekali tam na nią ludzie, którzy w
nieskończoność będą jej składali szczere kondolencje. Ze
względu na nich będzie musiała to wytrzymać. Pozwoli im
jeszcze chwilę wierzyć, że Kyle był wspaniałym, godnym
szacunku człowiekiem.
Okłamał ich wszystkich.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl jajeczko.pev.pl
Yvonne Lindsay
Ścieżki losu
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Pogardzał nią i nienawidził jej z całego serca.
Stała tam, obca i wyniosła. Wdowa, a nie rozwódka, którą
powinna być.
Wysoka, elegancka, pozornie opanowana. Czy
kiedykolwiek kochała swojego zmarłego męża? Wątpił w to.
Gdyby tak było, pozwoliłaby mu odejść i być z Marią, zamiast
go więzić w nieudanym związku.
Raffaele Rossellini, nieczuły na ostry wiatr i chłostające
go bezlitośnie po twarzy krople deszczu, trzymał się na
uboczu, z dala od otaczających grób krewnych i znajomych
zmarłego, podsycając w sobie narastającą od dawna
nienawiść, jakby dokładał wysuszoną podpałkę do płonącego
już ogniska. Czy jego ukochana siostra leżałaby teraz w
szpitalnym łóżku utrzymywana sztucznie przy życiu, gdyby ta
zimna blondynka w czerni uległa prośbom męża i dała mu
rozwód, zanim przyjdzie na świat dziecko, które nigdy nie
pozna ani ojca, ani matki? Nowy spazm bólu rozdarł mu serce
i z jego piersi wydobył się bezwiednie żałosny jęk.
Zrobił to, co do niego należało: przyszedł pożegnać
mężczyznę, którego kochała jego siostra. Człowieka, z którym
prowadził interesy i którego uważał za przyjaciela. Zaraz po
pogrzebie Raffaele wróci do siostry. Nieważne, że nie jest
świadoma jego obecności.
Maria po przyjściu na świat dziecka zostanie odłączona od
aparatury podtrzymującej życie. Nim to nastąpi, położnicy
będą się starali jak najdłużej utrzymać ciążę, żeby maleństwo
urodziło się silniejsze. Raffaele, zmuszony do dokonania
nieludzkiego wyboru, czuł się rozdarty wewnętrznie i dręczyły
go wyrzuty sumienia, że ratując nowe życie, pozwala, aby
jego pełna wdzięku, zawsze tryskająca energią młodsza
siostra, trwała w stanie zawieszenia, aż do porodu. Starał się
wmówić sobie, że ona by tego chciała. Tak bardzo kochała to
dziecko i tak się nie mogła go doczekać. Jednak nawet
świadomość, że Maria bez wahania oddałaby swoje życie za
dziecko, nie pomagała mu się pogodzić z faktem, że jego
siostra odeszła, choć jej ciało nadal żyło.
Raffaele zmrużył oczy, chroniąc je przed deszczem, i
skoncentrował spojrzenie na złotowłosej kobiecie, którą znał
jedynie z opowieści. Wdowie po mężczyźnie, którego ciało
właśnie zostało złożone w czarnej czeluści grobu. Stała w
bezruchu, samotnie, z kamienną twarzą. Na bladych, gładkich
policzkach nie zagościła ani jedna łza. Nawet teraz, kiedy
wszyscy odeszli i została sama, nie miała w sobie odrobiny
przyzwoitości, aby okazać żal po stracie męża.
Serce Raffaele'a wypełniła gorycz pomieszana ze złością.
Zawiódł matkę. Złamał obietnicę, którą jej złożył na łożu
śmierci, że zrobi wszystko, aby chronić swoją młodszą siostrę.
Teraz już za późno, żeby naprawić szkody, jakie wyrządził,
pobłażając wszelkim kaprysom Marii. Tragedia się dokonała.
Kiedy odkrył jej romans z żonatym mężczyzną, trzeba
było od razu interweniować, choć niewątpliwie i tak nie
udałoby mu się wpłynąć na upartą siostrę. Z drugiej strony
powinien jej był przynajmniej pomóc spełnić marzenie o
poślubieniu ojca dziecka. Spotkać się z Laną Whittaker i
używając swych wpływów, zmusić ją do udzielenia mężowi
zgody na rozwód.
Wszystko za późno.
Żywy obraz bezwładnie leżącego w szpitalnym łóżku ciała
Marii, w której rosło nowe życie, rozdzierał mu serce. Nie
ochronił siostry, za to na pewno nie zawiedzie jej dziecka.
Raffaele Rossellini nigdy nie popełnia dwa razy tego
samego błędu.
Wychowa dziecko jak własne, przysiągł w duchu siostrze.
Bez względu na to, czy będzie to córka, czy syn, otrzyma od
niego miłość, na jaką zasługuje, i kiedy dorośnie, dowie się
wszystkiego o matce, która nie zostanie zapomniana.
Wpatrując się w plecy stojącej przed grobem kobiety, pod
powiekami poczuł piekące łzy.
Zdławił w sobie płynący z głębi duszy ból. Lana
Whittaker dowie się, co znaczy gniew Rossellinich. Zapłaci
mu za wszystko. Za cierpienia Marii, za jej udrękę. Za jej
rozpacz, gdy się dowiedziała, że jest w ciąży i że Kyle nie
poślubi jej przed urodzeniem dziecka.
Pani Whittaker pozna smak cierpienia, podobnie jak on je
poznał. Odczuje, czym jest strata.
Lana zadrżała pod przemoczonym wełnianym płaszczem,
świadoma obecności nieznajomego wysokiego szatyna,
trzymającego się przez całą ceremonię na uboczu. Mężczyzna
stał tam nadal, wrośnięty w ziemię, wypalając wzrokiem
dziurę z tyłu jej głowy.
Kto to jest?
Nie śmiała się odwrócić i spojrzeć na niego. Jeśli to
paparazzi, ostatnią rzeczą, jakiej teraz potrzebowała, były jej
zdjęcia z pogrzebu na pierwszych stronach wszystkich
brukowców. Okoliczności śmierci jej męża i tak wkrótce
wyjdą na jaw.
Jak Kyle mógł im to zrobić? Jak mógł jej to zrobić? Jak to
możliwe, że nie zauważyła, nie domyśliła się, że miał romans?
Przez ostatnie czterdzieści osiem godzin rozpaczliwie starała
się odnaleźć w pamięci jakiekolwiek szczegóły, wskazówki,
które mogłyby świadczyć o tym, że nie był z nią szczęśliwy.
Niczego takiego nie mogła sobie przypomnieć. Był czuły i
kochający, również tamtego dnia, kiedy odwoziła go na
lotnisko, gdy wyjeżdżał do Wellington w kilkudniową podróż,
którą odbywał regularnie co dwa tygodnie od trzech lat.
Po to, żeby być ze swoją kochanką.
Lana miała ochotę krzyczeć, zwymyślać go, wytargać za
włosy, wyrwać serce, zedrzeć z siebie ubranie. Wylać z siebie
dziką złość i lęki, które odbierały jej wewnętrzny spokój. Nie
tak miało być. Stanowili oddaną sobie, idealną parę. Wszyscy
tak uważali.
Przed oczami zawirowały jej czarne punkciki. Oddychaj,
nakazała sobie, oddychaj. Nie poddawaj się. Trzymaj się. Nie
pozwól, by cię opanowało poczucie pustki. Wciągnęła
zachłannie wilgotne powietrze do ściśniętych płuc, panicznie
szukając oczyszczenia. Nic jednak nie było w tej chwili w
stanie załatać wielkiej czarnej wyrwy, która powstała w jej
sercu.
- Pani Whittaker, powinniśmy już iść. Przed chwilą
telefonowano z firmy cateringowej, informując, że do pani
apartamentu przybyli już pierwsi krewni. - Spokojny głos
przedsiębiorcy pogrzebowego przyprawił ją o dreszcz. Jak to
możliwe, że tacy ludzie zawsze mówią tak zrównoważonym
tonem? Czyżby nie mieli żadnych uczuć?
- Pani Whittaker?
Lana zrobiła jeszcze jeden głęboki wdech i przymknęła
oczy. Zarys i cień trumny Kyle'a zapisały jej się w formie
obrazu pod powiekami.
- Jestem gotowa. - Tylko na co? Jaka przyszłość ją czeka?
Jej życie, marzenia, wielka miłość legły w grobie wraz z
ciałem męża.
Drogę do mieszkania w centrum Auckland przebyła jak w
odurzeniu. Czekali tam na nią ludzie, którzy w
nieskończoność będą jej składali szczere kondolencje. Ze
względu na nich będzie musiała to wytrzymać. Pozwoli im
jeszcze chwilę wierzyć, że Kyle był wspaniałym, godnym
szacunku człowiekiem.
Okłamał ich wszystkich.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]