[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Christine Rimmer
Lekcja małżeńskiej
miłości
ROZDZIAŁ 1
Jest środek nocy, koniec lutego, za oknami chłód. Jenny
Brown siedzi na kanapie w bawialni, sączy chenin blanc i
przegląda albumy ze zdjęciami, na co zwykle sobie nie
pozwala. Usiłuje przywołać na pamięć.
Co?
Wszystko.
Sposób, w jaki przechylał głowę, kiedy był zamyślony.
Jego rozpromienione spojrzenie, gdy na nią spoglądał. Słodki,
trochę niemądry uśmiech. Spontaniczne reakcje na dowcipy,
komiczniejsze niż same dowcipy. Szczupłe dłonie o długich
palcach.
Jego zapach.
Jenny uniosła wzrok znad albumu i spojrzała w kierunku
szklanych drzwi prowadzących do ogrodu, teraz zasłoniętych
wertykalami. Zamknęła oczy, zaczęła oddychać przez nos.
Jego zapach. Jak...
Nie może sobie przypomnieć. Nie jest w stanie przywołać
tego wyjątkowego, charakterystycznego tylko dla niego
zapachu. Och, tak, potrafi opisać go słowami. Wyraźny,
czysty, niczym zapach świeżo ściętej choinki pierwszego dnia
po wniesieniu jej do domu. Nieco słodki, niczym zapach
miodu i słońca.
Ale to tylko słowa. Słowa, które służyły Jenny już tyle
razy wcześniej, kiedy przywoływała na pamięć jego zapach i
zapach się pojawiał: oszałamiająco, boleśnie realny.
Teraz się nie pojawił. Zostały tylko słowa.
Czas jest bezlitosny. Czas robi swoje. Z upływem lat
ukradł jego zapach.
Powoli podniosła wino do ust, upiła łyk, przełknęła i
odstawiła kieliszek na dębowy stolik, obok którego piętrzyła
się sterta albumów. Wróciła do przeglądania tego, który
trzymała na kolanach. Oto Andrew i ona, znacznie młodsza, w
Oki Park. Objęci, patrzą z uśmiechem w obiektyw.
Nie wiedzą jeszcze, jaką okrutną niespodziankę szykuje
im los.
Przeciągnęła palcami po uśmiechniętej twarzy.
- Och, Andrew.
Ledwie wypowiedziała te słowa, odezwał się dzwonek
przy drzwiach.
Zesztywniała. Któż to, na litość boską, o tej porze?
Zerknęła na zegarek. Po drugiej.
Zamknęła ostrożnie album i odłożyła go na stolik, po
czym wstała i przeszła przez otwartą na salonik jadalnię do
kuchni. Stąd mogła zerknąć przez żaluzje w oknie nad
zlewem, kto wpadł na pomysł, żeby złożyć jej wizytę o tej
godzinie.
Pod drzwiami stał Nick DeSalvo, najlepszy przyjaciel
Andrew od czasów dzieciństwa; kuląc ramiona, chronił się
przed chłodem, dłonie wsunął do kieszeni, patrzył pod nogi.
Musiał usłyszeć Jenny, bo uniósł ciemną głowę i spojrzał w
okno.
- Mogę wejść? - zapytał bezgłośnie, samymi ruchami
warg.
Jenny opuściła żaluzję, przeszła szybko do holu. Chwilę
mocowała się z łańcuchem, wreszcie przekręciła zamek i
otworzyła drzwi.
- Nick. Co się stało?
Nie odpowiedział na jej pytanie, zajęty oglądaniem swoich
butów.
Jenny objęła się ramionami. Lekko ubrana, w legginsach i
luźnej bluzie, drżała z zimna.
- Nick?
W końcu się odezwał.
- Sasha mnie zostawiła - oznajmił swoim butom. - W
zeszłym tygodniu mówiła jeszcze, że mnie kocha. Wczoraj
okropnie się pokłóciliśmy. Dzisiaj, po powrocie do domu
znalazłem to. - Podniósł wzrok. - Spójrz. - Wcisnął Jenny w
dłoń pomiętą kartkę papieru.
W mdłej poświacie lampy oświetlającej ganek przeczytała
krótki list: „To koniec, Nick. Nie próbuj się ze mną
kontaktować. Żegnaj". Oddała list Nickowi.
- Koniec? Czego koniec? Nick westchnął ciężko.
- Znalazłem to na poduszce. Zostawiła mi ten świstek na
poduszce, razem z kluczami do domu. - Wetknął list do
kieszeni.
Jenny milczała, licząc, że Nick powie coś więcej, ale on
tylko wpatrywał się w nią z niemą prośbą w oczach.
- Wejdziesz? - zaproponowała wreszcie. Uśmiechnął się
tym swoim uśmiechem, który doprowadzał wszystkie kobiety
do szaleństwa.
- Myślałem, że już nigdy mnie nie zaprosisz.
Jenny wzięła go za rękę i wciągnęła do środka. Ruszył
prosto do małej bawialni, ona tymczasem zamknęła drzwi.
Kiedy po chwili weszła do pokoju, siedział już na kanapie.
- Może jednak zdejmiesz płaszcz.
Nick wstał, zdjął płaszcz, rzucił go na fotel koło
telewizora, po czym rozsiadł się ponownie.
- Napijesz się?
Nick zaplótł dłonie z tyłu głowy. Miał ciemne, gęste
włosy, przyprószone przedwczesną siwizną. Zawsze strzygł je
krótko i żaden gest, jak choćby ten, który właśnie wykonał,
nie mógł ich zmierzwić.
- Ej, zrobić ci drinka? Tak czy nie? - dopytywała się
Jenny, pomna na swoje obowiązki gospodyni.
Nick ocknął się wreszcie.
- Już próbowałem. Nie pomaga. Jenny usiadła na drugim
końcu kanapy.
- W porządku. W takim razie porozmawiajmy. Opowiedz
mi o tej swojej Sashy.
Z posępnym wyrazem twarzy rozejrzał się po pokoju.
- Polly śpi?
Jenny podwinęła nogi pod siebie, obciągnęła obszerną
bluzę na kolana.
- Nick, jest druga w nocy.
Kiwnął głową, ale przez moment sprawiał wrażenie
zawiedzionego. Uwielbiał trzynastoletnią córkę Jenny.
Wzruszył ramionami.
- Prawda, druga w nocy. Dzieci o tej porze powinny spać.
- Otóż to.
- Cholera, Jen. Wiem, że nie powinienem zawracać ci
głowy, ale muszę z kimś pogadać. Próbowałem się upić. Bez
skutku. Potrzebuję przyjaznej duszy, whisky nie pomaga -
zdobył się na zaskakująco długą przemowę.
- W porządku.
- Gdybyś mnie nie wpuściła, musiałbym wrócić do domu.
I wiesz co?
- Co takiego?
- Zdałem sobie dzisiaj sprawę, że nienawidzę swojego
domu.
Jenny pokiwała głową ze zrozumieniem. Nick mieszkał w
dużym, nowym i drogim domu, zbudowanym przez jego
własną firmę budowlaną. Wynajął wziętego architekta, który
zaprojektował bryłę i wnętrza wedle swoich wyobrażeń o tym,
jak powinien żyć bogaty kawaler, ktoś, kto zaczynał od zera i
ciężką pracą doszedł do pieniędzy. Powstał zimny pomnik
Nicka DeSalvo. Pięćset metrów kwadratowych szkła i stali,
drogie minimalistyczne meble. W opinii Jenny człowiek
zażywałby większej wygody na półce w kostnicy.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jajeczko.pev.pl