[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Judith McWilliams
Niepowtarzalna okazja
PDF processed with CutePDF evaluation edition
Kochany pamiętniku!
Ciągle nie mogą uwierzyć, że całymi latami matka
zmyślała te wszystkie historie o chorobach jakie
rzekomo zagrażają jej życiu. Kiedy tylko poznałam
prawdą, wsiadłam do samochodu i wyjechałam. Teraz
wreszcie mogę zacząć żyć własnym życiem.
Tym sposobem wylądowałam w przepięknej Nowej
Anglii. Czy wspominałam już, że ukradziono mi auto
i z opresji wyratował mnie najprzystojniejszy facet na
świecie? Chwilowo mieszkam w jego domku
letniskowym. Mama z pewnością byłaby zgorszona!
Nie mogą się doczekać, żeby zobaczyć, co jeszcze przy
niesie przyszłość...
Twoja wreszcie wolna Gina.
PROLOG
- Co ty wyprawiasz?
Gina Tessereck zebrała siły, spodziewając się, że za
chwilę znów ogarnie ją poczucie winy, jak zresztą za każ
dym razem, gdy wywołała gniew matki. O dziwo, nic ta
kiego nie nastąpiło. Zupełnie jakby wszystkie uczucia zo
stały gdzieś za szczelnie zamkniętymi drzwiami. Drzwiami,
których do tej pory nie ośmielała się otworzyć...
- Zadałam ci pytanie, Gino! Czemu nie dałaś mi znać,
że wcześniej wrócisz z pracy? Dobrze wiesz, jak bardzo
niepokoi mnie najmniejszy hałas. Doprawdy, można by
się spodziewać, że mając dwadzieścia siedem lat, na
uczysz się wreszcie liczyć z moimi uczuciami. Kiedy
odejdę, będziesz mogła robić, co zechcesz, a zostało mi
już niewiele czasu.
Gina podniosła wzrok znad walizki, do której chao
tycznie wrzucała swoje rzeczy, i uważnie przyjrzała się
delikatnej twarzy matki. Dlaczego nigdy wcześniej nie
spostrzegła, że spojrzenie jej porcelanowo błękitnych
oczu ma taki twardy wyraz, a kąciki ust wyginają się
w brzydkim grymasie?
- Co się z tobą dzieje? Czemu się na mnie tak gapisz?
Chyba nie straciłaś pracy? - Głos Helen nabrał ostrych
tonów,
- Nie, mamo. Nie straciłam. Złożyłam wymówienie.
Od zaraz.
164
JUDITH McWILLIAMS
Otworzyła szafę i z niechęcią spojrzała na wiszące
w niej ubrania. Wszystkie te falbanki i pastelowe stroje
zupełnie nie były w jej stylu. Pasowały raczej do drobnej
figury i jasnych włosów matki. Ona, przy swoich stu sie
demdziesięciu pięciu centymetrach wzrostu, wyglądała
w nich jak napuszona lala, w dodatku blado i mdło.
Już nigdy więcej za cenę spokoju nie kupię czegoś,
w czym nie będzie mi do twarzy, obiecała sobie solennie,
zdecydowanie zamykając szafę.
- Ile razy mówiłam ci, żebyś nie trzaskała drzwiami?
-upomniała ją matka.
- Nie wiem - przyznała Gina. - Wiem natomiast, że
robisz to po raz ostatni, bo się wyprowadzam.
- Wyprowadzasz się?! - Matka przycisnęła dłonie do
piersi, gwałtownie chwytając powietrze. - Czuję...
Gina przyglądała się jej beznamiętnie.
- Minęłaś się z powołaniem, mamo. Powinnaś wy
stępować na scenie.
Z szuflady komody wy garnęła ostatnie sztuki bielizny,
cisnęła je do walizki i zaciągnęła zamek.
Matka, zaskoczona jej niespodziewaną reakcją, stała
z otwartymi ze zdumienia ustami.
- Jak możesz zwracać się w ten sposób do własnej
matki?
- Skoro mowa o więzach rodzinnych, mam podobne
pytanie: jak mogłaś okłamywać własną córkę? Dziś rano
twój lekarz poprosił, żebym wpadła do niego. Trzeba
przyznać, że było to niezwykłe pouczające spotkanie. -
Skurczyła się na wspomnienie upokarzającej rozmowy.
- Zwrócił mi uwagę, że za bardzo cię ograniczam. Po
dobno żaliłaś się, że udaremniam wszystkie twoje starania
o znalezienie zajęcia, które pozwoliłoby ci wypełnić czas
NIEPOWTARZALNA OKAZJA
165
po śmierci taty. - Myśl o ukochanym ojcu trochę za
chwiała opanowaniem Giny. - Zapewnił mnie też, że
z twoim sercem nie dzieje się nic złego.
- Chyba go nie zrozumiałaś - przerwała jej matka.
- No cóż, nie należysz do osób szczególnie bystrych.
Gina zignorowała złośliwą uwagę. W końcu słyszała
to tak często.
- Po wyjściu z jego gabinetu zaczęłam się zastana
wiać, w czym jeszcze mogłaś mnie okłamywać. Posta
nowiłam więc pójść do naszego prawnika.
- Nie miałaś prawa!
Jasnoniebieskie oczy Giny pociemniały z gniewu.
- Miałam, jako spadkobierczyni. Zawsze twierdziłaś,
że tata zostawił cię bez grosza. Tymczasem jest wręcz
przeciwnie. Odziedziczyłaś wystarczająco dużo, by móc
spokojnie żyć. Okazało się też, że za pieniądze, które
zostawił dla mnie, będę mogła skończyć studia.
Ściągnęła walizkę z łóżka i ruszyła w stronę drzwi.
- Nie możesz mnie opuścić! - krzyknęła matka. -
Przecież cię kocham.
Gina zatrzymała się.
- Chcesz powiedzieć, że robiłaś to wszystko z miłości?
Matka zignorowała pytanie.
- Dokąd pojedziesz? Co zamierzasz robić?
- Wyjadę tak daleko, jak to możliwe. A jeśli chodzi
o moje plany, to mam zamiar zacząć wreszcie żyć. Bo do
tej pory zaledwie egzystowałam - odparła, wychodząc.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl jajeczko.pev.pl
Judith McWilliams
Niepowtarzalna okazja
PDF processed with CutePDF evaluation edition
Kochany pamiętniku!
Ciągle nie mogą uwierzyć, że całymi latami matka
zmyślała te wszystkie historie o chorobach jakie
rzekomo zagrażają jej życiu. Kiedy tylko poznałam
prawdą, wsiadłam do samochodu i wyjechałam. Teraz
wreszcie mogę zacząć żyć własnym życiem.
Tym sposobem wylądowałam w przepięknej Nowej
Anglii. Czy wspominałam już, że ukradziono mi auto
i z opresji wyratował mnie najprzystojniejszy facet na
świecie? Chwilowo mieszkam w jego domku
letniskowym. Mama z pewnością byłaby zgorszona!
Nie mogą się doczekać, żeby zobaczyć, co jeszcze przy
niesie przyszłość...
Twoja wreszcie wolna Gina.
PROLOG
- Co ty wyprawiasz?
Gina Tessereck zebrała siły, spodziewając się, że za
chwilę znów ogarnie ją poczucie winy, jak zresztą za każ
dym razem, gdy wywołała gniew matki. O dziwo, nic ta
kiego nie nastąpiło. Zupełnie jakby wszystkie uczucia zo
stały gdzieś za szczelnie zamkniętymi drzwiami. Drzwiami,
których do tej pory nie ośmielała się otworzyć...
- Zadałam ci pytanie, Gino! Czemu nie dałaś mi znać,
że wcześniej wrócisz z pracy? Dobrze wiesz, jak bardzo
niepokoi mnie najmniejszy hałas. Doprawdy, można by
się spodziewać, że mając dwadzieścia siedem lat, na
uczysz się wreszcie liczyć z moimi uczuciami. Kiedy
odejdę, będziesz mogła robić, co zechcesz, a zostało mi
już niewiele czasu.
Gina podniosła wzrok znad walizki, do której chao
tycznie wrzucała swoje rzeczy, i uważnie przyjrzała się
delikatnej twarzy matki. Dlaczego nigdy wcześniej nie
spostrzegła, że spojrzenie jej porcelanowo błękitnych
oczu ma taki twardy wyraz, a kąciki ust wyginają się
w brzydkim grymasie?
- Co się z tobą dzieje? Czemu się na mnie tak gapisz?
Chyba nie straciłaś pracy? - Głos Helen nabrał ostrych
tonów,
- Nie, mamo. Nie straciłam. Złożyłam wymówienie.
Od zaraz.
164
JUDITH McWILLIAMS
Otworzyła szafę i z niechęcią spojrzała na wiszące
w niej ubrania. Wszystkie te falbanki i pastelowe stroje
zupełnie nie były w jej stylu. Pasowały raczej do drobnej
figury i jasnych włosów matki. Ona, przy swoich stu sie
demdziesięciu pięciu centymetrach wzrostu, wyglądała
w nich jak napuszona lala, w dodatku blado i mdło.
Już nigdy więcej za cenę spokoju nie kupię czegoś,
w czym nie będzie mi do twarzy, obiecała sobie solennie,
zdecydowanie zamykając szafę.
- Ile razy mówiłam ci, żebyś nie trzaskała drzwiami?
-upomniała ją matka.
- Nie wiem - przyznała Gina. - Wiem natomiast, że
robisz to po raz ostatni, bo się wyprowadzam.
- Wyprowadzasz się?! - Matka przycisnęła dłonie do
piersi, gwałtownie chwytając powietrze. - Czuję...
Gina przyglądała się jej beznamiętnie.
- Minęłaś się z powołaniem, mamo. Powinnaś wy
stępować na scenie.
Z szuflady komody wy garnęła ostatnie sztuki bielizny,
cisnęła je do walizki i zaciągnęła zamek.
Matka, zaskoczona jej niespodziewaną reakcją, stała
z otwartymi ze zdumienia ustami.
- Jak możesz zwracać się w ten sposób do własnej
matki?
- Skoro mowa o więzach rodzinnych, mam podobne
pytanie: jak mogłaś okłamywać własną córkę? Dziś rano
twój lekarz poprosił, żebym wpadła do niego. Trzeba
przyznać, że było to niezwykłe pouczające spotkanie. -
Skurczyła się na wspomnienie upokarzającej rozmowy.
- Zwrócił mi uwagę, że za bardzo cię ograniczam. Po
dobno żaliłaś się, że udaremniam wszystkie twoje starania
o znalezienie zajęcia, które pozwoliłoby ci wypełnić czas
NIEPOWTARZALNA OKAZJA
165
po śmierci taty. - Myśl o ukochanym ojcu trochę za
chwiała opanowaniem Giny. - Zapewnił mnie też, że
z twoim sercem nie dzieje się nic złego.
- Chyba go nie zrozumiałaś - przerwała jej matka.
- No cóż, nie należysz do osób szczególnie bystrych.
Gina zignorowała złośliwą uwagę. W końcu słyszała
to tak często.
- Po wyjściu z jego gabinetu zaczęłam się zastana
wiać, w czym jeszcze mogłaś mnie okłamywać. Posta
nowiłam więc pójść do naszego prawnika.
- Nie miałaś prawa!
Jasnoniebieskie oczy Giny pociemniały z gniewu.
- Miałam, jako spadkobierczyni. Zawsze twierdziłaś,
że tata zostawił cię bez grosza. Tymczasem jest wręcz
przeciwnie. Odziedziczyłaś wystarczająco dużo, by móc
spokojnie żyć. Okazało się też, że za pieniądze, które
zostawił dla mnie, będę mogła skończyć studia.
Ściągnęła walizkę z łóżka i ruszyła w stronę drzwi.
- Nie możesz mnie opuścić! - krzyknęła matka. -
Przecież cię kocham.
Gina zatrzymała się.
- Chcesz powiedzieć, że robiłaś to wszystko z miłości?
Matka zignorowała pytanie.
- Dokąd pojedziesz? Co zamierzasz robić?
- Wyjadę tak daleko, jak to możliwe. A jeśli chodzi
o moje plany, to mam zamiar zacząć wreszcie żyć. Bo do
tej pory zaledwie egzystowałam - odparła, wychodząc.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]