[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Laura Wright
Pierwsze wspólne święta
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Clint Andover usiadł nagle na łóżku. Miał przera
żenie w oczach, a ciało pokryte potem. Otarł pot
z twarzy i otrząsnął się z makabrycznego snu. Trzy la
ta. Już pora o tym zapomnieć.
Rozejrzał się po sypialni. Stal i szkło, ani śladu pło
myka czy dymu. To znowu był sen, chociaż blizna po
oparzeniu na jego piersi przypominała, że nie zawsze
tak było.
Jak każdej nocy, gdy budził się po tym koszmarze,
nie próbował już zasnąć. Wiedział, że to nie ma sensu.
Wyszedł z pokoju i zszedł do swego gabinetu na pierw
szym piętrze, gdzie zawsze szukał schronienia. Pierwsze
blaski świtu oświetlały mu drogę do barku, ale znał ją
na pamięć. Bursztynowy płyn w karafce był conocnym
towarzyszem. Łyknął spory haust whisky i usiadł w fo
telu przy biurku.
Ironia losu! Był dyrektorem największej firmy
ochroniarskiej w zachodnim Teksasie, miał w zasięgu
ręki najróżniejszą broń, a nie mógł się sam obronić
przed wspomnieniami tamtej nocy.
Nocy, którą przeżył.
Nocy, której umarł.
Clint dopił resztę ze szklanki i rozważał, czy nie
nalać sobie jeszcze. Może to słuszne, że prześladują
go te zmory, pomyślał. Może na to zasłużył i będzie
dzięki temu pamiętał, żeby już nigdy nie pokochać tak
bardzo?
Dotknął ohydnej blizny. Nie, dosyć whisky. Musi
się napić kawy i trzeba zabrać się do roboty. To właśnie
praca pozwalała mu zapomnieć. Powinien dopilnować
zadań kolegów z Teksaskiego Klubu Ranczerów.
Przysiągł, że będzie chronił kobietę, która jest w śpią
czce i nic o niej nie wiadomo prócz tego, że jakiś sza
leniec chce skrzywdzić ją i jej maleńką córeczkę.
Clint wstał i spojrzał przez przeszkloną ścianę.
Wczesny świt powoli przechodził w poranek, widok,
który obserwował co dzień o tej porze.
ROZDZIAŁ DRUGI
Już był na szpitalnym korytarzu, i to wcześniej, niż
zwykle, zauważyła Tara Roberts. Nowy lekarz, gine
kolog położnik, wszedł do windy z lekkim grymasem,
który prezentował wszystkim, którzy nie byli absol
wentami Akademii Medycznej.
Winda była pusta i Tara miała wielką ochotę sko
rzystać z okazji i wejść do niej za doktorem Beldenem,
pojechać z nim na czwarte piętro i zadać mu kilka py
tań. Nie obchodziło jej, czy to wypada, czy nie, ale
chciała się dowiedzieć, dlaczego czuje zawsze zimny
dreszcz na plecach, gdy nowy lekarz na nią spojrzy,
i dlaczego traktuje pielęgniarki z takim lekceważe
niem. Personel szpitala w Royal był szczerze oddany
pacjentom, pracowity i profesjonalny. Naprawdę, nie
zasługiwał na takie traktowanie.
Niestety, nie dana jej była konfrontacja z doktorem
Beldenem, gdyż winda zamknęła się tuż przed jej nosem.
Westchnęła i zabrała się do pracy. Pisząc raport, da
lej rozmyślała o tym człowieku. Nie była z natury po
dejrzliwa, ale ten nowy lekarz jakoś dziwnie na nią
działał.
Może te wątpliwości nie miały nic wspólnego z no
wym lekarzem, tylko chodziło o tajemnicze okolicz
ności związane z pacjentką, Jane Doe. Nie było to jej
prawdziwe nazwisko, ale gdy obudziła się ze śpiączki,
nie wiedząc, kim jest, panowie z Teksańskiego Klubu
Ranczerów tak ją nazwali i tak już zostało.
Teksański Klub Ranczerów. Gdy wyobraziła sobie
jego członków, najbogatszych, najbardziej seksow
nych, a jednocześnie ludzi wielkiego serca, odczuła zu
pełnie inny dreszcz.
Kobiety o nich marzyły, mężczyźni ich szanowali,
a oni byli w stanie zrobić wszystko dla swego miasta,
Royal, i jego mieszkańców, starych i młodych. Do
wiedli tego w przypadku Jane Doe.
Biedna kobieta, pomyślała Tara, biorąc kartę kolej
nego pacjenta. Zaledwie kilka tygodni temu weszła do
knajpki w Royal, z dzieckiem w ramionach i z torbą
przewieszoną przez ramię, i upadła zemdlona. Na
szczęście, było tam kilku członków klubu, którzy się
nią zajęli i odtąd czuli się odpowiedzialni za Jane i jej
córeczkę.
Tara czuła dla nich głęboki podziw, ale to wszystko,
na co sobie pozwalała. Nie miała zamiaru wzdychać
do tego czy owego jak inne. O, nie. Matka wychowała
ją na rozsądną dziewczynę i nie będzie robiła żadnych
głupstw.
- Życie to służba - powtarzała matka aż do dnia
śmierci.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl jajeczko.pev.pl
Laura Wright
Pierwsze wspólne święta
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Clint Andover usiadł nagle na łóżku. Miał przera
żenie w oczach, a ciało pokryte potem. Otarł pot
z twarzy i otrząsnął się z makabrycznego snu. Trzy la
ta. Już pora o tym zapomnieć.
Rozejrzał się po sypialni. Stal i szkło, ani śladu pło
myka czy dymu. To znowu był sen, chociaż blizna po
oparzeniu na jego piersi przypominała, że nie zawsze
tak było.
Jak każdej nocy, gdy budził się po tym koszmarze,
nie próbował już zasnąć. Wiedział, że to nie ma sensu.
Wyszedł z pokoju i zszedł do swego gabinetu na pierw
szym piętrze, gdzie zawsze szukał schronienia. Pierwsze
blaski świtu oświetlały mu drogę do barku, ale znał ją
na pamięć. Bursztynowy płyn w karafce był conocnym
towarzyszem. Łyknął spory haust whisky i usiadł w fo
telu przy biurku.
Ironia losu! Był dyrektorem największej firmy
ochroniarskiej w zachodnim Teksasie, miał w zasięgu
ręki najróżniejszą broń, a nie mógł się sam obronić
przed wspomnieniami tamtej nocy.
Nocy, którą przeżył.
Nocy, której umarł.
Clint dopił resztę ze szklanki i rozważał, czy nie
nalać sobie jeszcze. Może to słuszne, że prześladują
go te zmory, pomyślał. Może na to zasłużył i będzie
dzięki temu pamiętał, żeby już nigdy nie pokochać tak
bardzo?
Dotknął ohydnej blizny. Nie, dosyć whisky. Musi
się napić kawy i trzeba zabrać się do roboty. To właśnie
praca pozwalała mu zapomnieć. Powinien dopilnować
zadań kolegów z Teksaskiego Klubu Ranczerów.
Przysiągł, że będzie chronił kobietę, która jest w śpią
czce i nic o niej nie wiadomo prócz tego, że jakiś sza
leniec chce skrzywdzić ją i jej maleńką córeczkę.
Clint wstał i spojrzał przez przeszkloną ścianę.
Wczesny świt powoli przechodził w poranek, widok,
który obserwował co dzień o tej porze.
ROZDZIAŁ DRUGI
Już był na szpitalnym korytarzu, i to wcześniej, niż
zwykle, zauważyła Tara Roberts. Nowy lekarz, gine
kolog położnik, wszedł do windy z lekkim grymasem,
który prezentował wszystkim, którzy nie byli absol
wentami Akademii Medycznej.
Winda była pusta i Tara miała wielką ochotę sko
rzystać z okazji i wejść do niej za doktorem Beldenem,
pojechać z nim na czwarte piętro i zadać mu kilka py
tań. Nie obchodziło jej, czy to wypada, czy nie, ale
chciała się dowiedzieć, dlaczego czuje zawsze zimny
dreszcz na plecach, gdy nowy lekarz na nią spojrzy,
i dlaczego traktuje pielęgniarki z takim lekceważe
niem. Personel szpitala w Royal był szczerze oddany
pacjentom, pracowity i profesjonalny. Naprawdę, nie
zasługiwał na takie traktowanie.
Niestety, nie dana jej była konfrontacja z doktorem
Beldenem, gdyż winda zamknęła się tuż przed jej nosem.
Westchnęła i zabrała się do pracy. Pisząc raport, da
lej rozmyślała o tym człowieku. Nie była z natury po
dejrzliwa, ale ten nowy lekarz jakoś dziwnie na nią
działał.
Może te wątpliwości nie miały nic wspólnego z no
wym lekarzem, tylko chodziło o tajemnicze okolicz
ności związane z pacjentką, Jane Doe. Nie było to jej
prawdziwe nazwisko, ale gdy obudziła się ze śpiączki,
nie wiedząc, kim jest, panowie z Teksańskiego Klubu
Ranczerów tak ją nazwali i tak już zostało.
Teksański Klub Ranczerów. Gdy wyobraziła sobie
jego członków, najbogatszych, najbardziej seksow
nych, a jednocześnie ludzi wielkiego serca, odczuła zu
pełnie inny dreszcz.
Kobiety o nich marzyły, mężczyźni ich szanowali,
a oni byli w stanie zrobić wszystko dla swego miasta,
Royal, i jego mieszkańców, starych i młodych. Do
wiedli tego w przypadku Jane Doe.
Biedna kobieta, pomyślała Tara, biorąc kartę kolej
nego pacjenta. Zaledwie kilka tygodni temu weszła do
knajpki w Royal, z dzieckiem w ramionach i z torbą
przewieszoną przez ramię, i upadła zemdlona. Na
szczęście, było tam kilku członków klubu, którzy się
nią zajęli i odtąd czuli się odpowiedzialni za Jane i jej
córeczkę.
Tara czuła dla nich głęboki podziw, ale to wszystko,
na co sobie pozwalała. Nie miała zamiaru wzdychać
do tego czy owego jak inne. O, nie. Matka wychowała
ją na rozsądną dziewczynę i nie będzie robiła żadnych
głupstw.
- Życie to służba - powtarzała matka aż do dnia
śmierci.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]