[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ROZDZIAŁ PIERWSZY
......................................................................
3
ROZDZIAŁ DRUGI
...........................................................................
13
ROZDZIAŁ TRZECI
.........................................................................
25
ROZDZIAŁ CZWARTY
.....................................................................
32
ROZDZIAŁ PIĄTY
............................................................................
43
ROZDZIAŁ SZÓSTY
........................................................................
52
ROZDZIAŁ SIÓDMY
........................................................................
62
ROZDZIAŁ ÓSMY
............................................................................
72
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
...................................................................
82
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
....................................................................
93
ROZDZIAŁ JEDENASTY
...............................................................
103
ROZDZIAŁ DWUNASTY
............................................................
112
ROZDZIAŁ TRZYNASTY
...............................................................
123
ROZDZIAŁ CZTERNASTY
............................................................
135
ROZDZIAŁ PIĘTNASTY
................................................................
144
ZAKOŃCZENIE
.............................................................................
151
ROZDZIAŁ PIERWSZY
WYKŁAD W AULI LEOPOLDYŃSKIEJ • SKĄD W BROSZURZE
WZIĘŁA SIĘ BIBUŁKA? • TRZY WERSY ZAGADKI • HR Z
KROPKĄ • SZLACHCIC Z WROCŁAWSKIEGO RYNKU • KRÓL
KRÓLOWI NIERÓWNY • UPÓR SIOSTRZENICY • PONIEMIEC-
KIE PIWNICE • JAN WALADA • CZY PODZIEMNE MIASTO JEST
FIKCJĄ?
Nasze oczy powoli oswajały się z bogactwem zdobień Auli Leopoldyń-
skiej, reprezentacyjnej sali Uniwersytetu Wrocławskiego. Stryj Tomasz,
mój brat Jacek i ja siedzieliśmy w pierwszym rzędzie krzeseł tuż przed stop-
niami podium. Za nami zajęli miejsca dziennikarze, znawcy sztuki, history-
cy i nieprzebrana rzesza poszukiwaczy skarbów, skupionych w kilku towa-
rzystwach. Jeszcze nim na sali pojawił się profesor Stanisław Pec, który to
był organizatorem tego spotkania, rozdano wszystkim jego uczestnikom
niewielkie broszurki. Z okładki krzyczało: „Legendarne perły
odnalezione!"
Profesor z rumieńcami na policzkach opowiadał o odkryciu stryja, do któ-
rego również przyczyniliśmy się z Jackiem i ze wzruszeniem pokazywał
zdjęcia wspaniałego naszyjnika. Właśnie wtedy na twarzy stryja dostrze-
głam osobliwy płomień. Skierowałam wzrok niżej. Stryj intensywnie stu-
diował swój egzemplarz broszurki. Cóż mogło być w niej napisane, o czym
nie wiedziałabym, czego nie odczułabym na własnej skórze w trakcie po-
szukiwania pereł? Co tak pochłonęło Pana Samochodzika?
Po chwili stryj ocknął się z zamyślenia. Zobaczył, że jego zaniepokojenie
nie uszło mojej uwagi i wcisnął mi w ręce cienką książeczkę, mówiąc:
- Uważaj!
Głos stryja był zabarwiony matowo, a czoło przecinały dwie pio-
nowe linie. Nie słuchał wykładu profesora Peca, zastanawiał się nad czymś.
Wzięłam do rąk przekazaną mi broszurę, ale nie otworzyłam jej od razu.
Upłynął kwadrans, zanim, niby to z ciekawości, zajrzałam do jej wnętrza.
Dopiero, gdy kartkowałam ją po raz drugi, w dolnym rogu którejś z kolei
kartki, dojrzałam tak cienki, że niemal przezroczysty strzępek papieru.
1
Przygodę opisano w tomie
Perty księżnej Daisy
  Wklejono go w taki sposób, by na pierwszy rzut oka wtapiał się w cieniowa-
ne tło.
Rozejrzałam się naokoło. Ludzie siedzieli zatopieni w treści wy-
wodu profesora. Tylko liczne rzeźby zdawały się krzyczeć ponad naszymi
głowami.
Przeciwwagą dla nich były zimne spojrzenia postaci na owalnych
portretach. Obrazy wisiały pomiędzy oknami, w złoconych ramach, których
finezja wskazywała na rękę najwyborniejszego artysty.
Aula Leopoldyńska przedstawiała doskonale zrealizowaną koncepcję
połączenia w jednym wnętrzu: rzeźby, malarstwa i reszty wystroju. Ele-
menty przechodziły między sobą płynnie, tworząc wrażenie dynamiki. Au-
torem wykonanych na początku XVIII wieku malowideł był Handke.
Wróciłam wzrokiem do fragmentu bibułki. Czymś, co pozostawiło ślad
cienki niczym włos, naniesiono na nią krótki napis:
Odpowiedź odda hrabia
Któremu Król nie odebrał
Co cesarz nadał
Jacek zdawał się być zaaferowany referatem profesora Peca do tego
stopnia, że nie zaobserwował na mojej twarzy symptomów niepokoju, które
musiały się na niej uwypuklić, gdy przeczytałam tekst. Kto natrudził się tak
bardzo, by przekazać stryjowi te trzy zagadkowe wersy? Po co ktoś wypisał
fragment jakiegoś wiersza, nie podając nawet jego autora? A może to nie
wiersz? Może zagadka?
Nagle przyszło mi coś do głowy. Pospiesznie przewertowałam swoją
broszurę w nadziei, że u mnie znalazła się podobna wkładka i że jest ona
integralną częścią każdej broszury. I wtedy upewniłam się, że trójwers skie-
rowano wprost do stryja — ani przypadkiem, ani przez pomyłkę. „Ciekawe,
czy stryj szuka odpowiedzi na jakieś pytanie" — zastanowiłam się. „Może
jego umysł zajmuje właśnie rozwiązanie kolejnej zagadki, o której mi nie
powiedział? To prawdopodobne. Czyżby jakiś człowiek toczył z nim grę
zagadek, a to jest jej następny etap?"
Wpatrzona we fragment kartki swojej broszury, który — w przeciwień-
stwie do tej samej stronicy z broszury stryja — świecił pustką, poczułam,
jak natłok pytań przesłania jasność mojego myślenia. Zamknęłam powieki i
odetchnęłam głęboko. Ponownie zajrzałam na powierzchnię bibułki. Cóż to
za hrabia, któremu coś dał cesarz, a potem tej samej rzeczy nie odebrał
Król? Czy ów hrabia ma jakiś związek z Wrocławiem? Wreszcie, który hra-
bia najpierw był pod władaniem cesarza, a potem znalazł się w mocy prawa
dzierżonego królewskimi dłońmi? No i nie można zapomnieć, że hrabia,
którego nie potrafię zidentyfikować, ma na coś odpowiedzieć!
Poruszona krótkim tekstem, odczułam na karku dobrze znajomy
dreszcz. Moją skórę równomiernie pokryła gęsia skórka i już nie potrafiłam
myśleć o niczym innym, jak o prawie przezroczystym fragmencie bibułki
wklejonym do folderu stryja. Moje podniecenie wzrastało wprost propor-
cjonalnie do przedłużającego się czasu wykładu. Czy to możliwe, żeby ma-
leńkie ziarno piasku, jakim mogłaby stać się owa bibułka, poruszyło całą la-
winę kamieni-zagadek? Po upływie dobrej godziny, wlokącej się niczym
wieczność, chmara słuchaczy wyszła przez drzwi otoczone ramą z czerwo-
nego marmuru, nad którym dominował kartusz z napisem: AULA LE-
OPOLDINA. Zatrzymaliśmy się na biało-czarnej, układanej w karo posadz-
ce, tuż przed salą. Stryj odpowiadał skinieniami głowy na liczne pozdro-
wienia, ale nie zbliżył się do żadnego z naukowców. Gdy Jacek wyszedł na
korytarz, od razu zaciągnęliśmy go na bok. Nie pokazując mu broszury z
wklejonym tekstem, krótko przedstawiliśmy mu nasze spostrzeżenie. Rów-
nocześnie stryj Tomasz zaprzeczył, jakoby bibułka była częścią jakiekol-
wiek sprawy, z którą mógłby się zmagać w tajemnicy przed moim bratem i
przede mną.
— Dlaczego ktoś natrudził się, by wkleić tę kartkę do folderu stryja
i bezpiecznie mu go dostarczyć, ale nie zawarł na kartce konkretnych infor-
macji? — Jacka dopadły wątpliwości. — Jak stryj ma rozumieć posunięcie
bliżej nieokreślonego nieznajomego? Jako wyzwanie? Stryj ma szukać tej
odpowiedzi, o której mowa w wierszyku?
Doskonale wykształcony historyk sztuki patrzył na nas, dwójkę młodych
ludzi, z politowaniem, ale nie z drwiną. Otulał nas ciepłym spojrzeniem,
jakby chcąc użyczyć nam swojej wiedzy. Kąciki jego ust uniosły się, tę-
czówki oprószyły radosne iskry. Objął nas ramionami i wyszeptał:
— Myślę, że ktoś bardzo chce, żebym pojawił się w pewnym miej-
scu.
— Gdzie?! — prawie wrzasnął Jacek, po czym spuścił głowę, zo-
rientowawszy się, że jego głos zabrzmiał zbyt donośnie.
— I po co? — dodałam po cichu.
Stryj popchnął nas delikatnie ku wyjściu z budynku. Bez słów wydostaliśmy
się na zewnątrz. Nie przystanęliśmy na ulicy, ale poszliśmy w stronę Ryn-
ku.
— Nie wiem, po co ktoś chce się ze mną skontaktować, ale wiem, dokąd
powinienem skierować swoje kroki — zaczął. — Rozwiązanie zagadki za-
wartej w tekście to dziecinada — dumnie wypiął klatkę piersiową. — Oczy-
wiście wy mielibyście z tym problem, ale osobie interesującej się od wielu
lat dziełami sztuki, rozszyfrowanie wierszyka nie sprawia trudności — stryj
brzmiał pewnie, jakby w ogóle nie miał wątpliwości w tej kwestii.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jajeczko.pev.pl