[ Pobierz całość w formacie PDF ]

PROLOG

 

Noc była bezchmurna i chłodna. Wiatr raz po raz chłostał korony drzew, które bezwiednie uginały się pod jego ciężarem. Księżyc świecił wysoko na niebie rozświetlając mrok gęstego lasu. Od czasu do czasu słychać było pohukiwanie jakiejś sowy. W powietrzu czuło się napięcie.

W samym środku lasu na małej polance stały na przeciwko dwie postacie w czarnych pelerynach. Blask księżyca padał na ich pełne napięcia twarze. Nie poruszały się. Stały tylko mierząc się wzrokiem. Ciszę przerwał cichutki płacz. Mniejsza postać mocniej przytuliła do siebie tobołek, który trzymała na rękach. Kiedy płacz ustał i najwyraźniej dziecko zasnęło, wysoki mężczyzna przemówił zimnym, wypranym z uczuć tonem.

- Możesz mi powiedzieć, dlaczego wezwałaś mnie tu w środku nocy?

- Tak. Chciałam z tobą porozmawiać.

- Nie mamy, o czym rozmawiać. Raz już to powiedziałem i więcej nie będę powtarzał. Jeżeli masz jakieś problemy z mężem to wiedz, że ja ci nie pomogę – oznajmił kładąc nacisk na ja-, Po co wzięłaś ze sobą tego bachora? – popatrzył z pogardą na zawiniątko trzymane przez kobietę.

- On wcale nie jest bachorem! – Krzyk wściekłości obudził dotychczas śpiące dziecko, a jego płacz rozniósł się echem po lesie. Kobieta zaczęła kołysać syna, podczas gdy mężczyzna mocniej opatulił się peleryną.

- No, więc powiesz mi wreszcie, po co mnie tu ściągnęłaś? Nie mam zamiaru stać tu i zamarznąć na kość. Mam dużo pracy.

- Chodzi o dziecko – powiedziała cicho.

- O dziecko?! Nie… nie będziemy do tego wracać. Już wyraziłem w tej kwestii swoje zdanie i nie mam najmniejszego zamiaru go zmieniać. Koniec dyskusji.

- Ale ja mówię prawdę! Dlaczego mi nie wierzysz?! Wiesz, że nigdy bym cię nie okłamała!

- Nie, powiadasz? – warknął patrząc na nią z nienawiścią – Nie? Nie dość, że mnie okłamałaś to jeszcze zdradziłaś, a teraz ośmielasz się mówić, iż mnie nie okłamałaś?!

- Posłuchaj. To wcale nie było tak jak myślisz. Ja…

- Nie! Nie chcę słuchać twoich kłamstw. Zdradzałaś mnie, podczas gdy ja ciebie ślepo kochałem. Mówiłaś mi, że mnie kochasz, a za moimi plecami sypiałaś z innym. I to jest prawda. Nie ma żadnej innej prawdy i nie trudź się wymyślaniem jakiejś przekonującej bajeczki.

Kobieta spojrzała na niego z potępieniem wyraźnie tracąc cierpliwość. Na miejsce żalu wkroczyła nieopanowana furia. Z oczu ciskała na wszystkie strony błyskawice, ale twarz pozostała nienaruszona.

- Nieprawda! To nieprawda! Nigdy cię nie zdradziłam! Nigdy! Słyszysz?! - po jej policzkach potoczyły się długo wstrzymywane łzy.- Jeżeli jesteś takim aroganckim dupkiem, by tego nie zrozumieć to nie moja wina! Wiesz, co? - spytała już bardziej opanowanym głosem - Jesteś ślepy. Jesteś bardzo ślepy. - to powiedziawszy mocniej przytuliła wystraszone tym nagłym wybuchem dziecko, odwróciła się i pobiegła w głąb czeluści lasu.

 

***

 

Nie wiedziała jak trafiła do domu. Biegła przed siebie zaślepiona coraz to nowymi potokami łez nie zważając na to, dokąd się udaje. Kiedy dotarła do drzwi frontowych i bezszelestnie weszła do środka od razu udała się do pokoju dziecięcego. Położyła dziecko do kołyski, opatuliła je mocno i wpatrywała się w teraz już spokojną, uśpioną twarzyczkę syna, na którą spadały kruczoczarne włoski. Wtem usłyszała za sobą szelest. Odwróciła się przestraszona i omal nie wpadła na stojącego przy niej mężczyznę. Bez słowa rzuciła się w ramiona męża. Rozszlochała się. Mąż nic nie mówiąc pogłaskał ją po plecach. Za oknami zaczęło się błyskać. Deszcz najpierw delikatnie, a potem coraz mocniej bębnił w okna.

- Nie mogę już tak żyć James. Nie chciał mnie słuchać. Nigdy nie dowie się, jaka jest prawda. - wychrypiała pomiędzy kolejnymi spazmami szlochu.

- Ciii… - James mocniej objął żonę próbując ją uspokoić. Nagle za oknem przemknął cień, a za nim następny i jeszcze jeden. James nie wiedział ile ich było, ale groziło im niebezpieczeństwo. Nagle ogarnął go strach. Źle zrobił posyłając żonę na spotkanie z tym bydlakiem myśląc, że wszystko się w końcu wytłumaczy. Nie zważając na ostrzeżenia Dumbledore złamali zaklęcie Fidelusa, wiedząc jak poważne niebezpieczeństwo im grozi. Odsunął od siebie żonę i popatrzył jej prosto w oczy.

- Lily… posłuchaj mnie. Weź Harry’ego i schowaj się gdzieś. - Kobieta popatrzała na niego przestraszonym wzrokiem. - Oni tu są. Źle zrobiliśmy łamiąc te zaklęcie. Mogliśmy przewidzieć, że Voldemort wykorzysta każdą sytuację. - potrząsnął lekko sparaliżowaną ze strachu Lily - Idź! Trzeba chronić dziecko. - rozkazał.

- Ale.. ale… co będzie z tobą James? Boję się.

- Nie wolno ci się bać. Musisz być silna, jeżeli masz chronić naszego syna. Ja odwrócę ich uwagę, a ty niepostrzeżenie wyślizgnij się z domu wraz z dzieckiem. - Widząc, że kobieta otwiera usta dodał szybko - Nic mi nie będzie! Najważniejszy jest Harry. Idź już! - mówiąc to wziął śpiące dziecko i wcisnął jej w ramiona. - Jeżeli coś mi się stanie… Nieważne. Biegnij prosto do Dumbledora.

Po chwili kobieta została sama. Niewiele zapamiętała z tego, co stało się później. Słyszała odgłosy walki. Krzyki wściekłości i bólu. Nie wiedziała jak długo tam stoi dopóty, dopóki nie usłyszała krzyku swego męża. Wiedziała, że to koniec. Zabili Jamesa. Odgłos zbliżających się kroków otrzeźwił ją. Zanim zdążyła wykonać jakiś ruch drzwi do pokoju otworzyły się z hukiem, a do środka nie wszedł nikt inny jak sam Lord Voldemort. Sparaliżowana nagłym strachem o dziecko wrosła w ziemię. Nie mogła się poruszać, więc wpatrywała się tylko w te szkarłatne zimne i mroczne oczy. Voldemort spojrzał w bok i zanim zdała sobie sprawę z tego, co się dzieje ktoś za nią wyszeptał Drętwota. Potem zaległa ciemność.

 

***

 

- Nie, nie nie… to się nie stało naprawdę. Ja tylko śnię. To sen. Koszmarny sen. Powiedzcie, że to się nigdy nie wydarzyło… - Lily Potter leżała zwinięta w kłębek na jednym z łóżek skrzydła szpitalnego. Płakała nieustannie od ponad godziny, kiedy to się przebudziła i nawet ogromne wysiłki Dumbledora nic nie pomogły. Nie chciała nikogo do siebie dopuścić i już po pół godziny profesor zaprzestał wszelkich starań. Siedział przy niej po prostu i dzielił z nią ból.

- Minervo trzeba jej powiedzieć, że Harry żyje. Nie mogę się z nią dogadać od ponad godziny. - szepnął do siedzącej obok profesorki. - Jak tak dalej pójdzie to Lily popadnie w depresje, a do tego z pewnością nie możemy dopuścić. Musi być silna. Jeżeli nie dla siebie to przynajmniej ze względu na dziecko.

- A może bym przyniosła tu małego Pottera? - odszepnęła Minerva.

- Przynieś go. To powinno na nią wpłynąć.

Dumbledore patrzył przez chwilę na odchodzącą McGonagall zastanawiając się, co teraz nastąpi. Ostatnie godziny to wielka radość i chaos. Wszyscy świętują odejście z tego świata Czarnego Pana. Nikt nawet nie przypuszcza, jakie nieszczęście dotknęło kobietę płaczącą na łóżku, przy którym czuwał. Wszyscy mówią o Chłopcu - Który - Przeżył. Tak, tak. Dumbledore nie wie jak to możliwe, że zaledwie roczne dziecko nieposiadające żadnej magicznej mocy mogło zniszczyć Lorda Voldemorta. Wielu już próbowało, a każdy nie wychodził z tego żywy. Wiedział tylko, że coś musiało się stać skoro zaklęcie zabijające, jak przypuszczał, odbiło się od młodego Pottera i ugodziło Voldemorta. W każdym bądź razie w tym dziecku coś było. Coś tak wielkiego, że zdołał przeżyć zaklęcie AVADA KEDAVRA z jedną tylko na czole blizną w kształcie błyskawicy… Kiedy przybyli do Doliny Godrica zobaczyli prawie zrujnowany dom, a wokół biegających śmierciożerców. Aurorzy nie zdołali wszystkich wyłapać, ale tych, którym się nie poszczęściło od razu zawieziono do Ministerstwa Magii. Ciało Jamesa znaleźli w salonie. Naokoło panował totalny nieporządek. Koło ciała znaleźli kilkoro nieżywych popleczników Czarnego Pana, którzy najprawdopodobniej zginęli w walce. Przeszukiwali cały dom, a kiedy dotarli do pokoju dziecinnego pod ścianą leżała nieprzytomna Lily. Zanim zdołali przedrzeć się do kołyski po drugiej stronie pokoju nie wierzyli, że dziecko przeżyło. Cóż to było za zdumienie, kiedy odkryli spokojnie śpiącego Harry’ego. Wyglądał zdrowo, ale gdy odwrócił się przez sen z boku na plecy zobaczyli na jego czole bliznę w kształcie błyskawicy… Dalsze rozmyślania przeszkodziło mu nadejście Minervy, która niosła na rękach ów chłopca.

Dumbledore wstał i podszedł do MacGonagall. Wziął od niej śpiące dziecko i przyjrzał mu się dokładnie. Niewątpliwie włosy musiał mieć po ojcu. Jedwabne w dotyku i trochę rozwichrzone. Buzię miał uroczą, kiedy spał. Na pewno urośnie na przystojnego mężczyznę, pomyślał. Rzucił okiem na kobietę, leżącą na łóżku i stwierdził, że usnęła. Musiało już ją zmęczyć to ciągłe płakanie. Ostrożnie podszedł do niej i potrząsnął ją lekko wolną ręką.

- Lily… dziecko… zbudź się. - mówił półgłosem, aby nie obudzić młodego Pottera, który smacznie spał wtulony w ramię starca. Lily zamruczała coś, a potem otworzyła jedno oko.- Lily obudź się. Harry żyje. On…

Nie zdążył dokończyć, bo kobieta usiadła jak sparzona. Spojrzała na dziecko w ramionach Dumbledora i zaniosła się płaczem. Wzięła go na ręce i mocno w siebie wtuliła.

- Harry… Harry… Nikt mi ciebie nie odbierze kochanie… nikt! - Urwała i spojrzała na profesora, a potem na Harry’ego. - Ale… ale jak? Przecież Voldemort… chciał go zabić, prawda? Co się stało?

Dumbledore odetchnął z ulgą. Widocznie Lily otrząsnęła się ze stanu całkowitej rozpaczy i zaczęła jasno myśleć.

- Słuchaj, nie wiem, co się dokładnie stało, ale mam przypuszczenia. Wiem tylko, że Voldemort chciał rzucić na Harry’ego zabijające zaklęcie, ale ono w jakiś sposób się od niego odbiło i ugodziło Czarnego Pana. Wszystko wytłumaczę ci jak dojdziesz do siebie. Twoje ubrania… raczej to, co zdołaliśmy wyratować, przyniesie ci Popy. Jak będziesz gotowa to przyjdź do mnie. Będę w swoim gabinecie. - Wstał z zamiarem odejścia. Przy drzwiach zatrzymał się i dodał. - Musisz być silna Lily. - spojrzał jej w oczy. - Zrób to. Dla Harry’ego.

To powiedziawszy wyszedł z sali.

 

Gabinet Dumbledora

 

- To znaczy, że Harry w jakiś sposób zdołał przeżyć zaklęcie AVADA KEDAVRA? - spytała z niedowierzaniem Lily. Spojrzała na syna, który bawił się z Fawkesem, a potem znów na Dumbledora siedzącego naprzeciwko niej. - Ale przecież to niemożliwe. Nikt nigdy nie zdołał przeżyć tego zaklęcia.

- Wiem Lily. Ale w jakiś sposób zdołał przeżyć.

Długo jeszcze tak rozmawiali. Kiedy księżyc świecił już mocno na niebie, Dumbledore oznajmił:

- Przez najbliższe tygodnie będzie trochę zamieszania. Powinnaś wyjechać z Harym do Francji, albo gdzieś, gdziekolwiek z tego kraju. Tak będzie dla was najlepiej. Przynajmniej na razie.

- Na jak długo mamy wyjechać?

- Myślę, abyś wychowała syna w spokoju. Kiedy osiągnie wiek szkolny przyjedziesz z nim do kraju. Chłopak rozpocznie naukę w Hogwarcie…

Rozdział 1.

 

Londyn (ok. 10 lat później)

 

Gabinet dyrektora Hogwartu

 

- Nie możesz tego zrobić Albusie! Nie możesz! Przecież wiesz, co mi zrobiła. Nie chcę widzieć jej i tego bachora! - Severus Snape nauczyciel Eliksirów w Hogwarcie trząsł się z wściekłości, siedząc w jednym z foteli w gabinecie Dumbledora. Za biurkiem dyrektor patrzył na niego z powagą i nieskrywanym współczuciem. Wesołe iskierki, które zawsze gościły w jego oczach przygasły.

- Rozumiem cię Severusie, ale chłopak ma już prawie jedenaście lat i musi iść do szkoły.

- Przecież może chodzić do innej szkoły. Dlaczego akurat do Hogwartu?!

- Ponieważ ja tak zdecydowałem. Nie zamierzam zmieniać zdania tylko, dlatego bo dorosły mężczyzna zachowuje się jak dziecko obrażone na cały świat, ponieważ dziewczynka zabrała mu lizaczka. - odpowiedział surowym głosem Dumbledore. - Jeżeli ci to nie odpowiada to możesz opuścić Hogwart. Wiesz jednak, że takiego wyboru nie masz.

- Albusie! To jest szantaż.

- Kiedy opuściłeś Voldemorta i zgodziłeś się zostać naszym szpiegiem poinformowałem cię o pewnych warunkach. Jeden z nich zabrania ci opuszczania Hogwartu, jeżeli ja sobie tego nie zażyczę.

Zrezygnowany Mistrz Eliksirów ciężko oparł się o fotel.

- Niech będzie. Chłopaka jakoś zniosę, ale dlaczego do diabła postanowiłeś osadzić ją na posadzie nauczyciela Obrony Przed Czarną Magią?!

- Wiesz, że Lily jest bardzo dobrą i wykwalifikowaną czarownicą. Na czarnej magii zna się bardzo dobrze. Potrafi się dogadać z dziećmi i nauczyć ich wszystkiego, co trzeba Severusie. Nadaje się na to stanowisko jak nikt inny.

- Niech to szlag!

- Severusie! Zachowuj się! - głos dyrektora podniósł się nieco.

- Jeżeli to wszystko dyrektorze, to czy mogę odejść?

- Oczywiście.

- Dziękuję.

Dumbledore patrzył za odchodzącym mężczyzną póki ten nie zatrzasnął z hukiem drzwi. No Albusie, pomyślał, ciekawe czy twój plan się powiedzie…

 

***

 

- Harry!

- Słucham mamo!

- Spakowałeś się już?!

- Kończę!

Średniego wzrostu chłopak o kruczoczarnych włosach pochylał się nad kufrem, do którego pakował niezbędne rzeczy. Na wielkim łożu z baldachimem leżał list z czerwoną pieczęcią. Harry włożył ostatnie ubrania i zatrzasnął wieko. Porwał z łóżka kopertę i zszedł na dół do kuchni.

Lily Potter chodziła po ich dotychczasowym mieszkaniu we Francji i sprawdzała czy wszystko zostało zapakowane. Widząc zbiegającego na dół syna uśmiechnęła się promiennie.

- Wszystko spakowane?

- Tak mamo. Nie mogę się doczekać, kiedy będziemy na miejscu.

Lily podeszła do syna i złożyła na jego policzku czułego całusa. Nie chciała go martwić, mówiąc, iż nie podziela jego entuzjazmu, więc próbowała przywoływać uśmiech na twarzy kiedy tylko był w pobliżu.

- Znieś swoje kufry kochanie. Zaraz jedziemy.

Harry posłusznie udał się na górę, a po chwili oboje jechali taksówką na Stację kolejową. Na peronie ósmym wsiedli do pociągu i znaleźli pusty przedział. Rozlokowali kufry na półkach, zmachani usiedli na siedzeniach.

- Mamo?

- Tak?

- Będziemy mieli prawdziwy czarodziejski dom, A nie mugolski, prawda?

- Tak kochanie. Będzie to duży jednorodzinny domek z wielkim ogrodem. Kiedyś tam mieszkaliśmy. Ja i twój ojciec dostaliśmy go w dniu ślubu od twoich dziadków. - chcąc ukryć, przed synem jakie wrażenie zrobiły na niej te wspomnienia zamknęła oczy, powstrzymując łzy. - Jest tam pięknie. Na pewno ci się spodoba. Wybudowaliśmy tam nawet boisko do Quiditha. - niepowstrzymane łzy spłynęły po jej policzkach.

- Mamo? Czemu płaczesz? - spytał zaniepokojony chłopiec. - Nie płacz. Wszystko będzie w porządku.

- Nigdy nic nie będzie w porządku synku. - powiedziawszy to rozszlochała się na oczach bardzo zaniepokojonego chłopaka. Harry wstał ze swego miejsca, usiadł koło matki i mocno ją objął. Nic nie mówił. Wiedział, że mama musi się czasem wypłakać. Położył swą głowę na ramię kobiety i patrzył na śmigający krajobraz za oknem.

Tymczasem Lily pogrążyła się w wspomnieniach, kiedy to razem z Jamesem oczekiwali narodzin dziecka. Jaką wielką radość zobaczyła w jego oczach, gdy nadszedł czas rozwiązania. Nie… nie będzie wspominać, bo to przynosi tylko ból. Najlepiej zrobi skupiając się na tym, co ma nastąpić. Jedzie do Hogwartu by uczyć tam OPCM. Dumbledore bardzo na to nalegał, choć nie wiedziała, dlaczego. W końcu zgodziła się, kiedy dyrektor oznajmił jej, że nie ma na tą posadę żadnych chętnych, a dzieci muszą uczyć się bronić przed czarną magią. Na pewno zgodziłaby się wcześniej, gdyby nie było tam pewnego człowieka. Teraz jednak będzie zmuszona widywać go codziennie. Ciekawe jak on zareagował, gdy dowiedział się, kto ma zająć jego od dawna upragnione stanowisko, pomyślała. Pewnie się wściekł i przez cały jej pobyt w Hogwarcie będzie jej docinał, albo ją ignorował. Lily wolałaby oczywiście gdyby nią gardził niż gdyby nie okazywał, że w ogóle wie o jej istnieniu. Najbardziej bała się jednak o syna. Jak on go będzie traktował? Czy będzie go ignorował, czy może się na nim odegra? Na samą myśl o tym zadrżała. Gdyby wiedział… och, gdyby tylko wiedział. Ocknęła się z rozmyślań z zaskoczeniem stwierdzając, że za oknami zrobiło się już całkiem ciemno. Natomiast na jej ramieniu bezwładnie leżała główka syna, a jego pierś unosiła się w równomiernie zdradzając sen. Uśmiechnęła się smutno i pogłaskała dziecko po głowie. Harry miał już prawie jedenaście lat. Nie widziała nikogo poza nim. Kochała go bezinteresownie i głęboko. On także bardzo ją kochał. Nie ukrywał tego. Odkąd skończył trzy lata przychodził nieraz w nocy do jej pokoju i usypiał mocno w nią wtulony. Nie mówili nic, tylko przytuleni zasypiali. Nawet, kiedy dorósł nie zaniechał tego „rytuału”. Większość chłopców w jego wieku zawstydziłaby się, ale nie Harry. Oparła głowę na piersi i odpłynęła w krainę snu.

 

Obudziła się o świcie. Blade promienie słońca oświetlały wnętrze przedziału. Widząc, że syn jeszcze śpi, wstała ostrożnie kładąc go na siedzeniu. Wyjrzała przez okno i zobaczyła znajome lotnisko, przy którym mieściła się Stacja Kolejowa.

- Harry. Obudź się kotku. Musimy już wysiadać. Za pół godziny mamy samolot do Londynu.

Chłopak przeciągnął się na niewygodnym siedzeniu i powoli z pewnym ociąganiem usiadł.

- Juuuuż? - pytając ziewnął.

- Tak Harry. Pomóż mi z tymi bagażami.

W samolocie było pełno ludzi. Zanim Lily zdążyła się dobrze rozsiąść, spostrzegła, iż Harry smacznie sobie śpi na fotelu obok. Uśmiechnęła się. Ostatni tydzień był naprawdę pracowity. Musieli znosić meble do sprzedaży, pakować błyskotki i zabawki Harry’ego, a na domiar złego szukać kupca na dom, w którym mieszkali. Musieli sprawić sobie paszport, na który czekali dwa miesiące. Kiedy wszystko było już O.K okazało się, że pociąg, którym mieli jechać aż do granicy wykoleił się niedaleko wsi Margyt, a na następny musieli czekać trzy dni. Dumbledore pewnie się niepokoi. Spóźniają się ponad tydzień. W Londynie będą musieli jechać na ulicę Pokątną, by zakupić wszystkie potrzebne rzeczy do szkoły.

 

***

 

- Więc to jest nasz nowy dom, mamo?

- Tak skarbie. To tutaj kiedyś mieszkaliśmy.

Lily i Harry stali prze dużym jednorodzinnym domkiem, który otaczał wspaniały ogród. Dzień był słoneczny i ciepły. Prosto z lotniska przyjechali do Doliny Godrica, by rozpakować niezbędne rzeczy. Później zawiadomię Dumbledore, pomyślała Lily. Dziesięć lat temu zanim wyjechała, kazała odnowić dom i cały czas go pielęgnować wraz z ogrodem. Jak widać jej polecenia zostały starannie wypełnione. Nikt, kto by teraz popatrzał na dom Potterów, nigdy by nie uwierzył w to, co stało się dziesięć lat temu.

- Wchodzimy? - spytała wesoło syna.

W holu czekały na nich trzy skrzaty.

- Dzień dobry pani! Dzień dobry paniczu!- zawołały wszystkie chórem.

Lily skinęła głową na znak powitania i spytała.

- Pokoje są gotowe? - spytała. Kiedy skrzaty pokiwały głową zarządziła - Przygotujcie kąpiel dla mnie i dla panicza. Następnie o ósmej podajcie kolację.

- Tak psze pani!

Popchnęła Harry’ego w stronę schodów, zachęcając by szedł dalej. Na górze mieściły się cztery sypialnie i łazienka. Dwa pokoje były przeznaczone dla gości, a dwa dla Lily i chłopca. Pokój kobiety był duży. Ściany koloru bladego różu kontrastowały z wielkim łożem z baldachimem, oraz zasłonami na okna. Pod ścianą mieściła się toaletka. Dywan był bogato zdobiony. Szafki zrobione z mahoniowego drewna pochodziły z okresu baroku. Sypialnia chłopca była również duża, lecz ściany miały kolor szkarłatu przetykanego srebrem i zielenią. Całość wyglądała bardzo imponująco. Tak jak w pokoju Lily stało tam wielkie łoże. Szafki jednak, były nowe. Na półkach mieściły się najróżniejsze zabawki.

Na dole zwiedzili kuchnię, salon, bawialnię, jadalnię, aż w końcu znaleźli bibliotekę.

- To największa biblioteka, jaką widziałem w życiu. - szepnął podekscytowany Harry.

Ogarnął wzrokiem pomieszczenie przywodzące na myśl lochy. Stało tam dwanaście regałów po przynajmniej dziesięć półek. Tych książek jest chyba tysiące, pomyślał.

- Choć Harry. Zaraz podają kolację.

Jadalnia była ogromna. Na środku stał długi stół okryty białym obrusem. Lily zasiadła na jednym końcu, a Harry na drugim. Po chwili do Sali weszły skrzaty niosąc najróżniejsze potrawy. Kiedy wszystko ułożyli na stole, ukłoniły się i wyszły.

- Mógłbym tak cały czas jadać. - powiedział już syty Harry.

- Przyzwyczajaj się już d tego. Koniec z Hamburgerami i Chipsami. Teraz będziesz jadał naturalne i niekoniecznie zdrowe posiłki - uśmiechnęła się do syna. - Jutro jedziemy na Pokątną. Masz list z Hogwartu?

- Oh! Całkiem o nim zapomniałem. Kiedy wyjeżdżaliśmy z Francji włożyłem go do kieszeni i zupełnie o nim nie myślałem.- sięgnął do kieszeni czarnych jeansów i wyciągnął z niej pogiętą kopertę. - Ups! Chyba się pogięło. - dodał z figlarnym błyskiem w oczach.

 

***

 

Na ulicy Pokątnej jak zwykle było tłoczno. Lily przypomniała sobie stare dobre czasy, kiedy to z koleżankami wybierała się na zakupy. Kilkoro ludzi zaczepiło ich, albo wołało „Patrzcie! to Harry Potter i jego matka!”. Najczęściej jednak ludzie zaczynali chodzić za nimi, a potem niby przez przypadek usiłowali zwrócić na siebie ich uwagę, wywracając się lu wpadając na nich. Normalnie Lily denerwowałoby to, ale widząc pełną radości twarz syna szybko o tym zapominała. Od dziecka Harry wiedział, że jest sławny w świecie czarodziejów. Lily zawsze mu mówiła, że kiedy przybędą do Londynu wszyscy będą na niego patrzeć. Kiedy skończyli zakupy wszystkich niezbędnych rzeczy do szkoły, Lily wysłała syna do domu, a sama pojechała do Hogwartu.

 

***

 

- Jest tu?! - wrzasnął Severus Snape na McGonagall, która przed chwilą poinformowała go, że Lily Potter jest w zamku. Odzyskawszy panowanie nad sobą spytał już normalnym głosem - Przywiozła bach… dzieciaka?

- Nie Severusie jest sama. Obecnie w gabinecie dyrektora. I jeżeli nie przestaniesz się tak wydzierać to na pewno cię tam usłyszą. - przyjrzała się mu, a potem dodała. - Jutro rozpoczęcie roku, więc doprowadź się do porządku. Masz wory pod oczami i wyglądasz tak jakbyś dopiero, co wstał z łóżka Severusie. Do widzenia.

Dopiero po słowach Minervy Severus zdał sobie sprawę, że, od kiedy dowiedział się, że Lily będzie uczyć w szkole nie przespał spokojnie ani jednej nocy(Pewnie się też nie mył- dop. autorki). Nie może ta dalej postępować tylko, dlatego, że jakaś baba, którą zdążył wyrzucić ze swego życia, znowu się w nie pakuje. Musi jak najszybciej doprowadzić się do porządku.

 

Rozdział 2.

 

Siedząc w Wielkiej Sali na rozpoczęciu roku, Lily obserwowała jak jej dawna nauczycielka prof. MacGonagall wprowadza na salę pierwszoroczniaków. Kiedy zbliżyli się do stołka z tiarą uchwyciła spojrzenie syna i uśmiechnęła się doń promiennie. Harry odpowiedział jej uśmiechem lekko zdenerwowanym, ale nie widziała u niego takiego napięcia jak na dworcu Kings Kros. Zaczęła się ceremonia przydziału. Minerva podeszła do stołka, wzięła listę pierwszoroczniaków i zaczęła wyczytywać kolejno osoby.

- Malfoy Draco! - zagrzmiała. Chudy, wysoki chłopak wyszedł z tłumku przestraszonych nowo przybyłych uczniów i usiadł na stołku. McGonagall włożyła mu na głowę tiarę przydziału.

- Slytherin!

Malfoy wstał i z szerokim uśmiechem zasiadł przy stole Ślizgonów.

- Granger Hermiona! - Lily obserwowała jak dziewczyna idzie w kierunku MacGonagall. Tak jak wcześniejszy chłopiec usiadła na stołku i czekała aż nauczycielka nałoży jej na głowę tiarę.

- Gryfindor!

Lily nie patrzyła już na dziewczynę. Przyjrzała się uważnie otaczającym ją nauczycielom. Nie miała za bardzo okazji by poznać wszystkich. Nagle zamarła. Czarne jak otchłań oczy wpatrywały się w nią intensywnie, nie kryjąc nienawiści i pogardy. Ich spojrzenia spotkały się. Zaschło jej w gardle. Jego oczy zdawały się przewiercać ją na wylot.

- Potter Harry!

Szybko odwróciła wzrok, by popatrzeć jak jej syn wkłada na głowę tiarę. Uświadomiła sobie, że na Sali zapadła cisza. Wszyscy skierowali wzrok na Harry’ego. Niektórzy tylko szeptali coś między sobą, ale nie była w stanie usłyszeć tego, co mówią. Skierowała spojrzenie na syna. Według niej siedział tam bardzo długo. Przynajmniej dłużej niż inni. Lily zaczęła się denerwować. Miała nadzieję, że Harry nie trafi do tego domu, o którym myślała. W końcu tiara krzyknęła, lecz zdawała się wahać.

- Slytherin!

Jej najgorsze obawy się potwierdziły. Harry wstał i skierował na nią niepewny wzrok. Skinęła mu tylko głową chcąc przez to powiedzieć, że wszystko w porządku. Lecz tak nie było. Wszyscy wiedzą, że ona i James chodzili do Gryfindoru. Miała jednak nadzieję, że nikt niczego nie będzie podejrzewał. Spojrzała na Dumbledora, który od dłuższej chwili przyglądał jej się. W jego oczach dostrzegła błysk zrozumienia i wiedziała już, że on wie.

Kiedy ceremonia przydziału dobiegła końca Dumbledore wstał by jak co roku przemówić.

- Moi drodzy! Witam wszystkich na kolejnym roku w Hogwarcie. Jak wiecie jest zasada, która was obowiązuje, i którą co roku ogłaszam. Oczywiście nie znaczy to, że możecie łamać inne punkty regulaminu szkolnego. Jeszcze raz przypominam, że nie wolno wam wchodzić do Zakazanego Lasu. Za złamanie tego regulaminu grozi wysoka kara, więc odradziłbym robienie tego. Kto tam wejdzie niech wie, że najprawdopodobniej nie wyjdze stamtąd żywy.- dodał już poważniejszym tonem.- A teraz z wielką przyjemnością chciałbym przedstawić wam nową nauczycielkę Obrony Przed Czarną Magią - Profesor Lily Potter…

 

***

 

On wie, pomyślała Lily idąc pustym korytarzem do gabinetu dyrektora. To, dlatego mnie wezwał. Pewnie będzie żądał wyjaśnień. Zatrzymała się przed chimerą. Wzięła głęboki oddech i podała hasło. Zanim weszła do gabinetu zatrzymała się i próbowała uspokoić. Ostrożnie zapukała, a potem weszła do środka. Gabinet wyglądał dokładnie tak, jak to sobie zapamiętała od ostatniej wizyty. Dyrektor spojrzał na nią bacznie, a potem odezwał się.

- Jak widzę wiesz, po co cię wezwałem.- urwał i wstał.- Usiądź Lily. Musimy porozmawiać...

 

Rozdział 3

 

Lochy

 

Do diabła! Czy ten cholerny bachor musiał trafić do Slytherinu?! Do jego domu! Nie dość, że będzie musiał pracować z jego matką, to jeszcze los skazał go na odpowiedzialność względem młodego Pottera! Nie, nie może się załamywać z powodu jednej porażki. A taką miał nadzieję, że dzieciak znajdzie się w Gryfindorze. Już widział, jak co lekcję będzie wyżywał się na Potterze, strach malujący się na twarzy chłopaka przed każdymi następnymi zajęciami… Ach… to tylko marzenia… Jego największym jednak problemem jest Lily. Tak, dzieciak jest tylko dodatkiem, natomiast nowa nauczycielka, którą szczerze nienawidził i pogardzał, jest dla niego utrapieniem. Przypomniał sobie jej zapach… lawenda. Dotyk jej jedwabnej skóry i pięknych złocistych włosów… Nie! Nie może o tym myśleć! To już skończone. Zdradziła go! Nie może o niej myśleć!

Severus Snape chodził w kółko po swojej komnacie. W końcu dał upust nerwom i zdjął maskę pozwalając by jego uczucia były widoczne. Na jego twarzy pojawiła się najpierw rezygnacja, pogarda, rozmarzenie, a na końcu bezsilna wściekłość. W pewnej chwili podszedł do kominka i zapadł się w głębokim fotelu. Popatrzał na płomienie tańczące, jakby odprawiały swój wieczny rytuał, wziął do ręki, stojące na stoliku kremowe piwo i zaczął powoli opróżniać kufel. Kiedy skończył, wstał. Musiał spotkać się z Dumbledorem i porozmawiać z nim na temat jego stosunków z Lily. Poprosi go… Nie! Zażąda od niego, aby ukrócić jego spotkania z tą kobietą do minimum. Dumbledore wie, jak cierpiał, kiedy dowiedział się, że pomylił się, co do kobiety, którą bezinteresownie kochał. Jeszcze raz spojrzał na płomienie, które już przygasały i opuścił kwaterę.

 

***

 

Tymczasem w gabinecie dyrektora, Lily z niepewną miną siedziała na jednym z foteli naprzeciw Dumbledora, który po okrążeniu swojego gabinetu usiadł za biurkiem. Bardzo zdenerwowana czekała na jego reakcję. Po kilku minutach, pełnej napięcia ciszy chciała się odezwać, lecz dyrektor ją w tym uprzedził.

- A więc to prawda, co mówiłaś.

- Tak - zdołała wyksztusić. Ręce jej się trzęsły, a umysł zaćmiewała ciemna mgła. Nie była w stanie myśleć. Wpatrywała się tępo w dyrektora.

- Najpierw chciałbym cię przeprosić.

- Za co? - spytała oszołomiona, tym, iż zamiast wybuchnąć dyrektor ją przeprasza.

- Może tego ci nie powiedziałem, ale zwątpiłem w ciebie jedenaście lat temu. Naprawdę uwierzyłem, że zdradziłaś Severusa. Chciałbym cię za to przeprosić. Wiem, że bardzo go kochałaś i być może nadal go kochasz. Znając cię nie mogłem uwierzyć w to, co twierdził Severus. - urwał i spojrzał jej w oczy - Powiedz mi teraz… kto jest prawdziwym ojcem Harry’ego?

Lily milczała. Wiedziała, że Dumbledore domyśla się prawdy, ale wiedziała też, że nie ma całkowitej pewności. Chciała mu powiedzieć wszystko. Całą prawdę…, lecz nie mogła się na to zdobyć. Kiedyś chciała, aby człowiek, którego kochała nad życie dowiedział się wszystkiego. Nie chciał jej słuchać. Nie mogła powiedzieć tego nikomu oprócz Severusa, nawet dyrektorowi.

- Lily proszę cię… nie utrudniaj wszystkiego. Wyrzuć to z siebie. - nalegał - Kto jest ojcem chłopaka? - dodał, już ostrzejszym tonem niż zamierzał. - Lily! Powiedz proszę, kto jest prawdziwym ojcem Harry’ego! - zabrzmiało to jak rozkaz i oboje doskonale o tym wiedzieli. Lily wiedziała, że nie ma szans na żadne spory z dyrektorem, więc czując na policzkach palące łzy wykrzyknęła:

- Severus! Severus Snape jest prawdziwym ojcem Harry’ego! - łkała - Czy tego ode mnie chciałeś dyrektorze?! Tego chciałeś?!

- Przepraszam Lily. - powiedział Dumbledore ze współczuciem w oczach. - Przepraszam. Usiądź. Mam jeszcze kilka pytań.

Kiedy Lily posłuchała kontynuował.

- Czy Harry jest podobny do Jamesa Pottera, ponieważ użyliście zaklęcia adopcyjnego?

- Tak

- Wiesz, jakie to niebezpieczne, prawda? Oczywiście, że wiesz. Dlaczego zdecydowaliście się na takie ryzyko? Zaklęcie adopcji jest bardzo złożone i jeden nieprawidłowy ruch może spowodować śmierć matki, a wraz z nią dziecka. Wiesz ile ryzykowałaś?

- Wiem dyrektorze. Musiałam to zrobić, ponieważ…

- Rozumiem. Nie musisz tłumaczyć. Chciałbym jednak, abyś wszystko mi opowiedziała. Jak doszło do tego, że Severus myślał, że go zdradziłaś?

- Dyrektorze, ja… ja nie mogę. Jeszcze nie. Proszę, niech mi pan da czas…błagam.

Rozmawiając, nie zdawali sobie sprawy z obecności czarodzieja, który pod drzwiami podsłuchiwał ich rozmowę, a po jego policzkach spływały grube strumienie łez.

Rozdział 4.

 

Severus Snape wpadł jak burza do swojej kwatery. Podszedł do okna i otworzył je. Popatrzył na księżyc, otoczony milionami gwiazd. Jego ręce zacisnęły się na framudze okna z taką siłą, że pobielały mu knykcie. Oddychał szybko, niespokojnie. Wierzchem dłoni mężczyzna otarł mokre od łez policzki. Jak mogła? - pomyślał, zgrzytając z gniewu zębami. - Dlaczego mi nie powiedziała? Przecież mogła mi powiedzieć, że spodziewa się dziecka. MOJEGO dziecka. Gdybym wiedział… gdybym wiedział nigdy nie dopuściłbym do rozwodu. No… może do rozwodu by doszło, bo nie wierzę, że ona mnie nie zdradziła. Sypiała z Porterem za moimi plecami, a ja ślepo jej ufałem. W czarnych jak otchłań oczach Severusa na nowo zalśniły łzy.

Przypomniał sobie noc, kiedy dowiedział się od Peterwinga, że ten widział Lily i Jamesa jak całowali się w parku. Severus nigdy by w to nie uwierzył, ale kiedy Peter pokazał mu zdjęcie, na którym Lily i Jamek stoją w mocnym uścisku, ogarnął go gniew, upokorzenie i żal. Czym prędzej pobiegł do domu. Kiedy zastał Lily uśmiechniętą promiennie, pragnął żeby ów uśmiech zniknął z jej twarzy na zawsze. Porwał ją jak burza do ich wspólnej sypialni i zaczął zarzucać jej zdradę i kłamstwo. Kiedy Lily próbowała wszystkiemu zaprzeczyć, wyzwał ją od najgorszych, a na koniec zażądał rozwodu. Nie słyszał jej szlochu ani okrzyków protestu. Nie widział jej bladej twarzy, po której spadały, co raz to nowe potoki łez. Słyszał tylko słowa Petera i widział przed oczami żonę ściskającą Pottera.

Rozwód przebiegł cicho i spokojnie. Oboje nie zamienili ze sobą słowa od pamiętnej nocy. Po miesiącu Lily wyszła za Jamesa, a to był prawdziwy dla Severusa dowód na to, iż postąpił dobrze. Mimo to zżerała go złość, ponieważ wiedział, że Potter od lat szkolnych kochał jego byłą żonę, a teraz ma to, czego od zawsze pragnął. Ma Lily. Na własność.

...

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jajeczko.pev.pl