[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Barbara McMahon
Złoty piasek pustyni
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Ojciec mnie za to zabije, jęknęła w duchu Sara Kinsale.
Rozejrzała się po zakurzonej celi i skrzywiła się. Siedziała
tu dwa dni. Od dwóch dni powinna być w hotelu w Sta-
boulu. Tymczasem w chwili gdy jej ojciec usiłował ubić
największy interes swego życia, utknęła w zapyziałej celi
więziennej w równie zapyziałym kraiku. Właśnie teraz, kie­
dy jej rodzic starał się przekonać władze, że jego firma może
zaproponować najkorzystniejsze warunki eksploatacji świe­
żo odzyskanych złóż ropy.
Zeskoczyła z wąskiej pryczy i zaczęła krążyć po małej
celi. Z jednej strony starała się przewidzieć reakcję rodzi­
ców, z drugiej myślała gorączkowo nad znalezieniem wyj­
ścia z sytuacji, bez ściągania na siebie uwagi prasy świa­
towej, zwłaszcza tej brukowej.
Jeśli ojciec jej nie zabije, to matka zadręczy ją teatral­
nymi westchnieniami i znaczącymi spojrzeniami. Potem raz
kolejny spyta męża łamiącym się szeptem:
- Gdzie popełniliśmy błąd?
Sara złapała się za głowę i oparła o ścianę. Znała to
wszystko na pamięć. Tymczasem wina nie leżała po stronie
10
BARBARA McMAHON
rodziców, to ona zawsze psuła wszystko, czegokolwiek się
tknęła
Po pierwsze, w przeciwieństwie do swej siostry praw­
niczki, brata, fizyką atomowego, czy nawet matki, idealnej
gospodyni domowej i wzorowej żony, wyżywającej się
w działalności dobroczynnej, Sara nie miała określonego ce­
lu w życiu.
Próbowała znaleźć sobie jakieś miejsce. Aktorstwo, ku
uldze rodziców, nie wypaliło. Omdlenia na widok krwi prze­
kreśliły jej karierę pielęgniarki. Próbowała swych sił jako
przedszkolanka, bo uwielbiała bawić się z dziećmi, ale
wszędzie zwalniano ją z pracy z powodu braku odpowie­
dzialności.
Ostatnia praca miała szansę spotkać się z aprobatą ze
strony rodziców. Fotografia prasowa była w cenie. Gdyby
Sara osiągnęła sukces, może reszta rodziny przestałaby tra­
ktować ją jak czarną owcę.
Tylko że znowu wszystko zepsuła. Wydawca poczytnego
amerykańskiego brukowca ucieszył się, gdy powiedziała
mu, że jedzie do Kamtansin, świeżo powstałego arabskiego
państewka nad Morzem Śródziemnym. Miała przygotować
bogato ilustrowany zdjęciami materiał o królewskich rezy­
dencjach władców tego małego kraiku. Wywiady ze śmie­
tanką towarzyską w Kamtansin wydawały się bułką z ma­
słem, zwłaszcza z perspektywy Los Angeles. Ostatecznie
przedstawiciele miejscowej elity prowadzą poważne nego­
cjacje z firmą jej ojca. Sara również spotka się z nimi, znie­
woli ich swym wdziękiem i zdobędzie upragnione zdjęcia.
ZŁOTY PIASEK PUSTYNI
11
Rzeczywistość okazała się całkiem inna. Sarze odmó­
wiono wywiadów i zakazano robienia zdjęć.
Niestety, wbrew ostrzeżeniom usiłowała sfotografować
letnią rezydencję jednego z członków królewskiej rodziny
i teraz siedziała w okropnym więzieniu, pozbawionym pod­
stawowych wygód.
Co gorsza, oskarżono ją o szpiegostwo!
Nie pozwolono jej skontaktować się z ambasadą ame­
rykańską ani zatelefonować do ojca. Nie przydzielono jej
adwokata. Mogła tylko tkwić tu i martwić się, co z tego
wyniknie.
Rodzice pewnie odchodzą od zmysłów ze zmartwienia.
Spędziła z nimi jedną noc w hotelu, a wraz z nastaniem no­
wego dnia próbowała ukradkiem zrobić to, czego jej miej­
scowe władze surowo zakazały. Mimo że nie zdołała podejść
blisko do letniej rezydencji, teleobiektyw pozwolił jej
uchwycić najdrobniejsze szczegóły.
Jednak zdążyła zrobić zaledwie dwa zdjęcia.
Zdenerwowanie rodziców było niczym w porównaniu
z tym, co sama przeżywała. Nie znała praw tego kraju. Czy
będzie miała proces, czy też na zawsze utknie w tej gorącej,
zakurzonej celi i nikt o niej już więcej nie usłyszy?
Drzwi otworzyły się. Były z litego drewna, z małym
kwadratowym okienkiem, przez które dwa razy dziennie po­
dawano jej jedzenie. Od czasu do czasu zaglądał przez nie
strażnik. Bali się, że ucieknie? Niby jak? Jedyne okno było
nie tylko bardzo małe, ale również umieszczone zbyt wy­
soko, by mogła do niego sięgnąć.
12
BARBARA McMAHON
Wysoki mężczyzna w tradycyjnym arabskim stroju ski­
nął na nią głową. Nie mówił po angielsku, a ona nie znała
arabskiego.
Sara wygładziła spodnie i obciągnęła podkoszulek. Czu­
ła się sponiewierana, brudna i zmęczona. W dodatku trochę
przerażona.
- Chcę zadzwonić do ambasady amerykańskiej - powie­
działa. Nie była pewna, czy ją zrozumiał, ale co szkodzi
spróbować?
W milczeniu pokazał jej korytarz.
Wyszła z celi. Za progiem złapał ją mocno za rękę i po­
prowadził w stronę schodów.
Weszli dwa piętra wyżej. Strażnik zapukał do drzwi
i usłyszawszy odpowiedź, otworzył je i wepchnął dziew­
czynę do środka.
Sara szybko rozejrzała się wokół. Było to obszerne, skąpo
umeblowane biuro, nawet bez zasłon w oknach. Przy jednym
z nich stał mężczyzna wpatrzony w pustynny krajobraz.,
Sara poczuła falę gorąca, gdy zetknęli się wzrokiem. Mu­
siał mieć dobrze ponad metr osiemdziesiąt, czarne, lśniące
w słońcu włosy i ciemne, świdrujące oczy. Wizerunku do­
pełniały opalona skóra i wystające kości policzkowe. Ema­
nowała z niego moc. Doskonale skrojony garnitur dyskret­
nie podkreślał szerokie ramiona.
Uświadomiła sobie nagle swój żałosny wygląd. Gdyby
mogła choćby rozczesać włosy i umyć twarz!
Uderzyła ją absurdalność własnych myśli. Powinna wy­
rwać się z więzienia, a nie martwić się swoim wyglądem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jajeczko.pev.pl