[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Spojrzała w lustro i uśmiechnęła się. Tak to było dziś. Ten dzień miał zmienić jej życie na lepsze. Nie mogła się doczekać. Ostatnie spojrzenie. Wzięła swoją torbę  i zbiegła na dół. Wbiegła do kuchni.Wpakowała sobie do ust tosta i popiła sokiem pomarańczowym.

- Muszę lecieć, bo się spóźnię.- popędziła, ale zaraz się wróciła.

- Sakura coś zapomniałaś.- usłyszała.

Wiem.Pa.- cmoknęła mamę i wzięła swoje śniadanie. Trzasnęła drzwiami. Kobieta uśmiechnęła się widząc biegnącą córkę.

- Jest tak samo roztrzepana jak ty. -  powiedział jej mąż.

- Nie przesadzaj. Ona jest tylko zakochana. Przecież to dziś.- odparła Rin.

- Pamiętam jak ci dałem różę.- matka różowowłosej spłonęła rumieńcem.

- Stare dzieje.- uśmiechnęła się.

- Może teraz nasza córka w końcu znajdzie jakiegoś kawalera.- powiedział.

- Zobaczymy.- rzekła zielonooka.

 

 

Gnała jak na skrzydłach. Spojrzała na targi pełne czerwonych róż.. Na jej twarzy pojawił się uśmiech. Dziś był Dzień Róży. W tym dniu mężczyźni dawali swojej wybrance serca różę na znak, że ją kochają. Dziewczyny je przyjmowały bądź odrzucały jeśli nie odwzajemniały uczucia. Wczoraj rozmawiała z swoim przyjacielem, który pytał się jej czy powinien dać ukochanej różę. Przekonała go, że tak.

- Hej Sakura-chan.- podniosła głowę i zobaczyła uśmiechniętego blondyna.

-Cześć.- serce jej zabiło, gdy dostrzegła jego. Tak jemu oddała serce.Odkąd pamiętała kochała go. A był nim Itachi Uchicha. Szatyn o czarnych oczach. Włosy zawsze związywał w kitkę. Był od niej starszy o dwa lata.Wszystkie dziewczyny latały za nim i marzyły by z nim chodzić. Haruno nie latała za nim, ale chciała by zwrócił na nią uwagę. Traktował ją jak przyjaciółkę. Na tą okazję nie założyła jak zawsze dżinsów tylko sukienkę i rozpuściła włosy.

- Witajcie.- obdarzyła ich uśmiechem. Ich trójka przyjaźniła się od dzieciństwa.

- Ładnie dziś wyglądasz. Czyżbyś liczyła na różę? - zapytał się szatyn z chytrym uśmiechem.

- Tak.- zarumieniła się słysząc komplement z jego ust. Uzumaki patrzył na nich.

- Chodźmy, bo spóźnimy się na wykłady.- poszli za nim.

 

 

- I co Hinata przyjęła twoją różę? - zwróciła się do Naruto.

- Tak.- odparł.

- Gratulacje.- przytuliła go. Cieszyła się jego szczęściem i życzyła im dobrze.

- A ty? - pokręciła głową.

- Jeszcze nie dostałam.

- Na pewno dostaniesz od Itachiego.-pocieszył ją. Wiedział co czuje do moegp.

- Dzięki.- miała taką nadzieję.

 

 

W końcu podszedł do niej długowłosy.

- Jesteś pewna? - pokiwała głową.

- Tak. Zrób to.- zapewniła go.

-No dobra.- wyjął z plecaka różę. Była piękna. I tak ładnie pachniała.Nareszcie nadszedł ten czas pomyślała szczęśliwa, ale on ją minął.Odwróciła się. Widziała jak podchodzi do Ino i daje jej kwiat. Więcej nie chciała widzieć. Biegła walcząc ze łzami, aż wbiegła do łazienki i pozwoliła sobie na łzy. Zrozumiała, że to nie ona była dziewczyną,którą przyjaciel kochał. Zrobiła się z siebie idiotkę. Gdy się uspokoiła to wytarła mokre policzki. Nie mógł zobaczyć, że płakała.Musiała wyglądać, że cieszy się jego szczęściem. Wyszła z łazienki i powlokła się na ostatnie wykłady. Po ostatniej sesji podszedł do niej szatyn.

- Przyjęła różę.- odparł z uśmiechem.- dzięki.- dodał. Wymusiła uśmiech na twarzy.

- Świetnie. Życzę wam udanego związku.- pogratulowała mu. Przyjrzał się jej badawczo.

- Płakałaś.- stwierdził.

-Wcale nie. Muszę już iść mama na mnie czeka.- wyjaśniła z pośpiechem i odeszła szybko nim zdążył otworzyć usta.Wpadła do domu  i od razu popędziła na górę, gdzie zamknęła się w swoim pokoju. Nie zareagowała nawet na pukanie ojca.

 

 

Przez dwa tygodnie chodziła jak w amoku. Uśmiechała się i spotykała z nimi. W duchu cierpiała, patrząc jak całuje się z Ino. Ale przełom miał nastąpić potem.Tego feralnego dnia  spóźniła się na wykłady. Chciała usiąść koło szatyna, ale dostrzegła blondynkę na swoim miejscu. Koło niebieskookiego także, więc usiadła w ostatniej ławie sama i słuchała. Gdy zadzwonił dzwonek chciała wyjść, ale poczuła jak ktoś łapie ją za ramię. Obejrzała się.To był Uchicha.

- Cześć.- przywitała się.

- Musimy porozmawiać.- oznajmił.

- O czym? - zapytała.

-Chodź.- pociągnął. Zmuszona była iść. Poczuła niechętne spojrzenie blondynki.- niedługo wrócę.- rzucił w stronę ukochanej. Zaciągnął ją do parku.

- O co chodzi? - czekała.

- Nie wiem jak ci powiedzieć,ale jutro wyjeżdżam do USA z Ino by tam dalej studiować, a parę dni później dołączy do mnie Naruto z Hinatą.- poczuła jak cały świat się jej wali.

- To dobrze.- wykrztusiła.- cieszę się.- przytuliła go. Naruto wychowywali państwo Uchiha i traktowali go jak własnego syna.

 

 

Patrzyła jak odchodzi. Nie odwrócił się. Śmiał się z jakiegoś żartu jaki mu powiedziała niebieskooka. Nawet nie pomachał.

-Powodzenia. - samotna łza spłynęła na różę , którą dał jej na pożegnanie czarnooki.- Żegnaj ukochany.- dodała, gdy ich samolot odleciał. Kilka dni później Naruto i Hinatę. Uściskała ich i życzyła wszystkiego dobrego. Teraz poczuła, że jest sama. Wracała do swego domu. Miała przynajmniej rodziców pomyślała. Skręcała w swoją ulicę kiedy usłyszała krzyk:

- Dom się pali! - nie wiedząc czemu poczuła jak przeszywa ją zimny dreszcz.Pobiegła. Zamarła widząc swój dom w płomieniach. Przypomniała sobie, że tam byli jej rodzice. Biegła nie bacząc na swoje bezpieczeństwo.

- Stój!- ktoś ją zatrzymał.

- Muszę tam iść! Moi rodzice! - krzyczała zrozpaczona.

- Jest za późno!

- Nie! - wyrwała się.

-Stój!- usłyszała. Ale było za późno. Wbiegła do środka. Piekły ją oczu.Kaszlała.- mamo! tato!- dym otaczał ją. Nie zważała, że na to, że może zginąć. Nagle zawalił się na nią dach. Z płonącego domu można było usłyszeć przeraźliwy krzyk.

 

 

Dwa lata później...

 

Wysiadł z samolotu.

-Nareszcie w domu.- mruknął. Indie jego rodzinny kraj pomimo, że był z pochodzenia Japończykiem to tu się wychował. Po chwili był już na lotnisku. Wziął bagaże. Na zewnątrz czekał na niego ojciec.

-Witaj.- wziął jego torby i wsadził do samochodu. Wsiedli. Po godzinie jazdy byli w jego domu. - Chodź czeka na ciebie cała rodzina.- rzekł.Wszedł.

- Mamo.- przytulił ją. Potem uściskał granatowowłosą i blondyna.  Ale kogoś mu tu brakowało.- gdzie Sakura? - nastąpiła cisza.Popatrzył na nich. -  co się stało z nią? - dodał tonem nieznoszącym sprzeciwu. Wszyscy wyszli oprócz jego matki. Mikoto wstała i podeszła do syna.

- Usiądź.- rzekła łagodnie.- widzisz po waszym wyjeździe Sakura.- wstrzymała oddech.- miała mały wypadek.- rzekła.

- Jaki?

-No cóż. -  zawahała się.- o mało nie spłonęła, ale przeżyła.-dokończyła szybko.- chcieliśmy się nią zająć i wzięliśmy do siebie,lecz twój ojciec...Posprzeczaliśmy się. Gdy poszłam na górę do jej pokoju. Nie było jej. Zniknęła. Szukaliśmy jej, lecz zniknęła.Przepadła jak kamień w wodę.- rzekła smutno.

- Rozumiem.- nie miał do nich pretensji, ale stracił przyjaciółkę.

- A jej rodzice? - spytał się.

- Nie żyją- powiedziała smutno.

- Gdzie leżą? - zapytał.

 

 

Teraz stał i patrzył na grób państwa Haruno. Było mu smutno. Oni byli dla niego jak drudzy rodzice. Mili i kochający się. Położył na ich grobie czerwoną różę. Uwielbiali ten kwiat. Postał chwilę i ruszył do domu.

 

 

Siedział i jadł kolację.

- Pyszne.- odparł.

- Kto zrobił indyjskie jedzenie? - spytał się.

- Nasza nowa gospodyni. -odparł.

- Trzeba jej podziękować.- wstał.

- Lepiej nie.- usłyszał.

- Dlaczego? - zdziwił się.

- Ona stroni od ludzi. Boi się ich.- rzekł.

- Żartujesz? - pokręcił głową. Usiadł z powrotem.

 

 

Zszedł wcześnie na dół. Wszyscy jeszcze spali. Zobaczył wtedy kobiecą sylwetkę odwróconą tyłem i ubraną w czerwone sari. Hałas musiał ją wystraszyć,bo uciekła do kuchni. Nie zdążył się jej przyjrzeć. Mignął mu tylko różowy warkocz. Naruto miał rację pomyślał. Po raz drugi zobaczył ją jak wyciera meble.

- Witaj.- rzucił. Ona pisnęła przestraszona i uciekła. Co z nią? pomyślał. Trzeci raz, gdy wkroczył do kuchni, bo chciał napić się wody. Zobaczył ją jak kroi sprawnie warzywa i wrzuca do garnka. Podszedł do niej cicho na palcach.

- Przepraszam.-widział, że się przestraszyła i uciekła tylnymi drzwiami. I tyle ją widział.- dziwne.- upił łyk wody. Zaczynała go intrygować i irytować.Żadna kobieta jeszcze nie uciekała przed nim ze strachu. Nigdy nie widział jej twarzy. Musi zobaczyć za wszelką cenę.  Dlatego obmyślił plan. Następnego dnia  zakradł się do kuchni i schował się. Gdy do środka weszła ona, wyszedł z kryjówki i zamknął drzwi by nie uciekła.

- Witam.- odezwał się. Dziewczyna ruszyła ku drzwiom, ale były zamknięte. Nie miała drogi ucieczki. Zakryła dłońmi twarz.

- Proszę nie.- wyszeptała. Znieruchomiał. Ten głos już, gdzieś go słyszał. Podszedł do niej. Pochylił się.

-Nic ci nie zrobię. Chcę zobaczyć twoją twarz.- rzekł. Złapał ją za dłonie i opuścił. Dostrzegł zielone tęczówki pełne strachu.Znieruchomiał. Na prawym policzku dostrzegł bliznę. Dotknął lekko je opuszkami palców. - Sakura.- szepnął. Ona żyła. Tylko dlaczego się ukrywa? zastanawiał się. Drgnęła, gdy usłyszała swoje imię. Wyprostował się. - możesz mi wytłumaczyć dlaczego udajesz, że od dwóch lata nie żyjesz? - spytał się.

- To nie tak. Ja wszystko ci wyjaśnię.- wstała i zasłoniła bliznę.- chodź.- dodała. Poszedł za nią. Wyszli do ogrodu.

- Tego samego dnia spłonęli moi rodzice. Na mnie spadł płonący dach, ale przeżyłam dzięki temu, że podłoga zarwała się i wpadłam do piwnicy.Obudziłam się w szpitalu. Tam dowiedziałam się, że moi rodzice nie żyją.- przerwała na moment.- Po tym wydarzeniu wszyscy mi współczuli.Twoi rodzice wzięli mnie do siebie. Ale pewnego dnia w lipcu wróciłam z spotkania. Usłyszałam jak twoi rodzice się kłócą, gdy mnie zobaczyli przerwali ją. Pani Mikoto kazała mi iść do pokoju, lecz nie posłuchałam jej. Twój ojciec wykrzykiwał, że trzyma nieroba pod dachem. Tego samego dnia spakowałam się i zniknęłam. Przeprowadziłam się, gdzie indziej.Ludzie kpili sobie ze mnie. - dotknęła lekko swojej blizny.Rzucali we mnie kamieniami i szydzili. Gdy wracałam z pracy ktoś mnie zaatakował.Zaczęli mnie bić. Przeżyłam, bo ktoś mi pomógł z litości.Wyprowadziłam się i zaczęła stronić od ludzi. Mężczyźni brzydzili się mną. Wróciłam tutaj i pracuję u was.   - zakończyła.

- Zaczekaj.- obróciła się.- jak ci pomóc? - pokręciła głową.

- Mnie już nie można pomóc. I ty i ja zmieniliśmy się. Żyj swoim życiem Itachi, mną się nie przejmuj.- odeszła.

 

 

Cały tydzień zastanawiał się jak pomóc dawnej przyjaciółce, choć jasno dała do zrozumienia, że nie chce. Ona wykonywała swoje obowiązki i cały czas siedziała w kuchni. W niedzielę wieczorem przyszedł do niej.

- Chodź ze mną.- oświadczył. Spojrzała na niego zdziwiona.

- Gdzie? - zapytała się.

- Oj, nie marudź.- złapał ją za rękę i pociągnął.

- Ale muszę umyć naczynia.- zaprotestowała.

-Zrobisz to później.- wcisnął jej ścierkę by wytarła ręce, po czym wybiegli na zewnątrz. Wsiedli do samochodu, choć zielonooka zrobiła to niechętnie. Zatrzymał się przed parkiem i pociągnął ją za sobą.

- Zwolnij. Nie mogę nadążyć.- powiedziała. W końcu dobiegli. Stanęli pod posągiem Śiwy. Popatrzyła zdumiona na posąg boga.

- W dzieciństwie często tu przychodziliśmy i bawiliśmy się wokół niego. Pamiętasz? - spojrzał na nią.

- Tak, ale jaki jest twój cel? - spytała.

-Nie pamiętasz naszej obietnicy? -  kiwnęła głową.- powiedzieliśmy sobie, że nie ważne co się stanie, ale będziemy się przyjaźnić i pomagać nawzajem.- milczała.- więc nie zostawię cię samej.- dodał.Wtedy uśmiechnęła się po raz pierwszy.

 

 

Od tamtej pory zaczęli spędzać ze sobą dużo czasu jak kiedyś. Cieszyło go to, że jest szczęśliwa. Znów się zżyli.Pewnego wieczoru, gdy wracali ze spaceru roześmiani, Uchicha nagle pochylił się i pocałował ją w usta.Dziewczyna zarumieniła się lekko.

- Ja...już pójdę.- uciekła nie pożegnawszy się. Unikała go przez dwa dni, aż do niej przyszedł wieczorem do pokoju. Otworzyła mu.

- Dlaczego mnie unikasz? - zapytał się.

- Nie powinnyśmy twoja żona...-zaczęła.

-Nie mam żony. Ino to przeszłość.- dotknął policzka i pocałował ją.-pragnę cię Sakuro.- zamknął jej usta pocałunkiem.Całował ją namiętnie.Im bardziej pocałunki były zachłanniejsze tym bardziej jej pragnął. Przycisnął ją do swego ciała. Pocałunkami zszedł na jej szyję. Zostawił tam malinkę.Słyszał jej westchnięcia. Jej ręce nadal przeczesywały jego włosy.Zamruczał. Znaczył jej wilgotną skórę pocałunkami, którymi doszedł do jej piersi. Tu się zatrzymał. Przejechał językiem pomiędzy rowkiem jej biustu. Jęknęła. Wziął jedną półkulę i przytulił do swego policzka.Zarumieniła się lekko. Nie spodziewała się czegoś takiego po nim.

-Są takie miękkie i jędrne.- ścisnął lekko. Jęknęła. Bawił się jej sutkiem dopóki nie stwardniał. Po czym pochylił się i wziął do ust.Zaczął go ssać, przygryzając czasem. Drugą ręką robił to to samo z jej drugą piersią. Objęła go. Zamknęła oczy i pojękiwała. Zdjął z siebie czarną koszulę i dżinsy. Teraz różowowłosa mogła napawać wzrok półnagim kochankiem. Położyła dłonie na jego torsie. Przyciągnął ją gwałtownie do siebie. Jej sutki stwardniały, gdy zderzyły się o jego klatę , a Itachi zamruczał. Jeździła dłońmi badając każdy mięsień jego torsu. Nie czuła ani grama tłuszczu. Musnął  jej usta swoimi wargami.Pogłębiła pocałunek. Całował jej brzuch. Dotarł do jej kwiatu. Jęknęła głośno i odchyliła się do tyłu, gdy ją tam dotknął. Ściągnął z siebie spodnie.Został w samych bokserkach. Pochylił się. Pieścił jej kobiecość językiem. Ona jęczała tylko.

- Itachi.- szepnęła. Oderwał się od niej. Zrzucił ostatnią część garderoby. Teraz mogła obejrzeć go całego.Jej wzrok zatrzymał się jego członku, który był ogromny.

- O jej.- wymsknęło się z jej ust. Podniosła się i dotknęła go.  Uchicha rozszerzył oczy i jęknął. Zabrała szybko rękę.

- Boli? - pokręcił głową.

-Nie.To sprawia mi przyjemność.- dotknęła znów. Był twardy i pulsujący.Zauważyła, że wraz z jej dotykiem powiększa się. Słyszała jęki kochanka. Musiało mu być dobrze. Chciała mu dać taką samą rozkosz jaką dał jej.

- Sakura...- spojrzała na niego. Jego wzrok był zamglony. Chciał to już zrobić. Bała się. I to bardzo.

-Nie  bój się.- szepnął i rozszerzył jej nogi.- za pierwszym razem poczujesz ból, ale postaram się być delikatny. Obiecuję.- pokiwała głową na znak zgody. Zagłębił się w jej wnętrzu. Natrafił na przeszkodę. Popatrzył na nią. Jednym ruchem przebił się. Zamknęła oczy.Poczuła ból. Z jej oczu poleciały łzy. Scałował je. Pieścił jej piersi.Chciał zmniejszyć ból.Słyszał jej jęki. Poruszył się. Westchnięcie.Przyciągnął ją bliżej siebie i wszedł w nią głębiej. Przyspieszył. Jego ruchy stały się zdecydowane i mocne. Dziewczyna jęczała co chwila.Czuł, że niedługo dojdzie. Zakończył to jednym ruchem. Z gardeł obojga kochanków wydobył się jęk. Nie chciał z niej wychodzić. Było mu tak dobrze, ale musiał.Wysunął się. Haruno pisnęła cicho. Położył się obok.  Przykrył ich kołdrą i przytulił do siebie zasypiającą zielonooką. Oboje zasnęli wtuleni w siebie.

 

 

Gdy się obudziła. Jego już nie było.Uświadomiła sobie, że kocha go nadal.  Westchnęła. Nigdy nie przestała.Była szczęśliwa. Wstała i pobiegła robić śniadanie. Zbliżyli się do siebie i to bardzo. Sakura otworzyła na nowo dla niego serce. Mijały dni. W końcu nadszedł znowu ten dzień. Dziś ją kupił. Obracał w palcach czerwoną różę. Teraz wiedział, że on był tym mężczyzną, na którego czekała w tamten dzień dwa lata temu. Kochał ją. Chciał ją dać swej ukochanej, ale wahał się. Lecz zabrał się na odwagę w końcu i wmaszerował do kuchni.

- Sakura.- odwróciła się i zamarła, widząc czerwoną różę. - to dla ciebie.- dwa lata temu tak wyobrażała sobie ten moment, który nadszedł. Wyciągnęła rękę po różę i wzięła ją. Popatrzyła na kalendarz, na którym czerwonymi literami widniał napis:

Dzień Róży

- Kocham cię.- wyciągnął pierścionek i uklęknął. - wyjdziesz za mnie.- pokiwała głową. Włożył jej na palec pierścionek. Pocałowali się. Dzień Róży,który przyniósł jej na początku cierpienie zrehabilitował się i oddał ej straconą miłość. Róża to coś więcej  niż miłość. To symbol wiecznej miłości, która kwitnie w naszych sercach wiecznie.

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jajeczko.pev.pl