[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Heidi Betts
Atrakcyjny kawaler
3
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Shannon Moriarty zerknęła na kartkę, którą trzyma­
ła w dłoni, i znów na numer budynku. Dobrze trafiła.
I miała dokładnie trzy minuty, by dotrzeć na osiem­
naste piętro na spotkanie z szanownym Burkiem Elli-
sonem Bishopem, jednym z najbardziej rozchwytywa­
nych kawalerów w Chicago.
Skinąwszy uprzejmie głową, odźwierny wpuścił ją
do gmachu Bishop Heights i wskazał rząd wind, który­
mi mogła wjechać do biura pana Bishopa. Nie zamie­
rzała dać się onieśmielić złoceniom i marmurom ele­
ganckiego holu. Zarzuciła na ramię skórzany plecaczek
i wkroczyła do jednej z kabin.
Tylko spokojnie. Przeszłaś niejedną taką rozmowę
w poszukiwaniu pracy, przykazała sobie w myślach. Ni­
gdy jednak nie starała się o taką posadę.
Drzwi windy rozsunęły się na osiemnastym piętrze,
ukazując hol wysłany łososiowym chodnikiem, maho­
niową ladę recepcji i olbrzymi napis złoconymi litera­
mi: „Bishop Industries, Incorporated". Wzięła głęboki
Heidi Betts
oddech i podeszła do sekretarki, której uśmiech stop­
niem promienności nieco przewyższał poziom .optymi­
zmu Shannon.
- Czym mogę służyć? - spytała radosnym tonem.
- Nazywam się Shannon Moriarty. Jestem umówiona
na drugą z panem Bishopem.
Atrakcyjna brunetka w średnim wieku natychmiast
kiwnęła głową potwierdzająco.
- Pan Bishop czeka na panią. Proszę za mną.
Nie miała ani chwili na przygotowanie się - przy­
pudrowanie nosa czy przyczesanie rozwianych wiatrem
włosów. Nagle poczuła zdenerwowanie i chętnie sko­
rzystałaby z toalety, lecz energiczna sekretarka już ru­
szyła długim, wyłożonym mahoniowymi panelami ko­
rytarzem do obszernego gabinetu Bishopa.
Po przekroczeniu progu Shannon zamieniła się w
słup soli. Bała się zrobić choćby krok ze strachu, by cze­
goś nie zniszczyć. Posadzka z czarnego marmuru lśniła
jak dno głębokiego kanionu w świetle księżyca. Każdy
gość musiał odnosić wrażenie, że będzie sunął w po­
wietrzu nad przepaścią. Jedną ze ścian zajmował po­
tężny przeszklony kredens, pełen różnokształtnych ka­
rafek wypełnionych likierem o barwie jesiennych liści.
Przy drugiej ścianie stał szklany stolik do kawy i czarne
skórzane fotele.
Marmuru, chromu i szkła zużytego do urządzenia
Atrakcyjny kawaler
tego wnętrza wystarczyłoby na remont Kaplicy Syks-
tyńskiej. Biurko gospodarza również było ze szkła.
Uwagę Shannon przykuło wysokie oparcie skórza­
nego fotela obracające się lekko w obie strony, jak gdy­
by ktoś siedzący do niej tyłem rytmicznie się poruszał,
rozmawiając jednocześnie przez telefon. Ten ktoś bawił
się sznurem aparatu, to zawijając go wokół palca wska­
zującego, to znów odwijając.
O Boże! Burkę Bishop we własnej osobie. Najbogat­
szy człowiek w stanie Illinois, a może i w całej Amery­
ce. Mężczyzna, na którego polują wszystkie niezamęż­
ne kobiety ze śmietanki towarzyskiej Chicago, a także
kilka kobiet stanu niecałkiem wolnego, lecz ignorują­
cych ten banalny fakt.
Zanim Shannon rzuciła się w panice do ucieczki,
a zaczęła rozważać taką opcję, Burkę Bishop odłożył
słuchawkę i obrócił się z fotelem przodem do biurka.
Szare oczy zmierzyły ją od stóp do głów.
Shannon zaczerwieniła się po uszy, a serce zatrzepota­
ło jej w piersi jak spłoszony ptak. Liczne fotografie, które
oglądała w prasie, nie oddawały nadzwyczajnej atrakcyj­
ności Bishopa. Miał czarne, krótko przycięte włosy, z któ­
rych tylko jeden niesforny kosmyk sterczał nad czołem.
Elegancki garnitur od Armaniego koloru węgla drzewne­
go leżał na nim jak ulał. Całości obrazu dopełniał dosko­
nale dobrany, wielobarwny jedwabny krawat.
Heidi Betts
- Proszę usiąść, panno Moriarty.
Brzmienie niskiego, ciepłego, budzącego zaufanie
głosu sprawiło, że pod Shannon ugięfy się kolana. Osu­
nęła się na jeden z chromowanych czarnych foteli przed
biurkiem, a plecak położyła na podłodze.
- Cieszę się, że panią widzę. - Otworzył gruby skoro­
szyt leżący na blacie i przekartkował zawartość. - Po­
zwoli pani, że powrócę do kilku szczegółowych kwestii,
które omawiała pani na spotkaniu z moimi lekarzami
i radcami prawnymi.
Przełknęła ślinę. Podczas pamiętnej długiej roz­
mowy musiała odpowiedzieć na setki pytań. Spodzie­
wała się, że spotkanie z Bishopem będzie wyglądać
podobnie, więc skinieniem głowy wyraziła akcepta­
cję.
- Ma pani dwadzieścia sześć lat.
- Zgadza się - odpowiedziała, chociaż słowa biznes
mena były stwierdzeniem, nie pytaniem.
-Absolwentka liceum, obecnie studentka uniwer
sytetu Northeastern Illinois na kierunku pedagogika
wczesnodziecięca.
- Tak.
- Wzorowe wyniki badań lekarskich. Żadnych cho
rób, oprócz typowych dolegliwości dziecięcych.
-Tak.
Najwyraźniej zadowolony z odpowiedzi odłożył skc
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jajeczko.pev.pl