[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Linda Conrad
Magiczne zwierciadło
czytelniczka
PROLOG
- Weź je - powiedziała stara Cyganka, Passionata Chagari.
- To lusterko miało być właśnie dla ciebie.
Przymrużyła oczy, obserwując, jak Tyson Steele ogląda się
przez ramię, czy ktoś nie stoi za nim na opustoszałym Ryn
ku Francuskim. Zachichotała, gdy młody spadkobierca rodu
Steele'ów dał za wygraną. Wiedziała, że znalazł ją w jej kącie
dlatego, że godzinę wcześniej spotkał się ze swym kuzynem
Nicolasem Scoville'em, któremu podarowała w tym samym
miejscu pewną starą księgę. Młodego Teksańczyka przygna
ła tu, w pogodny wieczór nowoorleański, ciekawość, choć
może nie tylko to.
Tak czy owak, bardzo dobrze, że przyszedł, bo i wobec
niego ród Chagarich miał pewien stary dług.
Tyson wzruszył ramionami.
- Niczego od ciebie nie wezmę, póki się nie dowiem, o co
tu tak naprawdę chodzi.
- Ależ o nic - wzruszyła ramionami Cyganka. - Zwracam
ci tylko to, co ci się należało w spadku.
- W jakim spadku? - uniósł brwi. - O czym ty, kobieto,
mówisz? Nie jestem dziś w nastroju do żartów.
Przez usta Cyganki przemknął cień uśmiechu.
czytelniczka
- Wiem, że nie jesteś w nastroju, młody człowieku... Już
choćby dlatego, że wiele godzin spędziłeś na pogrzebie swej
ciotecznej babki Lucylli. I wiem również, że nie zostałeś na
leżycie uwzględniony w jej testamencie.
- A co to ma do rzeczy? - skrzywił się Tyson. - Ona już
dawno ofiarowała mi wszystko, czego naprawdę potrzebo
wałem. I za co nigdy jej się nie wypłacę, choćbym żył tysiąc
razy.
- Ale tu właściwie nie chodzi o dar Lucylli Steele... - za
oponowała Passionata. - Lusterko należało do pewnego kró
la cygańskiego. Chociaż to właśnie dzięki babce on się tobą
zainteresował. Sam był jej dłużnikiem. Ale to dość skompli
kowana historia.
- Słucham? - Tyson zamrugał oczami, pakując ręce do kie
szeni, aby nie wziąć cacka, które usiłowała mu wcisnąć stara.
- Co znów za historia, jaki król cygański? To są wszystko ja
kieś brednie... Czy my jesteśmy w ukrytej kamerze?
Cyganka zaśmiała się.
- Zapewniam cię, że nie. A król cygański był po prostu
moim ojcem. Nazywał się Karl Chagari. Na co dzień był mi
strzem kotlarskim i po trosze magikiem... Dawno już od
szedł do krainy przodków - zniżyła głos. - Tak jak twoja
babka Lucylla. Ja ojcu obiecałam, kiedy umierał, że pospła¬
cam wszystkie jego długi.
Tyson zerknął na staroświecki przedmiot w rękach Cy
ganki. Ciekawe, komu to ukradła, pomyślał.
- Długi, mówisz... Nie znam wszystkich dłużników bab
ci Lucylli. W każdym razie to lusterko... Nie, nie, to nie ma
sensu - rozejrzał się. - Ja przeszedłem tutaj tylko dlatego, że
czytelniczka
mój kuzyn Nick naopowiadał mi o tobie różnych dziwnych
rzeczy.
-Weź to zwierciadełko - syknęła Cyganka, wykonując
niecierpliwy gest. - Ono jest magiczne, a po drugie - jest
po prostu twoje. Spełni najskrytsze pragnienia twego serca,
zobaczysz.
Tyson wykrzywił usta.
- Chcesz, żebym wierzył w jakieś cuda? - Wzruszył ra
mionami. - Zresztą moje pragnienia są raczej prozaiczne.
W tej chwili, jeśli musisz wiedzieć, szukam kogoś, kto zajął
by się w mojej fundacji dobroczynnej pozyskiwaniem środ
ków. .. Ale w tym chyba mi lusterko nie pomoże?
Passionata wiedziała o tym kłopocie Tysona. Wiedzia
ła, jak trudno mu znaleźć kogoś, kto zechciałby się zaszyć
w małej prowincjonalnej mieścinie na południu Teksasu,
gdzie młody Steele działał.
- Weź to lusterko - powtórzyła. - Myślę, że i w tej sprawie
się nie zawiedziesz.
Tyson zawahał się.
Ostatecznie co szkodzi przynajmniej obejrzeć tę zabaw
kę bliżej?... Zdaje się, że miała metalową oprawę, z girlandą
listków ozdabiającą boki.
Wyciągnął rękę.
Cyganka położyła mu na dłoni lusterko grzbietem do góry.
W błysku latarni Tyson ze zdziwieniem dostrzegł wygra
werowane na oprawce własne nazwisko.
- Co u licha... - zamruczał.
- Widzisz? Mówiłam ci, że należy do ciebie. „Tyson Steele",
tak tu jest napisane.
czytelniczka
Odwrócił lusterko. I ściągnął brwi. Spojrzał pytająco na
Cygankę.
- Tu się nic nie odbija - powiedział. - To przecież nie lu
sterko, a zwykły kawałek szkła! Nic nie rozumiem.
- Z czasem zrozumiesz - uśmiechnęła się. - To zwiercia¬
dełko odbija los, a nie po prostu twarze. Na twój los przyj
dzie jeszcze pora.
Passionata skorzystała z tego, że Tyson Steele skupił się na
oglądaniu prezentu i usunęła się z pola jego widzenia.
Kiedy podniósł głowę, by dalej ją o coś pytać, spostrzegł,
że jest już sam.
- Gdzie ona znikła - zamruczał. - Niebywałe... W ogó
le dziwny dzień... Najpierw pogrzeb biednej babci, potem
ten Nick, od którego prawie nic się nie udało wyciągnąć, da
lej kłopot z asystentem, a teraz kłopot z tym bzdurnym lu
sterkiem.
Passionata uśmiechnęła się, obserwując Tysona w swej
kryształowej kuli.
- Kłopot minie - szepnęła. -. Wszystko z czasem ci się roz
jaśni, o ile przyjmiesz dar widzenia i użyjesz swoich włas
nych czarów, młody człowieku.
czytelniczka
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl jajeczko.pev.pl
Linda Conrad
Magiczne zwierciadło
czytelniczka
PROLOG
- Weź je - powiedziała stara Cyganka, Passionata Chagari.
- To lusterko miało być właśnie dla ciebie.
Przymrużyła oczy, obserwując, jak Tyson Steele ogląda się
przez ramię, czy ktoś nie stoi za nim na opustoszałym Ryn
ku Francuskim. Zachichotała, gdy młody spadkobierca rodu
Steele'ów dał za wygraną. Wiedziała, że znalazł ją w jej kącie
dlatego, że godzinę wcześniej spotkał się ze swym kuzynem
Nicolasem Scoville'em, któremu podarowała w tym samym
miejscu pewną starą księgę. Młodego Teksańczyka przygna
ła tu, w pogodny wieczór nowoorleański, ciekawość, choć
może nie tylko to.
Tak czy owak, bardzo dobrze, że przyszedł, bo i wobec
niego ród Chagarich miał pewien stary dług.
Tyson wzruszył ramionami.
- Niczego od ciebie nie wezmę, póki się nie dowiem, o co
tu tak naprawdę chodzi.
- Ależ o nic - wzruszyła ramionami Cyganka. - Zwracam
ci tylko to, co ci się należało w spadku.
- W jakim spadku? - uniósł brwi. - O czym ty, kobieto,
mówisz? Nie jestem dziś w nastroju do żartów.
Przez usta Cyganki przemknął cień uśmiechu.
czytelniczka
- Wiem, że nie jesteś w nastroju, młody człowieku... Już
choćby dlatego, że wiele godzin spędziłeś na pogrzebie swej
ciotecznej babki Lucylli. I wiem również, że nie zostałeś na
leżycie uwzględniony w jej testamencie.
- A co to ma do rzeczy? - skrzywił się Tyson. - Ona już
dawno ofiarowała mi wszystko, czego naprawdę potrzebo
wałem. I za co nigdy jej się nie wypłacę, choćbym żył tysiąc
razy.
- Ale tu właściwie nie chodzi o dar Lucylli Steele... - za
oponowała Passionata. - Lusterko należało do pewnego kró
la cygańskiego. Chociaż to właśnie dzięki babce on się tobą
zainteresował. Sam był jej dłużnikiem. Ale to dość skompli
kowana historia.
- Słucham? - Tyson zamrugał oczami, pakując ręce do kie
szeni, aby nie wziąć cacka, które usiłowała mu wcisnąć stara.
- Co znów za historia, jaki król cygański? To są wszystko ja
kieś brednie... Czy my jesteśmy w ukrytej kamerze?
Cyganka zaśmiała się.
- Zapewniam cię, że nie. A król cygański był po prostu
moim ojcem. Nazywał się Karl Chagari. Na co dzień był mi
strzem kotlarskim i po trosze magikiem... Dawno już od
szedł do krainy przodków - zniżyła głos. - Tak jak twoja
babka Lucylla. Ja ojcu obiecałam, kiedy umierał, że pospła¬
cam wszystkie jego długi.
Tyson zerknął na staroświecki przedmiot w rękach Cy
ganki. Ciekawe, komu to ukradła, pomyślał.
- Długi, mówisz... Nie znam wszystkich dłużników bab
ci Lucylli. W każdym razie to lusterko... Nie, nie, to nie ma
sensu - rozejrzał się. - Ja przeszedłem tutaj tylko dlatego, że
czytelniczka
mój kuzyn Nick naopowiadał mi o tobie różnych dziwnych
rzeczy.
-Weź to zwierciadełko - syknęła Cyganka, wykonując
niecierpliwy gest. - Ono jest magiczne, a po drugie - jest
po prostu twoje. Spełni najskrytsze pragnienia twego serca,
zobaczysz.
Tyson wykrzywił usta.
- Chcesz, żebym wierzył w jakieś cuda? - Wzruszył ra
mionami. - Zresztą moje pragnienia są raczej prozaiczne.
W tej chwili, jeśli musisz wiedzieć, szukam kogoś, kto zajął
by się w mojej fundacji dobroczynnej pozyskiwaniem środ
ków. .. Ale w tym chyba mi lusterko nie pomoże?
Passionata wiedziała o tym kłopocie Tysona. Wiedzia
ła, jak trudno mu znaleźć kogoś, kto zechciałby się zaszyć
w małej prowincjonalnej mieścinie na południu Teksasu,
gdzie młody Steele działał.
- Weź to lusterko - powtórzyła. - Myślę, że i w tej sprawie
się nie zawiedziesz.
Tyson zawahał się.
Ostatecznie co szkodzi przynajmniej obejrzeć tę zabaw
kę bliżej?... Zdaje się, że miała metalową oprawę, z girlandą
listków ozdabiającą boki.
Wyciągnął rękę.
Cyganka położyła mu na dłoni lusterko grzbietem do góry.
W błysku latarni Tyson ze zdziwieniem dostrzegł wygra
werowane na oprawce własne nazwisko.
- Co u licha... - zamruczał.
- Widzisz? Mówiłam ci, że należy do ciebie. „Tyson Steele",
tak tu jest napisane.
czytelniczka
Odwrócił lusterko. I ściągnął brwi. Spojrzał pytająco na
Cygankę.
- Tu się nic nie odbija - powiedział. - To przecież nie lu
sterko, a zwykły kawałek szkła! Nic nie rozumiem.
- Z czasem zrozumiesz - uśmiechnęła się. - To zwiercia¬
dełko odbija los, a nie po prostu twarze. Na twój los przyj
dzie jeszcze pora.
Passionata skorzystała z tego, że Tyson Steele skupił się na
oglądaniu prezentu i usunęła się z pola jego widzenia.
Kiedy podniósł głowę, by dalej ją o coś pytać, spostrzegł,
że jest już sam.
- Gdzie ona znikła - zamruczał. - Niebywałe... W ogó
le dziwny dzień... Najpierw pogrzeb biednej babci, potem
ten Nick, od którego prawie nic się nie udało wyciągnąć, da
lej kłopot z asystentem, a teraz kłopot z tym bzdurnym lu
sterkiem.
Passionata uśmiechnęła się, obserwując Tysona w swej
kryształowej kuli.
- Kłopot minie - szepnęła. -. Wszystko z czasem ci się roz
jaśni, o ile przyjmiesz dar widzenia i użyjesz swoich włas
nych czarów, młody człowieku.
czytelniczka
[ Pobierz całość w formacie PDF ]