[ Pobierz całość w formacie PDF ]
//-->Świat, który znali błękitnokrwiści, runął.Jack i Schuyler zostali połączeni nierozerwalną więzią. Ale niedługo po pamiętnej ceremonii weWłoszech los skazuje ich na rozstanie.By wypełnić ostatnią wolę Lawrence’a Van Alena, Schuyler musiuda się do Aleksandrii i odnaleźć mityczne Wrota – ostatniąnadzieję błękitnokrwistych. Potomkini aniołów szybko odkrywa, żeto, czego dotąd dowiedziała się o celu swej podróży, jest perfidnym kłamstwem. W tym samymczasie Jack powraca do Nowego Jorku,by stanąć twarzą w twarz z Mimi. Jednak jego bliźniaczka opuściła Stany i Jack, któryprzygotował się do gorzkiego pojednania zsiostrą, zostaje postawiony w sytuacji, z której nie ma dobregowyjścia.A Mimi? Mimi w towarzystwie Olivera ruszyła do Egiptu, byratować Kingleya Martina. Zdeterminowana i uparta, dziewczynanie chce przyjąć do wiadomości, że nie każda miłosna opowieśćkończy się happy endem.Mojej rodzinieI tried to say „I miss you tonight".And they claim you've already died.- Stellastarr, Lost in TimeCo, na Boga, możesz zrobić? (...)Jedynie chwycić się czegokolwiek Obiema rękamiI trzymać aż do obtarcia palcówTennessee Williams,Orpheus Descending(tłumaczenie fragmentu Małgorzata Żbikowska)NIGDY NIE MÓW DO WIDZENIAFlorencja, grudzieńSchuyler przez całą noc nie zmrużyła oka. Leżała, wpatrując sięw skrzyżowane belki na suficie lub widoczną za oknem katedręDuomo, której kopuła mieniła się różowo-złotym blaskiemwstającego dnia. Na podłodze leżała garderoba - jej jedwabnasuknia i czarny smoking Jacka. Wieczorem, po czułych poże-gnaniach z gośćmi, uściskach i stukaniu obrączkami na szczę-ście, wrócili brukowanymi uliczkami do siebie, upojeni szczę-ściem i spotkaniem z przyjaciółmi. Czuli się jednocześnie pełnienergii i zmęczeni ślubnymi uroczystościami.O świcie Schuyler wsunęła Jackowi rękę pod ramię. Odwróciłsię i przytulił ją mocno, opierając brodę o jej czoło i splatając jej nogi ze swoimi. Położyła mu dłońna piersi i czując miarowebicie jego serca, zastanawiała się, kiedy znowu będą mogli takleżeć.- Czas na mnie - powiedział Jack zaspanym głosem, po czymprzyciągnął ją do siebie, muskając oddechem jej ucho. - Niechcę, ale muszę - dodał przepraszającym tonem.- Wiem - mruknęła. Obiecała, że będzie silna i wytrwa w po-stanowieniu, nie zrobi zawodu Jackowi. Pragnęła jednak, żebyjutro nigdy nie nadeszło i żeby noc trwała dłużej. - Jeszcze nieteraz. Spójrz, jeszcze ranek nie tak bliski. Słowik to, a nie skow-ronek się zrywa - wyszeptała, czując się jak Julia, senna i rozko-chana, która prosi Romea, żeby nie odchodził, a jednocześnieboi się, co przyniesie przyszłość. Starała uchwycić się czegoścennego i delikatnego, jakby noc mogła ochronić ich miłośćprzed nadciągającym przeznaczeniem i rozstaniem.Poczuła, że Jack się uśmiecha, słysząc dobrze znaną strofę zSzekspira. Musnęła palcami jego wargi, a on wsunął się na nią istali się jednością. Przytrzymał jej ręce nad głową, zacisnął dło-nie na nadgarstkach i dotknął wargami szyi. Zadrżała, gdy jegokły przebiły skórę. Przywarła mocniej do Jacka, wsuwając palcew miękkie jak u dziecka włosy, gdy pił życiodajną krew.Potem oparł jasną głowę na jej ramieniu, a ona mocno go objęła.Do pokoju wlewało się światło dnia. Noc minęła i nadszedł czasrozstania. Jack delikatnie wysunął się z jej objęć i pocałowałniezabliźnioną jeszcze ranę na szyi.Patrzyła, jak się ubiera, podała mu buty i sweter.- Będzie zimno. Potrzebna ci nowa kurtka - powiedziała,czyszcząc z kurzu czarny płaszcz przeciwdeszczowy.- Znajdę jakąś po powrocie do Nowego Jorku - odpowiedział. -Hej - dodał, widząc smutek na jej twarzy. - Nic mi nie będzie.Żyję całą wieczność i zamierzam żyć dalej. - Uśmiechnął sięlekko.Kiwnęła głową. Ucisk w gardle tamował jej oddech, ale niechciała, żeby tak ją zapamiętał. Podała mu plecak.- Paszport włożyłam ci do przedniej kieszeni - oznajmiła, silącsię na swobodny ton. Podobała jej się rola żony, towarzyszkiżycia i pomocnicy.Jack kiwnął głową w podzięce, spakował resztę książek, zapiąłsuwak i zarzucił plecak na ramię, unikając wzroku Schuyler.Chciała zapamiętać Jacka właśnie takiego: skąpanego w złotymblasku poranka pięknego młodzieńca. Platynowe włosy miałlekko zmierzwione, a w jasnozielonych oczach błyszczaładeterminacja.-Jack... - Głos jej się załamał. Opanowała się jednak, nie chcąc,by ich pożegnanie przepełniał smutek. - Do zobaczenia - rzuciłalekkim tonem.Ścisnął jej rękę i zniknął. Została sama.Złożyła suknię ślubną i schowała ją do walizki. Była gotowa dodrogi, ale nagle uświadomiła sobie to, czego Jack nie chciałprzyjąć do wiadomości. Nie obawiał się stawić czołaprzeznaczeniu, po prostu się z nim godził. Nie będzie walczył zMimi, raczej pozwoli się zabić. Zrozumiała, co on zamierza [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jajeczko.pev.pl