Prolog
Mała dziewczyna siedziała na macie. Ubrana w niebieskie kimono. Bała się. Właśnie dobijano ceny w pokoju obok. Słyszała ich głosy, ale nic z tego nie rozumiała. Nagle shoji* odsunęły się. Do środka weszła kobieta ubrana w piękne jasnoróżowe kimono z czerwonymi kwiatami na nim. Przepasanym niebieskim paskiem obi. Blond włosy kobiety były spięte. We fryzurze miała wpiętą spinkę z motywem lili. Brązowe oczy kobiety patrzyły na nią uważnie. Jaka ładna pani pomyślała.
- Wstań dziecko.- powiedziała. Zielonooka wstała. - Obróć się. - różowowłosa posłusznie wykonała jej polecenie. Obejrzała ją ze wszystkich stron.
- Doskonale.- pokiwała głową. - Jak masz na imię? - spytała się małej.
- Sakura Haruno. - odparła.
- Pasuje do ciebie.- stwierdziła. - Chodź ze mną. - dodała. Otworzyła shoji i wyszła na zewnątrz. Sakura posłusznie ruszyła za dostojnie idącą panią. Jej życie miało się od tego momentu zmienić.
Krew. Wszędzie. Na ubraniu, rękach. Chłopczyk wpatrywał się w nią z przerażeniem. Nie mógł dobudzić rodziców, których bezwładne ciała skąpane w morzu krwi leżały obok siebie. I nigdy nie miały. Łzy popłynęły mu z oczu. Czarne włosy i oczy. Na murze znak klanu Uchiha splamiony krwią. On jedyny ocalał. Nie mogąc znieść tego widoku wybiegł z domu. Został sam. Biegł ile miał sił w swych krótkich nóżkach. W końcu zmęczony upadł. I zapłakał.
- No, no..Co my tu mamy? - usłyszał głos. Podniósł głowę. Ujrzał wysokiego mężczyznę o czarnych oczach i takich samych koloru włosach. Patrzył na niego. Pomógł mu wstać.
- Jesteś z klanu Uchiha? - zapytał. Pokiwał głową. Dopiero wtedy spostrzegł, że dziecko całe jest we krwi. Nie skomentował tego.
- Już się stało. - mruknął. - Jak masz na imię? - zabrzmiał jego głos.
- Sasuke.- rzekł.
- A więc Sasuke. Od tej pory należysz do mnie. - powiedział. - Idziemy. - wstał i ruszył. Czarnooki pobiegł za nim zostawiając za sobą przeszłość. Ale obejrzał się ostatni raz rzucając tęsknie na swój dom, rodzinę. To wszystko co stracił w ciągu nocy. Jedyna łza spłynęła mu po policzku, lecz szybko ją starł.
Księga 1
Dziś jej debiut. Przez sześć lat była maiko. Nim nadszedł jej debiut przez dwa tygodnie nosiła na głowie fryzurę zwaną sakko. Teraz jej włosy były związane w węzeł, w które wpięta była hana kanzashi, czyli kwiatowa ozdoba do włosów. Tym kwiatem była sakura - kwiat wiśni. Delikatny jak ona. Ubrana w zielone kimono z wzorem gałązki wiśni z kwitnącymi kwiatami z długimi rękawami przepasanym czerwonym paskiem obi związanym z przodu. Na nogach miała okobo - klapki na 15-20 centymetrowym koturnie. Całość dopełniał lekki makijaż. Usta miała pomalowane karmazynowym barwnikiem( nie wiem czym wtedy się malowały) ale tak by kształtem przypominały pączek róży. Oczy obrysowane czernią. Na policzki nałożyła trochę różu, choć tylko młodsze maiko to robią. Szyi i twarzy nie pobieliła, gdyż Tsunade tego nie uznawała. Uważała, że cera jej "dziewczynek" jest świeższa i lepiej wygląda. Nie mogła uwierzyć, że to ona. Obróciła się dookoła by się obejrzeć. Wyglądała inaczej niż zwykle. Dziś był ten dzień. Ktoś się zbliżał. Stała i nasłuchiwała. Ten ktoś był coraz bliżej.
- Sakura już czas.- usłyszała kobiecy głos zza shoji.
- Już idę. - powiedziała. Kroki oddaliły się. Nie masz co się bać. - mruknęła do siebie. Odsunęła shoji i wyszła. Poczuła zapach kwiatów wiśni. To była ta pora roku, gdy wiśnia kwitła. Lubiła to. Pokrzepiona ruszyła. Gdy tak szła przypomniała sobie czego uczyła się by stać się geishą. Uczyła się sztuki konwersacji, tańca, śpiewu i gry na różnych instrumentach japońskich. Najlepiej radziła sobie na shamisenie - trzystrunowym instrumencie szarpanym. Codzienne wieczorem zasiadała w swoim pokoju i grała. Uwielbiała to. W końcu stanęła przed celem. Wzięła głęboki oddech. Czas pokazać czego się nauczyłam pomyślała i stanowczym ruchem odsunęła drzwi.
Błąkał się po mieście. Przybył tu w konkretnym celu. Mijał wiele domów rozkoszy, z których głowę wystawiała yuji.
- Chodź młodzieńcze. Może chcesz się zabawić? - pytała się. On je ignorował je. Tak był prawie z każdym mijanym domem rozkoszy. Budził zainteresowanie swoją urodą. Podobał im się. Nic dziwnego. Czarne włosy i oczy, w których nie można było dostrzec żadnego uczucia. Na sobie miał czarne, szerokie spodnie zwana hakama. Na to granatowe kimono. Przy boku daito - japoński miecz. Na nogach białe skarpetki o dwóch palach tabi i sandały geta. Wyglądał w tym przystojnie. Stanął. Przypomniał sobie adres. Podszedł i spytał przechodzącego mężczyznę. Ten wskazał mu drogę. Nie podziękowawszy ruszył w danym kierunku. Po kilku minutach znalazł się przy dużym domu. Raczej pałacu. Zapukał do bramy. Wyszedł strażnik.
- Przyszedłem do Tsunade.- oznajmił. Ten pokiwał głową. I kazał iść za sobą. W końcu stanęli przed shoji. Otworzył je. Przybysz zmrużył oczy. Wszedł do środka i usiadł. Tu miał na nią poczekać.
*
Siedziała na macie obok jej uczennica Sakura. Właśnie rozmawiały.
- Nie bój się. Musisz być tylko spokojna i wykonywać usługi klienta.- tłumaczyła jej.
- Dobrze. - odparła, choć była zdenerwowana. Nagle shoji odsunęły się. Do środka zajrzał strażnik. Był to mężczyzna o czarnych, sterczących włosach i tego samego koloru oczach.
- Kotetsu o co chodzi? - spytała się blondynka przenosząc na niego swoje tęczówki.
- Ktoś do pani przyszedł.- oświadczył. - Czeka w części prywatnej. - zmarszczyła brwi. Spoważniała. Do takich pomieszczeń wprowadzali tylko kogoś to nie przyszedł tutaj "szukając towarzystwa". Brązowooka wstała. Poprawiła kimono.
- Poczekaj tu.- zwróciła się do dziewczyny i dostojnym krokiem jak na gejszę przystało ruszyła w stronę drzwi, które po chwili zasunęły się za nią.
Zdziwionym wzrokiem popatrzyła w stronę shoji, za którymi zniknęła jej mentorka. Była ciekawa o co chodzi, ale Tsunade nigdy jej nic nie mówiła. Gdy czasem pytała o to. Odpowiadała jej:
- Nie powinnaś się tym interesować. Nie chcę cię w to wmieszać. - odparła łagodnie.- Zagraj mi coś. - szybko zaraz potem zmieniała temat.
Powoli, krok po kroku stąpała po napastowanej do błysku podłodze. Szła w samych tabi. W końcu znalazła się przed shoji. Odsunęła je i weszła. Dostrzegła młodego mężczyznę. To musi być on pomyślała. Podeszła i usiadła wygodnie na macie.
- Wyrosłeś. - odezwała się. - Ile to już lat? - dodała. - A pamiętam. To już 14 lat. - odpowiedziała sama sobie.- Co u Orochimaru? - spytała patrząc na niego.
- Właśnie od niego wracam. Jest chory. Potrzebuje twojej pomocy. - powiedział.
- Prosił o to? - zapytała się.
- Nie, ale z dnia na dzień jest coraz gorzej. Jedź do niego.- rzekł.
- Jak on. W ogóle nie prosisz tylko rozkazujesz. Pojadę. - westchnęła.- Jak chcesz mogę ci dać...- nie dokończyła, gdyż jej przerwał.
- Dziękuję, ale nie. - odmówił stanowczo.
- Skoro nie. Masz gdzie przenocować? - padło z jej ust. Milczenie.- Czyli nie. Możesz u nas zostać na jedną noc.- oświadczyła wstając. Po czym wyszła.
Noc. gwiazdy lśnią na niebo. Domownicy pałacu już spali oprócz gościa, który wpatrywał się w niebo. Przed chwilą się przebudził. Ostatnio dość często mu się to zdarzało. Jutro z rana wyruszał do Suny. Już wstawał by powrócić do środka, gdy do jego uszu doszła piękna melodia. Postanowił sprawdzić skąd ona dochodzi. Ruszył za muzyką. Był coraz bliżej. Skręcił. I wtedy znalazł źródło tego dźwięku. Była nią dziewczyna. Ubrana w kimono do spania. Włosy miała rozpuszczone sięgające do pasa, którymi bawił się wiatr. Nie widział koloru włosów. Spojrzał na jej twarz. Oczy miała zamknięte, a na ustach błąkał się uśmiech. Była skupiona. Siedziała na podłodze nie spuszczając nóg na ziemię. Wyglądała jak nimfa nie z tego świata, która gra by pocieszyć ludzi by rozkoszowali się jej muzyką. Wtedy nadepnął na coś. Dziewczyna przestała grać. Spojrzała na niego przestraszona. Zerwała się na równe nogi i zaczęła biec, aż zniknęła za zakrętem. Gdy podszedł i popatrzył, gdzie ją widział. Nie zobaczył jej już. Zniknęła. Wtedy dostrzegł coś na podłodze. Pochylił się i podniósł go. Owym przedmiotem był grzebyk wpinany we włosy z kwiatem. Wziął go i ruszył w drogę powrotną.
*
Ranek. Uchiha ubrany był gotowy do drogi. Odprowadzała go Tsunade. W ogóle nie słuchał co do niego mówi. Nadal myślał o tej dziewczynie, która wczoraj tak pięknie grała. Jej obraz był tak niewyraźny, że myślał, że to nimfa. Ale nie mogła być nieprawdziwa skoro zgubiła ten grzebyk. Zacisnął na owej rzeczy. Czyli musiała istnieć? Ciekawe kim była? zastanawiał się.
- Dokąd się udajesz? - usłyszał głos blondynki.
- Do Suny.- odparł obojętnie. - Niedługo wyruszam. - dodała. Milczał. Nie interesowało go to. Pożegnał się i odszedł. Obserwowała jego sylwetkę. Wyrósł na przystojnego mężczyzny pomyślała. Może mieć każdą kobietę jaką chce, ale nie kwapi się do ożenku. Jak ostatnio była u Orochimaru rozmawiali o tym. Oboje wtedy doszli do wniosku, że to najwyższy czas, aby
znalazł sobie żonę. Gdy go o tym powiadomili oświadczył, że nie ma zamiaru się ustatkować.
- Szkoda.- mruknęła.- Jedna z moja dziewcząt świetnie by do niego pasowała. Oboje mają podobne charaktery. Ma czasem dziwne pomysły. Na pewno by się z nią nie nudził.- westchnęła. Ale na siłę nie może ich zeswatać. Jeszcze jakiś czas patrzyła na sylwetkę Sasuke dopóki nie zniknął jej z oczu. Po czym wróciła do domu.
- Gdzieś musi tu być.- powiedziała do siebie. Przestała szukać i westchnęła. Klęczała na podłodze próbując znaleźć grzebyk, który zgubiła, gdy uciekła przed nieznajomym. Nie widziała go wyraźnie, ale był wysoki i dobrze zbudowany. Z tego wywnioskowała, że jest przystojny. Przypomniała sobie przedmiot. To była jedyna pamiątka po jej matce.
- Co ty robisz? - usłyszała głos. Podniosła głowę. Przed sobą miała postać swej mentorki.
- Natychmiast wstań z podłogi. - poleciła jej. - Pobrudzisz kimono.- Haruno wstała i otrzepała ubranie.
- Przepraszam Tsunade-sama, ale zgubiłam swój grzebyk. Prezent od mamy.- wytłumaczyła. Kobieta zrozumiała.
- Wszędzie szukałaś? - spytała się.
- Tak.- rzekła.
- Na to wygląda, że go już nie znajdziesz.- oznajmiła.
- Chyba tak. - stwierdziła ze smutkiem. W oczach zielonookiej pojawiły się łzy.
- Nie płacz.- przytuliła ją. - Może się jeszcze znajdzie.- pocieszała ją, choć niedawno powiedziała coś sprzecznego.- Ty jesteś dla mnie jak córka. - oświadczyła niespodziewanie. Różowowłosa uśmiechnęła się.
- Dziękuję. - wtuliła się w nią mocniej.
Czarnowłosy leżał w łóżku i kaszlał. Próbował wstać, ale upadł. Po chwili shoji się odsunęły, a do środka wszedł mężczyzna o szarych włosach związanych w kitkę. W ręku trzymał leki.
- Powinieneś leżeć, a nie wstawać. - zganił go i pomógł mu wrócić do łóżka.- Potrzebujesz pomocy.- oznajmił stanowczo.
- Nic mi nie jest.- upierał się. Kabuto westchnął głęboko. Uparty jak osioł pomyślał. - Gdzie Sasuke? - zapytał się.
- Poszedł do Konohy, skąd miał iść do Suny.- podał mu leki. Orochimaru połknął ją.
- Do Konohy? - powtórzył i zamarł. - Ty mu kazałeś? - zwrócił się do niego gniewnie.
- Powiedzmy. Niedługo przybędzie.- powiedział i wyszedł. Zza drzwi doszły go przekleństwa chorego. Wiedział, że tak będzie, ale to dla jego dobra.
*
- Wzięłaś wszystko? - spytała się Tsunade.
- Tak.- odparła. Spojrzała na swój "męski" strój. Miała na sobie czarne, szerokie spodnie i zielone kimono. Przy boku dyndał jej miecz- wakizashi. Co jak co, ale władać mieczem umiała. Długie włosy miała związane w koński ogon. Aby wyglądała na chłopca piersi owinęła sobie materiałem, który był strasznie gorący i drapiący. Popatrzyła z zazdrością na ciemne kimono mentorki.
- Dobrze.- pokiwała głową blondynka spoglądając na uczennicę. - Wyglądasz jak młodzieniec. - dodała. Haruno nie była tego taka pewna. Jej figura różniła się od budowy mężczyzny.
- Jesteś pewna?- zapytała się.
- Tak.- rzekła.- Chodźmy.- skierowały się na stronę bramy. Konie czekały już obładowane i gotowe do podróży. Wsiadły na zwierzęta i ruszyły. Minęły wioskę i zniknęły w lesie.
Uchiha szedł powoli nie spiesząc się. Mógł wziąć swego konia zwanego Arasoi(wojna), ale wolał iść pieszo. Właściwie lubił to. Iść powoli i rozkoszować się ciszą i spokojem. Wtedy mógł spokojnie rozmyślać i niczym się nie przejmować na przykład ożenkiem, którym męczył go opiekun. Na samą myśl dostawał ciarek.
- Kobiety i ślub. - mruknął.- To tylko same problemy.- powiedział do siebie. Nie miał zamiaru się żenić i płodzić dzieci. Co to co nie pomyślał. Ale niedługo zmieni zdanie. Na dobre.
Pędziły już kilka godzin w ciszy. Wiedziały, że muszą zdążyć przed nocą.
- Tsunade-sama.- przerwała ciszę Haruno.- Dlaczego kazałaś mi się przebrać za mężczyznę?- zapytała zaciekawiona.
- Dla bezpieczeństwa. Wielu bandytów czyha w lesie by okraść podróżnych w lesie, a ty mnie obronisz w razie czego.- oznajmiła.- W dodatku kobieta nie powinna podróżować sama. Większość patrzy na nas podejrzliwie, zwłaszcza mężczyźni.- dodała po chwili.
- Przecież mogłaś wziąć Kotetsu lub Izumo. - wytoczyła argument różowowłosa. Brązowooka zmarszczyła brwi. Jej wychowanica była zbyt inteligentna by tego nie zauważyć, choć większość kobiet nie zapytałaby tylko wykonałaby rozkaz.
- Ktoś musiał zostać i pilnować dziewcząt.- oświadczyła.
- Równie dobrze mogłaby to zrobić Shizune, bo poprosiłaby by swego męża Kakashiego.- stwierdziła. Nie dawała za wygraną. Westchnęła. Nie łatwo cię oszukać pomyślała.
- Dość pytań.- odparła nim zielonooka otworzyła usta. Zamilkła nie zaspokoiwszy wiedzy.
- Już jesteśmy.- wyjechały z lasu. Podróż do Orochimaru zajęłaby dwa lub trzy dni, ale pojechały na skróty nie robiąc odpoczynku. I tak w jeden dzień dojechały do upragnionego domu. Dziewczyna dostrzegła zarys ogromnego domu. Bogaty przemknęło jej przez myśl.
- A zapomniałabym. Masz na imię Hiakaru( hikari- światło)- powiedziała.
- Światło? - zdziwiła się. - Dlaczego? - kobieta tylko się uśmiechnęła i popędziła konia. Ona też przyspieszyła.
Kabuto właśnie wracał z pokoju czarnowłosego.
- Kabuto-sama. - usłyszał. Do niego podbiegł strażnik.- Jadą do na dwaj jeźdźcy: kobieta i mężczyzna.- rzekł. Szybko pomyślał.
- Wpuść ich, gdy już tu będą. - po czym zniknął za zakrętem.
*
Pędziły na koniach najszybciej jak mogły. Już niedaleko. Budowla zbliżała się do nich, a raczej one do nich. W końcu stanęły przed bramą. Sakura zsiadła ze zwierzęcia. Chrząknęła i powiedziała zmienionym głosem:
- Pani Tsunade przyjechała do pana Orochimaru by sprawdzić jak się czuje.- wrota się otworzyły. Po chwili pojawił się strażnik.
- Proszę za mną.- rzekł. Dziewczyna z powrotem wsiadła na konia. Obie wjechały do środka, po kilku minutach można było usłyszeć trzask zamykanych wrót. Zsiadły z koni. Stajenny zabrał zwierzęta by nakarmić i wyczyścić.
- Dawno się nie widzieliśmy. - nie wiadomo zjawił się Kabuto.
- Nie przesadzaj. Nie było mnie tu tylko dwa miesiące, choć Sasuke zobaczyłam po tylu latach.- dodała.- No nic. Chodźmy do chorego.- szarowłosy prowadził ich długim korytarzem. W końcu stanęli przed drzwiami. Mężczyzna odsunął shoji i wszedł do pomieszczenia, a za nim kobiety.
- Orochimaru-sama.- zwrócił się do chorego.- Masz gości.- czarnowłosy otworzył oczy i spojrzał na przybyszów.- Po co tu przyjechałaś? Nie potrzebuję pomocy. Wracaj do swej Konohy.- burknął.
- Ciebie też miło widzieć. - oświadczyła nie przejmując się jego marudzeniem, gdyż przyzwyczaiła się do tego. Podeszła do niego.- Zaraz cię zbadam.- usiadła obok na łóżku. Wiedział, że się jej nie pozbędzie.
- A to kto? - zapytał się patrząc na chłopca.
- To Hikaru mój służący lub raczej chłopiec na posyłki.- przedstawiła go. Niżej wymieniony ukłonił się. W środku cała wrzała. Służący? Chłopiec na posyłki? To przesada. Ale nie odezwała się.
- Wątły jakiś i chudy.- stwierdził.
- Tak to jest w jego wieku.- powiedziała pomagając mu usiąść na łóżku. - A teraz cię zbadam.- zmieniła temat.
- Zaprowadzę cię do pokoju.- szarowłosy wyszedł z pokoju, a za nim chłopak. Wątły? Chudy? powtórzyła w myślach. Za kogo się facet uważa? pomyślała.
- Tu tu.- odsunął drzwi. Weszła do pomieszczenia. Po chwili została sama.
Szedł już dość długo, ale nie zatrzymywał się. Nie był śpiący. W ten sposób będzie szybciej. Nagle stanął. Usłyszał tętent koni. Odwrócił się. Dostrzegł jeźdźców, którzy otoczyli go ze wszystkich stron. Zsiedli z koni i dobyli mieczów.
- Zapowiada się spokojna noc. - mruknął wyciągając swój z pochwy.
- Choroba postępuje. - rzekła.- Pijesz ten wywar, który ci ostatnio kazałam zrobiłam? - spytała się.
- Jest okropny.- powiedział.
- Ale skuteczny. Rób co mówię, bo inaczej będzie z tobą źle.- ostrzegła go.
- Taa. - mruknął. - Czekam tylko na to, aż Sasuke się ożeni.- dodał.
- To będziesz długo czekał. Znasz jego zdanie na ten temat.- przypomniała mu.
- Tak wiem. Ale w końcu się przełamie.- spojrzał na brązowooką.
- Ty jakoś tego nie zrobiłeś. - oznajmiła. Czarnowłosy położył rękę na dłoni kobiety.- Tsunade ja..- zaczął.
- Wiem. - przerwała mu. W jej oczach można było dostrzec czułość. - Wiem.- powtórzyła.
*
Rozebrała się.
- Nareszcie. - mruknęła zdejmując z siebie gryzący materiał. Jej ciało mogło choć na kilka godzin odpocząć. Włosy rozpuściła. - Tak lepiej.- powiedziała do siebie. Szkoda, że nie ma swego instrumentu, gdyż mogłaby wtedy zagrać. Westchnęła, lecz nie miała. I musiała sobie jakoś poradzić. Nie pozostało nic innego jak iść spać. Złożyła starannie ubranie, która położyła koło swego łóżka. Położyła się i przykryła kołdrą. Po chwili zasnęła.
Wyjął ścierkę i wytarł nim zakrwawiony miecz, gdy to zrobił wyrzucił ją, a broń schował do pochwy. Tego zwyczaju nauczył go Orochimaru. Nadal brzmiały mu w uszach jego słowa:
"Nigdy nie zapomnij oczyścić miecza z krwi po każdej walce, gdyż w ten sposób oddajesz mu szacunek." Więc to robił. Westchnął. Miał nadzieję, że Tsunade wyleczy Orochimaru. Nie pokazywał tego po sobie, ale był dla niego jak ojciec.
- Dość. - mruknął. Spojrzał na ciała poległych samurajów. Kto ich wysłał? Dlaczego chcieli go zabić? zastanawiał się. Z tymi myślami ruszył dalej.
Dom Gejsz. Noc. Shizune doglądała czy wszystkie dziewczęta poszły spać. Uspokojona ruszyła w kierunku swego dawnego pokoju. Gdy była jeszcze gejszą to był jej zakątek, gdzie spała i spędzała czas. A teraz była mężatką. Kakashi okazał się wspaniałym mężem. Bardzo go kochała. Gdy poprosił ją o rękę myślała, że śni. Tsunade pozwoliła jej wziąć ślub i uczyniła swoją prawą rękę. Pomagała szkolić blondynce młode dziewczyny na gejsze.
- Wszystko w porządku.- usłyszała znajomy głos. Odwróciła się. Dostrzegła ukochanego.
- To dobrze.- ucieszyła się.
- Idź już spać. Ja będę pilonował. - oznajmił.
- Ale ty też jesteś zmęczony. - zaprotesowała.
- Ty bardziej. - powiedział.- A w dodatku musisz dbać o siebie i dziecko. - spojrzał na jej zaokrąglony brzuch.
- No dobrze.- zgodziła się.- Dobranoc kochanie.- pocałowała go i skierowała się do pomieszczenia, gdzie po chwili się znalazła i zasunęła shoji.
Blondynka całą noc przesiedziała przy ukochanym. Tak. Kochała Orochimaru. Wyznała mu kiedyś uczucia za młodu, ale on tego nie zrobił, choć wiedziała, że darzy ją miłością. Czekała na te dwa słowa, ale nigdy się nie doczekała nawet się z nią nie ożenił. Mijały godziny, dni, miesiące, lata. Z młodej dziewczyny zmieniła się w starą kobietę, która ma nadal nadzieję. Ale wszystko psuje choroba czarnowłosego. Nie może umrzeć pomyślała. Nie chce go stracić. Nie teraz. Jedna łza spłynęła jej po policzku i upadła na jego twarz, gdzie spłynęła na podłogę i rozbiła się na milion kropelek.
*
Słońce świeciło na niebo okazując, że nastał dzień. Drzwi shoji otworzyły się i z pomieszczenia wyszedł chłopak o różowych włosach. Wyspała się. Wiatr bawił się jej włosami.
- Znów zaczyna się męczarnia. - mruknęła czując niewygodny materiał. Ale cóż musi wytrzymać pomyślała.
- O już się obudziłeś. - usłyszała męski głos. Odwróciła się. Dostrzegła szarowłosego co widziała wczoraj.
- Wczoraj się nie przedstawiłem. Nazywam się Kabuto Yakushi. - powiedział.
- Hikaru Haruno. - rzekła.
- Miło mi. A teraz chodź na śniadanie.- oświadczył. Sakura ruszyła za nim.
Siedział na łóżku, a przy nim była Tsunade.
- Powinnaś się przespać. Nie spałaś całą noc. - stwierdził.
- Nie trzeba. Nie jestem śpiąca. - rzekła. Już otwierał usta, gdy do pomieszczenia wdarł się jeden ze strażników.
- Orochimaru-sama. Mamy kłopoty.- odezwał się wojownik.
- Co się stało? - spytał się.
- Sasuke zabił samurajów daimyo. - oznajmił.
- Jak to? - kolejne pytanie.
- Jeden z nich przeżył. Jest ranny. A tutaj zatrzymał się by nakarmić konia i przenocować. - rzekł.
- Dajcie mu jeść i pokój. I wyleczcie go. Ale o nie wspominajcie nic o Sasuke Uchiha. - rozkazał. Ten pokiwał głową i wyszedł.
- Nie wierzę, żeby mój podopieczny zabił ich specjalnie. Musieli go zaatakować. Muszę go ostrzec, aby na trochę gdzieś się schował i by sprawa przycichnie. Ktoś musi to przekazać. - oświadczył. - Ale żaden z moich ludzi nie może. - dodał do siebie.
- Ja wiem kto. - odezwała się blondynka. Popatrzył na nią.
Właśnie kończyła jeść, gdy do środka wszedł Kabuto, który gdy ją tu przyprowadził gdzieś zniknął.
- Twoja pani cię wzywa.- przemówił. Haruno wstała. Skierowała się za czarnookim. Stanęli przed drzwiami, które odsunął jej przewodnik. Gdy znaleźli się w środku zielonooka dostrzegła poważne twarze mężczyzny i kobiety.
- O co chodzi moja pani? - z trudem jej to przeszło przez gardło, ale musiała odgrywać swoją rolę.
- Weźmiesz ten list i przekażesz go Sasuke Uchiha, który powinien być już w Sunie.- podała jej list. Wzięła go. Świetnie pomyślała. Teraz ma szukać jakiegoś chłoptasia po całej wiosce.
- Jak wygląda? - zapytała się.
- Oj poznasz go. Nie da się go zauważyć. Zatrzyma się w Białej Orchidei. - usłyszawszy nazwę skrzywiła się nieznacznie. Jeszcze lepiej przemknęło jej przez myśl.
Wyruszasz natychmiast.- skinęła głową i wyszła by przygotować się do dalszej podróży.
- Nareszcie.- mruknął patrząc na wioskę. Dotarł do swego celu. Teraz może załatwić to po co tu przybył. Zszedł drogą w dół.
*
Szum lasu. Śpiew ptaków. Cisza, która została zmącona galopem konia, na którym siedział wędrowiec. Spieszył się. To była Sakura. Pędziła jak wiatr. Misja, którą ją powierzono była bardzo ważna. W końcu zwolniła. Zwierzę było wyczerpane. Postanowiła zrobić postój. Wjechała na polanę, gdzie znajdowało się jezioro, a obok wielki dąb. Odpocznie sobie trochę pomyślała. Zsiadła z konia. Podprowadziła go do wody by mógł się napić. Po chwili uznała, że jej też przyda się kąpiel. Była cała spocona. Rozebrała się i zanurzyła w letniej wodzie.
- Jak dobrze.- mruknęła rozkoszując się wolnością od gryzącego materiału.
Zszedł do wioski. Wszędzie stały drewniane domy wykonane w tym samym stylu. Mieszkańcy gdzieś się spieszyli nie zwracając uwagi na niego.
- I dobrze. - wymamrotał. O to mu właśnie chodziło. Nie chciał się rzucać w oczy. Szedł tak, gdy dostrzegł napis " Lotos". Była to knajpka. Wszedł do niej. Tu miał spotkać się z informatorem. Rozglądał się po wnętrzu, gdy go dostrzegł. Podszedł do niego.
- Witaj. - przywitał się.
- Trochę ciszej.- rzekł tamten.
- Masz to o co prosiłem? - spytał.
- Taa.- podał mi małe zawiniątko. Zajrzał tam. Gdy zobaczył, że jest ta rzecz, o którą mu chodziło schował ją za kimono.
- Masz. - podał mu wyliczoną kwotę. Ten rozglądając się włożył do kieszeni. Sasuke po chwili wyszedł stamtąd i skierował się do "Orchidei".
Tsunade siedziała wraz z Orochimaru w jego pokoju.
- Wyjeżdżasz niedługo? - spytał się jej.
- Tak. Wracam do Konohy jutro.- powiedziała.
- Bez swego służącego? - kolejne pytanie.
- Tak. Umiem o siebie zadbać. - odparła.
- Nie zaczekasz na niego? - padło z jego ust.
- Hikaru sobie poradzi. Ufam mu. Gdy dostarczy wiadomość wróci z powrotem.- oświadczyła pewnie.
- Skąd to wiesz? - spojrzał na nią.
- Nie jest zwykły. Mimo, że jest młody umie posługiwać się doskonale mieczem. - oznajmiła.
- Kto go uczył? - był ciekaw odpowiedź.
- Nasz Jiraya, a potem Kakashi. - poprawiła włosy.
- Kakashi rozumiem. Ale ten zboczony pustelnik? - pokręcił głową.
- Dał sobie radę. Poza tym. Był tam Naruto.- dodała.
- Fakt. - mruknął. Samuraj daimyo, gdy został opatrzony nie został na noc i wyruszył zaraz po chłopaku.
Gdy już stwierdziła, że jest czysta wyszła z wody. Wytarła się i narzuciła na siebie ubranie. Podeszła do swego pupila.
- Jesteś gotowy ? - zapytała się. Ten pokiwał łbem jakby mówił tak.- No to w drogę. - dosiadła go i ruszyli w dalszą wędrówkę. A musiała się spieszyć. Bo czas gonił. A droga była daleka.
*
Szedł drogą mijając rożnych ludzi. Po chwili skręcił w prawo. Niedługo powinien tam być. Dochodził. Już z daleka dostrzegł ogromny budynek. W końcu stanął przed drzwiami. Wszedł. Był wieczór. O tej porze dom rozkoszy był otwarty dla "nocnych" gości. Mężczyzna stojących przy wejściu wpuścił go, gdyż Uchiha był tu częstym gościem. W środku można było wyczuć zapach
alkoholu i słodkawej woni perfum. Swe kroki skierował na drugie piętro. Szedł korytarzem. Od czasu do czasu do jego uszu
dochodziły jęki i westchnienia z pokoi. Mijał właśnie jedną z tych kobiet, które oddają się mężczyźnie za pieniądze. Była ładna. Blond włosy miała w nieładzie,a fioletowe kimono zsunięte z ramion. Niebieskie oczy patrzyły na niego ciekawie.
- Ej przystojniaku. - odezwała się. - Może chcesz skorzystać? - uśmiechnęła się uwodzicielsko. - Dla takiego jak ty mogę spuścić cenę. - podeszła do niego i położyła ręce na jego torsie.
- Nie jestem zainteresowany. - zrzucił jej dłonie z ubrania. Po czym wyminął zostawiając ją samą.
- Jak zmienisz zdanie wiesz, gdzie mnie szukać. - krzyknęła za nim. - Ale i tak nie przyjdzie. - powiedziała do siebie. Tak było zawsze. Nawet nie znała jego imienia. Bardzo jej się podobał. Ale ciągle jej odmawiał.
- Ino! - ktoś ją wołał z dołu.
- Już idę! - odkrzyknęła. Będziesz jeszcze mój pomyślała patrząc na jego sylwetkę po czym zeszła na dół. W końcu doszedł do celu. Otwor...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]