[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Pustynia. Palące słońce i mnóstwo piachu. Żadnego zwierzęcia w pobliżu czy wody. Nikt nie przeżyje w tym suchym zakątku ziemi. Nawet człowiek, który bez kropli wody i jedzenia umarłby natychmiast. Ale znaleźli się tacy co przyzwyczaili się do tego. Zamieszkali oni blisko rzeki Nil. Zaczęło przybywać coraz więcej ludzi, aż powstało państwo zwane Egiptem. Była to rozwinięta cywilizacja. Dzięki podbitym terenom kraj rozrastał się. Z wojen przywozili różne skarby i jeńców, którzy pochodzili ze zdobytych ziem. I tak było tym razem. W pochodzie znajdowała dziesięcioletnia dziewczynka. Szła w szeregu za innymi. Żołnierze nie ulitowali się nad nią. Tylko potraktowali ją tak samo jak dorosłych jeńców. Ręce i nogi miała zakute w kajdany, które sprawiały jej ból przy każdym ruchu i robiły rany. Pot spływał kropelkami po jej ciele. Długie włosy i brudne ubranie przylepiły się do ciała. Była spragniona i głodna. Oddałaby wszystko za łyk wody. Powiodła wzrokiem po innych współwięźniach. Przeżyli to samo co ona. Nadal przed oczami miała śmierć rodziców. Zrobiono to na jej oczach. Z jej oczu poleciały łzy. Żołnierze wdarli się do ich domu i zgładzili ich, a ją wzięli ze sobą. Nie rozumiała dlaczego zabiją niewinnych ludzi. Przecież nic nie zrobiła im. Wkroczyli do miasta. Mieszkańcy witali przybyłych okrzykami i machali rękami. Cieszyli się. Patrzyła na to. Nie wiedziała z czego się cieszą. Z tego, że powybijali wszystkich Fenicjan czy z tego, że ich pojmali? Niektórzy pluli na nich lub patrzyli z pogardą. Bała się. W końcu przemarsz się skończył. Zaprowadzono ich do dużego pomieszczenia, gdzie zamknięto ich na klucz. Rozejrzała się po wnętrzu. Było tu ciasno i ciemno. Jedyne światło stanowiło małe okienko. Czuć było okropny zapach niemytych ciał. Chciało się jej płakać. Co ona tu robi? zastanawiała się. Wolała już umrzeć. Usiadła w kącie z dala od innych współwięźniów. Skuliła się i skrzyżowała ręce. Dano im jedzenie. Wszyscy rzucili się na nie jak dzikie zwierzęta na swą ofiarę. Co zostało zjadła. Z dnia zrobiła się noc, a potem ranek.  Nie wie jak długo tam siedziała, gdy usłyszała zgrzyt w w zamku. Wzięto ich wszystkich z celi i wyprowadzono ich. Dostrzegła podium zbudowane z drewna. Wszystkich wyprowadzano tam i sprzedawano. Po chwili domyśliła się. To był targ niewolników. Chcieli ją sprzedać. Dlatego ich wykąpano i ubrano tak schludnie. W końcu nadeszła jej kolej. Popchnięto ją.

- Proszę państwa. To mała dziewczynka. Fenicjanka. Czysta, pracowita. Cena wywoławcza: 30 000. - powiedział mężczyzna.

 

 

Przechadzała się po mieście. Nie posłuchała męża. Uwielbiała przechadzki dlatego wymknęła się z pałacu przebrana w strój służącej. Zatrzymała się. Właśnie sprzedawano niewolników. I wtedy jej wzrok zatrzymał się na małej dziewczynce. Była przerażona. Zrobiło się jej żal. Postanowiła ją kupić. Gdy miano już potwierdzić trzeci raz cenę, przebiła ją:

- 50 000. - wszyscy odwrócili się.

- Sprzedano tej pani. - czarnowłosa kobieta podeszła i zapłaciła mu. - Chodź. - poszła za nią posłusznie. Weszły do olbrzymiego pałacu. - Wreszcie się Wasza Wysokość wróciła. - pojawiła się przy niej blondłowosa kobieta. - Faraon jest zdenerwowany.- dodała. I wtedy dostrzegła różowowłosą dziewczynkę. - A to kto? - zapytała patrząc na zielonooką.

- Kupiłam ją na targu niewolników.- powiedziała.

- Panu się to nie spodoba. - odparła.

- Niby co? - usłyszały.

- Witaj kochanie.- przywitała się. - Widzisz ja kupiłam ją. - wskazała na dziecko. Mężczyzna spojrzał na nią.

- Oddaj ją. - rzekł.

- Ale kochanie. To biedne i przerażone dziecko. Nie podobał się jej ton głosu tego pana. Schowała się bardziej.- Widzisz. Boi się ciebie. - dodała.

- No dobrze.- westchnął i odszedł. Zawsze dostawała to czego chciała.

- Chodź do mnie.- przemówiła łagodnie.

- Ona chyba nie rozumie nas.- odezwała się Tsunade widząc, że dziewczynka nie poruszyła się.

- Pewnie tak Ciekawe jak ma na imię? - zastanawiała się Mikoto.

- Sakura.- usłyszały cienki głosik. Spojrzały na dziewczynkę.

- Jednak umie.- oznajmiła. - Chodź. Przedstawię ci moich synów.- poszła za nią posłusznie. Weszły do ogrodu. Dostrzegła dwie postacie.

- Itachi, Sasuke.- obaj jak na komendę odwrócili się. Mieli czarne włosy i oczy. Tylko starszy wiązał je w kitkę. - To Sakura.- przedstawiła im ją.

- Witaj. - uśmiechnął się starszy. Młodszy przyglądał się jej. Zakłopotana spuściła głowę. Był chyba w jej wieku. Jej życie od tej pory zmieniło się.

*
6 lat później...

- Dzień dobry pani.- szesnastoletnia dziewczyna weszła do komnaty Królowej. Musi pomóc jej się ubrać jak co rano. Mikoto siedziała już ubrana przy lustrze.

- Dlaczego pani się ubrała? - powiedziała służąca.

- Oj Sakura nie przesadzaj. Umiem się ubrać. - rzekła.

- Dobrze. - wzięła grzebień i zaczęła czesać włosy kobiety. Były takie lśniące i miękkie.

- Dziękuję. - powiedziała uśmiechając się, gdy różowowłosa skończyła.

- To mój obowiązek pani. - odparła.

- Ile razy ci prosiłam byś mówiła mi po imieniu.- skarciła ją.

- Nie mogę. Faraon by się pogniewał. - rzekła.

- Ale jego tu nie ma.- oświadczyła. Niedawno Sasuke został faraonem. Fugaku i Itachi zginęli w wojnie z Rzymem, ale wygrali. Królowa bardzo to przeżyła. Został jej tylko młodszy syn. Czarnowłosa była dla niej jak matka. Wychowała ją razem z Tsunade. Miała dobre dzieciństwo. Bawiła się często z brunetem, a także z Itachim, którego traktowała jak starszego brata.  Minęły lata, a stosunki jej i Sasuke ochłodziły się, ale całkowicie straciła z nim kontakt po śmierci ojca i brata. Rozumiała go i chciała pocieszyć, ale jedynie co zobaczyła to obojętność i chłód, aż przez jej ciało przeszedł dreszcz. Ale jej zdaniem było to chwilowe potrzebował tylko czasu. 

- Chodźmy na śniadanie.- rzekła. Czarnooka wstała. - A potem na spacer.- dodała.

- Dobrze, ale mi poczytasz.- oświadczyła.

- Niech będzie.- Haruno jak na kobietę była wykształcona. Potrafiła czytać, pisać,liczyć, a także znała parę języków: perski, rzymski, grekę, łacinę, egipski, mezopotamski i swój rodzinny, czyli fenicki. Czasem odgrywała rolę skryby. Większość płci żeńskiej nie potrafiła tego co ona, więc miała szczęście.

 

 

- Panie.- zaczął arcykapłan.

- Tak? - popatrzyła na kapłana świątyni Horusa.

- Niedługo Nil powinien wylać. - rzekł.

- To dobrze. - mruknął. Było mu to obojętne. Yamanaka westchnął. Widać, że w ogóle nic go nie interesowało.

- Wasza Wysokość. - zaczął. - Wiem, że rozpaczasz po swym ojcu i bracie. Jest to wielka strata dla naszego państwa, ale oni oddalił życie za nas, za przyszłość twego kraju. Musisz schować smutek w sercu i pogodzić się z tym. Zacząć władać nami sprawiedliwie i dobrze.- zakończył. Faraon bez słowa wstał i wyszedł. Blondyn nie poszedł za nim. Wiedział, że młody musi sobie przemyśleć wszystko na spokojnie.

 

 

Po zjedzeniu najważniejszego posiłku w ciągu dnia kobiety wyszły na spacer do ogrodu. A był on ogromnych rozmiarów. Pełen rożnej zieleni, drzew. Królowa wciągnęła powietrze.

- Jak dobrze być na świeżym powietrzu.- odezwała się.

- O tak.- przyznała jej różowowłosa. 

- Przysiądźmy gdzieś na chwilkę. - usiadła na kamiennej ławce. Służąca przysiadła. Wzięła papirus i rozwinęła go. Zaczęła czytać. Był to mit o Izydzie i Ozyrysie.

 

 

Spacerował właśnie, gdy do jego uszu dobiegł melodyjny głos. Zaintrygowany ruszył w tamtym kierunku. Przystanął widząc swą matkę w towarzystwie zielonookiej. Podszedł bliżej.

- Witaj synu.- ucieszyła się na widok Uchihy. - Właśnie Sakura czytała mnie mit o Ozyrysie.- dodała. Przeniósł wzrok na nią. Ich spojrzenia się na moment spotkały. Po chwili spuściła głowę speszona.

- Witaj panie. - usłyszał jej głos. Kiwnął głową. Po czym zwrócił się do matki:

- Możemy porozmawiać? - zrozumiała. Wstała zwijając papirus w rulon i przewiązując go. Nie powiedziawszy nic odeszła cicho i niezauważalnie nim matka czy syn zdążyli ją powstrzymać była już w drodze do pałacu.

- No cóż. - westchnęła spoglądając na szesnastolatkę. - O co chodzi? - zapytała się.

- Więc...- zaczął.

 

 

Popatrzyła ze smutkiem w na nich. Mieli tylko sobie. A ona nikogo. Była sama. Odwróciła się i popędziła do swoich zajęć. Nie wiedziała, że była obserwowana. Zza kolumny wyszła Tsunade. Współczuła jej.

- Biedactwo. - szepnęła.- Nie ważne co będzie robić nigdy nie będzie jedną z nich. Jakie to smutne.- dodała.

*
- Chodzi ci o twego ojca i brata. - powiedziała.

- Skąd wiedziałaś? - zapytał się.

- Matki zawsze wiedzą co dręczy jej dzieci. - odparła. - Wiem, że jest ci ciężko, ale musisz się z tym pogodzić. - rzekła.- Fugaku i Itachi oddali życie w słusznej sprawie. By ochronić swój lud i nas. Niestety nic na to poradzimy. Oni nie żyją, a mu musimy dalej z tym żyć. Mijają dni, miesiące,

lata. Strasznie cierpisz. Wiem o tym. Nie jesteś sam. Tęsknię za swym mężem i starszym synem. Załamałaby się, gdybym nie miała ciebie Sasuke. Dlatego chcę żyć. - pogładziła go czule po policzku. - Rozumiem cię. Ten ból jest nie do zniesienia po stracie bliskiej osoby. Ale można z tym żyć. Ten kraj.- wskazała ręką na pałac, ogród.- To twoje dziedzictwo. Ojciec i brat zostawili ci go, bo wierzyli w ciebie, że sobie poradzisz. Czas, abyś wziął państwo na swe barki i zaczął rządzić. Kraj cię  potrzebuje, lud. - uśmiechnęła się. Matka miała rację. Złapała jej ręce.

- Dziękuję mamo. - powiedział.

- Nie dziękuj. Od tego są matki. - dodała.

 

 

Sakura wypełniała swoje obowiązki sumiennie. Właśnie kończyła. Zamierzała iść do Królowej by dokończyć przerwaną wcześniej opowieść. Skręcała do komnat Mikoto, gdy ktoś złapał ją za rękę i wciągnął za kolumnę zasłaniając usta różowowłosej ręką. Serce biło jej jak oszalałe. Była przerażona. Próbowała się wyrwać, ale napastnik trzymał ją mocno. Już widziała najczarniejsze scenariusze. Jak ją gwłaci czy zabija. Pomocy pomyślała. Została wciągnięta. Po chwili uścisk żelzał. Zdjął rękę. Po chwili była wolna. Bała się odwrócić, ale zebrała się na odwagę i zrobiła to. Jakie było jej zdumienie kiedy go dostrzegła. Przerażenie zamieniło w ulgę, lecz potem we wściekłość.

- Co ty sobie wyobrażasz? - spojrzała na niego groźnie. - Wystraszyłeś mnie. Zrobiłeś to specjalnie.- powiedziała oskarżycielsko. Brunet wyszczerzył zęby.

- Przepraszam.- uśmiechnął się niewinnie.

- Czego chcesz Sai? - skrzyżowała ramiona.

- Wyglądasz groźnie, gdy tak robisz. - stwierdził.

- To dobrze. A teraz przejdź do rzeczy. Czego chcesz? Bo nie mam czasu. - czekała cierpliwie co powie. Sai był jej przyjacielem. Tak jak ona był jeńcem pochodzącym z Etiopii. Stracił rodziców. Tylko nie zabito ich na własnych oczach. Trafił tu jako służący. Zaprzyjaźnili się. Nie wiedziała dlaczego, ale on i Sasuke nie lubili się. Ta niechęć została im do dziś. Nie rozumiała tego.

- Więc? - niecierpliwiła się.

- Mam czas.- rzekł.

- Ty zawsze masz.- wytknęła mu.- A potem Kakshi szuka cię po całym pałacu. - dodała.

- No dobra.- wziął głęboki oddech.- Chodzi o to, że....- zaczął. Oparł dłonie po obu stronach jej twarzy.

- Co ty robisz? - zbliżył twarz do jej.

- Zaraz zobaczysz.- odezwał się.

 

 

Wracał pokrzepiony do pałacu. Teraz rozumiał. To dzięki jego matce. Przechodził właśnie koło jednej z kolumn, gdy usłyszał rozmowę. Przystanął. Ustalił, że hałas dochodzi z drugiej kolumny.  Podszedł tam i zamarł. Na jego twarzy pojawiła się wściekłość. Oto jaki zobaczył obrazek: Sakura była oparta o kolumnę, zaś czarnooki miał położone ręce po obu stronach jej głowy. Właśnie się pochylał ku jej wargom.

- Co to ma znaczyć? - drgnęła. Słysząc znajomy głos. O nie. Spojrzała w kierunku skąd dochodził głos.

- Sasuke. - szepnęła niedosłyszalnie. Widziała furie w jego oczach. Nie było dobrze. Mieli kłopoty i to duże. Sai nawet się nie ruszył.

- Zamiast się migdalić. Wracajcie do pracy. - oświadczył zimno. Widział jej przerażone spojrzenie, ale nie przejmował się tym. Haruno odepchnęła lekko przyjaciela. Ukłoniła się w stronę faraona  i uciekła stamtąd jak najprędzej zostawiając dwóch mężczyzn samych.

- Gratulacje. Jeszcze trochę, a stracisz u niej szanse.- uśmiechnął się ironicznie.

- Nie wiem o co ci chodzi. Mów do mnie z szacunkiem. Tym razem ci daruję. Zamiast podrywać kobiety zajmij się pracą. Następnym razem jak przyłapie cię na amorach gorzko tego pożałujesz.- oznajmił chłodno i odszedł.

- Oczywiście Faraonie.- w jego głosie można było usłyszeć kpinę.

 

 

Biegła ile miała sił w nogach. Miała kłopoty i to i wielkie. Stanęła. Zmusiła się do uśmiechu i weszła do komnaty pani.

- Już jesteś. Wszystko w porządku Sakura? - spytała uważnie się przyglądając.

- Tak, pani. Jestem tylko zmęczona.- skłamała. Pokiwała głową. Kończyła opowieść, gdy do środka wszedł szarowłosy.

- Faraon cię wzywa. - zwrócił się do dziewczyny. Znieruchomiała. Ale wstała i posłusznie ruszyła za Hatake.

*
Hatake czekał, aż wstanie. Zrobiła to z ociąganiem. Gdy w końcu do niego podeszła on ruszył. Dziewczyna szła za nim. Bała się, ale próbowała tego nie okazywać. Ich stosunki się zmieniły, ale nadal byli przyjaciółmi. Jej zdaniem. Gdy byli z kimś bała się go, wręcz, gdyż był inny. Ale teraz? Spokojnie, spokojnie uspakajała samą siebie. Wysłucha cię i zrozumie. Nic ci nie zrobi mówiła do siebie w duchu. Przecież to twój przyjaciel. Na pewno jej uwierzy przekonała samą siebie. Właśnie

zbliżali się do jego komnaty.

 

 

Chodził w tą i z powrotem. Nie mógł pozbyć się tego wydarzenia sprzed kilku godzin. Zacisnął dłonie. Był wściekły. Z Saiem się rozprawił. Czas zrobić to z nią pomyślał. Musi znać swoje miejsce. To nic nie znaczy, że w dzieciństwie była jego przyjaciółką. Bawili się razem i dorastali. Są już duzi. Jego rozmyślania skończył głos Kakashiego:

- Jest już. - spojrzał na niego.

- Wprowadź ją. - oznajmił. Ten zniknął za drzwiami. Po chwili do środka weszła ona. Czas zacząć bitwę pomyślał.

 

 

Weszła do komnaty. Nigdy tu nie była. Rozejrzała się wokół. Był urządzony bogato i ozdobnie. Łoże było ogromne. Co się dziwić to dla przyszłej żony, którą skrycie marzyła zostać. Dlaczego? Bo go kochała. Ale wątpiła w to. Myśl, że kiedyś będzie miał żonę nie dawało jej spokoju. Ale nic na to poradzić nie mogła. Byli sami.

- O co chodzi Sasuke? - spytała się.

- Po pierwsze nigdy więcej do mnie tak nie mów.- oświadczył.

- Ale....

- Nie jesteśmy już mali.- przerwał jej. Zabolało. I to bardzo.

- Dobrze, panie.- wydusiła z siebie. - Po co mnie wezwałeś? - dodała.

- Nie będę ukrywał. Chodzi o dzisiejsze wydarzenie.- zaczął.

- Ja mogę to wszystko wytłumaczyć....

- Milcz. Nie mówiłem, abyś się odzywała.- skarcił ją. Gdzie jest mój przyjaciel? pomyślała. Pamiętała go wesołego. Pozwalał jej mówić sobie po imieniu? A teraz. Popatrzyła na niego. Dopiero to dostrzegła zmienił się i to bardzo. Nie chciał zadawać się z pospolitą służącą. Kolejny cios.- Nie trzeba. Wiem co widziałem. - spojrzał na nią swymi czarnymi tęczówkami, od których serce zaczęło bić jej szybciej. - Nie życzę sobie, aby więcej ta sytuacja się powtórzyła. Zrozumiałaś? - zwrócił się do niej.

- Tak.- odparła spokojnie.

- Możesz odejść. - odprawił ją ruchem dłoni. Ukłoniła się i wyszła. Teraz rozumiała. Była dla niego niczym. Sprawił jej ból. To nie była jej wina, ale nie wysłuchała jej. Już nie była dla niego przyjacielem. O nie. Tylko nic nie znaczącą służącą spośród wielu. I wtedy dała upust łzom. Czuła się samotna. Była zdana na siebie. Kropelki spływały jej po policzkach by robić się na kamiennej podłodze.

 

 

Widział to. W jej oczach. Ledwo się powstrzymywała, ale nie rozpłakała się. Słuchała jego obelg niczym trzcina smagana wiatrem. Trwała. Wiedział, że ją zranił, ale nie miał zamiaru iść i ją przeprosić. To było ponad to. Dosyć. Postąpił dobrze. Zna teraz swoje miejsce przekonał się w duchu.

 

 

Weszła do komnaty Mikoto.

- O już jesteś.- ucieszyła się. Zauważyła, że ma czerwone oczy, lecz na jej ustach widniał uśmiech.- Co chciał mój syn od ciebie? - zapytała się.

- Nic, pani. - odparła. - Takie tam.- machnęła ręką. Zachowywała się naturalnie. - Wracamy do czytania? - wzięła zwój.

 

 

Siedziała przed lustrem. Uśmiechnęła się. Była piękna. Poprawiła włosy. Nikt nie jest taki jak ja piękny pomyślała z uśmiechem. Jej ojciec ma  porozmawiać z faraonem o niej. Będzie jego żoną. Do końca życia będzie miała zapewniony luksus i służących tańczących wokół niej. Już to widziała. Już niedługo zatarła ręce.

*
Sakura zachowywała się normalnie. Uśmiechała się, czytała, pomagała i spędzała czas z Mikoto. Gdy spotykała Uchihę kłaniała się i szybko odchodziła nie odzywając się. Nikt nie podejrzewał, że dziewczyna w środku cierpi. Ukrywa to w sobie. Została zraniona przez swego ukochannego. Nie rozumiała co zrobiła. To nie była jej wina, lecz nie wysłuchał jej tylko wyciągnął wnioski. Myślała, że nikt tego nie dostrzeże, ale myliła się i to bardzo. Czesała włosy swej pani, która obserwowała swoje odbicie w lustrze. Czarnowłosa dostrzegła smutek w jej oczach.

- Co się stało? - zapytała.

- Nic. - usłyszała odpowiedź.

- Sakura.- kobieta odwróciła się.- Mnie nie oszukasz. Widzę smutek w twoich oczach. - dziewczyna zmieszała się.

- To nic takiego. - uśmiechnęła się. Zrozumiała, że nie chce z nią rozmawiać.- Czy to ma związek z moim synem? - strzał. Zielonooka odwróciła wzrok.

- Nie. - skłamała. - Naprawdę się nic nie stało.- zapewniła.

- Skoro tak mówisz.- westchnęła.- Gdybyś jednak miała problem przyjdź. Wysłucham cię. - dodała.

- Oczywiście.- zgodziła się. Zamarła. W lustrze zobaczyła sylwetkę Uchichy. - Muszę już iść pani. Jesteś zmęczona. Dobranoc.- minęła bruneta.- Dobranoc faraonie.- ruszyła szybko przed siebie. Nie uszło to uwadze czarnookiej.

 

 

Podszedł do matki.

- Co cię do mnie sprowadza o tak później porze? - uśmiechnęła się ciepło.

- Cóż. Kapłani mówią, że powinien się ożenić.- oświadczył. Zmarszczyła brwi.

- A kochasz jakąś? - zapytała się.

- Nie.- padła krótka odpowiedź. Zamyśliła się.

- Chcesz tego? - popatrzyła na niego uważnie.

- Nie wiem. - wzruszył ramionami.- Yamanka powiedział, że jutro przedstawi mi odpowiednią kandydatkę.- dodał.

- Zrób tak: Poznaj ją. Jeśli ci się spodoba ożeń się, a jeśli nie. To mam inną osobę. - uśmiechnęła się myśląc o pewnej dziewczynie.

 

 

Następny dzień. Nie mogła uwierzyć. Szła szybko. Musiała to zobaczyć. Serce waliło jej jak oszalałe. Sala tronowa. Przystanęła i zajrzała. Dostrzegła go. Siedział ubrany we wspaniałe szaty , dumny i wyniosły. Aż dech zaparło jej w piersiach. Był taki przystojny. Jego wzrok zwrócony był w kierunku wejścia. Spojrzała tam. I zmarła. Do pomieszczenia weszła blond włosa kobieta o niebieskich oczach. Ubrana w obcisłą suknię, która podkreślała jej kształty. Włosy spięte. Wyglądała jak bogini. Szła wyprostowana i dumna jak na arystokratkę przystało. Patrzyła na wszystkich z pogardą. A gdy dostrzegła faraona uśmiechnęła się słodko. W końcu stanęła przed Sasuke i ukłoniła się.

- Witaj Faraonie.- ukłoniła się. Czarne tęczówki nie spuszczały z niej oczu. Z szeregu wystąpił kapłan.

- To moja córka. Ino. Arcy kapłanka  Izydy.- przedstawił ją. - To twoja przyszła żona. - usłyszawszy ostatnie słowa wycofała się. Łzy nabiegły jej do oczu. Wiedziała, że ma ją poznać i zdecydować. Tak słyszała od Królowej. Ale od razu to dostrzegła. Była od niej ładniejsza i bogatsza. A ona nie miała nic. Jedynie co mogła mu zaofiarować to miłość. Myślała, że to wystarczy. Ale teraz to dostrzegła. Nie miała szans. Wiedziała, że nigdy nie będzie jego żoną, ale naprawdę to sobie dopiero uświadomiła. Odwróciła się i pobiegła przed siebie by się wypłakać w ciszy.

 

 

Patrzył na nią. Dobrze patrz. O to chodzi uśmiechnęła się. Starannie się przygotowała Wybrała tą suknię, bo podkreślała jej kształty. Spędziła sporo czasu nad wszystkim. Udało się. Zrobiła na nim wrażenie. Była na dobrej drodze.

*

Zatrzymała się dopiero w ogrodzie. Nie mogła uwierzyć. To ją bolało. Bardzo. Co mam teraz zrobić? Została sama ze złamanym serce.

- Sakura. - usłyszała głos Mikoto. Podniosła głowę. Dostrzegła królową. Szła w jej stronę. Nie może zobaczyć ja płacze. Szybko otarła łzy.

- O co chodzi? - spytała się uśmiechając się sztucznie. Z trudem powstrzymywała łzy. Czarnowłosa dostrzegła to. Usiadła obok niej na ławce.

- Co się stało? - zapytała się.

- Nic. - odparła.

- Mnie możesz powiedzieć. - powiedziała łagodnie. Dziewczyna popatrzyła na nią. Uśmiechała się. Przypomniała się jej mama.

- Mama...- szepnęła. Po czym przytuliła się do niej i zaczęła płakać. Przez chwilę była zaskoczona reakcją Sakury, ale zaraz uśmiechnęła się ponownie i objęła ją mocniej. Jak matka córkę.

- Płacz moje dziecko. Wypłacz się. To dobrze ci zrobi. - powiedziała.

 

 

Oboje przechadzali się po pałacu. Sasuke chciał ją lepiej poznać. Ino uśmiechała się do niego. Milczeli. Jeśli chce ją bliżej poznać musi nawiązać rozmowę.

- Powiedz mi Ino. - zaczął.- lubisz bogactwo? - zapytał się. Musiał ją wybadać czy jest jedną z tych rozpuszczonych bogatych panienek, które szukają tylko bogatego męża.

- Oczywiście, że nie. - zaprzeczyła. - To, że jestem bogata nie znaczy, że chcę cię upolować dla tytułu i władzy panie. Jestem arcykapłanką Izydy. Ojciec nauczył mnie wiele rzeczy. Wszystko trzeba robić dla dobra państwa. Ja tylko wykonuję rozkazy ojca. - powiedziała. Zmarszczył brwi. Wyglądało to na szczere wyznanie.

- A ty panie czego oczekujesz od swej przyszłej małżonki? - zapytała się blondynka.

- Zależy jaka będzie. - padła odpowiedź. Czyli? zastanawiała się. Mógłby powiedzieć jaśniej.

 

 

Wieczór. Haruno dobrze się poczuła, gdy się wypłakała. Ulżyło jej. Teraz szła niosąc wieczerzę do komnaty Faraona. To był posiłek dla niego i dla niej. Stanęła.

- Posiłek dla ciebie panie i twojego gościa. - oznajmiła.

- Wejść. - usłyszała. Weszła do środka. Dostrzegła jego "narzeczoną". Jej włosy były potargane, a ubranie pomięte. Wstała z łoża.

- Zaraz wrócę. - rzekła niebieskooka. I wyszła. Wiedziała co się stało. Ale nie pokazała tego po sobie. Podeszła i postawiła wszytko na stole. Rozłożyła. Uchicha bacznie obserwował zielonooką. Nie odzywała się i nie patrzyła na niego. Ale na chwilę dostrzegł jej twarz. Czerwone oczy. Płakała. Ciekawe dlaczego? zastanawiał się. Rozłożyła wszystko szybko i sprawnie. Skierowała się w kierunku wyjścia. Poczuła uścisk na nadgarstku. Nie wyrywała się. Obrócił jej twarz ku sobie. Złapał za podbródek i spojrzał w jej oczy. Serce biło je jak oszalałe. Mimo tego nadal go kochała.

- Płakałaś. - stwierdził.- Dlaczego? - zapytał. się. Odwróciła głowę.

- Mogę już iść? - puścił ją.

- Tak. - wyszła.

 

 

Następny dzień. Jak zawsze szła do królowej

- Słyszałaś? - pojawiła się Tenten.

- O czym? - zdziwiła się.

- Nasz pan zaręczył się z tą Ino. Widać, że to łowczyni posagów. A on..- nie dokończyła.

- Muszę iść. - przerwała jej. Nie zostanie w tym pałacu ani dłużej. Po tym jak odnosi się do służby i do niej. Nie chciała o tym myśleć. Pobiegła do czarnowłosej.

- Pani.- zaczęła.- Proszę pomóż mi. Ja nie mogę na to patrzeć. Nie zniosę tego. - w jej głosie czarnooka słyszała rozpacz. Jej podejrzenia były słuszne. Różowowłosa kochała jej syna, a on odrzucił ją. Nawet tego nie dostrzegł. Rozumiała ją.

- Dobrze. Pomogę.- oświadczyła.- Ale musisz mi wszytko opowiedzieć.- pokiwała głową.

 

 

Od dwóch dni nie widział swej przyjaciółki. Gdy pytał służba mówiła, że nie. Więc poszedł do matki.

- Mamo, gdzie jest Sakura? - zapytał się. Dopiero to zauważył.

- Nie ma jej. Już nie wróci - rzekła.

- Jak to?

- Tak to. Odeszła. - wzruszyła ramionami.- A właściwie co cię interesuje zwykła służąca? Znajdziemy inną.- dodała. Nic nie powiedział. Zrozumiał aluzję. Odszedł bez słowa.

*
Nic nie powiedział. Wyszedł. Wiedział, że matka jest na niego zła. Jakby winiła go za odejście Sakury. A w ogóle co go obchodzi jakaś służąca? prychnął pod nosem i ruszył w kierunku sali tronowej.

 

 

Była na zewnątrz. Pełno ludzi. Ostatni raz spojrzała na pałac. Kończył się pewien jej etap w jej życiu.  Będzie tęskniła za Mikoto. Tylko ona ją kochała i Tsunade. I nikt więcej. Sai jej najlepszy przyjaciel okazał się zdrajcą. Przyłapała go na potajemnej schadzce ze służącą. Nikt nie będzie po niej płakał. Nawet on. Jej serce zabiło boleśnie na jego wspomnienie. Wychowała się nim, lubiła i pokochała. A on wybrał inną. Ino blondynkę o ponętnym ciele. Uśmiechnęła się smutno. Ostatni raz pozwoliła płynąć łzom.

- Sakura czas na nas. - usłyszała za sobą głos.

- Już idę. - oświadczyła. - Żegnaj Sasuke.- szepnęła. Po czym odwróciła się i odeszła. Wyjeżdzała z państwa na zawsze.

 

 

Czarnowłosy jednak jakoś się przejął. Ruszył na poszukiwanie Saia. On powinien coś wiedzieć. Tylko nie wiedział, gdzie go znaleźć. Wtedy usłyszał chichot. Zatrzymał się. Rozejrzał się. Ustaliwszy źródło ruszył w tamtą stronę. Zamarł. Dostrzegł bruneta flirtującego z brązowołosą.

- Znowu to robisz.- warknął. Kobieta dostrzegłszy faraona uciekła przerażona. 

- Czego chcesz? - burknął tamten.

- Uważaj do kogo mówisz.- prychnął. - Gdzie jest Sakura? - zmienił temat. Usta jego byłego rywala rozciągnęły się w uśmiechu.

- Czyżbyś chciał z nią pobaraszkować? - usłyszał kpinę w jego głosie.

- Nie twój interes.- powiedział.- Gdzie ona jest? - powtórzył.

- Nie ma jej. I watpię by wróciła. Nie wiem, gdzie jest.- rzekł.

- Jak to?

- Tak to. Po prostu zniknęła. - wzruszył ramionami. Bez słowa odszedł. Nie lubili się obaj, ale tym razem mówił prawdę.

 

 

Ino przeglądała się w lustrze.

- Jaka jestem piękna. - uśmiechnęła się. Spojrzała na siebie. Nie chciała mieć dziecka, ale skoro on chce poświeci się. Ale na wspomnienie jej ciężarnych niewolnic skrzywiła się. - Raz trzeba.- mruknęła. Cel przyświeca środki pomyślała.

 

 

Wziął głeboki oddech. Ostatni raz porozmawia z matką. Wszedł do jej komnaty. I znieruchomiał. Jego matka płakła.

- Co się stało? - spytał cicho.

- Nic. - wytarła łzy. Od śmierci ojca i jego brata nie płakła. Musiało się coś stać, że płakła.

- Powiedź mi. - odezwał się łagodnie.

- Dobrze. Sakura, ona....już nie wróci....to sobie przed chwilą uświadomiłam.- wyszeptała zropaczona i przytuliła się do syna. Objął ją. Jej słowa wstrząsneły nim. Co to miało znaczyć? zastanwiał się. Ale teraz liczyła się ona. Gdy się uspokoiła zapytał:

- Gdzie ona jest? - milczenie.

- Nie mogę ci powiedzieć. Obiecałam jej.- rzekła. Próbował, ale , milczała. Nic nie wskórał.

 

 

Szli przez pustynię. Jej przewodnik prowadził ją przez te wydmy.

- Kiedy bedziemy na miejscu? - padło pytanie z jej ust.

- Kilka dni. - odparł.

 

 

Wieczór. Patrzył w gwiazdy. Teraz rozumiał lepiej. Ona nie wróci. I musi się z tym pogodzić.

4   lata  później.....

Patrzył na przekrzywioną bólem  twarz matki. Kolejny spazm bólu przeszedł przez jej ciało. Nie krzyknęła.. Ścisnął   jej rękę mocno, pokazując w ten sposób, że jest  przy niej. Kobieta spojrzała na syna uśmiechając się do niego. Widział, że cierpi i to  bardzo chciał, aby już przestała odczuwać ból. W końcu zamknęła  powieki i  odpłynęła błogi sen. Westchnął z ulgą. Na twarzy rodzicielki malował się spokój.

- Śpij dobrze mamo. -  szepnął i puścił jej rękę, którą ułożył  wzdłuż jej ciała. Martwił się o nią. Wstał z klęczek i wyszedł z jej komnaty. Na zewnątrz czekał już na niego lekarz.

- Proszę za mną. - mężczyzna poszedł za faraonem. Uchicha stanął przed   drzwiami jakiejś komnaty. Otworzył je. Obaj  weszli do środka.- Tutaj możemy spokojnie porozmawiać. - oświadczył.- Co dolega mojej matce? - spytał się. Białowłosy westchnął.

- Królowa jest bardzo chora. Nie mogę jej pomóc. - oznajmił. Brunet zamarł. Nie może pozwolić na stracenie kolejnej osoby. Najpierw  ojciec i brat. A teraz matka. Nie wspominając jej.

- Nie ma jakiegoś wyjścia?...

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jajeczko.pev.pl