[ Pobierz całość w formacie PDF ]

PROLOG

On i Ona dwa inne światy.

Inne cele.

Wrogowie.

Czy może połączyć ich miłość.

On – młody dwudziesto -czteroletni kapitan Czarnej Mgły.

Bezwzględny pirat dla którego życiowym celem jest znalezienie wyspy Konohy na której ukrywa się skarb pierwszego pirata. Do tego celu porywa piękną kobietę z wrogiego statku.

Ona – dwudziesto – dwu letnia córka kapitana Białego Smoka.

Piękna piratka, która dla zdobycia informacji wykorzystuję swoją urodę i spryt. Uwielbia życie na morzu, chociaż inni uważają, że powinna być jak inne damy na lądzie. Jej celem jest zemszczenie się na mordercy matki. Jej ojciec posiada mapę, przez którą zostaję uprowadzona w celu zakładniczki.

 

 

Ciemne opustoszałe niebo na którym co jakiś czas pojawiały się pioruny przyprawiało o dreszcze. Ocean granatowy, który wypychał duże fale na brzeg. Wicher targał wielkim statkiem na różne strony, ale to nie był pierwszy a ni zapewnie ostatni raz z którym musiała się zmierzać cała załoga „Czarnej Mgły”.  Sztorm nasilał się z każdym podmuchem wiatru. Wszyscy siedzieli pod pokładem. Pili rum prosto z baryłek i jedli. Oczywiście wcześniej rzucili kotwice. Dalsza wyprawa nie miała sensu. Musieli to przeczekać.

- Sasuke – mężczyzna odwrócił się na zawołanie.  Był bardzo przystojny i wspaniale zbudowany. Biała koszula odsłaniała jego umięśnioną klatkę piersiową. Był szeroki w ramionach, z płaskim brzuchem, z długimi kształtnymi nogami, bez grama tłuszczu. Spodnie miał czarne tak jak jego oczy i włosy. Gruby brązowy pas podtrzymywał je. Był kapitanem na tym statku. Odkąd jego rodzina zginęła w pożarze opuścił ląd. Teraz jest piratem. Poszukiwanym jak każdy z tych obecnych. Jego wzrok był zimny nieczuły. Kpił z wszystkiego. Nie cierpiał gdy ktoś mu coś narzucał. Był bezwzględny gdy wstawał ramie w ramie z wrogiem. Spojrzał na blondyna o niebieskich oczach, poczym zdmuchnął kosmyk włosów, który opadł mu na twarz.

- Czego Naruto?

- Widzisz płyniemy już dobre parę miesięcy i nikt nie wie gdzie znajduję się Konoha. Może dobiliśmy byśmy jutro do brzegu. Zapasy się kończą, a naszym chłopaką przydałaby się rozrywka. – powiedział szybko widząc nie zainteresowanie, które okazywał jego kapitan.

- Naruto ma rację, a może właśnie w Sunie się czegoś dowiemy.

- Zastanowię się. – odwrócił się. Miał już iść do swojej kajuty, gdy usłyszał.

- Tobie też przydałaby się rozrywka – brunet odwrócił się i spiorunował go wzrokiem.

- A tobie Kiba porządna lekcja – warknął zły odchodząc.

- Ej przesadziłeś nasz kapitan jest typem samotnika. Masz szczęście, że ci nie przyłożył.

- No co ty za takie coś. Ja tylko wyciągam fakty. Kiedy on miał ostatnio kobietę?

- To już nie nasz interes – wtrącił się Hyuga. Nigdy nie przeszkadzał im w tych głupich gatkach, ale uważał, że nie mogą się wtrącać w czyjeś życie.. Wolał tak jak Sasuke spędzać czas samotnie pisząc swoje poezję.

- Odezwał się ten, który bierze przykład z Sasuke.

- Powiedział to ten, który zaraz może wypaść za burtę – odgryzł się. Kiba momentalnie zamilkł. Wiedział, że z Neji’m lepiej nie zadzierać.

- No cóż chłopacy ja was opuszczam. Jestem zmęczony. – odparł Uzumaki. Od razu po nim wyszedł Hyuga. Reszta dalej siedziała i piła przy rozmowach i żartach.

                                      *

W małym hotelowym pokoju rozmawiały dwie osoby. Ojciec i córka. On przekonywał ją do zostania w Sunie z ciocią, a ona  oczywiście zaprzeczała.

- Jestem już dorosłą kobietą i mogę robić co chcę. A tego czego właśnie pragnę to dwie rzeczy zemścić się na tym durniu, który zabił moją matkę i pilnować, aby mojemu drugiemu rodzicowi  nic się nie stało. Co dotyczy tego, że płynę z Tobą i żadne ale. Tato proszę. Pływałam z Tobą przez całe dziewięć lat. A teraz chcesz mnie zostawić z tą wredną babą.

- Sakurciu, kochanie…

- Nie tato. Ona chcę mnie szybko wydać za mąż. Za bogatego mężczyznę. Tato mi to nie odpowiada. Powiedź, że to rozumiesz. Chcesz, abym była nie szczęśliwa. Żebym wyszła za mężczyznę, którego nie kocham.

- Nie córeczko – powiedział przytulając ją po ojcowsku – Chcę, abyś była szczęśliwa, ale płynąc ze mną jesteś zagrożona. Wiesz ile rabusi poluję na piękne kobiety.

- Umiem się obronić. Uczył mnie przecież najlepszy posługiwacz szpadą. – oderwała się od niego i spojrzała w oczy.

- Nie przesadzasz, aż taki dobry nie jestem.

- To ty przesadzasz. Więc co tato zgódź się. Nie chcę tu zostawać z tymi jędzami. Proszę. – zrobiła maślane oczka.

- Oh Sakurciu, Sakurciu chyba nie mam już nic do gadania. Co nie? – uśmiechnął się.

- Hurra. Kocham cię tatulku – pocałowała go w policzek i wybiegła szczęśliwa z pokoju do swego najlepszego przyjaciela Deidary. Sakura była piękną różowowłosa dziewczyną. Miała długie włosy do pasa. Zielone pełne życia i determinacji oczy. Miała na sobie bordową suknie. Gorset uwydatniał jej spory biust. Spódnica była szeroka z przecięciami po bokach. Na udach miała podwiązki, a w nich sztylety. Jest osobą pyskatą. Miła jest tylko dla ojca i przyjaciół. Nie lubi gdy ktoś jej rozkazuję. Zawsze stawia na swoim. Wbiegła bez pukania do pokoju blondyna i rzuciła się na niego.

- Dei tata się zgodził. Wyruszam z wami.

- Naprawdę? To cudownie. Wiedziałem, że tak będzie.

- Cieszysz się.

- Oczywiście, gdybyś nie popłynęła z nami to ja też bym nie popłynął.

- Jesteś kochany. No dobra to ja się będę zbierać jest już późno. Jutro wieczorem wypływamy więc, może po południu przejdziemy się na tutejsze targi. Hmm.

- Pewnie. Tylko nie rób ze mnie targarcza zakupów.

- Czy ja kiedykolwiek cię wykorzystywałam.

- Może – zaśmiali się.

- Dobranoc – powiedziała z uśmiechem za nim wyszła również usłyszała te słowa. Weszła do swojego pokoju szybko przebrała się w koszulę nocną. Po chwili można było słyszeć jej równomierne oddychanie. Spała.

                                  *

Nastał nowy dzień. Słońce świeciło, a ptaki szybowały po niebie. Było pięknie. Nikt by nie przypuszczał, że wczoraj był taki silny sztorm. W jednej z kajut budził się do życia przystojny brunet. Nie był z tego wszystkiego zadowolony. Naruto miał rację już kilka miesięcy pływają i nic, a ni trochę nie są bliżej celu. Chociaż nigdy nie dbał o innych to postanowił dać im trochę odpoczynku na lądzie. Wstał. Wykonał szybko poranne czynności poczym wyszedł na pokład. Zastał tam już całą załogę. Westchnął cicho.

- Dobrze zgadzam się. Płyniemy na południe do Suny.

- Na ile? – zapytał szczęśliwy Kiba.

- Na dzień wieczorem wracamy.

- Czemu tak szybko.

- Macie szukać informacji, a nie zabawiać się w barach. Naruto, Choji i Kiba wy macie zadbać o zapas jedzenia

- Czemu ja – warknął zły Inuzuka.

- Bo ja tak powiedziałem. Reszta  - informację. Zrozumiano. – wszyscy pokiwali głowami twierdząco. – dobrze to teraz przygotujcie się. Nie wiemy co nas tam czeka. Najlepiej weźcie broń i naboje. - wyszedł do swojego gabinetu. Wciągnęli żagle na maszt i wyciągali kotwice z wody. Po chwili płynęli.

- NASZ CEL TO SUNA – krzyknął jeden z piratów.

 

*

Nad Suną grzało słońce. Było bardzo gorąco toteż mieszkańcy spędzali dzisiejszy dzień jak najbliżej morza. Piasek nie miłosiernie parzył bose stopy ludzi. Cień był tylko dla nie licznych, którzy mieli szanse usiąść pod rozłożystą palmą. Mewy wirowały po całym niebie co jakiś czas zatrzymywały się, aby napoić swój mały organizm. Promienie słońca wpadały również do pokoju, gdzie spała piękna, młoda kobieta, która wiele w życiu przeszła. W wieku dziesięciu lat straciła matkę. Stało się to, gdy na jej dom napadli ludzie podstępnego pirata Orochimaru kapitana „ Mrocznego Węża”. Sam Orochimaru brał w tym udział. To on miał na rękach krew jej matki. Widziała na własne oczy jak ją przebijał mieczem. Siedziała wtedy w szafie w której umieściła ją wcześniej konająca matka. Rozkazała jej wtedy za nic nie wychodzić, ale ona nie mogła na to patrzeć. Gniew rodził się w niej z każdą kroplą krwi. Wybiegła i rzuciła się na oprawce. Gdyby jej ojciec nie wrócił pewnie podzieliłaby los matki. Załoga „Mrocznego Węża” szybko się wycofała. Cały czas pamiętała jego wyraz twarzy, gdy zabijał jej mamę. Śmiał się był zadowolony z tego, że w połowie osierocił małą dziewczynkę. I te pamiętne słowa, które wypowiedział: „ Słaba była, aż mi wstyd, że wylałem krew tak nic nie wartej osoby.  Po twojej twarzy widzę, że pewnie będziesz chciała się zemścić, ale zemsta i walka nie są dla małych dziewczynek. Za nie długo stracisz ojca. Pamiętaj”. Wtedy postanowiła właśnie zostać piratem. Chociaż nie miała w tej sprawie oparcia w ojcu. Był załamany po stracie ukochanej kobiety, więc wypłynął samotnie na morze. Swoją córkę zostawił z babcią - jego matką, która po dwóch latach umarła śmiercią naturalną. Gdy się o tym dowiedział od razu wrócił. Nie chciał stracić ostatniej ważnej kobiety w jego życiu. Gdy dowiedział się o planach córki był w szoku, ale zgodził się nie miał wyjścia. Zawsze była uparta. Przez rok trenował ją w posługiwaniu  szpadą i różnymi mieczami. Później wyruszyła z nim na pierwszą wyprawę, która trwała pięć lat.  Gdy znaleźli się przypadkowo na jednej z wyludnionych wysepek. Spotkali czarownika, który powiedział im o zaginionej wyspie, na której znajduję się skarb pierwszego pirata. Jej ojca bardzo to zainteresowało. Dostał dużo wskazówek, za pożywienie i stary zegarek. Wrócili na ląd po zapasy. Po miesiącu wyruszyli w kolejny rejs, który trwał prawie cztery lata. Odnaleźli mapę, która była największym drogowskazem. Dlatego jej ojciec się tak o nią martwi nie chcę jej narażać. Jest wiele piratów, którzy czyhają na ten skarb.

Zamrugała delikatnie powiekami. Ziewnęła i przeciągnęła się leniwie. Rzuciła z siebie koc, którym była przykryta i wstała. Zrobiła parę skłonów od których zawsze zaczynała dzień, poczym podeszła do dużego kufra.

- Znów suknia. Boże trzymaj mnie w swojej opiece i spraw, abyśmy jak najszybciej wypłynęli. – wzięła pierwszą lepszą, którą okazała się ciemnozielona suknia z szeroką spódnicą z dużymi rozporkami, które sięgały do jej ud ukazując tym samym jej długie zgrabne nogi. Gorset był bardzo obcisły z świecącymi kamyczkami po środku. Umyła się. Założyła jak to zwykle robiła czarne podwiązki do, których włożyła po jednym sztylecie. Założyła na siebie suknie i rozczesała włosy, które były lekko lokowane na końcach. Spojrzała na siebie w dużym lustrze i puściła sobie oczko. Dotknęła jeszcze łańcuszka, który znajdował się na jej szyi. Pamiątka po matce – złote serduszko. Wyglądała zabójczo pięknie. Chociaż nie dbała o swój wygląd. To wyglądała zawsze olśniewająco. Była piękniejsza od tych wszystkich damulek, które myją się w kozim mleku, aby mieć piękną cerę i delikatną skórę, która i tak taka nie jest.  Ona natomiast miała wszystko tak jak powinno. Była delikatna, ale i silna. Jej kuzynki nie cierpiały jej za to. Były złe, że ona, która żyję nie zgodnie z zasadami kobiety. Ma wszystko co potrzeba. Wyszła ze swojego pokoju. Stukot jej butów odbijał się głuchym echem po korytarzu. Weszła bez pukania do pomieszczenia w którym spał jej przyjaciel. Zachichotała pod nosem. Wyglądał uroczo. Włosy porozrzucane na całej poduszce. Ręce zwisały po obu bokach, a nogi miał skrzyżowane. Chytry uśmiech ukazał się na jej ustach. Podeszła do niego powolutku. Złapała jego prawą ręką, położyła się obok i puściła jego rękę wolno, która teraz znajdowała się na jej biodrach. Schyliła się do jego ucha.

- Deidara – wyszeptała uwodzicielsko – Dei, kochanie pora wstać – pocałowała go w policzek. Chłopak natychmiastowo otworzył oczy. Odwrócił głowę i zetknął się z soczyście zielonymi tęczówkami.

- Sakura – zawołał szybko podnosząc się do pozycji siedzącej. – o Boże co ty tu robisz? – zapytał przerażony. Już widział siebie na rozmowie z jej ojcem.

- Byłeś wspaniały w nocy – ledwo powstrzymywała śmiech

- Co? – odwrócił się do niej.

- Nie udawaj, że nie pamiętasz. Co do twojej propozycji. Dobrze mogę sypiać na statku w twojej kabinie.

- A ja? I co tu się dzieję?

- A ty oczywiście ze mną, koteczku nie pamiętasz. Tej cudownej i namiętnej nocy.

- O kurczę. Twój ojciec mnie zabiję. Jak to się w ogóle stało – spojrzał na nią, a ta wybuchnęła głośnym śmiechem.

- Dei żartowałam, ale gdybyś widział swoją minę. – mówiła prze śmiech.

- Sakura – powiedział nie co wkurzony.

- Dei. No przecież mi wybaczysz nie mogłam się powstrzymać. Gdybyś był już gotowy na nasze zakupy. To obyło by się bez tego.

- Dobra, wybaczam.

- Wiedziałam, ale ty jesteś naprawdę naiwny.

- Jednak ci nie wybaczam.

- Ale ja tobie wybaczam.

- Że co proszę. – nie odpowiedziała pocałowała go w policzek.

- To co mój drogi. Wstawaj pora przejść się po tych targach. Czekam na dole. Za dziesięć minut chcę cię tam widzieć, albo powiem wszystkim jakiś ty wspaniały – zaśmiała się cicho

- Ale śmieszne Sakura. Nie martw się odpłacę ci się podwójnie – uśmiechnął się chytrze.

- Pewnie – odparła zamykając drzwi z drugiej strony.

                   *

Dobili do brzegu. Ukryli swój statek tak, aby nikt go nie znalazł, oprócz ich samych.  W miejscu gdzie się  znajdowali nie było widać żywej duszy. Roznosił się tam tylko piasek, żadnej roślinności.

- Dobrze – cisze przerwał stanowczy i oschły głos. – Tu się rozdzielamy. Neji ty idziesz ze mną. Reszta wie co ma robić. Wy – wskazał na trójkę mężczyzn stojących obok siebie – Prowiant. Naruto jesteś za to odpowiedzialny i pilnuj tego młotka

- Że niby ja nim jestem. To normalne, że mężczyzna potrzebuję kobiety.

- Kiba cicho bądź – uspokoił go blondyn. Uchiha tylko posłał mu spojrzenie mówiące samo za siebie. – Sasuke jest naszym kapitanem i masz go słuchać – Inuzuka tylko westchnął.

- Jeżeli doszliśmy już do porozumienia. To dokończę to co mi przerwał Kiba. Reszta ma szukać informacji, każda jest cenna. Rozdzielcie się grupkami. Tak, aby nie zwracać na siebie nie potrzebnej uwagi. Jeżeli wszystko jest dla was zrozumiałe to rozejść się. – po chwili nie było już nikogo.

- Więc gdzie idziemy Sasuke.

- Szukać informacji. – wiatr bawił się ich włosami, gdy doszli do dużego targowiska. Było strasznie tłoczno. Wszędzie roznosiły się krzyki starych kobiet i wieśniaczek, które próbowały sprzedać swoje nędzne wyroby jakimś ciemnym turystą.  Przepychali się przez krzykliwy tłum. Kobiety zainteresowaniem spoglądały na młodych mężczyzn. Posyłały im zalotne uśmiechy, które oni najprościej na świecie olewali. Weszli do knajpki, która znajdował się najbliżej ich. Siedzące tam osoby spojrzały tylko na nich i wrócili znów do swoich czynności, którą było nad mierne picie alkoholu. Podeszli do baru.

- W czym mogę pomóc – usłyszeli głos staruszka, który stał za ladą.

- Potrzebujemy informacji. – odpowiedział spokojnie Uchiha.

- Informacji?

- Tak. Wiesz może coś o wyspie zwanej Konoha – zapytał Hyuga.

- Niestety nie mogę wam pomóc, ale znam osobę, która może to zrobić.  Widzicie tego mężczyznę – wskazał na grubego łysego faceta, który ledwo utrzymywał się na krześle. – Biedaczysko jest załamany.

- Ale co on ma wspólnego z Konohą. – zapytał kapitan Czarnej Mgły.

- Żalił mi się. Kapitan statku na którym on przebywał. Wyrzucił go za złe sprawowanie. Podobno mieli wyruszyć na poszukiwanie jakieś wyspy. Tyle wiem. Idźcie z nim porozmawiać. Na pewno wam powie. Mówił też o jakieś tajemnicy, ale tego już nie zdradził mi. Może teraz powie. – Sasuke na te słowa od razu zareagował. Podszedł do stolika przy którym siedział ów mężczyzna i usiadł naprzeciw niego.

- Wiesz coś o ukrytej wyspie – tamten tylko spojrzał na niego poczym popił dużego łyka z kufla.

- Wiem, a co?

- Powiedź mi co wiesz, a wynagrodzę ci to.

- Po co ci to wiedzieć.

- Nie twoja sprawa. Radziłbym mówić. – mówił oschle.

- Ostry charakterek. Choćbym widział…

- Mów.

- Dobrze co mi tam. Wiem tylko tyle, że odpływają dzisiaj wieczorem.

- Kto?

- Biały Smok.

- Hmm – zamyślił się -  gdzie?

- Szukać tej wyspy. Nasz kapitan ma mapę.

- Ma mapę?

- Tak. Będzie mi  brakować…

- Pomożesz mi ją im odebrać, a ja przymnę cię do mojej załogi.

- Ale mi nie jest brak podróżowania. Będzie mi brakować Sakurci traktowałem ją jak córkę. Sama się za mną stawiła, ale on oczywiście za jeden głupi błąd mnie wyrzucił.

- Kim ona jest?

- Sakura to piękna i mądra kobieta….

- Sasuke wyjdę na zewnątrz porozglądam się – przerwał mu Neji, który jak dotąd się nie odzywał.

-….. i bardzo waleczna. Jest córką kapitana. Podróżuje z nim. Kapitan bardzo ją kocha, gdyby coś jej się stało nie przeżyłby tego.

- I jest wstanie oddać mapę za nią.

- Na pewno, nawet życie. Ale co ty…

- Jak ona wygląda – zapytał przystawiając mu pistolet do głowy. Nikt na to nie zwrócił uwagi. Tu zawsze tak było, więc ten widok ich nie zdziwił.

- Nie powiem ci.

- Wolisz zginać. Tak to przynajmniej będziesz mógł się zrewanżować.

- Ale nie za taką cenę.

- Jak ona wygląda. Powtarzam to ostatni raz – wystarczyło nacisnąć spust i już leżałby martwy. Mężczyzna z łysą głową przestraszył się nie nażarty nie chciał jeszcze umierać.

- Przepraszam. – szepnął – Ma różowe włosy i zielone piękne oczy.

- Różowe włosy. Łatwo będzie ją znaleźć – odsunął pistolet.

                       *

Chodzili po targu pod rękę. Różowowłosa wraz z swoim towarzyszem rozmawiała i uśmiechała się. Zatrzymała się pod pobliską knajpką. Zauważyła małą dziewczynkę w kącie w obdartej sukience i bez bucików. Podeszła do niej i ukucnęła naprzeciw. Deidara patrzał na to z uśmiechem. Wiedział jaka jest Sakura lubi pomagać bezdomnym i biednym dzieciom, ale nie wiedzieli, że tej sytuacji z wielkim zainteresowaniem przyglądał się pewien szatyn o długich włosach, który na imię dziewczyny rozszerzył oczy. „Ona jest tą piratką” przeszło mu przez myśl.

- Część jak się nazywasz. Ja jestem Sakura.

- Ja jestem Akemi. Proszę pani.

- Co się stało? Dlaczego płaczesz?

- Bo te dziewczyny mnie uderzyły i zniszczyły ubrania. Mama mnie zbije – rozpłakała się na dobre. Różowowłosa spojrzała w stronę, gdzie stała banda dziewczyn w wieku dziewięciu lat. Wstała otrzepała suknie i podeszła do nich.

- Macie jakiś problem? – zapytał zimno.

- Nie proszę pani – powiedziały przerażone jej tonem.

- Czemu ją tak potraktowałyście?

- To ona zaczęła.

- Nie wciskaj mi kitu. Wy jesteście w szóstkę, a ona sama. Jeżeli zobaczę, że podnosicie chociaż raz na nią rękę. To pożałujecie tego. Dosłownie. Zrozumiano!

- Tak – odpowiedziały trzęsąc się ze strachu.

- A teraz przeprosicie ją.

- Dobrze proszę pani – wszystkie dziewczynki podbiegły do niej i przepraszały obiecując, że już nigdy się to nie powtórzy. Dziewczynce poprawił się trochę humor, ale  dalej miała przecież potargane ubrania. Zielonooka podała jej dłoń.

- Chodź. Trzeba ci kupić nową sukienkę – uśmiechnęła się do niej przyjaźnie. Akemi odwzajemniła uśmiech mocno się do niej tuląc. – Dei. Będziesz tak łaskawy i weźmiesz ją na barana.

- Sakura nie dość, że noszę połowę twoich toreb z zakupami to jeszcze…. – spojrzał na nią – Oczywiście wskakuj mała.

- Jesteś kochany Dei – uśmiechnęła się przeczesując swoje różowe włosy. Poszli w stronę dużego namiotu, gdzie sprzedawano i wyszywano na zamówienie różne stroje.  Neji cały czas obserwował ją.  Poruszała się z gracją, lecz stanowczo. Uśmiechnął się niewidocznie, ale jedna osoba to zauważyła, która wyszła z baru.

- Czemu się uśmiechasz. Czyżbyś coś znalazł.

- Nie nic. A ty coś wiesz o tej mapie?

- Taa. I mam pomysł jak ją zdobyć.

- Jak? – zapytał nie spuszczając wzroku z namiotu.

- Jest coś tam takiego ciekawego, że tak tam patrzysz.

- Może …, ale jak masz zamiar odebrać im tą mapę.

- Sama przyjdzie. Potrzebna mi jest do tego tylko dziewczyna o różowych włosach jego córka – z każdym jego słowem oczy Hyugi rozszerzały się.

- Chcesz ją użyć jako środka zamiany – zapytał nie patrząc na jego twarz.

- Właśnie tak. Musimy ją znaleźć jak najszybciej. Dzisiaj wieczorem wypływają.

- Ona jest tam. – wskazał na namiot.

- Kto?

- Ta kobieta, którą chcesz uprowadzić.

- Czemu mi nie powiedziałeś od razu. – warknął zły. Szybko zeskoczył ze schodków i biegł  w stronę wcześniej wskazaną. Odsunął energicznie płachtę i wszedł do środka. Rozejrzał się, ale nie zauważył nigdzie nawet kosmyka różowych włosów. Przeklął siarczyście. Zaraz po nim wpadł Neji, który widząc niezadowoloną minę kapitana, wycofał się. Sasuke podszedł do krawca.

- Czy była tu dziewczyna o różowych włosach.

- Tak była. Z małą dziewczynką i przystojnym blondynem. – odpowiedział zgodnie z prawdą.

- W którą stronę poszli.

- Poszli odprowadzić tą małą dziewczynkę do domu.

- Wiesz może, gdzie mieszka.

- Nie. Przykro mi. – Uchiha bez słowa wyszedł, a za nim białooki, któremu do głowy wpadł  wspaniały pomysł.

- Sasuke.

- Czego? Zaprzepaściłeś taką szanse. Zawróciła ci w głowię co. Dlatego się tam tak gapiłeś. – mówił oschle nawet na niego nie patrząc.

- Nie, po prostu…

- Nie tłumacz się. Wiesz, że tego nie lubię.

- Wiem jak możemy ją znaleźć. Te dzieciaki powinny wiedzieć gdzie ona mieszka. – wskazał na grupkę dziewczynek.

- Skąd taka pewność.

- Bo widziałem jak ta cała Sakura pomagała tej dziewczynce chyba Akemi. Tak Akemi, bo te dziewczyny ją pobiły.

- Widzę, że mamy do czynienia z dobroczyńcą. Ty z nimi gadaj. Nie znam się na bachorach.

- Ja, ale…-widząc wzrok swego kapitana ruszył natychmiastowo.

                         *

Zapukali do spróchniałych drzwi. Otworzyła im kobieta wieku średnim. Spoglądała na nich pytającą, ale widząc swą córkę. Szybko się poderwała i złapała mocno za rękę.

- Coś ty dziewucho znów narozrabiała.

- Proszę ją puścić. To na pewno boli. – Kobieta posłuchała różowowłosa i spojrzała na nią –  Akemi nic nie zrobiła.

- Komu ona ukradła te ubrania? – warknęła patrząc na swą córkę.

- Nie ukradła. To są jej ubrania. – powiedziała. Miała już iść, ale przypomniała sobie o czymś – Pani nawet nie wie co się stało. Zapewne gdyby tu przyszła w tych obdartych łachmanach, które spowodowało kilka dziewuch uderzyłaby ją pani. Prawda.

- Niech mi pani nie mówi jak mam wychowywać dziecko.

- Czy ja coś takiego powiedziałam. Ostrzegam tylko panią, że jeżeli zobaczę chociaż jeden siniak na jej ciele to będzie pani miała z nami do czynienia.

- A kim ty jesteś, żeby prawo wymierzać.

- Zna pani Jack’a  Haruno.

- Przecież to pirat. Każdy go zna po śmierci swojej żony wypłynął, a później wrócił po swoją córeczkę, która teraz pewnie leży gdzieś nad oceanem – różowowłosa zmarszczyła czoło.

- Tak się właśnie składa, że to ja jestem jego córką – kobieta drgnęła – i jak widzi pani nic mi nie jest. Mój tata jak i ja nie cierpi, gdy się znęca nad słabszymi. Niech pani uważa. To jest tylko dobra rada. – odwróciła się ciągnąc za sobą blondyna.

- Aleś jej nagadała. Musiałaś się jej przedstawiać.

- No co i tak dzisiaj wypływamy. Musiałam ją trochę postraszyć.

- I udało ci się to. – uśmiechnął się do niej.

- Dei nogi mnie bolą. – spojrzała na niego.

- O nie nawet o tym nie myśl. Przez całą drogę nosiłem tę małą.

- To teraz czas na dużą.

- Nie, nie, nie i jeszcze raz nie. Absolutnie.

- No już dobrze. Nie marudź tak. Tylko żartowałam.

- Coś za często. – usłyszeli głośny huk dochodzący z lasu.  – Pójdę to sprawdzić.

- Idę z Tobą.

- Nie, masz zostać – powiedział stanowczo. Był dla niej jak straszy brat, którego nigdy nie miała. Zawsze bronił ją od niebezpieczeństwa. Pobiegł w stronę lasu zostawiając wszystkie torby z zakupami na ziemi obok dziewczyny, która stała z rękami założonymi na klatce piersiowej. Nie lubiła gdy ktoś jej rozkazuję, ale wiedziała, że się o nią martwi, więc posłuchała. Zauważyła, że coś rusza się w krzakach. Spojrzała w tamtą stronę, ale nic nie zobaczyła. Nagle poczuła czyjąś ręką, która przyciągnęła ją do siebie i kawałek materiału  przy nosie. Szarpała się, ale jej siły opadały przez materiał na którym były jakieś chemikalia, które spowodowały, że straciła przytomność. Opadła bez władnie w ramiona swego oprawcy.

 

 

--

Okazało się, że była to bomba, która nie wyrządziła żadnych licznych uszkodzeń. Oprócz paru drzew. On dobrze znał się na dynamitach i umiał jej sam sporządzać. Był w tym fachu mistrzem nie do pobicia. Przybiegł na miejsce w którym rozdzielił się ze swoją przyjaciółką. Ze strachem stwierdził, że jej tam nie ma. Do tego torby z zakupami były po rozrzucane i połowę jej ubrań zniknęło. Zaczął się rozglądać, ale nigdzie jej nie znalazł. Jego wzrok przykuł biały materiał szybko podbiegł i powąchał.

- Cholera – odwrócił na drugą stronę i zauważył tekst napisany czarnym piórem. Przeczytał go i szybko zerwał się w stronę tymczasowego zakwaterowania.

              

            *

Powoli otwierała powieki. Oślepiło ją słońce. Zamrugała kilka razy. Poczuła, że jest niesiona. Na początku myślała, że to Deidara coś wywinął za tą potyczkę z rana, ale gdy spojrzała w górę,  zrozumiała, że jednak nie. Jej zielone tęczówki zetknęły się z bielą spojrzenia jej oprawcy.

- Obudziłaś się już. Szybko. – stwierdził.

- Masz natychmiast mnie postawić. – warknęła szarpiąc się.

- Jak sobie życzysz.– zatrzymał się, a ona zeskoczyła z jego ramion na prażący piach. Spojrzała na niego. Przystojny długowłosy szatyn. O ślicznych przenikliwie śnieżnych oczach. Odwróciła się i miała już ruszać w stronę powrotną, ale on złapał ją za rękę. – To, że cię puściłem. Nie znaczy, że możesz wracać. – powiedział nawet na nią nie patrząc.

- Puszczaj chyba, że wolisz dostać  - szarpała się mocno. Uśmiechnął się tylko niewidocznie.

- Jak mi wiadomo to kobiety nie umią się bić. – mówił ze stoickim spokojem, co wyprowadzało ją z równowagi.

- A chcesz się przekonać – uśmiechnęła się zadziornie i spojrzała na jego twarz. Przybliżyła się blisko tak, że oddechem drażniła jego skórę – Nie zadzieraj ze mną – warknęła i uderzyła go kolanem w rozkrok. Ten nie świadomy takiego obrotu spraw. Upadł na piasek. Ona tymczasem podniosła do rąk końce swej sukni i zaczęła uciekać. Nigdy tego nie robiła. Zawsze walczyła do końca, ale teraz nie miała broni, oprócz dwóch sztyletów, a do tego jeszcze niestosowne ubranie. Poczuła, że upada na ziemie, a jej ręce są przytrzymywane od tyłu – Puszczaj – chciała się wyrwać, ale nie miała jak – Przeklęta suknia – szepnęła.

- Niezła sztuczka – powiedział podnosząc ją i przerzucając przez ramie.

- Puszczaj – waliła go po plecach pięściami, ale na niego to nie działało. Wyglądało tak jak by tego w ogóle nie czuł. Westchnęła i poddała się. Nie będzie marnować siły na niego nie wiedząc co ją jeszcze czeka. – Mogę przynajmniej wiedzieć, dlaczego mnie porwałeś.

- Hmm…nie. – uśmiechnął się. Czuł się jakoś inaczej przy niej. W jego głowie rysował się nowy poemat, który pewnie po powrocie na statek wyleje na papier.

- A jak się nazywasz też nie mogę wiedzieć –oparła swoją głowę na łokciach, które usadowiła sobie na jego ramieniu.

- Możesz, a chcesz…?

- Chyba się o to pytam. Powiesz wreszcie. – zapytała bez entuzjazmu.

- Tak. Nazywam się Neji,….Neji Hyuga.

- Więc Neji….PUŚC MNIE DO JASNEJ CHOLERY! – znów zaczęła uderzać go o plecy.

- Skończyłaś już – zapytał z sarkazmem. – Bo już prawie jesteśmy – spojrzał w dal. Na morze na którym znajdował się olbrzymi statek. Flaga na której był wymalowany wachlarz delikatnie wiała. Na samym początku statku roznosiła się wielka głowa jastrzębia jego skrzydła roznosiły się po bokach statku. – Zaraz spotkasz się z kapitanem. Radze ci. Bądź grzeczna.

- Tak będę i to nie wiesz jak bardzo – uśmiechnęła się chytrze.

              

                     *

Otworzył energicznie drzwi i wbiegł do środka. Wszyscy zgromadzeni patrzeli na niego pytająco.

- Gdzie Sakura? – zapytał brązowowłosy mężczyzna o zielonych tęczówkach.

- Porwali ją. – odpowiedział szybko oddychając. Był wkurzony, że tak zawalił sprawę.

- COO? – natychmiast wstał rzucając przy tym krzesło.

- Znalazłem tylko to – podał mu biały materiał. Poczuł różne chemikalia, że aż w nosie mu zamrowiło. Spojrzał na tekst i zaczął czytać. 

        „Twoja córka jest ze mną.  Jeżeli chcesz ją

         dostać nie naruszoną radzę ci oddać mapę,

        która prowadzi na zaginioną wyspę Konohe.

        Za tydzień o zachodzie słońca w Iwie.

       ...

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jajeczko.pev.pl