[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Biegła ile miała sił w małych nóżkach. Chciała stanąć i odpocząć, ale matka poganiała ją.

- Sakura szybciej! Bo źli nas dopadną i zrobią ci krzywdę! - krzyknęła. Przyspieszyła kroku. Nie chciała widzieć tych panów ubranych na czarno, którzy zrobili coś z jej tatusiem. Słyszała ich kroki. Gonili je. Nagle jej matka stanęła. Dziewczyna spojrzała na nią.- posłuchaj Sakura. Schowaj się w tej beczce.- wskazała na nią.- pamiętaj mama cię kocha i zawsze będzie.- przytuliła ją. Z oczu kobiety poleciały łzy.- schowaj się.- puściła ją. Różowowłosa wykonała polecenie i weszła do beczki. Przez dziurkę w beczce obserwowała jak jeden z nich łapie matkę za gardło i unosi do góry, po czym wbija ostre kły w jej szyi. Kobieta szarpie się, aż przestaje. Odrywa się od jej szyi. Ciało mamy upada na ziemię.

- Szukamy dziewczynki? - spytał drugi.

- Nie. Jestem najedzony.- rzucił. Zapamiętała te czerwone, lśniące oczy. Odeszli. Wyczołgała się z beczki i podeszła do jej ciała.

- Mamo? - szturchnęła ją. Nic.- Mamo oni poszli.- kolejny raz, ale nie otworzyła oczu i nie przytuliła jej. Z gardła dziewczynki wydarł się rozdzierający krzyk....

Obudziłam się. Prawie co noc od 10 lat śnił mi się ten koszmar. Morderstwo moich rodziców. Opowiadałam to potem policji, ale mi nie uwierzyli. Pani psycholog tylko uśmiechnęła się pobłażliwie. Po tym wszystkim trafiłam do domu dziecka, gdzie zostałam do 18 roku życia. I wtedy na mojej drodze stanął Naruto, który gdy usłyszał moją historię zaprowadził mnie do tej organizacji Konoha. Tam wszystkiego się dowiedziałam. Od tamtej pory poluję na nie i zabijam z zimną krwią szukając tego, kto zabił moich rodziców. Podeszłam do okna i spojrzałam przez nie. Patrzyłam na powietrzne autostrady i auta bez kół z silnikiem odrzutowym.

Świat był inny. To dlatego, że świat opanowały demony, który żywiły się ludzkimi duszami. Było źle. Nikt nie wiedział o ich istnieniu prócz nas łowców. Westchnęłam ciężko, odrywając wzrok od widoku za oknem i ruszyłam pod prysznic. Wiedziałam, że już nie zasnę. Odkręciłam kurek. Zimna woda zmywała ze mnie pot i zmęczenie. Odświeżył mnie. Poczułam przypływ siły.

- O tak.- mruknęłam. Rozkoszowałam się wodą, której kropelki poczułam na ciele. Tego było mi trzeba. Wtedy usłyszałam dźwięk mojej komórki. Westchnęłam. Zakręciłam kurek i opatuliłam się puszystym ręcznikiem. Podeszłam do szafki nocnej i otworzyłam szufladkę, w której znajdował się telefon. Spojrzałam na wyświetlacz. Wzięłam ją i nacisnęłam guzik.

- Halo? - rzuciłam do telefonu.

- Znaleźliśmy kryjówkę tych przyssawek.- usłyszałam.

- Zaraz będę.- odparłam i rozłączyłam się. Ubrałam się, związałam włosy w gumkę. Wzięłam broń. - czas na polowanie.- uśmiechnęłam się do siebie. Wzięłam kluczyki  i wyszłam.

 

 

- Tutaj. - przycupnęłam przy skale i spojrzałam zza niej. Dostrzegłam ogromny zamek zbudowany z czarnej cegły z małymi oknami i wielkim mostem zwodzonym. Dostrzegłam też dwie wieżyczki.- nieźle.- mruknęłam.- jak go znaleźliście? - zwróciłam się z pytaniem do blondyna.

- Jeden z nich wpadł w naszą pułapkę. Hinata grała przynętę. Biedakowi nawet nie udało się dojść, gdy go zaatakowała. Nawet nie wiedział co się dzieje. Przestraszył się i wszystko wyśpiewał.- odparł.

- Co z nim zrobiliście? - spytałam.

- Została po nim kupka popiołu.- oświadczył.

- Nie próżnowaliście.- mruknęłam. Ale nie szkodzi. Ten zamek to był dopiero gniazdo tych wyssawek. Zamierzałam ich wszystkich wymordować im lepiej tym więcej nas ludzkości przeżyje. Ludzie przestaną się bać  chodzić po nocy. No prawie. Mogą bać się jedynie drugiego człowieka. Ale nic pomyślałam.

- Zrobimy to dziś w nocy. Wytniemy ich wszystkich. Im szybciej tym lepiej.- rzekłam mściwie. Zatarłam ręce na myśl o tym. Już to widziałam jak ich zabijam. Jeden po drugim. Może wśród nich jest zabójca mych rodziców? pomyślałam. W moim sercu zakiełkowała nadzieja. Już widziałam jak go zabijam. Uśmiechnęłam się. O tak zemsta. Nienawidziłam tego zabójcy z całego serca, bo zabrał mi wszystko.

- Nie Sakura.- usłyszałam. Spojrzałam na niego zdumiona. Po chwili poczułam wściekłość.   

- Dlaczego? - zapytałam się.                                                 

- Musimy poczekać na sławetną trójkę.To duża sprawa.- oznajmił.

- Zanim oni tu dotrą to mogą zabić wielu ludzi. Musimy ich zaatakować dziś w nocy.- odparłam.

- Dobra. Przepraszam.- powiedziałam.                                  

- Wracamy do obozu.- usłyszałam głos przyjaciela. Rzuciłam ostatnie spojrzenie na zamek.

- Już idę.- ruszyłam za  nim.                

 

 

Wiem źle zrobiłam myślałam idąc w kierunku zamku. Grunt chrzęścił pod moimi stopami. Na niebie świecił księżyc, który oświetlał mi drogę. Musiałam być ostrożna. Po chwili stanęłam pod murami budowli.                                                                         

- Jak się tam dostać? - mruknęłam do siebie. Nie mogłam się tam dostać górą, bo nie można było się gdzie zaczepić. Poza tym mury były śliskie. Dołem też nie, bo kopanie zajęło by jej parę dni, a tyle nie chciała czekać. Mostem zwodzonym też nie bo był uniesiony w górę. Forteca nie do zdobycia. Przeklęła. Jedyna możliwość to dostać się powietrzem, lecz latać nie umiała.

Przyszła bez planu tutaj. Westchnęłam. Nie pozostało mi nic innego jak wrócić do obozu.

- Co taka ślicznotka jak ty tutaj robi?- szepnął mi na ucho męski głos. Po chwili poczułam język na swej szyi. Szybko odwróciłam się z bronią w ręku, ale on błyskawicznie odskoczył kilka metrów ode mnie.          

- Za późno.- uśmiechnął się. Miał rację. Straciłam czujność i nie wyczułam go. Była zła na siebie. Jak to mogło się stać? zastanawiałam się. Otaksowałam go wzrokiem. Jak na demona. Był całkiem przystojny. Czarne oczy wpatrywały się we mnie. Tego samego koloru włosy miał związane w kitkę. W dodatku był wyższy ode mnie z 15 cm i nieźle zbudowany. W jej typie pomyślałam. Potrząsnęłam głową. O czym myślisz Sakura. To wróg zbeształam się w myślach. - Zaraz zginiesz. - powiedziałam zimno.                                   

- Zobaczymy.- uśmiechnął się kpiąco.- co takie chucherko jak ty może mi zrobić? - spytał z drwiną. Najeżyłam się.  Ja ci dam chucherko pomyślałam. Nie lubiłam, gdy ktoś mnie nie doceniał.

- Zaraz to odszczekasz.- warknęłam.                                          

- Pokaż co potrafisz kochanie.- uśmiechnął się. Czekał. Co mnie zirytowało. W ogóle nie brał mnie na poważnie.             

- Uważasz, że płeć przeciwna jest słaba? - spytałam się.

- Nie. Tylko wy łowcy. Śmieszni jesteście z tymi swoimi zabawkami. Grozicie nam i takie tam. Walczycie z nami, ale i tak giniecie błagając o życie.- pokręcił głową.

- To ty tak myślisz.- wysyczałam.- ja taka nie jestem. Wy jesteście pasożytami, a my musimy się jakoś bronić. To wy jesteście żałośni, bo nienawidzicie nas ludzi, ale wysysacie nasze dusze. - powiedziałam. Na twarzy demona pojawiła się złość.

- Nie masz prawa.- rzekł wściekły.

- A ty masz? - spytałam go odruchowo. Trafiłam w czułe miejsce.

- Pięknie.- uśmiechnął się.- pierwszy raz ludzki pomiot mnie tak wkurzył.- dodał.

- Nawzajem.- oznajmiłam. Ruszyłam na niego. Zaczęła się walka. Z szybkością geparda omijał moje ruchy. Byłam już zmęczona. Ale nie zamierzałam się poddawać.

- Czyżbyś się zmęczyła? - spytał z kpiną co dodało mi siły. Tym razem zaskoczyłam go waląc w nos, który złamałam mu. Poczułam satysfakcję słysząc chrzęst. Cofnął się kilka kroków. Trzymał się za nos.- złamałaś mi nos. - polała się krew. Patrzył na nią wściekły.- pożałujesz.- nastawił sobie nos. Nieźle pomyślałam. Teraz on zaatakował mnie. Podstawił mi nogę. Upadłam na ziemi. Uśmiechnął się. Wycelował we mnie ogniem. Szybko odskoczyłam i wstałam. Gwizdnęłam cicho, gdy tam, gdzie leżałam nie pozostało nic poza kupką popiołu i zwęglonego miejsca. Jeszcze chwila, a byłoby po mnie pomyślałam.

- Jeszcze nie skończyłam.- patrzyłam na przeciwnika. On też stał się poważny. Zniknął ten dowcipny ton. Mierzyliśmy się wzrokiem. Nie zostało mi już dużo siły. Byłam już zmęczona. Musiałam to dobrze obmyślić. Wtedy mnie zaatakował ponownie. Uniknęłam szybko jego ciosu. Teraz przemknęło mi przez myśl. Z buta wyjęłam nóż zrobiony z drzewa mahoniowego. To był jedyne drewno, które mogło zabić demony. Wycelowałam prosto w pierś. Wbiłam mu tam. Jęknął głośno. Spojrzał na mnie wściekły. To był błąd. Uwolnił się. Chciałam odskoczyć, ale było za późno. Poczułam ból w okolicach karku.

- Zraniłaś mnie teraz ja ciebie.- to było ostatnie co usłyszałam. Zdążyłam pomyśleć tylko, że głupio zrobiłam przychodząc tutaj. Trzeba było posłuchać Naruto i poczekać. Zaślepiła mnie zemsta. A teraz miałam zginąć.

- Przepraszam Naruto.- szepnęłam. Z mojego policzka popłynęła jedna łza, po czym pogrążyłam się w ciemności.

 

 

Czułam ból. Otworzyłam oczy, które zmrużyłam, bo światło mi raziło. Poruszyłam nogami i rękami, ale nie mogłam. Były bezwładne. Spojrzałam na to i przeklęłam. Kończyny moje były skute grubymi obręczami połączonymi łańcuchami. Nie mogłam się uwolnić.

- Cholera.- przeklęłam. Nieźle mnie skuli. Rozejrzałam się. Było to małe ciemne pomieszczenie. Światło dawało tu tylko małe okienko. Pełne było tu szczurzych odchodów. Za posłanie robiło siano. Aby trochę urozmaicić umeblowanie dodano tu kościotrupa w kajdanach. Śmierdziało moczem i potem.- co za odjechana miejscówka.- dodałam do siebie. Usłyszałam kroki. Po chwili drzwi lochu otworzyły, a do środka wszedł mój były przeciwnik. Skrzywiłam się go widząc.- myślałam, że już nie ujrzę twej buźki.- wymamrotałam.

- Twarda jesteś. Każdy na twoim miejscu posikałby się ze strachu.- spojrzał na mnie z podziwem. Prychnęłam.

- Mówiłam ci. Jestem inna.- przypomniałam mu.- poza tym nie przyszedłeś tu na miłą pogawędkę. Nie po to mnie tu przyciągnąłeś i zakułeś. Czego chcesz ode mnie podróbko człowieka? - rzuciłam mu prosto w twarz. Uderzył mnie. Poczuła ból na prawym policzku. Nie zrobiło to na mnie wrażenia. Uśmiechnęłam się tylko.- to wszystko? - czekałam na uderzenie w drugi policzek, ale nie zrobił tego.

- To nic nie da. Jesteś wytrzymała. Raz wystarczy.- powiedział. Przewróciłam oczami.

- Dupek.- mruknęłam. Poczułam po chwili ból na drugim poliku. Coś ciepłego i lepkiego spływały mi na bluzkę tworząc plamę. Zlizałam ją językiem. Moja własna krew pomyślałam.

- Jesteś postrzelona.

- Sadysta.- odcięłam się.

- Masz ostry języczek.- uśmiechnął się.- ale nie po to przyszedłem. Jak się nazywasz? - spytał się.

- Sakura Haruno.- odparłam.

- Słyszałem o tobie. Itachi Uchicha.- przedstawił się.

- Miło mi. Nie słyszałam o tobie.- oświadczyłam.

- Po co tu przyszłaś?

- A jak myślisz? Zabić was.- rzekłam ironicznie.

- Ilu was jest?

- Jestem sama.- odparłam.

- Gdzie macie obóz?

- Nie wiem o czym mówisz.-  nie miałam zamiaru zdradzić swoich. Pytał mnie jeszcze kilka razy, a ja uparcie milczałam wpatrując się w ścianę. - dobra. Skoro nie chcesz to kilka dni bez jedzenia i wody powinno dać ci do myślenia.- wyszedł.

- Nigdy. Wolę umrzeć. Nic ci nie powiem.- mruknęłam do siebie i pogrążyłam się w rozmyślaniach.

Patrzyłam wprost na pustą ścianę. Zaburczało mi w brzuchu. Co się dziwić nie jadłam już trzy dni ani nie piłam. Przychodził do mnie codziennie i wypytywał, lecz ja milczałam jak zaklęta. Jak nie chciałam to uderzył mnie tak, że mój policzek spuchł jak bańka. Bolało jak cholera, ale nie powiedziałam mu. W końcu przestał używać przemocy widząc, że nic to nie da. Do moich uszu doszły równe kroki. To on pomyślałam. Zawsze przychodził o tej porze. Ciekawe co nowego wymyślił? przemknęło mi przez myśl. Drzwi skrzypnęły lekko, gdy je otworzył. Wszedł do środka z tacą jedzenia. Spojrzałam na nią podejrzliwie. Chyba wymyślił nowy sposób, patrzyłam na niego z nieskrywaną nienawiścią. Położył jedzenie na zimniej posadzce.

- Witaj.- odezwał się. Prychnęłam w odpowiedzi nie zamierzałam mu odpowiadać to przecież wróg.- widzę, że nadal milczysz.- mruknął.

- Daj mi spokój i mnie zabij.- rzuciłam mu prosto w twarz.- nieważne co wymyślisz ja i tak nic ci nie powiem.- dodałam.

- O nie.- pokręcił głową.- to by było dla ciebie wyzwolenie.- rzekł.

- Przynajmniej nie zobaczyłabym już twojej gęby.- powiedziałam.

- Masz ostry języczek. Widać tamta lekcja sprzed trzech dni niczego cię nauczyła.

- Tylko jednego: Demony to psychole, które uwielbiają torturować swe ofiary i powinny się leczyć.- stwierdziłam.

- Nieźle. Ale żeby mnie wyprowadzić z równowagi musisz się bardziej postarać.- powiedział.

- Raz mi się udało.

- Prawda.- zgodził się.- ale teraz tak szybko się nie dam.

- Zobaczymy.- burknęłam pod nosem, choć i tak to usłyszał.

- No dobra. Wiesz po co przyszedłem?

- No jasne. Wypić ze mną kawę. Masz ciasteczka? - zakpiłam.

- Nie. Coś lepszego.- zignorował ironię w moim głosie i podniósł tacę, którą podsunął mi pod nos.- mam jedzenie.- patrzył na mnie.

- Ślepa nie jestem.

- Mogę ci dać za informacje.- kusił mnie.

- Nie, dziękuję.- odparłam, choć ślinka pociekła mi do ust.

- Daj spokój. Wiem, że jesteś głodna.- powiedział.

- Nie chcę.- odwróciłam głowę. I w tym momencie zaburczało mi po raz drugi w brzuchu. Uśmiechnął się triumfalnie.

- A jednak.- odparł.- zjedź.

- Nie. Jak to zjem i ci powiem prawdę to zabijesz mnie i ich.- oświadczyłam.- głupia nie jestem.- nie patrzyłam na niego.

- Skąd wiesz? Weź to.- podsunął mi bardziej pod nos.

- Zabierz to.- zacisnęłam zęby.

- Nie krępuj się.- nie wytrzymałam. Wściekłam się i z całej siły jaka mi pozostała ruszyłam łańcuchami i wytrąciłam mi z ręki. Taca z jedzeniem upadła na podłogę rozbijając miskę zupy, która rozlała się po podłodze. Zacisnęłam zęby by nie jęknąć gdy łańcuchy przygwoździły mnie z powrotem do ściany. Nogi i ręce bolały mi niemiłosiernie. Zobaczyłam krew na rękach. Przetarłam sobie łańcuchami. Przeklęłam cicho.

- Nieźle.- patrzył na mnie.- ale i tak w końcu się złamiesz.- dodał.

- Nigdy.- wysyczałam.

- Zobaczymy. Do jutra złotko.- rzucił i wyszedł. Szczury wybiegły z swej kryjówki i zaczęły jeść mój posiłek. Niektóre zlizywały ciecz z podłogi, a reszta zajadała się chlebem.

- Przynajmniej wy się najecie.- mruknęłam.

 

 

Następnego dnia przyszedł ponowie, lecz bez jedzenia.

- Nie możesz mi dać spokoju? Robisz się nudny.- przywitałam go.

- Hej.- zignorowałam moją wypowiedź.

- Jesteś głuchy czy co?

- Doskonale cię słyszę.

- To weź te swoje cztery litery i idź sobie.

- Niby dlaczego?

- Bo nie lubię takich typków jak ty.- warknęłam.

- Dziękuję.- uśmiechnął się.

- To nie był komplement.

- Ale tak zabrzmiał.

- Chciałbyś.- wymamrotałam. Ponownie się uśmiechnął. Spojrzałam na niego. On dziś jest jakiś inny pomyślałam.- co dziś za sztuczkę wymyśliłeś? - zapytałam się go.

- Zaraz zobaczysz.- podszedł do mnie. Patrzyłam na niego podejrzliwie.- co chcesz zrob..- nie dokończyłam bo zatkał mi usta pocałunkiem. Ale nie byle jakim. Całował mnie namiętnie. Przez chwilę byłam zszokowana jednak po chwili zaczęłam oddawać je. Przejechał językiem po mojej dolnej wardze. Grzecznie rozwarłam usta. Wdarł się swym językiem badając moje podniebienie, policzki. Aż gorąco mi się zrobiłam. Lecz zaraz oprzytomniłam. Co ja robię? To demon. Może chce wyssać moją duszę poprzez pocałunek. Nazywany jest pocałunkiem śmierci bez wiedzy ofiary demon wysysa duszę ofiary. Pomimo tego, że jego usta były słodkie i tego, że świetnie całował. Odzyskałam zdrowy rozsądek i ugryzłam go mocno w język i kopnęłam kolanem w krocze. Ten zasyczał, a potem jęknął. Oderwał się ode mnie natychmiast.

- Nigdy tego nie rób bo stracisz swoje klejnoty, a wtedy żadna demonica cię nie zechce.- oznajmiłam groźnie.

- Ostra jesteś.- masował obolałe krocze.

- Jak mnie uwolnisz to pokażę cię inne sztuczki.

- Nie ma mowy.- bez słowa wyszedł.

- Dupek.- mruknęłam. Zrobiło się ciemno. Obudził mnie czyiś głos:

- Idziemy na polowanie, a wy dwaj zostańcie na straży.- usłyszałam jak się oddalają. Ruszyli na polowanie. Czyli w zamku są tylko dwaj strażnicy. Uśmiechnęłam się. To moja szansa pomyślałam.

- Release.- szepnęłam. Kajdy z moich nóg i rąk opadły z łoskotem na podłogę. Zaraz tu przyjdą zwabieni tym hałasem. Wyjdę im na przeciw. Już dawno mogłam się uwolnić, lecz sama z gromadą demonów bym sobie nie poradziła dlatego czekałam odpowiedniego momentu i się doczekałam. Jako łowca potrafiłam parę skutecznych zaklęć. Nauczyłam się ich sporo.- dobra.- zacisnęłam dłoń w pięść i walnęłam w drzwi, które z łoskotem wylądowały na ścianie robię w nich dziurę. Dostrzegłam drugi loch, ale był pusty. Wyszłam z ciasnego pomieszczenia i wyprostowałam się.- jak dobrze.- moje ciało potrzebowało ruchu. Pomimo tego, że moje ciało było osłabione nadal miałam trochę siły. Jak dobrze było się rozprostować. Usłyszałam kroki.- czekam chłopcy.- uśmiechnęłam się. Po chwili zobaczyłam dwóch rosłych osiłków. Jeden miał zielone włosy i niebieskie oczy, drugi brązowe włosy i tego samego koloru włosy.  Uśmiechnęłam się. Dam sobie radę.

- Nigdzie się nie wybierasz.- odezwał się zielonowłosy.

- Właśnie.- przytaknął mu.

- Zobaczymy. Który pierwszy? - spytałam. Pierwszy ruszył niebieskooki. Chciał mnie walnąć, ale zręcznie go ominęłam.

- Fiery fist.- moja pięść zapłonęła jasnym płomieniem. Z całej siły walnęłam osiłka w brzuch. Osunął się na posadzkę. Na koszulce widniała spora dziura. Do moich nozdrzy doleciał swą spalenizny. Drugi patrzył na to zszokowany.- teraz ty.- otrząsnął się i popędził na mnie. Typowe przewróciłam oczami.- steel fist.- walnęłam go tą samą pięścią w głowę, tak jak poprzednik osunął się na podłogę.- wiedziałam.- te zaklęcie powodowało, że pięść stawała się stalą i powodowała, że nawet najtwardszy przeciwnik padł zemdlony. Ruszyłam zadowolona w kierunku wyjścia. Po kilku minutach zjawiłam się przy wyjściu. Opuściłam zwodzony most. Weszłam na niego. Skrzywiłam się widząc Uchichę.

- Brawo.- zaklaskał.

- Daj spokój.- prychnęłam.

- Wiedziałem, że wykorzystasz moment. Chociaż jestem zdumiony, że miałaś siłę ich pokonać i dotrzeć tutaj.- powiedział.

- Zamierzam iść dalej.

- Tu twoja droga się kończy.

- Wcale nie.- warknęłam i ruszyłam na niego. Lecz nie przewidziałam jednego. Moje ciało było osłabione, a zaklęcia i używanie siły bardzo mnie osłabiły. Nim dobiegłam do niego straciłam przytomność. Czułam jeszcze jak łapie mnie w ramionach.

- Wiedziałam, że tak będzie.- mruknął. To było wszystko co usłyszałam.

 

 

Obudziłam się. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. To nie był loch i nie byłam związana. Ucieszyłam się. Znajdowałam się w czyjejś sypialni. Leżałam na łóżku. Spojrzałam na swoje dłoń, która była obandażowana. O dziwo byłam umyta. Pachniałam kokosem. Mój ulubiony zapach. Nawet przebrana byłam. Ubrana byłam w zieloną sukienką na cieniutkich ramiączkach. U dołu była rozkloszowana. Postawiłam stopy na ziemię. Poczułam puszysty dywan pod stopami.

- Nie radzę wstawać.- podniosłam głowę. Zobaczyłam czarne tęczówki.

- To znowu ty.- warknęłam.

- Nie bądź taka niemiła, bo trafisz z powrotem do lochu.- powiedział.

- Wolę już tam niż tutaj z tobą wyssawko.- odpyskowałam.

- Skąd wiesz, że to moja sypialnia? - uśmiechnął się.

- Bo tylko ty potrafisz wpaść na tak durny pomysł by przynieść tu łowcę i jeszcze przebywać z nim w jednym pomieszczeniu.- odparłam.

- Zgadza się.- poczułam smakowity zapach jedzenia. Spojrzałam na stół, gdzie znajdował się posiłek.- jedź nie krepuj się to dla ciebie.- nawet się nie ruszyłam.

- Nie jest zatrute.- odparł.- jak chcesz to głoduj.- westchnęłam i podeszłam do stołu. Usiadłam i zaczęłam jeść. Potrzebowałam go by odzyskać siły i ponownie uciec. Gdy skończyłam spojrzałam na niego. Uśmiechnął się.

- Dobra dziewczynka.- nie nazywaj mnie tak.- warknęłam.

- Jaka nerwowa.- zaśmiał się. 

- Coś ci się nie podoba? - spytałam.

- Więc tak.- zmienił temat.- wychodzisz zawsze ze mną byś mi nie próbowała uciec oraz dzielisz ze mną pokój.- dodał.

- Chyba cię pogięło! - krzyknęłam.- nigdy w życiu. Chcę wrócić do lochu i oddaj mi moje rzeczy.- ofuknęłam go.

- Nie ma mowy. A twoje rzeczy kazałem spalić.- machnął ręką.

- Jak mogłeś. Były moje.- oburzyłam się.

- Masz w szafie nowe ubrania.- podeszłam i otworzyłam ją. Ale tam były same sukienki, bluzki i spódnice.

- Gdzie są dżinsy? - zwróciłam się do niego.

- Ładniej ci w sukienkach.- oznajmił.

- Nie obchodzi mnie co myślisz pierdoło! Daj mi spodnie! - krzyknęłam na niego.

- Nie ma. A teraz muszę iść.- wstał.- wieczorem zjemy kolację. A ty posiedzisz w pokoju zamknięta na klucz. Nie uciekniesz na drzwi jest rzucone zaklęcie, nawet na okno.Pa.- wyszedł.

- Niech cię!!!!! - krzyknęłam chwyciłam wazon z szafki nocnej i walnęłam w drzwi, gdy wychodził.- nienawidzę cię Uchicha!!!!!!!!!! - krzyknęłam na całe gardło. Pewnie wszyscy w zamku mnie słyszeli, ale guzik mnie to obchodziło. Był frajerem i tyle.

- Open up.- mruknęłam w kierunku drzwi nic. To samo powtórzyłam z oknem. Nic.- cholera.- kopnęłam drzwi. Usiadłam na łóżku naburmuszona.- pożałujesz tego.- dodałam do siebie. Nadszedł wieczór. Punktualnie o ósmej ktoś otworzył drzwi. To był Itachi.

- Chodź.- rozejrzałam się za butami. Otworzyłam szafkę i jęknęłam. Żadnych adidasów tylko szpilki. Westchnęłam i wyciągnęłam po niebieskie sandały. Nałożyłam je. Musiałam iść nie miałam wyboru.- idę.- podeszłam do niego. Podał mi ramię. Popatrzyłam na niego jak na wariata i ominęłam go.

- Mogłaś ująć moje ramię.

- Nie mam ochoty grać w twoje gierki.- mruknęłam.

- Chodź.- powtórzył. Poszłam za nim. Szliśmy korytarzami, aż w końcu skręciliśmy w prawo. Weszliśmy do pomieszczenia. Dech mi zaparło. Na środku stał nakryty stolik i świece, które dawały półmrok w pokoju. Podłoga była usłana płatkami róż, a obok w wiaderku stał szampan.

- Co to za cyrk? - zapytałam tuszując to, że mi się to spodobało.

- Usiądź.- odsunął krzesło. Usiadłam na nim, a on je przysunął. Po chwili dosunął je, a sam usiadł. Zaczęłam jeść bez czekania na niego. Dania mi smakowały. Itachi wziął szampana i odkorkował go.

- Szampana? - spytał. Skoro chcesz ciągnąć tę szopkę pomyślałam i skinęłam głową. Nalał mi. Podniosłam go do ust i upiłam łyk.

- Dobre. Rocznik 56.- powiedziałam.

- Znasz się na winach.

- Coś umiem.

- Skąd?

- Moim rodzice mieli winiarnię. Więc umiem to i owo.- rzekłam obojętnie.

- Demony zabili ci rodziców.

- Co za błyskotliwe odkrycie. Mam bić brawa? - prychnęłam.

- Nie o to mi chodziło.

- Nieważne o co ci chodziło, bo odniosło odwrotny skutek.

- Przepraszam.- rzucił. Spojrzałam na niego i roześmiałam się.

- A to dobre.- o mało co łzy mi nie poleciały.- demon mnie przeprasza.- pokręciłam głową. Wyszczerzył zęby.

- Kiedyś musi być pierwszy raz.

- Już był.- rzekłam rozbawiona.

- Masz piękny uśmiech.

- Dzięki za komplement.

Po kolacji poszliśmy na spacer po ogrodzie.

- Piękny.- rozejrzałam się.

- Sam go projektowałem.

- Serio?

- Tak.- potwierdził.

- To nieźle się natrudziłeś.- odparłam. Księżyc lśnił na niebie niczym srebrna kula. Zrobiło się tak romantycznie.

- Wiem. Zrobiłem to dla mojej matki. Była zadowolona. Mój młodszy brat miał się , gdzie bawić.

- Gdzie oni są? - zapytałam ciekawa.

- Nie żyją. Zostali zabici przez łowców. Mój brat zawsze mówiłem, że go obronię, ale nie udało mi się.- westchnął.

- Rozumiem co czujesz.- sama przeżyłam to samo. Tragedia łączy ludzi. Dotknęłam jego policzka. Popatrzył na nie i uśmiechnął się. Był inny taki miły. Potrząsnęłam głową.- wracajmy.- pokiwał głową. Wróciliśmy do sypialni.- gdzie będę spała? - zapytałam.

- Ze mną w łóżku.- oświadczył.

- Nie ma mowy.

- Możesz spać na fotelu.- westchnęłam. Jakoś mi się nie widziało. Przebrałam się w koszulę nocną i  podeszłam do ogromnego łoża. Wślizgnęłam się po kołdrę. On zrobił to samo. Nie wiem ile czasu minęło, ale zasnęłam. Gdy rano się obudziłam stwierdziłam, że leżę wtulona w tors demona, a ten mnie obejmuje. Było całkiem miło i bezpiecznie, ale odsunęłam się od niego. Poszłam do łazienki.

- Idziesz na śniadanie? - siedział ubrany i gotowy. Pokiwałam głową.

 

Mijały dni. W jego towarzystwie czułam się beztrosko i bezpiecznie. Zaczęłam się uśmiechać. Całkowicie zapomniałam o dzielących nas różnicach.

- Pierwsza! - wbiegłam do sypialni.

- Niezła jesteś.- pojawił się obok mnie. Nagle stanął i spojrzał na mnie.

- Masz piękne oczy.- pocałował mnie. Zarzuciłam mu ręce na szyję i oddałam. Itachi pogłębił go. Rozchyliłam lekko wargi zapraszając go do środka. Skorzystał z zaproszenia. Wsunął język do mych ust. Badał policzki, podniebienie. Przejechał językiem po moich zębach. Westchnęłam głośno. Przyciągnął mnie bliżej, obejmując w talii. Jęknęłam cicho czując jego naprężonego członka. Nasze języki zaczęły zmysłowy taniec. Ten pocałunek rozpalił mnie. Całował tak namiętnie, a zarazem delikatnie. Wplotłam ręce w jego włosy. Rozwiązałam tasiemkę i przeczesywałam je ręką. Były miękkie w dotyku. Usłyszałam jego pomruk. Musiało mu się spodobać. Jego usta zjechały na moją szyję, na której się zassał. Pewnie chce zrobić mi malinkę. Odchyliłam lekko głowę dając mu większe pole do popisu. Jego ręce zjechały na moje pośladki, które ścisnął niezbyt mocno. Z moich ust wydobył się jęk. Rozsądek podpowiadał mi bym tego nie robiła to przecież demon, ale olałam to. Pragnęłam go tak bardzo i chciałam się z nim połączyć. Moje dłonie wsunęły się pod jego koszulkę. Błądziłam po jego torsie. Niezłe ma mięśnie pomyślałam zachwycona. Ani grama tłuszczu. Mruknął. Pewnie mu się to spodobało. Ściągnęłam mu czarną koszulkę. Gwizdnęłam cicho.

- Nieźle.- mruknęłam. Uśmiechnął się tylko i pocałował zagłębienie mojej szyi. Dołączył do tego język. Westchnęłam z rozkoszy. Chciałam go coraz bardziej. Czułam jak schodzi pocałunkami na mój dekolt. Zatrzymał się. Rozwiązał mi supeł na szyi. Czerwona sukienka upadła na podłogę. Zostałam w szpilkach i bieliźnie. Dostrzegłam w jego oczach rosnące pożądanie. Uśmiechnęłam się kusząco. Podszedł do mnie, wziął na ręce i posadził na łóżku. Zdjął ze mnie szpilki całując przy tym me stopy. Westchnęłam i przejechałam po jego kroczu. Jęknął. Był już twardy. Wstał i pocałował mnie w usta. Spojrzał na moje piersi okryte czarnym stanikiem. Odnalazł zapięcie i odpiął go, rzucając za siebie. Wylądował na sukience.

- Piękne.- ścisnął sutek. Jęknęłam. Zaczął masować mnie piersi. Było mi tak dobrze. Po chwili wziął jeden z nich i zaczął ssać i i przygryzając na przemian. Jęknęłam. Położył się na mnie i zaczął całować mój brzuch. Ja tymczasem odpięłam pasek i rozsunęłam rozporek. Ściągnęłam z niego spodnie. Został w bokserkach. Nie cackając się wsadziłam rękę i dotknęłam jego naprężonego przyjaciela. Jęknął. Wsadził rękę pod majteczki  i zaczął pieścić moją kobiecość. Jęknęłam przeciągle. Ściągnął je ze mnie. Pochylił się i zaczął drażnić mą łechtaczkę językiem. Ścisnęłam nogami jego głowę. Po chwili poczułam jak porusza palcami w moim wnętrzu. Jęczałam wijąc się pod nim. Poruszał nimi energicznie. Po chwili osiągnęłam orgazm. Krzyknęłam głośno. Wyjął palce i oblizał soki z nich.

- Smaczne.- uśmiechnęłam się. Przewróciłam go tak, że ja teraz górowałam.- moja kolej.- musnęłam jego usta. Całowałam jego szyję. Przeniosłam się na jego tors. Wycałowałam całą jego klatę. Oparłam się o niego rękami i zaczęłam przygryzać jego sterczące sutki. Jęknął. Od szyi po jego podbrzusze przejechałam językiem. Złapałam za gumkę jego bokserek, które ściągnęłam. Moim oczom ukazała się duża i stercząc męskość. Polizałam ją. Jęknął. Wzięłam do ust i zaczęłam ssać. Mojemu kochankowi było dobrze. Rósł i twardniał, po chwili Uchicha krzyknął głośno. Poczułam w ustach ciecz, połknęłam ją, a resztę zlizałam. Chciałam więcej dlatego zaczęłam go stymulować, zlizywałam ciecz z niego. Gdy był gotowy, nadziałam się na niego. Zaczęłam go ujeżdżać. Moje piersi podskakiwały wraz z nim. Jęknęłam czując jak ściska moje piersi co spotęgowało rozkosz. Przyspieszyłam. Chciałam dotrzeć do krainy rozkoszy. Niedługo dojdę czułam to. Doszłam. Z mojego gardła wydobył się krzyk. Zsiadłam z niego i położyłam obok.

- Zawsze jesteś górą? - spytał się mnie.

- Nie, ale teraz chciałam prowadzić. Następnym razem ty będziesz.- zaśmiałam się. Poczułam się senna. Czułam jak mnie obejmuje.

- Śpij.- pocałował mnie w czoło. Zasnęłam. Następnego dnia obudziłam się. Prawie całą noc się kochaliśmy. Teraz byłam pewna swych uczuć. Zakochałam się w nim. Musiałam mu to powiedzieć. Nie przerażało mnie to, że jest demonem. Obejrzałam się  na drugą stronę, która była pusta. Westchnęłam, musiałam na niego poczekać. Nie trwało to długo. Przyszedł chwilę potem do sypialni. Był zdenerwowany. Podeszłam do niego i pocałowałam go namiętnie. Nie oddał pocałunku, odsunął się.

- Słuchaj muszę ci coś powiedzieć. Jednak zanim to powiem. To wiedź, że cię kocham. Gdy zobaczyłem cię pierwszy raz to wiedziałem, że musisz być moja. Twój charakter jest taki jaki być powinien. Już się pojawił.- spojrzał w dół. Zrobiłam to samo. Zamarłam widząc mały tatuaż.

- Co to jest? - spytałam.

- To znak klanu Uchicha. Pojawia się taki znak, gdy wybierzemy sobie jakąś partnerkę.- oznajmił.

- Zrobiłeś to bez mojej wiedzy?- popatrzyłam na niego groźnie.

- Nie to pojawia się samoczynnie. - rzekł.- a wracając do tematu muszę ci coś powiedzieć.To ja zabiłem twoich rodziców. - wypalił. Zamarłam i spojrzałam na niego jak na głupka.

- Przestań pieprzyć.

- To prawda. Zrobiłem to, bo oni zabili moją rodzinę. Spójrz.- patrzyłam jak jego czarne tęczówki zmieniają kolor na czerwony. Cofnęłam się.

- Niemożliwe.- szepnęłam. Wydarzenie sprzed kilku lat powróciło z szybkością błyskawicy. Znów byłam małą dziewczynką patrzącą z przerażeniem na śmierć rodziców. Zakochałam się w mordercy pomyślałam.- ty wstrętna kreaturo!!!!!! - wrzasnęłam i rzuciłam w niego krzesłem. Ominął je.

- Sakura...- zaczął.

- Nie masz prawa tak na mnie mówić.- przerwałam mu.- pozbawiłeś mnie dzieciństwa. To ty sprawiłeś, że się taka stałam. To twoja wina. Wyjdź stąd!!!!! Nie chcę cię widzieć!!!!!! Brzydzę się tobą!!!!!!!!!! - krzyknęłam. Zrobił krok do przodu.- nie podchodź!!!!!!!!! Idź stąd!!!!!!!!!! - wrzasnęłam.

- Dobrze. Przepraszam. Wybacz mi.- wyszedł. Zjechałam po ścianie w dół. Powstrzymywane łzy poleciały mi po poli...

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jajeczko.pev.pl