[ Pobierz całość w formacie PDF ]
WARSZAWA
2011
Spis
treści
Przypis
y
Metryczka
książki
Giovanni
Papini
Diabeł najbardziej przebiegły jest wówczas, gdy sam
o sobie twierdzi, że go nie ma.
1
–
Moja
delikatna
– powiedział pan Karol Kopfrkingl do swej pięknej czarnowłosej żony na progu
pawilonu z drapieżnikami, a lekki przedwiosenny wietrzyk musnął mu włosy – więc znowu jesteśmy
tutaj. Tutaj, w tym drogim, błogosławionym miejscu, gdzieśmy się przed siedemnastu laty poznali.
Jeśli sobie, Lakme, w ogóle jeszcze przypominasz, przy
którym
to było? – A gdy Lakme przytaknęła,
uśmiechnął się czule w przestrzeń pawilonu i rzekł: – Tak, przy tamtym leopardzie. Chodź, pójdziemy
tam popatrzeć. – I gdy przekroczyli potem próg pawilonu, i szli w dość ciężkim zwierzęcym zaduchu
w kierunku leoparda, pan Kopfrkingl powiedział: – Tak mi się wydaje, Lakme, że się tu nic nie
zmieniło przez te siedemnaście lat. Spójrz, nawet tamten wąż w rogu tak jak wówczas – wskazał
na węża w kącie, który patrzył z gałęzi na
młodziutką różanolicą dziewczynę w czarnej sukni,
stojącą przed klatką – ja się wtedy, przed siedemnastu laty dziwiłem, że umieścili węża
z drapieżnikami, gdyż dla węży jest specjalny pawilon... i popatrz, nawet ta balustrada jest tutaj... –
wskazał na balustradę koło leoparda, do którego się zbliżyli, a potem, gdy byli już przed nim,
zatrzymali się – wszystko jak wtedy, przed siedemnastu laty – powiedział pan Kopfrkingl – chyba
tylko z wyjątkiem tego leoparda. Tamten jest już pewnie w niebie. Już go pewnie dawno łaskawa
natura wyzwoliła ze zwierzęcych okowów. No i widzisz, droga – rzekł, obserwując leoparda, który
mrużył za kratą oczy – ciągle mówimy o łaskawej naturze, miłosiernym losie, dobrotliwym Bogu...
szacujemy i osądzamy innych, wytykamy im to i owo... że są podejrzliwi, rozplotkowani, zawistni
i już nie wiem co, ale jacy sami jesteśmy, czy my sami jesteśmy łaskawi, miłosierni, dobrzy... stale
mam uczucie, że robię dla was strasznie mało. Ten artykuł w dzisiejszej gazecie o ojcu, który uciekł
od żony i dzieci, by ich nie utrzymywać, to straszne. Co teraz pocznie ta biedaczka z dziećmi? Chyba
jest jakaś ustawa, która ją ochroni. Przynajmniej prawo powinno być po to, by chronić ludzi.
– Na pewno są takie przepisy, Romanie – cicho rzekła Lakme – z pewnością nie dadzą umrzeć
z głodu tej kobiecie z dziećmi. Sam mówisz, że żyjemy w przyzwoitym ludzkim państwie, w którym
panuje sprawiedliwość i dobro, sam to przecież powtarzasz. A nam się chyba, Romanie... –
uśmiechnęła się – źle nie powodzi... Masz przyzwoitą pensję, mamy duże, piękne mieszkanie, ja się
opiekuję domem, dziećmi...
– No, tak – powiedział pan Kopfrkingl – dzięki tobie. Bo miałaś posag. Bo nas wspomagała twoja
błogosławiona matka. Bo nas wspomaga twoja ciocia ze Slatinian, która, gdyby była katoliczką,
zostałaby ogłoszona po śmierci świętą. Ale co ja zrobiłem? Chyba tylko urządziłem to nasze
mieszkanie, no i choć jest ono ładne, to wszystko, co zrobiłem. Nie, droga – pan Kopfrkingl pokręcił
głową i popatrzył na leoparda – Zinka ma szesnaście, Miliwoj czternaście, właśnie są w wieku,
kiedy najwięcej potrzebują, i ja się muszę wami opiekować, to jest mój święty obowiązek. Wpadłem
na to, jak pomnożyć dodatkowe dochody. – A gdy Lakme spojrzała na niego w milczeniu, zwrócił
do niej oblicze i powiedział: – Wezmę agenta i będę mu dawał jedną trzecią swojej prowizji. Będzie
nim pan Strauss. Pomogę wam, aniele, i jemu także. To dobry, uczciwy człowiek, jego życie było
tragiczne, tyle ci powiem. Kto by nie pomógł dobremu człowiekowi? Zaprosimy go do restauracji
Pod Srebrną Szkatułą.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl jajeczko.pev.pl
WARSZAWA
2011
Spis
treści
Przypis
y
Metryczka
książki
Giovanni
Papini
Diabeł najbardziej przebiegły jest wówczas, gdy sam
o sobie twierdzi, że go nie ma.
1
–
Moja
delikatna
– powiedział pan Karol Kopfrkingl do swej pięknej czarnowłosej żony na progu
pawilonu z drapieżnikami, a lekki przedwiosenny wietrzyk musnął mu włosy – więc znowu jesteśmy
tutaj. Tutaj, w tym drogim, błogosławionym miejscu, gdzieśmy się przed siedemnastu laty poznali.
Jeśli sobie, Lakme, w ogóle jeszcze przypominasz, przy
którym
to było? – A gdy Lakme przytaknęła,
uśmiechnął się czule w przestrzeń pawilonu i rzekł: – Tak, przy tamtym leopardzie. Chodź, pójdziemy
tam popatrzeć. – I gdy przekroczyli potem próg pawilonu, i szli w dość ciężkim zwierzęcym zaduchu
w kierunku leoparda, pan Kopfrkingl powiedział: – Tak mi się wydaje, Lakme, że się tu nic nie
zmieniło przez te siedemnaście lat. Spójrz, nawet tamten wąż w rogu tak jak wówczas – wskazał
na węża w kącie, który patrzył z gałęzi na
młodziutką różanolicą dziewczynę w czarnej sukni,
stojącą przed klatką – ja się wtedy, przed siedemnastu laty dziwiłem, że umieścili węża
z drapieżnikami, gdyż dla węży jest specjalny pawilon... i popatrz, nawet ta balustrada jest tutaj... –
wskazał na balustradę koło leoparda, do którego się zbliżyli, a potem, gdy byli już przed nim,
zatrzymali się – wszystko jak wtedy, przed siedemnastu laty – powiedział pan Kopfrkingl – chyba
tylko z wyjątkiem tego leoparda. Tamten jest już pewnie w niebie. Już go pewnie dawno łaskawa
natura wyzwoliła ze zwierzęcych okowów. No i widzisz, droga – rzekł, obserwując leoparda, który
mrużył za kratą oczy – ciągle mówimy o łaskawej naturze, miłosiernym losie, dobrotliwym Bogu...
szacujemy i osądzamy innych, wytykamy im to i owo... że są podejrzliwi, rozplotkowani, zawistni
i już nie wiem co, ale jacy sami jesteśmy, czy my sami jesteśmy łaskawi, miłosierni, dobrzy... stale
mam uczucie, że robię dla was strasznie mało. Ten artykuł w dzisiejszej gazecie o ojcu, który uciekł
od żony i dzieci, by ich nie utrzymywać, to straszne. Co teraz pocznie ta biedaczka z dziećmi? Chyba
jest jakaś ustawa, która ją ochroni. Przynajmniej prawo powinno być po to, by chronić ludzi.
– Na pewno są takie przepisy, Romanie – cicho rzekła Lakme – z pewnością nie dadzą umrzeć
z głodu tej kobiecie z dziećmi. Sam mówisz, że żyjemy w przyzwoitym ludzkim państwie, w którym
panuje sprawiedliwość i dobro, sam to przecież powtarzasz. A nam się chyba, Romanie... –
uśmiechnęła się – źle nie powodzi... Masz przyzwoitą pensję, mamy duże, piękne mieszkanie, ja się
opiekuję domem, dziećmi...
– No, tak – powiedział pan Kopfrkingl – dzięki tobie. Bo miałaś posag. Bo nas wspomagała twoja
błogosławiona matka. Bo nas wspomaga twoja ciocia ze Slatinian, która, gdyby była katoliczką,
zostałaby ogłoszona po śmierci świętą. Ale co ja zrobiłem? Chyba tylko urządziłem to nasze
mieszkanie, no i choć jest ono ładne, to wszystko, co zrobiłem. Nie, droga – pan Kopfrkingl pokręcił
głową i popatrzył na leoparda – Zinka ma szesnaście, Miliwoj czternaście, właśnie są w wieku,
kiedy najwięcej potrzebują, i ja się muszę wami opiekować, to jest mój święty obowiązek. Wpadłem
na to, jak pomnożyć dodatkowe dochody. – A gdy Lakme spojrzała na niego w milczeniu, zwrócił
do niej oblicze i powiedział: – Wezmę agenta i będę mu dawał jedną trzecią swojej prowizji. Będzie
nim pan Strauss. Pomogę wam, aniele, i jemu także. To dobry, uczciwy człowiek, jego życie było
tragiczne, tyle ci powiem. Kto by nie pomógł dobremu człowiekowi? Zaprosimy go do restauracji
Pod Srebrną Szkatułą.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]