[ Pobierz całość w formacie PDF ]
NNNNNNNNNNNNN NNNNNNNNN
ROZDZIAý PIERWSZY
JakiĻ haþas przed domem wyrwaþ Jase'a z pþytkiej drzemki. Natychmiast
oprzytomniawszy, mħŇczyzna zerwaþ siħ na rwne nogi. Zapomniana ksiĢŇka
potoczyþa siħ z þomotem na podþogħ. Mimo przeraŅliwego mrozu i szalejĢcej od
kilku godzin nawaþnicy, ktoĻ krħciþ siħ w pobliŇu chaty. Dziwne. Nikt przy
zdrowych zmysþach nie odwaŇyþby siħ wyĻciubię nosa na zewnĢtrz w takĢ
pogodħ.
CzyŇby ktoĻ go szukaþ? Maþo prawdopodobne. JedynĢ osobĢ, ktra znaþa
jego miejsce pobytu, byþ bezpoĻredni dowdca. Jase zaszyþ siħ w grach
Michigan, przekonany, Ňe caþkowite odosobnienie pomoŇe mu przezwyciħŇyę
kryzys i pozwoli szybciej dojĻę do siebie. Potrzebowaþ czasu i spokoju, by
wyleczyę rany. Nie tylko te cielesne.
SiħgnĢwszy z przyzwyczajenia po sþuŇbowĢ broı, wsparþ siħ na lasce i
podszedþ do okna.
Warstwa Ļniegu na podjeŅdzie pozostaþa nietkniħta. Padaþo wprawdzie
wyjĢtkowo obficie, nie na tyle jednak, aby caþkowicie zasypaę odcisk buta czy
bieŇnika.
Lata sþuŇby w Delta Force wyczuliþy go na sygnaþy z otoczenia.
Wyęwiczone ucho, niczym radar, rejestrowaþo najmniejszy szelest. Byþ pewien,
Ňe poĻrd ĻnieŇycy sþyszaþ na drewnianej werandzie czyjeĻ kroki. Pozostawaþo
tylko sprawdzię, kim jest intruz i czego chce.
Jase nie przepadaþ za niespodziankami, a jeszcze mniej lubiþ
nieproszonych goĻci.
Nagle rozlegþo siħ gþoĻne pukanie.
- Kto tam? - zapytaþ ochryple. Dawno nie uŇywane struny gþosowe
odmwiþy wspþpracy.
Przepraszam, Ňe zawracam panu gþowħ - odezwaþ siħ drŇĢcy damski glos.
- Wpadþam tu niedaleko w poĻlizg. Mj samochd leŇy w rowie. Czy mogþabym
skorzystaę z telefonu?
Nie kupowaþ tej bajeczki. NajbliŇsza droga z pewnoĻciĢ nie byþa
autostradĢ. Koıczyþa siħ zaledwie dwadzieĻcia kilometrw stĢd i prowadziþa
wprost do jeziora. Ciekawe, czego ta paniusia tu szuka?
Nie odpowiadaþ, wiħc sprbowaþa znowu:
- Halo, jest pan tam? Naprawdħ bardzo przepraszam, ale muszħ...
Zwolniþ zasuwħ i uchyliþ drzwi na tyle, by przyjrzeę siħ dokþadnie
przyprszonej Ļniegiem postaci. Miaþa na sobie lekki pþaszcz z kapturem.
Nakrycie koıczyþo siħ w okolicach ud, odsþaniajĢc niebieskie dŇinsy i wysokie
zimowe buty. Oczy dziewczyny przypominaþy kolorem dziesiħcioletniĢ whisky.
Jej twarz byþa w tej chwili upiornie blada.
Jase zmeþþ w ustach przekleıstwo. Diabli nadali wraŇliwĢ damulkħ i jej
problemy! Nie byþ w nastroju do odgrywania roli szlachetnego rycerza. Nie
zamierzaþ nikogo wybawiaę z opresji.
- Proszħ wejĻę do Ļrodka - warknĢþ, robiĢc jej przejĻcie. - Muszħ zamknĢę,
bo napada.
PrzestĢpiþa posþusznie prg. ZatrzasnĢwszy za niĢ drzwi, Jason zauwaŇyþ,
Ňe przyglĢda mu siħ z przeraŇeniem. Nie mogþa oderwaę wzroku od pistoletu w
jego dþoni. Pewnie jej siħ zdaje, Ňe strzelam do kaŇdego, kto zapuka do drzwi.
IgnorujĢc wyraŅne objawy paniki swego goĻcia, podszedþ do stoþu i
odþoŇyþ broı.
Dziewczyna wciĢŇ tkwiþa skulona pod drzwiami. Odwrciwszy siħ,
zmierzyþ jĢ przenikliwym wzrokiem.
Byþa mocno zziħbniħta.
Dygotaþa na caþym ciele. ĺnieg, ktry wniosþa na ubraniu, zaczynaþ
spadaę i topnieę na podþodze.
Coraz mniej mu siħ to wszystko podobaþo.
- Nie zamierzam pani zastrzelię, wiħc moŇe zechce pani zdjĢę pþaszcz? Za
chwilħ bħdħ musiaþ zbieraę wodħ z podþogi.
- Och, przepraszam - stropiþa siħ, spoglĢdajĢc tħpo na kaþuŇħ wokþ stp.
WyplĢtawszy siħ z pþaszcza, rozejrzaþa siħ za miejscem, gdzie mogþaby go
odþoŇyę.
ElektrycznoĻę siadþa dobrych kilka godzin temu. Wnħtrze przestronnego
pokoju byþo niemal caþkowicie pogrĢŇone w ciemnoĻciach. OĻwietlaþa je jedynie
stojĢca na stole lampa naftowa.
- Wieszak jest przy drzwiach - oznajmiþ maþo przyjaŅnie. ĺciĢgnħþa
rħkawiczki i odwiesiþa okrycie. StrzepujĢc ze
spodni resztki Ļniegu, rozejrzaþa siħ ostroŇnie dookoþa. Jej blada twarz
zdradzaþa silne zaniepokojenie.
Szczerze mwiĢc, wcale jej siħ nie dziwiþ. Jego obecne lokum trudno by
nazwaę luksusowym. W chacie byþ tylko jeden sporych rozmiarw pokj. We
wnħce w ksztaþcie litery L urzĢdzono niewielkĢ kuchniħ. Oprcz stoþu i kilku
krzeseþ w domu znajdowaþa siħ wysþuŇona kanapa, rozkþadany fotel, ktry
najlepsze czasy dawno miaþ juŇ za sobĢ, oraz dwa piħtrowe þŇka ustawione w
przeciwlegþych kraıcach pomieszczenia.
Wbudowany poĻrodku izby piec stanowiþ jedyne Ņrdþo ciepþa. Do innych
wygd zaliczyę moŇna byþo miniaturowych rozmiarw þazienkħ.
ZdejmujĢc nakrycie gþowy, dziewczyna uwolniþa burzħ puszystych blond
lokw, ktre niesfornymi puklami okalaþy jej twarz. Byþa wysoka i szczupþa.
Nie daþby jej wiħcej niŇ siedemnaĻcie lat.
W jej wielkich zþotobrĢzowych oczach dostrzegþ wyraz niekþamanej
niewinnoĻci. Wydaþo mu siħ to doĻę niezwykþe, zwþaszcza gdy ogarnĢþ
wzrokiem zmysþowe, wydatne wargi. Te usta same prosiþy siħ o pocaþunek.
Nie Ňeby miaþo to dla niego jakiekolwiek znaczenie. Jej wyglĢd zupeþnie
go nie interesowaþ. Wprawdzie dawno juŇ nie widziaþ kobiety - ostatni raz miaþ
ku temu okazjħ przed wypisem ze szpitala - lecz z pewnoĻciĢ nie byþ w tej
chwili dobrym kompanem dla przedstawicielek przeciwnej pþci. Tym bardziej
nie nadawaþ siħ na towarzysza dla nieopierzonej nastolatki.
Schyliþa siħ, Ňeby wytrzeę plamħ z podþogi. Jase usiþowaþ nie zwracaę
uwagi na to, jak spodnie opinajĢ siħ na jej zgrabnych poĻladkach. Zirytowany,
odwrciþ wzrok i odstawiwszy þaskħ, opadþ ciħŇko na fotel. Odezwaþy siħ rany w
plecach, udzie i na ramieniu. Skrzywiþ siħ, czujĢc piekĢcy bl w miejscach, skĢd
niedawno usuniħto kule. Uciekþ od Ňycia najdalej jak mgþ. Nawet jego
najbliŇsza rodzina nie miaþa pojħcia, gdzie jest i co siħ z nim dzieje. Odpowiadaþ
mu taki stan rzeczy. A teraz co? Do diabþa, przecieŇ miaþ byę sam!
Obrzuciþ dziewczynħ wrogim spojrzeniem. Nie uĻmiechaþa mu siħ rola
niaıki, nie miaþ jednak serca wyrzucię jej na mrz. Nie byþ aŇ tak bezduszny,
Ňeby odmwię drugiemu czþowiekowi schronienia.
- JeĻli pozwoli mi pan skorzystaę z telefonu, wezwħ tylko pomoc drogowĢ
i znikam. - Sprbowaþa siħ uĻmiechnĢę. Nie doczekawszy siħ spodziewanej
reakcji, splotþa dþonie, nerwowo wyþamujĢc palce.
Jase przyglĢdaþ jej siħ w milczeniu. Mwiþa powoli, przeciĢgajĢc
samogþoski w sposb charakterystyczny dla ludzi z poþudniowej czħĻci kraju. To
by wyjaĻniaþo niestosowne, jak na tħ porħ roku, odzienie oraz bezmyĻlne
podejĻcie do podrŇowania w Ļrodku zimy.
- MoŇe pani jeszcze tego nie zauwaŇyþa, ale za oknem szaleje burza
ĻnieŇna. Nikt zdrowy na umyĻle nie bħdzie ryzykowaþ utraty Ňycia lub zdrowia,
Ňeby wyciĢgaę z zaspy cudzy samochd. Bħdzie pani musiaþa poczekaę, aŇ
skoıczy siħ zamieę.
Robiþa, co mogþa, by ukryę gwaþtownĢ falħ paniki. Na prŇno. Jase bez
trudu wyczytaþ z jej oczu strach. Odwrciþa siħ i siħgnħþa po pþaszcz.
- DokĢd siħ pani wybiera? - krzyknĢþ zniecierpliwiony.
- Przeczekam burzħ w samochodzie - odparþa, spoglĢdajĢc na niego przez
ramiħ.
Jase potrzĢsnĢþ z niedowierzaniem gþowĢ.
- Gratulujħ pomysþu, panno Rezolutna - odezwaþ siħ ironicznie,
przedrzeŅniajĢc jej silny akcent. - Wszyscy sĢ tacy rozgarniħci u was w
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl jajeczko.pev.pl
NNNNNNNNNNNNN NNNNNNNNN
ROZDZIAý PIERWSZY
JakiĻ haþas przed domem wyrwaþ Jase'a z pþytkiej drzemki. Natychmiast
oprzytomniawszy, mħŇczyzna zerwaþ siħ na rwne nogi. Zapomniana ksiĢŇka
potoczyþa siħ z þomotem na podþogħ. Mimo przeraŅliwego mrozu i szalejĢcej od
kilku godzin nawaþnicy, ktoĻ krħciþ siħ w pobliŇu chaty. Dziwne. Nikt przy
zdrowych zmysþach nie odwaŇyþby siħ wyĻciubię nosa na zewnĢtrz w takĢ
pogodħ.
CzyŇby ktoĻ go szukaþ? Maþo prawdopodobne. JedynĢ osobĢ, ktra znaþa
jego miejsce pobytu, byþ bezpoĻredni dowdca. Jase zaszyþ siħ w grach
Michigan, przekonany, Ňe caþkowite odosobnienie pomoŇe mu przezwyciħŇyę
kryzys i pozwoli szybciej dojĻę do siebie. Potrzebowaþ czasu i spokoju, by
wyleczyę rany. Nie tylko te cielesne.
SiħgnĢwszy z przyzwyczajenia po sþuŇbowĢ broı, wsparþ siħ na lasce i
podszedþ do okna.
Warstwa Ļniegu na podjeŅdzie pozostaþa nietkniħta. Padaþo wprawdzie
wyjĢtkowo obficie, nie na tyle jednak, aby caþkowicie zasypaę odcisk buta czy
bieŇnika.
Lata sþuŇby w Delta Force wyczuliþy go na sygnaþy z otoczenia.
Wyęwiczone ucho, niczym radar, rejestrowaþo najmniejszy szelest. Byþ pewien,
Ňe poĻrd ĻnieŇycy sþyszaþ na drewnianej werandzie czyjeĻ kroki. Pozostawaþo
tylko sprawdzię, kim jest intruz i czego chce.
Jase nie przepadaþ za niespodziankami, a jeszcze mniej lubiþ
nieproszonych goĻci.
Nagle rozlegþo siħ gþoĻne pukanie.
- Kto tam? - zapytaþ ochryple. Dawno nie uŇywane struny gþosowe
odmwiþy wspþpracy.
Przepraszam, Ňe zawracam panu gþowħ - odezwaþ siħ drŇĢcy damski glos.
- Wpadþam tu niedaleko w poĻlizg. Mj samochd leŇy w rowie. Czy mogþabym
skorzystaę z telefonu?
Nie kupowaþ tej bajeczki. NajbliŇsza droga z pewnoĻciĢ nie byþa
autostradĢ. Koıczyþa siħ zaledwie dwadzieĻcia kilometrw stĢd i prowadziþa
wprost do jeziora. Ciekawe, czego ta paniusia tu szuka?
Nie odpowiadaþ, wiħc sprbowaþa znowu:
- Halo, jest pan tam? Naprawdħ bardzo przepraszam, ale muszħ...
Zwolniþ zasuwħ i uchyliþ drzwi na tyle, by przyjrzeę siħ dokþadnie
przyprszonej Ļniegiem postaci. Miaþa na sobie lekki pþaszcz z kapturem.
Nakrycie koıczyþo siħ w okolicach ud, odsþaniajĢc niebieskie dŇinsy i wysokie
zimowe buty. Oczy dziewczyny przypominaþy kolorem dziesiħcioletniĢ whisky.
Jej twarz byþa w tej chwili upiornie blada.
Jase zmeþþ w ustach przekleıstwo. Diabli nadali wraŇliwĢ damulkħ i jej
problemy! Nie byþ w nastroju do odgrywania roli szlachetnego rycerza. Nie
zamierzaþ nikogo wybawiaę z opresji.
- Proszħ wejĻę do Ļrodka - warknĢþ, robiĢc jej przejĻcie. - Muszħ zamknĢę,
bo napada.
PrzestĢpiþa posþusznie prg. ZatrzasnĢwszy za niĢ drzwi, Jason zauwaŇyþ,
Ňe przyglĢda mu siħ z przeraŇeniem. Nie mogþa oderwaę wzroku od pistoletu w
jego dþoni. Pewnie jej siħ zdaje, Ňe strzelam do kaŇdego, kto zapuka do drzwi.
IgnorujĢc wyraŅne objawy paniki swego goĻcia, podszedþ do stoþu i
odþoŇyþ broı.
Dziewczyna wciĢŇ tkwiþa skulona pod drzwiami. Odwrciwszy siħ,
zmierzyþ jĢ przenikliwym wzrokiem.
Byþa mocno zziħbniħta.
Dygotaþa na caþym ciele. ĺnieg, ktry wniosþa na ubraniu, zaczynaþ
spadaę i topnieę na podþodze.
Coraz mniej mu siħ to wszystko podobaþo.
- Nie zamierzam pani zastrzelię, wiħc moŇe zechce pani zdjĢę pþaszcz? Za
chwilħ bħdħ musiaþ zbieraę wodħ z podþogi.
- Och, przepraszam - stropiþa siħ, spoglĢdajĢc tħpo na kaþuŇħ wokþ stp.
WyplĢtawszy siħ z pþaszcza, rozejrzaþa siħ za miejscem, gdzie mogþaby go
odþoŇyę.
ElektrycznoĻę siadþa dobrych kilka godzin temu. Wnħtrze przestronnego
pokoju byþo niemal caþkowicie pogrĢŇone w ciemnoĻciach. OĻwietlaþa je jedynie
stojĢca na stole lampa naftowa.
- Wieszak jest przy drzwiach - oznajmiþ maþo przyjaŅnie. ĺciĢgnħþa
rħkawiczki i odwiesiþa okrycie. StrzepujĢc ze
spodni resztki Ļniegu, rozejrzaþa siħ ostroŇnie dookoþa. Jej blada twarz
zdradzaþa silne zaniepokojenie.
Szczerze mwiĢc, wcale jej siħ nie dziwiþ. Jego obecne lokum trudno by
nazwaę luksusowym. W chacie byþ tylko jeden sporych rozmiarw pokj. We
wnħce w ksztaþcie litery L urzĢdzono niewielkĢ kuchniħ. Oprcz stoþu i kilku
krzeseþ w domu znajdowaþa siħ wysþuŇona kanapa, rozkþadany fotel, ktry
najlepsze czasy dawno miaþ juŇ za sobĢ, oraz dwa piħtrowe þŇka ustawione w
przeciwlegþych kraıcach pomieszczenia.
Wbudowany poĻrodku izby piec stanowiþ jedyne Ņrdþo ciepþa. Do innych
wygd zaliczyę moŇna byþo miniaturowych rozmiarw þazienkħ.
ZdejmujĢc nakrycie gþowy, dziewczyna uwolniþa burzħ puszystych blond
lokw, ktre niesfornymi puklami okalaþy jej twarz. Byþa wysoka i szczupþa.
Nie daþby jej wiħcej niŇ siedemnaĻcie lat.
W jej wielkich zþotobrĢzowych oczach dostrzegþ wyraz niekþamanej
niewinnoĻci. Wydaþo mu siħ to doĻę niezwykþe, zwþaszcza gdy ogarnĢþ
wzrokiem zmysþowe, wydatne wargi. Te usta same prosiþy siħ o pocaþunek.
Nie Ňeby miaþo to dla niego jakiekolwiek znaczenie. Jej wyglĢd zupeþnie
go nie interesowaþ. Wprawdzie dawno juŇ nie widziaþ kobiety - ostatni raz miaþ
ku temu okazjħ przed wypisem ze szpitala - lecz z pewnoĻciĢ nie byþ w tej
chwili dobrym kompanem dla przedstawicielek przeciwnej pþci. Tym bardziej
nie nadawaþ siħ na towarzysza dla nieopierzonej nastolatki.
Schyliþa siħ, Ňeby wytrzeę plamħ z podþogi. Jase usiþowaþ nie zwracaę
uwagi na to, jak spodnie opinajĢ siħ na jej zgrabnych poĻladkach. Zirytowany,
odwrciþ wzrok i odstawiwszy þaskħ, opadþ ciħŇko na fotel. Odezwaþy siħ rany w
plecach, udzie i na ramieniu. Skrzywiþ siħ, czujĢc piekĢcy bl w miejscach, skĢd
niedawno usuniħto kule. Uciekþ od Ňycia najdalej jak mgþ. Nawet jego
najbliŇsza rodzina nie miaþa pojħcia, gdzie jest i co siħ z nim dzieje. Odpowiadaþ
mu taki stan rzeczy. A teraz co? Do diabþa, przecieŇ miaþ byę sam!
Obrzuciþ dziewczynħ wrogim spojrzeniem. Nie uĻmiechaþa mu siħ rola
niaıki, nie miaþ jednak serca wyrzucię jej na mrz. Nie byþ aŇ tak bezduszny,
Ňeby odmwię drugiemu czþowiekowi schronienia.
- JeĻli pozwoli mi pan skorzystaę z telefonu, wezwħ tylko pomoc drogowĢ
i znikam. - Sprbowaþa siħ uĻmiechnĢę. Nie doczekawszy siħ spodziewanej
reakcji, splotþa dþonie, nerwowo wyþamujĢc palce.
Jase przyglĢdaþ jej siħ w milczeniu. Mwiþa powoli, przeciĢgajĢc
samogþoski w sposb charakterystyczny dla ludzi z poþudniowej czħĻci kraju. To
by wyjaĻniaþo niestosowne, jak na tħ porħ roku, odzienie oraz bezmyĻlne
podejĻcie do podrŇowania w Ļrodku zimy.
- MoŇe pani jeszcze tego nie zauwaŇyþa, ale za oknem szaleje burza
ĻnieŇna. Nikt zdrowy na umyĻle nie bħdzie ryzykowaþ utraty Ňycia lub zdrowia,
Ňeby wyciĢgaę z zaspy cudzy samochd. Bħdzie pani musiaþa poczekaę, aŇ
skoıczy siħ zamieę.
Robiþa, co mogþa, by ukryę gwaþtownĢ falħ paniki. Na prŇno. Jase bez
trudu wyczytaþ z jej oczu strach. Odwrciþa siħ i siħgnħþa po pþaszcz.
- DokĢd siħ pani wybiera? - krzyknĢþ zniecierpliwiony.
- Przeczekam burzħ w samochodzie - odparþa, spoglĢdajĢc na niego przez
ramiħ.
Jase potrzĢsnĢþ z niedowierzaniem gþowĢ.
- Gratulujħ pomysþu, panno Rezolutna - odezwaþ siħ ironicznie,
przedrzeŅniajĢc jej silny akcent. - Wszyscy sĢ tacy rozgarniħci u was w
[ Pobierz całość w formacie PDF ]