[ Pobierz całość w formacie PDF ]
//-->Susan CrosbyZauroczenie(Rules of Attraction)ROZDZIAŁ PIERWSZYPrywatny detektyw Quinn Gerard poczuł ukłucieŜalu.Od siedmiu miesięcy byłporządnym człowiekiem i chwilami tęsknił za anonimowością, za niebezpieczeństwem.Brakowało mu tego, kiedyś tymŜył.Teraz jako wspólnik w agencji ARC Security &Investigations musiał stosować się do obowiązujących w firmie reguł, zamiast naginać jestosownie do potrzeb albo najzwyczajniej wświecieobchodzić.Jednej zasady zawsze jednak przestrzegał:Ŝadnychprywatnych kontaktów z klientkami,nawet jeśli dziewczyna bardzo mu się podobała, a szczupła blondynka, która właśniewysiadła ze swojego samochodu, była kimś znacznie bardziej kłopotliwym niŜ klientka. Byłaobiektem.Obiektem zawodowego zainteresowania oraz bardzo interesującą dziewczyną. Dzisiaj, aśledziłją od trzech dni, sprawiała mu same niespodzianki. Po pierwsze, wyszła z domu kilkagodzin wcześniej niŜ zwykle. Po drugie, wcale się nieśpieszyła,co teŜ było dziwne. Jakby niemiała ochoty dotrzeć tam, dokąd zmierzała. Po trzecie, poŜyczyła sobie skromnysamochodzik siostry, zamiast pojechać swoim czerwonym, rzucającym się w oczy wkabrioletem. Po czwarte, i to było najbardziej zaskakujące, wchodziła właśnie do stacjikrwiodawstwa.Quinn mógł podejrzewać Jennifer Winston o wszystko, tylko nie o to,Ŝechce zostaćhonorową dawczynią krwi. Po co tu przyjechała?Najpierwśledziliją dwadzieścia cztery godziny na dobę, codziennie od kilku tygodni,ludzie z biura prokuratora okręgowego, teraz zastąpił ich Quinn. Z dotychczasowychraportów wiedział,ŜeWinston bywa w drogich butikach, modnych nocnych klubach SanFrancisco i luksusowych spa w Napa Valley. Od prawie pół roku nigdzie nie pracowała, miałapełną swobodę, wracała do domu późno i wychodziła dopiero koło południa.Zaskoczony nagłą zmianą w rozkładzie dnia Jennifer, Quinn zamiast czekać wsamochodzie, wszedł za nią do budynku. Takie niespodziewane wydarzenia zwykle oznaczałypunkt zwrotny w prowadzonym dochodzeniu.Wszedł do holu, zobaczył, jak jego obiekt znika za drzwiami z tabliczką „sala dawców”,zatrzymał się przy dystrybutorze, napił się wody, po czym zaczął czytać jakąś ulotkę,przesuwając się jednocześnie coraz bliŜej drzwi, za którymi zniknęła Jennifer.– Chce pan oddać krew? – ktoś krzyknął mu prosto w ucho ostrym tonem.Quinn odwrócił się gwałtownie i zobaczył przed sobą drobniutką siwowłosą właścicielkępotęŜnego głosu, która nie sięgała mu nawet do ramienia.– Nie, ja...– Dlaczego nie? – Zmierzyła go badawczym spojrzeniem.– Wygląda pan zdrowo.Śledzękobietę, która jest podejrzana o ukrywanie sprzeniewierzonych pięciu milionówdolców. Dlatego nie oddam krwi – pomyślał.– Nie mam czasu – powiedział na głos.– To tylko sekunda – odparł natrętny siwowłosy skrzat.– Ani się pan spostrzeŜe. – Plakietka na piersi nachalnego skrzata informowała,Ŝema naimię Lorna i jest wolontariuszką z przepracowanymi piętnastoma tysiącami godzin.Quinnowi udało się zapuścićŜurawiaprzez przeszklone drzwi. Panna Winston wczerwonym fartuchu ustawiła na stoliku obok leŜanki sok i herbatniki. Ona? W charakterzepersonelu stacji krwiodawstwa? To nie mieściło mu się w głowie, chociaŜ podejrzewał,Ŝeona moŜe prowadzić podwójneŜycie...– Boi się pan igły? – nie dawała za wygraną Lorna.– Tak.Siwy skrzat uśmiechnął się chytrze.– Nie wierzę. Chodźmy.Quinn poddał się. Panna Winston najwyraźniej nigdzie się nie wybierała. Mógł spełnićobywatelski obowiązek, oddać krew, nie przerywając obserwacji obiektu. Oczywiście mogłago zapamiętać, rozpoznać później, w najmniej odpowiednim momencie, ale takie ryzykobardzo mu się podobało. Lubił kryć się pod latarnią – był w tym doskonały.Odpowiedział na całą serię pytań dotyczących stanu zdrowia, po czym zajęła się nimpielęgniarka. Panna Winston rozmawiała tymczasem z Lorną,śmiałasię,Ŝartowała.Dotąd niewidział jej uśmiechniętej, rozluźnionej. Sprawiała raczej na nim wraŜenie osoby z misją,skupionej i powaŜnej. Teraz zachowywała się inaczej. Odrzuciła włosy niemal zalotnymgestem, pomachała komuś, kto przechodził koło gabinetu, i dopiero wtedy zauwaŜyła Quinna.Stała jakieś osiem metrów od niego, w drugim końcu duŜej sali. Przestała rozmawiać,opuściła powoli rękę i uśmiech znikł z jej twarzy.Zdemaskowała go? Patrzył na nią czujnie, gotów rzucić się w pościg, gdyby chciałauciekać. Ale nie. Lorna ujęła ją właśnie pod łokieć i powiedziała coś, co wywołało rumieniecna jej twarzy. Spuściła głowę, jakby słowa starszej pani wprawiły ją w zakłopotanie.Quinn odetchnął. Zwróciła na niego uwagę jak kobieta na męŜczyznę? Dziwne. Kobietynie zwracały na niego uwagi. Nie rzucał się w oczy. Był przeciętny. Niczym się niewyróŜniał.Z drugiej strony istnieje podobno coś takiego jak zwierzęcy magnetyzm. Kiedy pannaWinston utkwiła w nim spojrzenie, poczuł, jak skacze mu tętno. Normalna reakcja w tejsytuacji, powiedział sobie. Wystawiał się przecieŜ na ryzyko. Igrał z obiektem. A jednak oddawna nie zdarzyło mu się coś podobnego.Dziewczyna jeszcze kilka razy spojrzała w jego stronę. Nie udawał obojętności, wręczprzeciwnie, doszedł do wniosku,ŜemoŜe zmienić taktykę obserwacji, udawać,Ŝełazi za nią,bo mu się podoba. I nie ma pojęcia o tym,Ŝejej facet zdefraudował pięć milionów i terazsiedzi za kratkami. A ona podejrzewana jest o współudział.Powinien jednak uwaŜać. Przyjął zlecenie z biura prokuratora, działał w jego imieniu, a tooznaczało,Ŝemusi przestrzegać prawa.Zrobiła kilka kroków w jego kierunku, zawahała się, znów postąpiła krok. Była na tyleblisko,Ŝewidział jej oczy niebieskie, jasnoniebieskie, a nie brązowe.Poczuł coś zbliŜonego do paniki, krew uderzyła mu do głowy. Miał przed sobą nieJennifer Winston, lecz jej przyrodnią siostrę, Claire, nauczycielkę zerówki, błękitnooką, dodziś ciemnowłosą Claire – dobrą siostrzyczkę.Cisnęły mu się na usta najgorsze przekleństwa. Nikt nie obserwuje Jennifer. Mogłabyteraz wyjechać z miasta w nieznanym kierunku. Gdyby rzeczywiście miała pieniądze, którezdefraudował jej przyjaciel, wywiozłaby je spokojnie i nikt nie wiedziałby dokąd.– Proszę wyjąć igłę – polecił Quinn pielęgniarce i dobra siostrzyczka się zatrzymała.– Jeszcze moment – zaprotestowała pielęgniarka.– Natychmiast. Albo sam ją wyjmę. – Quinn podniósł rękę.– JuŜ dobrze! – Pielęgniarka odsunęła jego dłoń, wyjęła igłę i przytknęła wacik w miejscenakłucia.Quinn zgiął rękę w łokciu, spuścił nogi z leŜanki. Musi sprawdzić, czy Jenniferrzeczywiście wyjechała z miasta, a Claire miała odciągnąć jego uwagę.– Musi pan posiedzieć tu chwilę. – Pielęgniarka wskazała fotel przy stoliku. – Wypić sok,zjeść kilka herbatników. Claire się panem zajmie.Claire! Do diabła z Claire...Sufit zawirował i Quinna otoczyła upiorna, grobowa cisza.– Muszę załoŜyć bandaŜ. – Usłyszał głos płynący z oddali, niby z tunelu akustycznego.Zrobił krok. Pociemniało mu w oczach. Najpierw pojawiły się mroczki, potem drobnerozbłyski, igiełki blasku, dezorientujące, przyprawiające o mdłości i w końcu zapadłacałkowita ciemność.Weź głęboki oddech. Schyl głowę. Schyl – to jeszcze zdąŜył pomyśleć...– Z tymi niby silnymi tak zawsze – stwierdziła Lorna, przyglądając się rozciągniętemu napodłodze Quinnowi. Pokazowy upadek złagodziła pielęgniarka, w porę przytrzymując Quinnai pozwalając mu się w miarę bezpiecznie osunąć do pozycji horyzontalnej. – Zabiorę mukluczyki – dodała. – Mam dziwne przeczucie,Ŝenie będzie chciał tu zostać dobrowolnie.Claire patrzyła, jak Lorna wyjmuje zemdlonemu klucze z kieszeni. Chętnie by z nimpoflirtowała, sprawdziła, czy blondynki rzeczywiście mają ciekawszeŜycie.Siostra namówiłają poprzedniego wieczoru,Ŝebyrozjaśniła włosy, i teraz była ciekawa, jaki efekt wywiera nafacetach jej odmieniony wygląd. PoŜyczyła sobie nawet ciuchy od Jenn, bo jej własne jakośnie pasowały do wizerunku wystrzałowej blondynki. Kiedy ten facet zaczął się jej przyglądać,pomyślała,Ŝewzbudziła w nim zainteresowanie. A teraz pewnie będzie tak zakłopotany,Ŝenie zechce nawet się odezwać, a co dopiero flirtować.MoŜe tylko niektóre blondynki mają szczęście...I tyle, jeśli chodzi o eksperymenty z odmienianiem wizerunku – pomyślała zwestchnieniem.– Panie Gerard... – Lorna przykucnęła przy delikwencie i poklepała go po policzku.Quinn otworzył oczy. Rozejrzał się nieprzytomnym wzrokiem, po czym jego spojrzeniespoczęło na Claire. ZauwaŜyła,Ŝema brązowe oczy ze złotymi plamkami, jak bursztyn,trochę niesamowite. Zbyt krótko, zbyt porządnie przycięte włosy, jakieś trzydzieści pięć lat iponad metr osiemdziesiąt wzrostu. I jest bardzo przystojny...Dlaczego tak mu zaleŜało,Ŝebyszybko się zmyć? Jakby spłoszył go fakt,Ŝechciała doniego podejść. A nie wyglądał na kogoś, kto peszy się z byle powodu. W ogóle nie wyglądałna takiego, który się peszy. A juŜ na pewno nie mógł go speszyć widok nauczycielki, aniładnej, ani seksownej, pomimo ekstrawaganckiego stroju iświeŜorozjaśnionych włosów.W końcu odwrócił wzrok i usiadł.– Sok i herbatniki, panie Gerard – odezwała się Lorna. – Nie wyjdzie pan stąd, dopóki niepowiemy,ŜejuŜ pan moŜe.– Wydaje się pani,Ŝemnie zatrzyma? – Podniósł się trochę chwiejnie.Claire wyciągnęła rękę, gotowa go podtrzymać. Lorna zadzwoniła kluczykami.– Usiądzie pan na wózku, czy sam podejdzie do stolika?Quinn skrzywił się.– Podejdę.– Chyba pan nie kłamał, mówiąc,Ŝeboi się igły.– Być moŜe. – Znowu spojrzał na Claire. – Niech pani prowadzi.Mógł z łatwością odebrać Lornie kluczyki, ale najwyraźniej sam uznał,Ŝejest zbytosłabiony, by siadać za kierownicą. Widać miał duŜą łatwość dostosowywania się do sytuacji,pomyślała Claire.– Pomarańczowy, jabłkowy czy porzeczkowy? – zapytała.– Pomarańczowy, proszę. – Quinn usiadł i wyciągnął komórkę. – Cass? Pewnie leŜysz juŜw łóŜku, ale moŜemy zgubić... Tak, jestem prawie pewien,Ŝeposzło.Claire nalała soku do szklanki, podsunęła bliŜej talerz z herbatnikami.– Długa historia. Pomyłka... – mówił Quinn. – Chcę,Ŝebyśprzyjechał, zobaczył, co jestgrane... MoŜliwe,ŜejuŜ po ptakach, ale trzeba sprawdzić. Daj mi znać. – Zamknął telefon ipołoŜył na stoliku.– Dziękuję.– Bardzo proszę.Wypił jednym haustem pół szklanki.– Ludzie często tu mdleją?– Nie jest pan pierwszy.– Rozumiem. Uprzejma odpowiedź, mająca zaoszczędzić mi wstydu. – Wypił resztęsoku, podsunął Claire szklankę do ponownego napełnienia, po czym sięgnął po herbatnik.– Długo tu pani pracuje?– Od marca. Jedną sobotę w miesiącu, jako wolontariuszka. Teraz, w wakacje, będęprzychodziła raz w tygodniu.– Studiuje pani?Claire wyglądała młodo jak na swój wiek i czasami ją to złościło.– Jestem nauczycielką w zerówce.– Od dawna?Ten facet próbuje się dowiedzieć, ile ona ma lat?– Od czterech lat. – Mam dwadzieścia sześć lat, jeśli cię to interesuje. UwaŜasz,Ŝejestemza młoda? [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jajeczko.pev.pl