[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Catherine George Nowy szef

Rozdział 1

Ellis lubiła przyjeżdżać do pracy pierwsza. Dziś jednak ktoś ją ubiegł. Na parkingu, w sektorze dla gości, spostrzegła czarnego lotusa. Kierowca stał oparty o samochód i zdawał się całkowicie pochłonięty lekturą „Financial Timesa", ale kiedy zrównała się z nim, opuścił nagle gazetę. Oczom Ellis ukazała się orla twarz pod grzywą prostych włosów, które błyszczały w porannym słońcu jak mahoniowy stół jej ciotki.

Zdawkowym skinieniem głowy odpowiedziała na ukłon i skierowała się w stronę biurowca. Nieznajomy, który najprawdopodobniej nie zdawał sobie sprawy z tego, że dziewczyna widzi jego odbicie w szklanych drzwiach, odprowadził ją wzrokiem.

Odrobinę ubawiona tą sceną Ellis zastanawiała się, kim jest ów mężczyzna. Pracowała w Colcraft Holdings dość długo i znała większość interesantów z widzenia. Przybysz jednak był kimś nowym i z pewnością nie miał sprawy do Charlesa, to jest do pana Longmana. Jak każda szanująca się sekretarka, Ellis mogła wyrecytować z pamięci wszystkie spotkania szefa w najbliższej przyszłości. Na tej liście nie było żadnych nowych nazwisk.

Hol był pusty. Recepcjonistka jeszcze nie zajęła miejsca w ozdobionej zielenią kabinie z telefonem. Naciskając przycisk windy Ellis westchnęła z satysfakcją. Uwielbiała takie poranki, kiedy miała cały wieżowiec dla siebie. Prawdę mówiąc, uwielbiała też swoją pracę. Należała do tych nielicznych wybranek losu, dla których praca zawodowa jest przyjemnością.

Kiedy na najwyższym piętrze wysiadła z windy, zatrzymała się chwilę, żeby przez oszkloną ścianę korytarza podziwiać widok. Pennington błyszczało w słońcu, a otoczone drzewami grządki kwiatów przed wejściem płonęły różnymi barwami. Miasto też chce świętować, pomyślała.

W swoim pokoju, w którym panował wzorowy porządek, Ellis zdjęła żakiet, poprawiła białą jedwabną bluzkę i przyczesała lśniące brązowe włosy. Krótka fryzura z puszystą, opadającą na czoło grzywką była jedyną ekstrawagancją, na jaką sobie pozwoliła. Następnie Ellis sprawdziła, czy nos za bardzo się jej nie świeci i pociągnęła usta pastelową szminką. Na koniec włożyła przyciemnione okulary, chroniące oczy przed blaskiem komputerowych ekranów, i zajrzała do kalendarza.

W końcu otworzyła drzwi łączące sekretariat z gabinetem Charlesa Longmana, dyrektora działu handlowego. Zdumiona zatrzymała się w progu. Nie zdarzało się, żeby szef przyjechał do pracy przed nią. Stał teraz nieruchomo przy oknie i patrzył w dół na skwer przed budynkiem z taką uwagą, jakby go pierwszy raz w życiu widział. Wcale nie zauważył, że weszła.

Ellis zmartwiała. Wyczulona na wszelkie niuanse nastrojów szefa, od razu wiedziała, że coś jest nie tak. Chrząknęła cicho, chcąc zwrócić na siebie uwagę.

– Dzień dobry. Pańskiego samochodu nie było na parkingu.

Charles Longman odwrócił się powoli.

– To ty, Ellis? – zapytał, patrząc na nią nieprzytomnym wzrokiem. – Ach tak. Odprowadziłem go rano do warsztatu. Wcześnie dziś przyszłaś.

– Zawsze przychodzę o tej porze – odparła, uśmiechając się nieznacznie. – To pan jest dziś rannym ptaszkiem. – Podeszła bliżej. Spostrzegła, że gorzki – uśmiech, jakim ją obdarzył, odpowiadał wyrazowi jego podkrążonych, przekrwionych oczu.

– Wstałem rano – powiedział z sarkazmem w głosie – ale Pan Bóg mnie nie wynagrodził.

– Co? Nie mówi pan chyba o... ?

Charles kiwnął głową.

Zapadła nieprzyjemna cisza. Ellis wpatrywała się w Charlesa oniemiała. Była pewna, że zaszła jakaś pomyłka. Po chwili zachowała się jak przystało na idealną sekretarkę.

– Zrobię kawę – powiedziała energicznym tonem – i wtedy opowie mi pan, co zaszło. O ile, oczywiście, to nie jest sprawa poufna.

Charles opadł na krzesło za biurkiem. Westchnął.

– Nie mam przed tobą tajemnic. Oczywiście, że ci opowiem. I pewien jestem, że okażesz mi więcej współczucia niż Clissy.

A więc pani Longman nie przejęła się zbytnio nowinami. Przygotowując mocną kawę, Ellis próbowała stłumić w sobie niechęć wobec żony Charlesa. Ustawiła porcelanowe filiżanki na srebrnej tacy i zaniosła ją do gabinetu przełożonego. Charles siedział z głową ukrytą w dłoniach. Wyglądał niczym uosobienie klęski.

Ponieważ się nie odzywał, spytała w końcu:

– Czy jadł pan wczoraj obiad z panem Maitlandem, jak było umówione?

– Tak, tak – uśmiechnął się krzywo. – Zjedliśmy obiad, porozmawialiśmy sobie, napiliśmy się wyśmienitego porto, wypaliliśmy po kilka znakomitych cygar. A kiedy ogarnęło mnie uczucie błogości i miałem już absolutną pewność, co Oliver Maitland zaraz powie, on z zimną krwią wbił mi nóż w serce. Prawdą jest, że odchodzi i że zamierza to zrobić w bardzo krótkim czasie, lecz... – Charles zawiesił głos i przygryzł wargi. – Byłem frajerem, uważając się za naturalnego następcę tronu.

– Ale dlaczego? Czy to nie było przesądzone? Wszyscy myśleli...

– I wszyscy się mylili. Nie wyłączając ciebie i mnie. Moje wykształcenie, nawet moje koneksje rodzinne się nie liczą. Usłyszałem, że chociaż jako dyrektor działu handlowego Colcraft Holdings sprawdziłem się, to mogłem osiągnąć o wiele, wiele więcej. Nie rób takiej tragicznej miny, Ellis. Nie wywalają mnie, tylko przesuwają gdzie indziej. Więcej, mianują dyrektorem naczelnym, z tym, że w jednym z mniejszych przedsiębiorstw należących do naszej firmy. Nowe stanowisko da mi szansę rozwinąć umiejętności. Ale może też ujawnić ich brak – dokończył z sarkazmem.

Ellis poczuła, jak krew odpływa jej z twarzy.

– Gdzie pana przenoszą? – spytała.

– Nie aż tak daleko! – W nagłym porywie furii Charles zerwał się z fotela i cisnął pustą filiżanką o ścianę. Potem, jak gdyby nigdy nic, poinformował Ellis, że Clarissa nie będzie nawet musiała rezygnować z domu i ze stajni. Do CCS Energy Conservation Systems można przecież dojeżdżać.

– A ponieważ mam żonę, która wydaje majątek na swoje przeklęte konie, muszę dobrze trzymać się w siodle i zarabiać na chleb. Co prawda nie tak obficie smarowany masłem, jak gdybym został dyrektorem całego Colcraftu, ale za to lepiej niż na obecnym stanowisku.

Ellis wkrótce się dowiedziała, dlaczego Charles stawił się w biurze tak wcześnie. Razem z innymi dyrektorami działów został wezwany na spotkanie z odchodzącym na emeryturę dyrektorem naczelnym.

Kiedy wyszedł, pozbierała skorupy filiżanki i wróciła do siebie. Zajęła się pracą. Wykonywała wszystkie czynności jak zwykle szybko, a jej umysł funkcjonował nawet sprawniej niż zazwyczaj. Jak gdyby dziś nie był najczarniejszy dzień w moim życiu, pomyślała ponuro. Charles nie wspominał, co się z nią stanie. Kto zajmie jego miejsce? Jeżeli, zgodnie z praktyką stosowaną w firmie, stanowisko dyrektora działu handlowego otrzyma któryś z wicedyrektorów, naturalnie będzie wolał swoją sekretarkę. A wówczas Ellis Worth zostanie na lodzie.

Mimo czerwcowej, słonecznej pogody, przeszedł ją zimny dreszcz. Przecież, pomyślała ze smutkiem, traci kogoś więcej, nie tylko szefa. Od pierwszego dnia, kiedy została sekretarką Charlesa, darzyła go uczuciem cieplejszym, niż postronnemu obserwatorowi mogło się zdawać. Widziała jego wady i słabości, lecz od lat była w nim beznadziejnie zakochana. Wychowana jednak w szacunku dla instytucji małżeństwa, dobrze strzegła swojego sekretu, przede wszystkim przed samym Charlesem. Gdyby kiedykolwiek dał po sobie poznać, że odwzajemnia jej uczucia, natychmiast zrezygnowałaby z posady. Nie nadawała się do roli „tej trzeciej". Przenigdy! A on tylko to mógł jej przecież zaoferować. Ellis wiedziała, że Charles nigdy nie rzuci swojej ustosunkowanej Clarissy, chociaż było tajemnicą poliszynela, że dla niej konie są ważniejsze od męża.

Nagle wąska, ozdobiona znajomym sygnetem, dłoń dotknęła jej ramienia. Ellis zerwała się na równe nogi.

– Spokojnie – powiedział Charles, trochę tym ubawiony. – Przyjdź do mojego gabinetu i przynieś jeszcze trochę kawy. Obiecuję tym razem nie udekorować nią ściany.

Kiedy już usiedli po obu stronach biurka, Ellis przyjrzała się dokładniej Charlesowi. Z niejakim zdziwieniem stwierdziła, że wyglądał teraz prawie tak jak zwykle. Z jego twarzy zniknął wcześniejszy wyraz klęski.

– Wolno zapytać, kto jest następcą pana Maitlanda?

– Tak się składa – Charles uśmiechnął się kwaśno – że to dawny kumpel mojej żony, niejaki Matthew Ganning. Z pewnością obiło ci się o uszy to nazwisko.

Ellis zastanowiła się.

– To ten, którego uważają niemal za cudotwórcę?

– Zgadza się. Zresztą nie można się dziwić Zarządowi. Jeśli facet potrafi w rekordowym czasie postawić kilka upadających firm na nogi, wiadomo, że zajdzie wysoko.

Okazało się, że Zarząd jednogłośnie wybrał Matthew Canninga na dyrektora naczelnego Colcraftu, spółki holdingowej zrzeszającej wiele mniejszych przedsiębiorstw, zajmujących się produkcją tekstyliów, sprzętu oświetleniowego, materiałów budowlanych, a nawet planowaniem przestrzennym.

– Nieważne, co produkują. Zanim się obejrzysz, Canning sprawi, że zakład przynoszący dotąd straty, zacznie osiągać duże zyski. On jest jak lokomotywa pod parą. Właśnie mieliśmy okazję odnowić znajomość.

– On już przyjechał?

– Maitland chciał przy pierwszej nadarzającej się okazji przedstawić go naszej wesołej gromadce. – Charles westchnął. – Wiesz, za tydzień kończę czterdzieści dwa lata.

– Pamiętam.

– Ten facet jest sporo ode mnie młodszy, rozumiesz? Czuję się przy nim jak staruszek, który nadaje się tylko na złom.

Dla mnie nie jesteś stary, pomyślała Ellis z ukrytą pasją, którą jedynie jej oczy mogły zdradzić. Charles jednak zbyt był zajęty własnymi kłopotami, by to zauważyć. Poinformował ją, że nowy dyrektor będzie szukał sekretarki, gdyż groźna panna Morrison, prawa ręka Maitlanda, odchodzi na emeryturę razem z nim.

Ellis czekała, że Charles wspomni coś o niej, lecz on dodał tylko, że skoro Zarząd zaakceptował kandydaturę Matthew Canninga, Maitland zamierza odejść natychmiast.

– Nie może się doczekać tej chwili. Aha, Dan Hennessy zajmie moje miejsce. Mój szanowny zastępca czyhał na to od dawna, więc nie jest to dla mnie zaskoczeniem. Zdolna bestia. – Charles zrobił markotną minę. – A jutro wieczorem Maitland wydaje pożegnalne przyjęcie. Żony i mężowie też są zaproszeni.

Czyżby nikogo nie obchodziło, co się ze mną stanie, myślała zrozpaczona Ellis, wracając do swojego pokoju. Dan Hennessy miał już wysoko kwalifikowaną sekretarkę, Vicky Fisher, z którą Ellis zresztą się przyjaźniła. Czyli, jeśli chce dalej pracować w Colcrafcie, nie ma innego wyboru, tylko musi się starać o posadę sekretarki dyrektora naczelnego, a konkurencja będzie duża.

Kierownictwo Colcraftu jadało osobno, reszta personelu korzystała ze stołówki urządzonej w podziemiach. Tego dnia przerwa na lunch była dla Ellis koszmarem. Musiała odpowiadać na setki pytań. Nowiny o tym, że panna Morrison odchodzi, już się rozniosły i wszyscy zastanawiali się, kto obejmie wakujące stanowisko.

– A ty? – spytała Vicky Fisher. – Nie zgłosisz się?

– Nie.

– Boże... – Vicky posmutniała. – Bałam się, że tak będzie. Czuję się okropnie! Ja dostaję w pewnym sensie awans, ale nigdy nie sądziłam, że przez to moja przyjaciółka straci posadę. Myślałam, że ciebie automatycznie przydzielą nowemu naczelnemu. Masz przecież bardzo wysokie kwalifikacje i jesteś taka... taka ambitna. Żadna z nas tak nie harowała, żeby osiągnąć to co ty.

Ellis wiedziała, że Vicky ma rację. Dzięki zachętom Charlesa podjęła zaoczne studia na wydziale administracji. Kosztowało ją to lata wyrzeczeń i trudu, ale już od roku miała dyplom. Nie dostała, co prawda, ani podwyżki, ani awansu, lecz mogła za to przejąć część obowiązków swojego szefa.

– Zacznę przeglądać ogłoszenia, może zarejestruję się w którymś biurze pośrednictwa pracy. Gdzieś na pewno znajdzie się dla mnie jakaś posada.

– Szczególnie teraz, kiedy masz tytuł przed nazwiskiem. – Vicky starała się dodać przyjaciółce otuchy.

Męczący lunch odebrał Ellis zapał do pracy. Kiedy wróciła na górę, Charles prawie natychmiast ją wezwał.

– Spóźnianie się nie jest w twoim stylu. To był długi lunch.

– Wszyscy chcieli się czegoś dowiedzieć o tej reorganizacji. Czułam się jak na przesłuchaniu w parlamencie.

– Dobrze. Teraz odnośnie jutra. Canning zaprosił mnie rano na przyjacielską rozmowę, nie umawiaj mnie więc z nikim. I – Charles znacząco zawiesił głos – ty też masz się tam stawić.

– Ja? Po co?

– Widocznie Oliver Maitland coś mu o tobie napomknął.

– Pan Maitland?

– Powiedział mu, że jesteś warta tyle złota, ile ważysz.

– Bardzo zabawne – powiedziała ponuro Ellis.

– Nie masz się o co gniewać – odrzekł Charles uspokajającym tonem. – Sam go poparłem. To święta prawda. – Nagle znalazł się po drugiej stronie biurka i ujął jej dłonie. – Spędziliśmy razem kawał czasu. Jak sobie dam radę bez ciebie?

Nie przyzwyczajona do takiego jawnego okazywania uczuć, Ellis stała jak sparaliżowana.

– Nie ma ludzi niezastąpionych. – Głos jej drżał.

– Nieprawda. Po niektórych zostaje pustka. – Charles zajrzał jej głęboko w oczy. – Będzie ci mnie brakowało?

– Oczywiście. – Serce zaczęło jej walić, kiedy nagle Charles pochylił się i pocałował ją prosto w usta. I akurat w tym samym momencie rozległo się pukanie do drzwi. Charles zaklął po cichu i wypuścił Ellis z objęć. Z jowialnym uśmiechem odwrócił się ku przybyszowi. Rozpoznała nieznajomego z parkingu.

– Wejdź, wejdź – zapraszał Charles, najwyraźniej nie stremowany faktem, że zaskoczono go, gdy trzymał swoją sekretarkę w objęciach. – Właśnie mówiłem Ellis, że chciałbyś się z nami jutro rano spotkać.

Ellis oddałaby duszę diabłu za możliwość ucieczki od tego mężczyzny, który zbliżał się do niej z ręką wyciągniętą na powitanie. Zarumieniła się, poznając po jego oczach, że zupełnie niewłaściwie ocenił sytuację. Nie straciła jednak głowy.

– Dzień dobry – powiedział Matthew Canning głosem jeszcze o pół oktawy niższym od głębokiego barytonu Charlesa Longmana. Napotkała zimne, taksujące spojrzenie. Dreszcz przeszedł jej po krzyżu. , – Dzień dobry – odparła opanowanym tonem i spojrzała na Charlesa. – Mam dużo pracy. Jeśli nie jestem już potrzebna...

– Ależ oczywiście. – Charles uśmiechnął się i otworzył przed nią drzwi. Ellis z dumnie podniesioną głową wycofała się do swojego pokoju.

Wzruszyła ramionami. Nieważne, co sobie pomyślał. Mimo to ciekawa była, jak długo stał w otwartych drzwiach i ile widział z tej intymnej, aczkolwiek zupełnie niewinnej, sceny. Mniejsza o to. Jak tylko coś sobie znajdzie, rzuci Colcraft. Nie będzie się przyglądać, jak Matthew Canning przywłaszcza sobie stanowisko, które powinien otrzymać Charles.

Dosyć już czasu zmitrężyłam, zdecydowała i przegnała obu panów z myśli. Solidnie zabrała się do roboty, od czasu do czasu przerywając, żeby odebrać telefon. Dzwonili kooperanci, którym udzielała wyczerpujących informacji. Przyzwyczaiła się załatwiać wiele rutynowych spraw samodzielnie, bez zawracania głowy szefowi. Oprócz kwalifikacji i doświadczenia, Ellis miała też znakomitą pamięć i rzadko musiała zaglądać do akt. Charles uważał tę jej cechę za bezcenną.

Właśnie omawiała z rzeczoznawcą jakiś problem związany z budową nowego centrum handlowego w Pennington, kiedy przerwało jej pukanie do drzwi.

– Proszę – powiedziała automatycznie, zaabsorbowana danymi. Dopiero po chwili obejrzała się i zobaczyła Matthew Canninga. Przybrała obojętną minę i nie przerywała rozmowy, jednak po minucie czy dwóch przeprosiła, obiecując ekspertowi, że przygotuje bardziej dokładne informacje na następny dzień. Potem uśmiechnęła się do gościa uprzejmie. Za barykadą własnego biurka czuła się o wiele pewniej.

– Może pan usiądzie? – zaprosiła.

– Dziękuję. – Matthew przysunął sobie wskazane krzesło. Usiadł wygodnie i rozejrzał się po pokoju, w którym panował nieskazitelny porządek. – Mimo woli słyszałem, co pani mówiła. Ma pani w głowie istną bazę danych.

– Ludzki umysł to podobno najlepszy komputer. Żadna maszyna skonstruowana przez człowieka mu nie dorówna.

– Podziwiam panią. Pani rozmówca też musiał być pod wrażeniem pani kompetencji.

– Tak się składa – Ellis wzruszyła ramionami – że naszym ekspertem jest kobieta. Jest bardzo wymagająca dla siebie i dla innych.

– Dziękuję za tę informację – powiedział Matthew Canning oschle i zmienił temat. – Chciałbym omówić – z panią kwestię wakującego stanowiska mojej sekretarki. Przyszedłem zapytać, czy zamierza pani starać się o tę posadę.

– Nie, proszę pana. Nie zamierzam składać podania.

– Czy mogę zapytać, dlaczego?

– Z powodów osobistych. – Ellis zaczęła przekładać papiery leżące przed nią na biurku. – To wszystko... ?

– Myśli pani o zmianie pracy? – zapytał Matthew szybko.

– Nie. Jeszcze nie. – Jakże by chciała móc odpowiedzieć twierdząco! – Mam jednak dobre kwalifikacje, poza tym kilkuletni staż pracy, więc nie powinnam mieć trudności.

– Oczywiście. – Matthew usiadł wygodniej. – Ale to może potrwać. Proponuję więc, żeby tymczasem pracowała pani dla mnie. Powiedzmy przez trzy miesiące, dobrze? Będę z panią szczery. Byłaby to dla mnie ogromna pomoc, gdybym mógł wystartować z kimś tak doświadczonym. Dla pani też byłoby to korzystne. Miałaby pani więcej czasu na znalezienie odpowiedniej posady.

Ellis spojrzała na niego poważnie. Zaskoczył ją tą propozycją. Po incydencie w gabinecie Charlesa, Matthew Canning wydawał jej się ostatnią osobą, z którą chciałaby współpracować. Z drugiej strony jednak, było to niewątpliwie jakieś wyjście.

– Tyle się dzisiaj wydarzyło, że trudno mi się tak ad hoc zdecydować. Czy mogłabym się nad tym zastanowić?

– Oczywiście. – Matthew wstał. – Proszę tylko, żeby mi pani dała znać z samego rana, na wypadek gdybym musiał szukać kogoś innego. – Już w drzwiach dodał: – Charles Longman zostaje tylko do piątku, będzie więc pani bezrobotna. Moja oferta wydaje się praktycznym rozwiązaniem, nawet na krótko. – Ukłonił się i zamknął za sobą drzwi. Ellis poczuła się, jakby powietrze z niej uleciało.

Do piątku! Nawet jej do głowy nie przyszło, że to już tak szybko. Myśl, że może już nigdy w życiu nie zobaczy Charlesa, wydawała jej się straszna. Miała ochotę oprzeć głowę na biurku i rozpłakać się jak dziecko. W pewnej chwili uśmiechnęła się do siebie. Dziwne, pomyślała, że to Matthew Canning, a nie Charles, zatroszczył się o jej przyszłość.

Rozdział 2

Ellis wróciła do domu kompletnie wyczerpana. Dziękowała losowi za to, że stać ją na samodzielne mieszkanie. Dzisiejszego wieczoru bardziej niż kiedykolwiek potrzebowała spokoju, by w samotności dojść do siebie po przeżytym wstrząsie.

Zdjęła odświętny czerwony kostium i jedwabną bluzkę i zanim przebrała się w dżinsy i podkoszulek, weszła pod prysznic. Myślała o tym, co powinna odpowiedzieć Canningowi, no i o Charlesie...

Da sobie, oczywiście, jakoś radę. Zawsze dumna była ze swego zdrowego rozsądku, a doświadczenie nauczyło ją, że zawód miłosny to jeszcze nie koniec świata. Ale, westchnęła, bardzo będzie mi go brakowało.

t Charles od długiego czasu był jakby integralną częścią jej życia. I dlatego poczuła się głęboko dotknięta, że nie przyszło mu nawet do głowy, iż odchodząc zostawia ją na lodzie. Czyżby naprawdę była mu zupełnie obojętna? Kiedy ją dzisiaj pocałował, wydało jej się, że nareszcie dostrzegł w niej kobietę.

Nazajutrz rano, kiedy po nadspodziewanie dobrze przespanej nocy, trochę już spokojniejsza zjawiła się na parkingu, pierwszą rzeczą, jaką zobaczyła, był czarny lotus nowego dyrektora. Od razu popsuł jej się humor. Poszła prosto do siebie i postanowiła zabrać się od razu do pracy, żeby dzień minął szybko. Wiedząc, że Charles Longman zjawi się najwcześniej za godzinę, energicznie zajęła się wyszukiwaniem informacji i danych dla Alison Blake.

– Wcześnie pani zaczyna – powiedział Matthew Canning od drzwi. Uśmiechał się lekko. – Dzień dobry. Pukałem, ale była pani tak zaabsorbowana pracą, że pewnie pani nie usłyszała.

– Dzień dobry. Czym mogę służyć? – Ellis spojrzała na niego pytająco i poprawiła okulary. Chyba nie spodziewa się tak od razu usłyszeć, na co się zdecydowała!

– Ciekaw tylko byłem, o której przychodzi Longman.

– Zazwyczaj około dziewiątej.

– Codziennie?

Ellis skinęła głową. Nie wspomniała, że często zdarza mu się przyjeżdżać o wiele później.

Ku jej zdziwieniu Matthew Canning przysiadł na brzegu biurka. Wyglądał rześko i zdrowo. Lekko opalone policzki miał gładko ogolone, oczy jasne, włosy lśniące. Ubrany był w nieskazitelnie białą koszulę i ciemny garnitur.

– A pani? Zawsze zaczyna pani o tej porze?

– Zawsze, chyba że jestem chora...

– Przykład godny naśladowania. O której mogę się spodziewać reszty pracowników?

Ellis poinformowała go, że prawie wszyscy przychodzą przed wpół do dziewiątej.

– Aha. W takim razie niech pani do mnie zadzwoni, kiedy Longman raczy się w końcu pokazać, dobrze? Chciałbym z nim i z panią porozmawiać, zanim zobaczę się z Hennessym.

– Oczywiście.

– Dziękuję i do zobaczenia później. Ale proszę – Matthew uniósł brwi i spojrzał na nią chłodnym wzrokiem – żeby to nie było zbyt późno.

Ellis wpatrywała się w zamknięte drzwi ze złością.

Boże, modliła się żarliwie, niech Charles chociaż raz przyjdzie przed dziewiątą! Ale jej prośby nie zostały wysłuchane. Charles zjawił się jeszcze później niż zazwyczaj, bo dopiero o wpół do dziesiątej. Dochodziła dziesiąta, kiedy pozwolił jej zadzwonić do gabinetu dyrektora naczelnego.

– Miej litość – błagał, połykając aspirynę i popijając ją kawą. – Daj mi czas wziąć się w garść, zanim stanę przed obliczem Dżyngischana.

Ellis nie poznała się na dowcipie. Nie ulegało wątpliwości, że Charles cierpi z powodu gigantycznego kaca, ale tym razem mu jednak nie współczuła. Wiedziała, jak druzgocący cios mu zadano, niemniej spodziewała się, że akurat dzisiaj stawi się do pracy punktualnie.

– Pomyślałam, że zechce się pan zapoznać z tymi zestawieniami – powiedziała raźnym tonem. – Na wypadek, gdyby pan Canning o coś zapytał.

Charles bez entuzjazmu wziął od niej arkusze i ziewając rzucił okiem na porządne notatki. Uśmiechnął się do Ellis potulnie i rzekł:...

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jajeczko.pev.pl