[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Kathie DeNosky
Kuszący układ
KOZDZIAł. PIF.RWSZY
Gdy Katie Andrews wyszła z przychodni na skąpaną
w czerwcowym słońcu ulicę, słowa łagodnej przestrogi
doktora Bradena wciąż dźwięczały jej w uszach.
„Biorąc pod uwagę, że wczesne menopauzy wyda
ją się w twojej rodzinie dziedziczne, obawiam się,
Katie, że to ostatni dzwonek. Jeśli zamierzasz mieć
dzieci, najwyższa pora o tym pomyśleć".
Większość kobiet w wieku trzydziestu czterech lat
nie musi myśleć o zbliżającym się przełomie w ich
życiu; mają na to co najmniej dziesięć albo piętnaście
lat. Katie, na swoje nieszczęście, nie należała do tej
większości. Wszystkie kobiety w jej rodzinie wkra
czały w menopauzę około trzydziestego szóstego ro
ku życia. Kiedy kończyły czterdziestkę, okres płod
ności miały zdecydowanie za sobą.
Katie przygryzła dolną wargę. Możliwe, że już
było za późno, żeby mogła mieć dziecko. Jej siostra
Carol Ann i jej mąż zdecydowali się na to, kiedy oboje
mieli po trzydzieści pięć lat, i ona, żeby zajść w ciążę,
musiała się poddać kuracji hormonalnej. Rezultatem
były narodziny czworaczków.
Kalie wzięła głęboki, urywany oddech. Oczywi
ście chciała mieć więcej niż jedno dziecko, ale raczej
jedno po drugim, a nie naraz. Biedna Carol Ann była
tak przytłoczona obowiązkami związanymi z pielęg
nacją czwórki niemowląt, że jej rodzice zostawili Ka
lie prowadzenie baru Blue Bird i przenieśli się do
Kalifornii, żeby pomóc starszej córce.
Zerknąwszy na zegarek, Katie włożyła do torby
broszurę, którą dał jej doktor Braden. Musiała odło
żyć osobiste rozterki do popołudnia, kiedy zamknie
bar, i natychmiast wracać do swoich obowiązków
w Blue Bird. Gdyby nie zjawiła się tam przed porą
lunchu, Helen McKinney wpadłaby pewnie w szał
i z miejsca rzuciła pracę. Rodzice Katie nigdy by jej
nie wybaczyli, że straciła najlepszą kucharkę we
wschodnim Tennessee.
Dobiegający z oddali warkot motoru stawał się co
raz głośniejszy i w chwili, kiedy miała przejść przez
ulicę, lśniący czerwono-czarny harley davidson z ry
kiem silnika zatrzymał się przed Blue Bird. Dosiada
jący potężnej maszyny mężczyzna skinął głową, kie
dy Katie mijała go w pośpiechu, ale nie zauważyła,
żeby spojrzał w jej stronę, gdy zgasił motor i zdjął
lustrzane okulary przeciwsłoneczne.
Nic było w tym nic niezwykłego. Od czasu gdy
dwa miesiące temu Jeremy pojawił się w miasteczku,
nie zawarł bliższej znajomości z nikim poza Harvem
Jenkinsem. Właściwie wiedziano o nim tylko tyle, że
wprowadził się do starej górskiej chaty Granny'ego
Applegate'a w Piney Knob, i codziennie przyjeżdżał
do Dixie Ridge, żeby zjeść lunch i pogadać z Harvem
o wędkarstwie muchowym.
Poza tym ten ogromnej postury mężczyzna nie
zdradzał żadnej potrzeby kontaktu z ludźmi.
Tym bardziej się zdziwiła, gdy wchodząc do baru,
zobaczyła przed sobą długie, muskularne ramię i rękę
przytrzymującą drzwi. Obejrzawszy się przez ramię,
wstrzymała oddech. Po raz pierwszy stała tak blisko
tajemniczego pana Gunna... zdumiona, że musiała
zadrzeć głowę, żeby spotkać się z jego wzrokiem.
Sama miała ponad metr osiemdziesiąt wzrostu, więc
nie zdarzało się to zbyt często.
- Dziękuję, panie Gunn - wydukała.
- Mam na imię Jeremy. - W jego głębokim bary
tonie nie było śladu emocji, ale na dźwięk tego głosu
poczuła się jeszcze bardziej rozdygotana.
Wchodząc w pośpiechu do środka, miała nogi jak
z waty. Zastanawiała się, dlaczego bliskość tego męż
czyzny zrobiła na niej takie wrażenie i czy przypad
kiem nie postradała rozumu.
- Jesteś nareszcie! - zawołała Helen McKinney
przez otwarte okienko za bufetem. - Nie wyrabiam
się z przyjmowaniem zamówień.
- Przepraszam. - Katie wcisnęła pod bufet torebkę
i sięgnęła po fartuch. - Kilka wizyt u doktora się
przedłużyło i musiałam poczekać.
- Coś ci dolega? - W głosie zirytowanej Helen
pojawiła się troska.
- Nie, to było zwykłe coroczne badanie i poza
tym, że ważę jakieś osiemnaście kilo więcej, niż po
winnam, jestem zdrowa jak koń.
Helen, kręcąc głową, polała białym sosem kopczyk
tłuczonych ziemniaków i smażony stek.
- Nie wiem, kto wymyśla te wszystkie normy
wzrostu i wagi, i na jakim świecie ci ludzie żyją!
Wyglądałabym jak strach na wróble, gdybym ważyła
tyle, ile powinnam według tych głupich tabel. - Po
dała Katie talerz przez okienko. - To dla Harva. In
nymi się nie zajmuj. Przyjęłam zamówienia od wszy
stkich poza tym tam. Milczącym Samem, który gada
z Harvem o wędkach i muchach.
- Jeremy zwykle zamawia danie dnia.
- Jeremy? - Helen uniosła brew i łyżka, którą na
kładała na talerz zielony groszek, zawisła nieruchomo
w powietrzu. - Czy ja się nie przesłyszałam? Od kie
dy to jesteś z nim tak zaprzyjaźniona?
- Nie jestem - odpowiedziała stanowczo, starając
się panować nad głosem. - Ale on tu przychodzi pra
wie codziennie od dwóch miesięcy, więc nazywanie
go Milczącym Samem wydaje mi się niewłaściwe.
- Katie... Gdybym cię nie znała, pomyślałabym,
że się do niego wdzięczysz - powiedziała Helen
z wesołym błyskiem w oczach.
- Daj spokój, Helen - obruszyła się Katie, nie ro-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl jajeczko.pev.pl
Kathie DeNosky
Kuszący układ
KOZDZIAł. PIF.RWSZY
Gdy Katie Andrews wyszła z przychodni na skąpaną
w czerwcowym słońcu ulicę, słowa łagodnej przestrogi
doktora Bradena wciąż dźwięczały jej w uszach.
„Biorąc pod uwagę, że wczesne menopauzy wyda
ją się w twojej rodzinie dziedziczne, obawiam się,
Katie, że to ostatni dzwonek. Jeśli zamierzasz mieć
dzieci, najwyższa pora o tym pomyśleć".
Większość kobiet w wieku trzydziestu czterech lat
nie musi myśleć o zbliżającym się przełomie w ich
życiu; mają na to co najmniej dziesięć albo piętnaście
lat. Katie, na swoje nieszczęście, nie należała do tej
większości. Wszystkie kobiety w jej rodzinie wkra
czały w menopauzę około trzydziestego szóstego ro
ku życia. Kiedy kończyły czterdziestkę, okres płod
ności miały zdecydowanie za sobą.
Katie przygryzła dolną wargę. Możliwe, że już
było za późno, żeby mogła mieć dziecko. Jej siostra
Carol Ann i jej mąż zdecydowali się na to, kiedy oboje
mieli po trzydzieści pięć lat, i ona, żeby zajść w ciążę,
musiała się poddać kuracji hormonalnej. Rezultatem
były narodziny czworaczków.
Kalie wzięła głęboki, urywany oddech. Oczywi
ście chciała mieć więcej niż jedno dziecko, ale raczej
jedno po drugim, a nie naraz. Biedna Carol Ann była
tak przytłoczona obowiązkami związanymi z pielęg
nacją czwórki niemowląt, że jej rodzice zostawili Ka
lie prowadzenie baru Blue Bird i przenieśli się do
Kalifornii, żeby pomóc starszej córce.
Zerknąwszy na zegarek, Katie włożyła do torby
broszurę, którą dał jej doktor Braden. Musiała odło
żyć osobiste rozterki do popołudnia, kiedy zamknie
bar, i natychmiast wracać do swoich obowiązków
w Blue Bird. Gdyby nie zjawiła się tam przed porą
lunchu, Helen McKinney wpadłaby pewnie w szał
i z miejsca rzuciła pracę. Rodzice Katie nigdy by jej
nie wybaczyli, że straciła najlepszą kucharkę we
wschodnim Tennessee.
Dobiegający z oddali warkot motoru stawał się co
raz głośniejszy i w chwili, kiedy miała przejść przez
ulicę, lśniący czerwono-czarny harley davidson z ry
kiem silnika zatrzymał się przed Blue Bird. Dosiada
jący potężnej maszyny mężczyzna skinął głową, kie
dy Katie mijała go w pośpiechu, ale nie zauważyła,
żeby spojrzał w jej stronę, gdy zgasił motor i zdjął
lustrzane okulary przeciwsłoneczne.
Nic było w tym nic niezwykłego. Od czasu gdy
dwa miesiące temu Jeremy pojawił się w miasteczku,
nie zawarł bliższej znajomości z nikim poza Harvem
Jenkinsem. Właściwie wiedziano o nim tylko tyle, że
wprowadził się do starej górskiej chaty Granny'ego
Applegate'a w Piney Knob, i codziennie przyjeżdżał
do Dixie Ridge, żeby zjeść lunch i pogadać z Harvem
o wędkarstwie muchowym.
Poza tym ten ogromnej postury mężczyzna nie
zdradzał żadnej potrzeby kontaktu z ludźmi.
Tym bardziej się zdziwiła, gdy wchodząc do baru,
zobaczyła przed sobą długie, muskularne ramię i rękę
przytrzymującą drzwi. Obejrzawszy się przez ramię,
wstrzymała oddech. Po raz pierwszy stała tak blisko
tajemniczego pana Gunna... zdumiona, że musiała
zadrzeć głowę, żeby spotkać się z jego wzrokiem.
Sama miała ponad metr osiemdziesiąt wzrostu, więc
nie zdarzało się to zbyt często.
- Dziękuję, panie Gunn - wydukała.
- Mam na imię Jeremy. - W jego głębokim bary
tonie nie było śladu emocji, ale na dźwięk tego głosu
poczuła się jeszcze bardziej rozdygotana.
Wchodząc w pośpiechu do środka, miała nogi jak
z waty. Zastanawiała się, dlaczego bliskość tego męż
czyzny zrobiła na niej takie wrażenie i czy przypad
kiem nie postradała rozumu.
- Jesteś nareszcie! - zawołała Helen McKinney
przez otwarte okienko za bufetem. - Nie wyrabiam
się z przyjmowaniem zamówień.
- Przepraszam. - Katie wcisnęła pod bufet torebkę
i sięgnęła po fartuch. - Kilka wizyt u doktora się
przedłużyło i musiałam poczekać.
- Coś ci dolega? - W głosie zirytowanej Helen
pojawiła się troska.
- Nie, to było zwykłe coroczne badanie i poza
tym, że ważę jakieś osiemnaście kilo więcej, niż po
winnam, jestem zdrowa jak koń.
Helen, kręcąc głową, polała białym sosem kopczyk
tłuczonych ziemniaków i smażony stek.
- Nie wiem, kto wymyśla te wszystkie normy
wzrostu i wagi, i na jakim świecie ci ludzie żyją!
Wyglądałabym jak strach na wróble, gdybym ważyła
tyle, ile powinnam według tych głupich tabel. - Po
dała Katie talerz przez okienko. - To dla Harva. In
nymi się nie zajmuj. Przyjęłam zamówienia od wszy
stkich poza tym tam. Milczącym Samem, który gada
z Harvem o wędkach i muchach.
- Jeremy zwykle zamawia danie dnia.
- Jeremy? - Helen uniosła brew i łyżka, którą na
kładała na talerz zielony groszek, zawisła nieruchomo
w powietrzu. - Czy ja się nie przesłyszałam? Od kie
dy to jesteś z nim tak zaprzyjaźniona?
- Nie jestem - odpowiedziała stanowczo, starając
się panować nad głosem. - Ale on tu przychodzi pra
wie codziennie od dwóch miesięcy, więc nazywanie
go Milczącym Samem wydaje mi się niewłaściwe.
- Katie... Gdybym cię nie znała, pomyślałabym,
że się do niego wdzięczysz - powiedziała Helen
z wesołym błyskiem w oczach.
- Daj spokój, Helen - obruszyła się Katie, nie ro-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]